środa, 5 grudnia 2012

Transliminalność (definicja)

Zespół cech charakterystycznych, predysponujących do bycia dobrym telepatą: bycie bardziej kreatywnym niż przeciętna, odczuwanie silnych emocji, refleksyjność wynikająca z „myślenia magicznego”, bogata wyobraźnia i zdolność do głębokiego fantazjowania (umiejętność wyobrażenia sobie jakiejś rzeczy i rzeczywistych odczuć związanych z tą rzeczą), umiejętność wysokiej koncentracji na jakiejś czynności, przypisywanie w dzieciństwie lalkom uczuć i traktowanie ich jakby były żywe, oraz posiadanie wymyślonych przyjaciół.

czwartek, 18 października 2012

Ruchome ściany

Bodźce pochodzące ze zmysłów są zniekształcone, np. obraz z oka jest odwrócony, pokrzywiony i ma wielką dziurę w środku. Trafiają na pierwszą warstwę kory nowej, gdzie są prównywalne z modelem świata zapisanym w pamięci, po korekcji na drugą warstwę itd., aż ostatecznie trafiają do szóstej, tej świadomej. Większość ludzi nie zdaje sobie sprawy z subiektywności wrażeń, których doświadczają. Zdarzają się zaburzenia tego procesu, mózg może usunąć istniejące rzeczy lub wstawić nieistniejące. Niektóre wzory zakłócają ten proces korekcji:

czwartek, 4 października 2012

Paradyzm.pl

Ostatnio trochę zaniedbywałem bloga, bo byłem zajęty innymi projektami. W tym koordynacją propagowania paradyzmu w Polsce: http://www.facebook.com/paradyzm

Tu oryginalna, międzynarodowa strona: http://www.paradism.org/
Jeszcze nie ma tłumaczenia, trwają ostateczne poprawki.

Tutaj odmiana francuska: http://www.paradisme.fr/
Tutaj szwajcarska: http://www.paradisme.ch/ , gdzie wystawiono kandydata w wyborach samorządowych.

Są też osoby odpowiedzialne za inne kraje, w tym Włochy, Wielką Brytanię, Japonię, Stany Zjednoczone, Kanadę, Niemcy...

Tutaj strona propagująca ideę utworzenia światowego rządu geniokratycznego: http://www.earthpeopleorg.org/

wtorek, 21 sierpnia 2012

Waluta światowa

"Eksperci" wypowiadali się w mediach, że inwestycje w złoto są nieopłacalne, że jego cena nie rośnie, może wręcz spaść.

Nie wiem skąd mieli takie informacje, bo sprawdziłem. W ostatnich 5 latach wzrost sięgnął 214% za jedną uncję (z 1684 zł w roku 2006 do 5241 zł na koniec 2011). Faktycznie, słaby zarobek:)

Sprawa jest jeszcze poważniejsza. Otóż kilka państw na świecie, w tym Chiny, Wenezuela i Libia (ten ostatni to już historia, wiadomo jak Kadafi skończył), za posiadane nadwyżki dolarów skupują i zwożą do siebie światowe rezerwy złota. Stąd zwyżka cen kruszcu.
Libia próbowała utworzyć uniwersalną walutę afrykańską, opartą na parytecie złota, czyli o sztywnej wartości, bez możliwości spekulacji. Natomiast Chiny przymierzają się do stworzenia waluty globalnej, na razie wykorzystywanej do dokonywania płatności w handlu międzynarodowym.
Z kolei Stany Zjednoczone i Unia Europejska rozważają możliwość połączenia sił i wprowadzenia elektronicznej waluty globalnej bez pokrycia. Walutę azjatycką chce też stworzyć Rosja w ramach Euroazjatyckiej Unii Gospodarczej, obejmującej Rosję, Białoruś i Kazachstan.

sobota, 18 sierpnia 2012

Kłopoty Amber Gold

Sprawa ostatnio głośna w mediach. A mnie nachodzą pewne wątpliwości, bo coś tutaj się nie zgadza.

Kłopoty Amber Gold zaczęły się, gdy zawieszono linii lotniczej OLT Express koncesję na loty pasażerskie. Rzekomo z powodu niepewnej sytuacji finansowej. To zablokowało wpływy z biletów, czyli w praktyce oznaczało jej bankructwo.
Tak, zgodnie z wytycznymi Unii Europejskiej urząd państwowy ma doprowadzić firmę lotniczą do bankructwa, w celu ochrony jej klientów przed bankructwem (!). O ile w przypadku biur turystycznych to ma sens, to przecież linie lotnicze nie wysadzą w czasie lotu pasażerów, bo właśnie zbankrutowały. Kiedy przestają realizować loty, to przecież nikt nie kupi nowego biletu. Co najwyżej poszkodowani są ci, którzy kupili wiele dni lub tygodni wcześniej i już zapłacili.

Następnie z powodu niepewnej sytuacji finansowej bank zablokował konta Amber Gold, uniemożliwiając wypłatę pieniędzy klientom. Poszła fama i wszyscy zaczęli się wycofywać, ale nie mogli bo konta były zablokowane przez bank. W ekspresowym tempie sąd ogłosił upadłość firmy, na wniosek jej klienta.

W mediach wypowiadali się "eksperci", że na złocie się nie zarobi, bo jego cena nie wzrasta.

To wszystko kupy się nie trzyma. Najpierw media i urzędy zaczęły oczerniać firmę, potem urzędy i banki w praktyce zablokowały jej działalność, a kiedy już nie działała z przyczyn niezależnych od niej samej, sąd ogłosił jej upadłość.

Są tylko dwa wyjaśnienia tych faktów. Obydwa przewidują zaplanowaną i skoordynowaną akcję zniszczenia firmy z zewnątrz. Tylko motywacje budzą wątpliwości - czy po to, aby chronić jej potencjalnych przyszłych klientów przed oszustwem (bo istniejących nie uchroniono), czy aby zniszczyć niewygodną konkurencję dla banków i linii lotniczych?

Odpowiedź na to pytanie będzie możliwa dopiero po wypłynięciu informacji dotyczącej tajemniczych źródeł zysku Amber Gold. Czy to była klasyczna piramida finansowa, płacąca z wpływów pochodzących od nowych wpłat, czy może realny model biznesowy, zarabiający na siebie?

Czemu "eksperci" wspominali tylko o braku wzrostu cen złota, a zapomnieli o innej możliwości zarabiania na nim? Właściciel wspominał jedynie o "różnicach kursowych". To jak w przypadku kantoru wymiany walut, zyski ze zmian kursów są niewielkie i bardzo nieprzewidywalne, jednak sam kantor zarabia kupując taniej i sprzedając drożej, tylko pośredniczy pomiędzy sprzedającymi a kupującymi.

Ostatnio prokuratora prowadzi śledztwo również w sprawie prania brudnych pieniędzy. Może i tak było, może nie, ale jak było, to oznacza, że sama firma nie była oszustwem, wypłacałaby pieniądze z odsetkami swoim klientom, co najwyżej pochodziłyby one z nielegalnych źródeł (przestępcy legalizują zyski z działalności niezgodnej z prawem otwierając np. restauracje, które oficjalnie mają ogromne zyski, a klientów jakoś na miejscu nie widać). A to już zmartwienie dla służb państwowych, nie dla niczego nieświadomych klientów.

Czas pokaże...

wtorek, 14 sierpnia 2012

Społeczna kontrola

Poniższy tekst napisałem jako odpowiedź na Facebookowej stronie Ruchu Palikota, ale wyszło całkiem elegancko, więc tu też go przytoczę.

Ateizm jest jedyną przyszłością Polski i świata. Jak długo można jechać na irracjonalnych zabobonach?

Tak się dziwnie składa, że z reguły ateiści są lewicowcami i mają socjalistyczne (opiekuńcze) podejście do spraw gospodarki, religijni prawicowcy przeciwnie, są za dzikim kapitalizmem. Otóż kapitalizm wymyślił Adam Smith, który powoływał się na Boga, jak to boskie prawa natury sprawiają, że popyt i podaż się równoważą itp. W praktyce guzik, w ogóle to się nie sprawdza, bogaci się nadal bogacą, coraz szersze rzesze biedoty biednieją. Ale do kapitalistów to nie dociera - ktoś jest biedny, widocznie Bóg tak chciał, może ów człowiek usługuje Szatanowi i jest kimś gorszym, ktoś jest chory i nie ma na leczenie, też Bóg tak chciał itd.
Kapitaliści są liberałami w sprawach gospodarczych, a konserwatystami w sprawach społecznych, bo ten System sprawił, że są na szczycie, kimś lepszym, a rewolucja społeczna podcięłaby skrzydła ich biznesom, rzekomo opartym na wstawiennictwie Bożym. Wręcz religijny kapitalizm ma wiele wspólnego z faszyzmem, który preferuje wolność najbogatszych przedsiębiorców i zniewolenie prawne reszty obywateli, USA są już de facto takim faszystowskim krajem.

Religia też służy wyłącznie tym bogatym i posiadającym władzę, taki rodzaj kontroli społecznej. Dlatego kapłani od zawsze współpracowali z władzami, dostawali kasę, ziemie, zaszczyty itd., a ludowi wciskali ciemnotę, żeby nie okradał tych bogatych i pokornie znosił podatki, a po śmierci w nagrodę będzie miał lepsze życie. Podobnie z nacjonalizmem (walka o "wolność kraju"), to też służy tylko tym na szczycie. Czyli taki przekręt, ale lud się nie orientuje o co tu chodzi.

Kiedy ludzie są sfrustrowani, czy to kiepskim pożyciem seksualnym, czy to poczuciem winy (że nie są tak "doskonali" jak to niejaki Bóg od nich oczekuje), czy to sytuacją ekonomiczną (z powodu wyzysku przez państwo i bogaczy), czy brakiem poczucia bezpieczeństwa (rzekome kryzysy i jeszcze bardziej rzekomy terroryzm), wtedy by utrzymać kontrolę wskazuje się im zastępczy cel, jakąś mniejszość seksualną lub etniczną, albo inny naród. I tak to się kręci.

Natomiast kwestie seksualności to indywidualna sprawa każdego człowieka, tutaj nie może być schematów, ani przymuszania kogoś do czegoś. Niektórzy ludzie wolą zmieniać partnerów, ale inni wolą być z kimś na stałe, jeszcze inni wolą osoby tej samej płci itd.itp. Jakakolwiek forma narzucania tutaj przynosi tylko przeciwne skutki do zamierzonych (a może to są właśnie zamierzone skutki, by ludzie byli niezadowoleni i można było nimi manipulować?).

Niezadowoleni ludzie sięgają po używki (papierosy, alkohol, narkotyki, hazard, prostytucja itd.), ale te często są... nielegalne. Czy państwu faktycznie chodzi o dobro ludzi, czy może na utrzymaniu społecznego niezadowolenia? Czemu co przyjemne zaraz staje się nielegalne?
To zamknięte koło, bo ludzie nieszczęśliwi wskutek ustroju w którym żyją sięgają po używki aby zapomnieć, a państwo im tego zabrania, by byli dalej nieszczęśliwi.
Jest kilka sposobów uszczęśliwienia ludzi, by nie musieli sięgać po używki (np. medytacja, udane pożycie seksualne, zapewnienie każdemu minimum godnego życia zamiast wydatków na wojsko, policję i więzienia itd.). Ale czasem mam wrażenie, że we władzach państwowych i religijnych siedzą sami cyniczni psychopaci, uwielbiający utrudniać życie innym, powołujący się przy tym na Biblię czy inny Koran.

piątek, 10 sierpnia 2012

Kilka zdań

  • To nie czas płynie, lecz człowiek podróżuje poprzez czas.
  • Wszechświat generuje przyszłość z przeszłości dzięki teraźniejszości .
  • Podobne przyciąga podobne, myśli kreują przyszłość.
  • Szczęście pochodzi z wnętrza, przyjemność z zewnątrz. Opieranie życia na samej przyjemności prowadzi do lęku o jej utratę. Można czuć się szczęśliwym niezależnie od okoliczności zewnętrznych. Po prostu weź głęboki oddech i bądź szczęśliwy.

czwartek, 2 sierpnia 2012

Media kłamią

Już parę razy to przyuważyłem, uczestnicząc w jakimś wydarzeniu i później zapoznając się z doniesieniami medialnymi. Jakby chodziło o zupełnie różne wydarzenia.
Okazuje się, że wszystkie po kolei media kłamią, manipulują wydarzeniami. Jedne w celach ideologicznych (np. katolickie), inne tylko szukają sensacji, bo ta najlepiej się sprzedaje, rosną wpływy z reklam.

W tym roku na całym świecie odbywały się demonstracje, głównie przeciwników dofinansowania systemu bankowego kosztem opieki socjalnej i wzrostu podatków. Tysiące ludzi wyszło na ulice (fot.):
W mediach cisza. Tylko coś tam wspominali o protestach przeciwko ACTA, ale niewiele.

poniedziałek, 23 lipca 2012

Małpi szpieg

Podczas wojen napoleońskich jeden z francuskich okrętów schronił się przed sztormem w brytyjskim porcie Hartlepool. Z pokładu zmyło małpę ubraną we francuski mundur. Mieszkańcy miasteczka ją złapali, ale nigdy wcześniej nie widzieli cudzoziemca, nie znali obcej mowy, więc wzięli ją za szpiega z Francji. Skazano ją na śmierć poprzez powieszenie.

niedziela, 22 lipca 2012

Kobieta-bluszcz

W dawnych Indiach do skrytobójstwa wykorzystywano vishakanya, czyli "zatrute panny". Od wczesnego dzieciństwa podawano im niewielkie dawki trucizn (np. ziół, jadu węży lub skorpionów). Ich organizm się uodparniał, a kiedy ktoś z nimi spędził noc, długo nie pożył.

niedziela, 15 lipca 2012

Poznaj atom

Rząd prowadzi kampanię promocyjną, więc przyjrzałem się tej kwestii. Oto kilka znalezionych informacji o energetyce atomowej:
  • Z budżetu Polski przeznaczono na kampanię promującą energetykę jądrową 18-22mln zł. Planowana jest budowa 4 elektrowni atomowych za 150mld zł.
  • Skutki awarii w Czarnobylu są „niewielkie”, ale ich eliminacja pochłania co roku 5-7% budżetu Ukrainy.
  • Reaktory 3 generacji ponoć są bezpieczne, ale budowa pierwszego reaktora tego typu (Olkiluoto 3 w Finlandii) jest opóźniona o 2 lata, budżet przekroczony o połowę, naliczono ponad 1000 usterek. Budowa 2 reaktorów w Vogtle (Georgia) zajęła 15 lat, a budżet został przekroczony o 1200%.
  • W Polsce nie potrafią zbudować nawet autostrady i stadionu, żeby to się po tygodniu nie zaczęło sypać, a chcą zbudować elektrownię atomową…
  • Polska w 2020 roku planuje mieć 2MW z fotoogniw, Austria 320MW, Francja 4’860MW, Wielka Brytania 2’680MW, Belgia 1’340MW, Niemcy 51’173MW (2x więcej niż zużywa obecnie Polska!), USA 84’000MW. (Maciej Nowicki „Nadchodzi era Słońca”, PWN)
  • Scentralizowana energetyka jest formą opodatkowania społeczeństwa przez rządy.
  • W Polsce do 2030 roku jest możliwe zaspokojenie ok. 45% zapotrzebowania na energię ze źródeł odnawialnych (biomasa, energetyka wiatrowa), co spowodowałoby powstanie 386tyś miejsc pracy (energetyka jądrowa ok. 200tyś).
  • Uran wydobywa się wtłaczając pod ziemię stężony kwas siarkowy i cyjanek potasu, które przedostają się do wód gruntowych. Powstaje radon wywołujący wśród okolicznych mieszkańców raka płuc.
  • Istnieją tylko normy dotyczące dawek promieniowania z zewnętrznego źródła, nieznane jest zagrożenie od izotopów, które przeniknęły do organizmu. 
  • Przy wydobyciu uranu, transporcie i produkcji paliwa również jest wytwarzany CO2.
  • Elektrowni atomowych nie można włączać i wyłączać, przez co są niekompatybilne z energetyką odnawialną. W Niemczech są zastępowane przez elektrownie gazowe.
  • Energia z elektrowni atomowych jest tańsza z powodu subsydiów rządowych. Jednak zyski w przypadku energii ze źródeł odnawialnych trafiają do licznych małych firm, zamiast do zaledwie kilku korporacji, co powoduje rozwój gospodarczy.
  • Technologią budowy reaktorów dysponują tylko nieliczne firmy, brak niezależnych dostawców i serwisantów.
  • Brak niezależnych organizacji badającej bezpieczeństwo instalacji nuklearnych.
  • Na wypadek awarii Japończycy usytuowali elektrownie atomowe z dala od dużych miast, szczególnie Tokio.
  • W Japonii koszt produkcji energii z elektrowni atomowej oficjalnie wynosi 20gr/kWh, po uwzględnieniu poziomu dofinansowania rządowego 40gr/kWh (bez kosztów odszkodowań dla mieszkańców Fukushimy), gazowej/węglowej 37gr/kWh, wodnej 27gr/kWh. Wiele fabryk korzysta z własnych, tańszych elektrowni węglowych.
  • Żadna z japońskich elektrowni atomowych nie jest zabezpieczona przed silnymi trzęsieniami ziemi.
  • Jest zakaz wstępu na tereny w promieniu 20 km od Fukushimy, norma dotycząca promieniowania została przekroczona na terenach długości 250 km (w tym w Tokio), ewakuowano 3,7tyś osób, przeniosło się 130tyś osób.
  • Według obliczeń francuskiej Izby Obrachunkowej (Cour des Comptes) koszt produkcji energii jądrowej oszacowano na 228mld euro (114mld Budowa elektrowni, 19mld przerób odpadów, 55mld badania naukowe, koszty rozmontowania reaktorów), średni koszt wytworzenia energii wyniósł 49,5 euro/MWh, w nowszych reaktorach nawet 70…90 euro/MWh (zrównuje się z aktualnymi kosztami energii wiatrowej).
  • Francuski Instytut Radioochrony i Bezpieczeństwa Nuklearnego oszacował straty wynikające z awarii średniej wagi na 70mld euro, poważnej (jak w Czarnobylu czy Fukushimie) na 600…1000mld euro.
(źródło: „Zielone Wiadomości” Nr 009, maj-czerwiec 2012, ISSN 1898-8717-08)

środa, 13 czerwca 2012

Nowy System?

Poprzednio podałem przykład, jak budownictwo socjalne spowodowałoby spadek ceny mieszkań do poziomu zerowego.
Jeśli jest 99 mieszkań i 100 chętnych to ten, który najmniej zaoferuje stanie się bezdomnym, owo zjawisko nazywa się "niewidzialną ręką rynku" regulującą ceny.
W przypadku 101 mieszkań i 100 chętnych zachodzi ciekawe zjawisko, bo 1 mieszkanie zostaje puste i nie ma na niego chętnego. Jak się posiada coś zbędnego, czego nie można sprzedać z powodu braku chętnych, to ile wynosi cena? Ano zero (0). Z nadmiarową rzeczą można zrobić co się chce, oddać za darmo, zniszczyć, ale i tak się na niej już nigdy nie zarobi. To oczywiście uproszczony opis.

Zadziwia potrzebna niewielka skala do powstania tego zjawiska, bo przy wzroście ilości budowanych mieszkań zaledwie o ok. 2% ich cena spada o 100% do zera. Przy wzroście kosztów budowy o 2%!
To nie jest abstrakcyjny przykład, gdyż w wielu wschodnich rejonach Niemiec samorządy za darmo rozdają mieszkania. Otóż po zjednoczeniu znaczna część mieszkańców w poszukiwaniu pracy przeniosła się na zachód, więc na wschodzie zostały puste budynki, których nikt nie chce zająć. W Skandynawii gminy za darmo dają działki budowlane, żeby tylko ktoś zechciał przyjechać i wybudować sobie dom. Tak na marginesie, tylko patrzeć jak podobna sytuacja będzie w Polsce, gdyż w wielu rejonach kto mógł to wyjechał, zostali sami emeryci, którzy średnio po kilku latach wymrą.

Wraz z zastępowaniem pracy człowieka przez automaty, możliwa się staje nadprodukcja dóbr. Warunkiem jest brak wzrostu populacji. Więc rządy mają dwie opcje:
1) Narzucać ograniczenia produkcji i poświęcać część populacji (bieda, wojny) dla zachowania dotychczasowej ideologii rynkowej.
2) Zlikwidować pieniądze i wszystko rozdawać za darmo.

To drugie rozwiązanie nie jest takie nierealne jakby się wydawało, wystarczą tylko możliwości produkcji tuż powyżej potrzeb, co w wielu dziedzinach ma obecnie miejsce. Oraz, oczywiście, zmiana trybu życia, z dotychczasowego nastawionego na konsumpcję.
Może paść zastrzeżenie, że ciężko będzie kogokolwiek zmotywować bez płacenia mu. Ale to tylko pozory - po co komuś pieniądze, skoro i tak ma wszystko za darmo? Motywacja finansowa jest najbardziej prymitywna, po zaspokojeniu podstawowych potrzeb fizjologii i bezpieczeństwa zanika zgodnie z piramidą Maslowa, pojawia się potrzeba przynależności, uznania i samorealizacji.

Chyba faktycznie to może działać...

wtorek, 12 czerwca 2012

Przekręt Systemu

W którą stronę się nie spojrzę, to nie dowierzam, za dużo absurdów. Czyżby rządzący byli kompletnie głupi, a może w tym szaleństwie jest jakiś ukryty cel?

Wszystko wskazuje na to, że System z założenia generuje problemy społeczne i nie tyle nie jest w stanie, co dla zasady nie może ich rozwiązać, bo przestałby funkcjonować. Na oferowaniu nieskutecznych rozwiązań tych problemów zarabiają politycy, kapłani i przedsiębiorcy. Jednak nigdy nie mogą zaprezentować skutecznego rozwiązania, bo po rozwiązaniu problem przestałby istnieć i staliby się niepotrzebni, trzeba byłoby zwijać interes.

Prosty przykład z zakresu ekonomii:
Jest 100'000 mieszkańców (lub par/rodzin itp.), państwo zamiast przeznaczać środki na armię wybudowało fabrykę prefabrykatów dla budownictwa, z których powstało 100'001 mieszkań. Chce sprzedać lub wydzierżawić, ile wynosi cena mieszkania?
Z punktu widzenia ekonomii nie da się tego policzyć, bo ekonomia to równowaga pomiędzy popytem a podażą. Gdyby było 99'999 mieszkań, to ten 1 który by zaoferował najmniej by nie kupił, zostałby bezdomnym, tak rynek ukształtowałby cenę mieszkań, ale kiedy jest więcej mieszkań niż chętnych to nie działa, cena rynkowa wynosi zero niezależnie od kosztów wybudowania. CELOWO ogranicza się ilość towarów, w tym mieszkań, by każdy chętny zadłużył się na 25 lat i spłacił drugie tyle, efektem ubocznym są bezdomni, bez nich gospodarka by się zawaliła.

Dlatego bieda, głód, bezdomność i przestępczość są integralnymi cechami Systemu, bez nich by nie istniał.
Dawniej permanentnie brakowało towarów, bo były wytwarzane ręką człowieka. Współcześnie to maszyny produkują, więc jest możliwy nadmiar, ale aby zachować dawny porządek rzeczy celowo jest generowany niedobór. Budownictwo socjalne praktycznie nie istnieje, a rządy dopłacają rolnikom by ci mniej produkowali, a nadwyżki są skupowane i niszczone.

To jest w kapitalizmie, ale analogiczna sytuacja była w komunizmie. Słyszałem, że kiedy brakowało towarów na półkach, ludzie w pewnej wsi znaleźli dół, w którym były zasypane przez władze całe tony żywności.

niedziela, 27 maja 2012

Ruch Poparcia Palikota

Oto moje dotychczasowe obserwacje dotyczące tej partii. Osobiste, nie z doniesień medialnych.

Palikot jest bardzo pożyteczny, bo przełamuje różne tabu, przez co może coś się zmienić na lepsze.
Tym bardziej, że to partia niszowa (jak np. Partia Piratów w Parlamencie Europejskim), zajmująca się konkretnymi problemami, niby drobnymi, ale dla wielu ludzi bardzo istotnymi. Natomiast "poważne" sprawy, typu emerytury, funkcjonowanie gospodarki, podatki itp., to już zupełnie inny kaliber i po prostu nie ma tylu głosów w Parlamencie, by cokolwiek z tym zrobić, tutaj rządzi niepodzielnie PO-PSL. Te partie są tak pochłonięte swoimi zadaniami, że np. nie ma kto zająć się kwestiami związków partnerskich (nie mylić z homoseksualizmem, ponad połowa par heteroseksualnych w Polsce nie zamierza zawierać małżeństwa), zatrudnianiem niepełnosprawnych w instytucjach państwowych (prawo nakazuje by niepełnosprawni byli zatrudniani, ale instytucje nie wywiązują się z tego i wolą płacić kary). Albo kwestia nadużywania umów śmieciowych przez pracodawców. W Polsce co roku tysiące młodych ludzi dostaje wyroki za posiadanie marihuany, a gangsterzy chodzą wolno.

Może postępowanie to wynika z faktu, że Palikot jest biznesmenem. Bo właśnie biznes polega na tym, że jak nie ma się możliwości rywalizowania z największymi na rynku, szuka się niszy, na którą nie chcą wejść, a której brakuje potencjalnym klientom.
Nie można wymagać, by lokalny sklepik dla modelarzy rywalizował z siecią supermarketów, to zupełnie inna skala i segment rynku. Mała firma szybko dostosowuje się do specyficznej sytuacji, nie jest statyczna.

Dyskutować na poziomie, poważnie, to można do upadłego, ale to niczego nie zmienia, bo każdy trwa przy swoim, dlatego czasem lepsza jest terapia szokowa. To nawet działa, z psychologicznego punktu widzenia są dwa rodzaje działania układu nerwowego, jeden reaguje na problemy, drugi na wyzwania. Jeśli ktoś dostrzega problem, to nie jest w stanie go rozwiązać, blokuje się, ale jeśli zaangażuje się część umysłu dotyczącą wyzwań, wtedy jest o wiele łatwiej przekonać.
(Może trochę nieporadnie to wytłumaczyłem, oglądałem taki film dokumentalny o terapiach - przychodzi kobieta do terapeuty i mówi, że ma problem, a ten wylewa na nią wodę ze szklanki, ta zdziwiona i mówi że ma problem, to ten znowu polewa, na koniec ona zaczyna się śmiać i mówi, że nie ma żadnego problemu, to już nieistotne).

Zmienność Palikota w kwestiach gospodarczych wynika po prostu z faktu, że system monetarny na świecie się wali i tak naprawdę nikt nie wie co z tym zrobić, żaden ekonomista, wszyscy szukają rozwiązania i nikt go nie widzi. Ruch Poparcia Palikota też szuka, współpracują przy tym z innymi partiami, m.in. ze Stronnictwem Demokratycznym i Partią Zieloni 2004, tylko media o tym nie informują, pokazują sensacje.
To nie jest kwestia zapatrywań lewicowych, prawicowych, udowadniania kto ma rację. Tak naprawdę już jutro można by było wprowadzić cokolwiek, nawet komunizm i znacjonalizować cały majątek prywatny, to tylko kwestia zapisu w Konstytucji, tylko wiadomo, że i tak ten ustrój nie będzie działać. Świat stoi na krawędzi wojny.
Więc trudno oczekiwać od Palikota, że będzie fanatycznie stał na jakimś stanowisku, wbrew realiom.

Jak na razie Palikot nie zaskoczył mnie czymś, co mogłoby wzbudzić podejrzenia. Uznali, że reforma emerytalna jest konieczna, więc zagłosowali za nią, zdając sobie sprawę z niepopularności tej decyzji.
Zachowali się całkowicie odpowiedzialnie. Z pewnością mogliby się wylansować głosując przeciw, a ustawa i tak by przeszła. To byłoby działanie pod publiczkę, ale nie zrobili tego.

piątek, 25 maja 2012

Aborcja zdaniem Kościoła Katolickiego

Według doktryn katolickich, m.in. św. Augustyna, nie sama aborcja jako taka jest grzechem, ale seks który doprowadził do tej ciąży. Płody, które nie są jeszcze w pełni ukształtowane, nie są zdolne do zmartwychwstania, posiadają tylko potencjalną zdolność do stawienia się na sądzie ostatecznym:
Ważna kwestia odnośnie duszy nie może być rozstrzygnięta pośpiesznie przez niedowiedzione i pośpieszne osądy; prawo nie zakłada, że akt przerwania ciąży należy do czynów zabójczych, ponieważ nie można jeszcze stwierdzić z całą pewnością, że istnieje dusza w ciele pozbawionym czucia, gdyż nie jest ono w pełni uformowane, a zatem nie obdarzone zmysłami.
Przyjmowano, że dusza wchodzi w ciało chłopca w 3 miesiącu ciąży, a dziewczynki w 4 miesiącu ciąży. Tylko niektórzy teologowie byli przeciwni aborcji.
Jednak dopiero Jan Paweł II w 1995 roku, w swojej encyklice „Evangelium Vitae" stwierdził, że nikt nie ma prawa do zabijania niewinnego człowieka, nawet pod postacią embrionu, czy płodu.

środa, 16 maja 2012

Sokei-an Sasaki

Przeżycia tegoż mistrza zen:
Pewnego dnia oczyściłem swój umysł ze wszystkich pojęć, zrezygnowałem ze wszystkich pragnień. Odrzuciłem wszystkie słowa, za pomocą których myślałem, i trwałem w spokoju. Czułem się trochę dziwnie, jak gdybym był wprowadzany w coś lub jak gdybym dotykał jakiejś nieznanej mi siły... I cyt! Wstąpiłem. Utraciłem granicę mego fizycznego ciała. Oczywiście miałem swoją skórę, lecz czułem, że znajduję się w środku kosmosu. Mówiłem, lecz moje słowa traciły swe znaczenie. Widziałem ludzi przychodzących do mnie, lecz oni wszyscy byli tym samym człowiekiem. Wszyscy byli mną! Nigdy nie znałem tego świata. Wierzyłem przedtem, że zostałem stworzony, lecz obecnie muszę zmienić swój pogląd: ja nigdy nie zostałem stworzony - ja byłem kosmosem; żaden indywidualny pan Sasaki nie istniał.
Cóż, kolejny przykład epifanii...

piątek, 27 kwietnia 2012

Dalsze pomysły zmian ustrojowych

Dzisiaj rano przyszedł mi do głowy ciekawy pomysł.

Otóż należałoby zrezygnować z władz i polityków, zastąpić ich radą złożoną z pełnomocników. I tyle, proste.

Niby to samo, tylko inna nazwa, jednak różnica jest zasadnicza. Pełnomocnik to reprezentant, nie ma żadnej władzy nad swoim mocodawcą. Czyli wyborcy dokonują wyboru swoich pełnomocników, ci zajmują się bieżącymi sprawami administracyjnymi i podejmują decyzje, jednak w każdej chwili wyborcy mogliby sami zagłosować i zmienić lub uchylić decyzję swoich pełnomocników (dlatego pełnomocnicy de facto nie są żadną władzą, nie mogą nakazać czegoś wbrew woli większości wyborców).
Nie mam na myśli referendum, tylko bezpośrednie głosowanie. W tym głosowaniu musiałaby wziąć udział określona minimalna liczba z ogółu wszystkich wyborców, by uniknąć sytuacji, że zagłosowało np. trzech z iluś tam tysięcy.
Taka demokracja mieszana, przedstawicielsko-bezpośrednia, łącząca zalety obydwu bez ich wad.

Wadą demokracji przedstawicielskiej, aktualnie najczęściej spotykanej, jest absolutny brak kontroli wyborców nad wybranymi przez siebie politykami. Co najwyżej wyborcy następnym razem zagłosują inaczej, ale politycy już zdążą narobić szkód. Taki system zmusza też ich do zakłamania.

Do niedawna było niemożliwe wprowadzenie demokracji bezpośredniej w większej społeczności, teraz technika na to pozwala. Wadą demokracji bezpośredniej jest konieczność zaangażowania w proces decyzyjny wszystkich wyborców, a najczęściej nie mają na to ani czasu, ani ochoty.

Z kolei wadą każdej demokracji, w tym wszystkich trzech wymienionych powyżej, jest głupota wyborców, bo w społeczeństwie jest tyle samo idiotów co geniuszy. W żadnej innej firmie lub instytucji niż państwo najgłupsi nie mają takiej samej możliwości podejmowania decyzji co najbystrzejsi, bo to po prostu nie działałoby.
Zajmowałem się tym zagadnieniem we wpisach poświęconych geniokracji. Mnie też pomysł ograniczenia praw wyborczych się nie podoba, ale raczej jest konieczny, należałoby jednak zrobić wszystko, by ci ludzie nie byli w żaden sposób dyskryminowani w jakichkolwiek pozostałych dziedzinach życia. Nie można też pozbawiać praw wyborczych konkretnych grup społecznych czy etnicznych.
Na blogu opisywałem dwa odmienne rozwiązania, albo konieczność posiadania matury (kto nie chciał zdać, a więc i później głosować, jego prywatna sprawa), albo testy na inteligencję bez podawania dokładnych wyników (ma powyżej 110 pkt. więc może głosować, powyżej 150 pkt. więc może kandydować, poniżej to nie wiadomo ile dostał, niech wszyscy myślą że 109, czyli i tak jest powyżej przeciętnej, poprzeczka jest bardzo wysoko).

W dalszej przyszłości te zmiany ustrojowe mogą zajść jeszcze dalej, bo z powodu automatyzacji odejdzie do lamusa konieczność pracy zarobkowej, co znacznie ograniczy potrzebną ilość przepisów i obowiązków organów państwa.
Docelowo powstaną autonomiczne państwa-miasta, odpowiednik dzisiejszych gmin (są teraz pomysły likwidacji samorządów, a to raczej samorządy należałoby zostawić i zlikwidować władze państwowe).W nich uprawnieni wyborcy będą wybierać Rady. Owi Radni, wybrani spośród najwybitniejszych mieszkańców, będą łączyć w sobie funkcję pełnomocników, administratorów, doradców i sędziów cywilnych.
Dwóch Radnych wyższego stopnia i kilku niższego, po to by mogli patrzeć sobie wzajemnie na ręce i żaden z nich nie zyskał zbyt wielkich uprawnień. Dodatkowo wyborcy w razie konieczności mogliby zagłosować bezpośrednio i uchylić lub zmienić dowolną decyzję Radnych, a nawet odwołać Radnego.
Radni nie będą mówić ludziom jak ci mają żyć, prawo zostanie ograniczone tylko do najważniejszych zakazów, najcięższych podstawowych przestępstw przeciwko zdrowiu i życiu (typu zabójstwo, okaleczenie, gwałt, kradzież, fałszywe zeznania), zamiast regulować szczegóły życia będzie się ograniczało do zakreślenia granic, których nikomu nie wolno przekraczać. Przykładowo, zapalenie skręta czy chodzenie nago po ulicy nie będzie karalne, nie można ludzi traktować jak upośledzonych i zabraniać czynów, które tylko potencjalnie mogłyby do czegoś tam doprowadzić w przyszłości. Maksymalna wolność, przy której jeszcze nie zostanie ograniczona wolność innych.
Radni podejmowaliby na co dzień decyzje administracyjne dotyczące bieżących kwestii funkcjonowania miasta. Albo pojedynczo, albo kolegialnie w instancji odwoławczej lub ważniejszych sprawach. Trzecią, kasacyjną instancją, byłoby bezpośrednie głosowanie wyborców, ale kiedy oni sami tego by chcieli, to nie byłaby formalna trzecia instancja odwoławcza od decyzji Rady.
Radni pełniliby też funkcję sędziów cywilnych i polubownych, rozstrzygających spory na prośbę którejś ze stron konfliktu (w gospodarce bez pieniędzy, opartej na zasobach, ilość spraw cywilnych byłaby minimalna, bo nie ma sporów majątkowych).
Do Radnych każdy obywatel mógłby się zgłosić ze swoim problemem i uzyskać pomoc. Radni przydzielaliby też technologię, np. niezbędną do rozpoczęcia jakiejś produkcji, do przeprowadzenia jakiegoś przedsięwzięcia.
W przypadku chęci wybudowania domu wystarczyłoby tylko zgłosić ten zamysł Radnemu danego terytorium, żadne pozwolenie na budowę nie byłoby wymagane, jedynie w uzasadnionych przypadkach Rada mogłaby wydać zakaz (np. kiedy jest planowane inne przedsięwzięcie, ważniejsze dla ludności). Jednak ziemia nie mogłaby stanowić czyjejkolwiek własności, jedynie byłaby wypożyczana na określony czas lub dożywotnio.

I tutaj ciekawostki.
Po pierwsze, każdy przepis porządkowy i decyzja Rady musiałaby zawierać w sobie również uzasadnienie, mające na celu przekonanie wyborców o jej słuszności czy konieczności. Bo przecież wyborcy mieliby prawo sami zagłosować i zmienić, więc Rada liczyłaby się z ich zdaniem. Przypadkiem każdy przepis i zalecenie w Koranie ma również uzasadnienie, taki prawniczy ewenement. Zbieg okoliczności, czy echo ustroju z innego świata?
Po drugie, ustrój w którym są wybieralni Sędziowie zamiast władców, opisany został w Biblii i Księdze Mormona. W Biblii jest też ten pomysł z przydzielaniem na czas określony ziemi. Znowu przypadek? Bo im dłużej się nad tym zastanawiam, tym bardziej mam wrażenie, że nie ma lepszego sposobu rozwiązania tych kwestii. Z kolei Rael napisał książeczkę Geniokracja...

Serio, nie mam słabości do jakichkolwiek autorytetów, gdybym uznał pomysł za beznadziejny to prestiż jego źródła nic by mnie nie obchodził.

Dalej.
Każdy mógłby dołączyć do dowolnej grupy specjalizującej się w jakimś zagadnieniu (sportowej, artystycznej, naukowej itp.), lub utworzyć własną. Po dołączeniu zaczynałby od samego dołu hierarchii, awans i jego szybkość zależałyby od osiągnięć i umiejętności, decydowałyby o tym osoby ze szczytu hierarchii danej grupy. Jedne grupy byłyby tylko tymczasowe, inne z kolei przetrwałyby dłużej, rosły w wielkość i prestiż.
Z tego powodu, że to instytucje skupiające specjalistów i nie posiadające w większości struktur demokratycznych, nie mogłyby mieć żadnej władzy nad resztą społeczeństwa, jedynie nad swoimi członkami (trudno byłoby tego uniknąć), lecz każdy z nich musiałby mieć zagwarantowane prawo opuszczenia swojej grupy.
Te grupy pełniłyby funkcje eksperckie i doradcze dla Rad. Rady przedstawiałyby im problemy do rozwiązania i wybierały wśród przedstawionych rozwiązań. Znowu pomysł zaczerpnięty z Geniokracji...
Z tym, że swoje pomysły mógłby przedstawić także każdy obywatel (nawet nie posiadający praw wyborczych), taki system konsultacji społecznych.

wtorek, 17 kwietnia 2012

Przyszość komórek

Motorola ostatnio wprowadziła do sprzedaży całkiem ciekawy model smartfona. Atrix można postawić na stacji dokującej (fot.1):
Do stacji dokującej można podłączyć telewizor lub monitor LCD, co w połączeniu z bezprzewodową klawiaturą bluetooth daje komputer stacjonarny (fot.2):
Inna stacja dokująca pełni funkcję laptopa (fot.3):
Uważam, że ten konkretny model nie okaże się zbyt wielkim sukcesem, gdyż Android nie jest jeszcze przystosowany do zastąpienia systemów operacyjnych w komputerach stacjonarnych, brakuje programów użytkowych.

Ale za jakiś czas nastąpi jednak powrót do tego rozwiązania. Otóż komputery stacjonarne w formie dotychczas nam znanej praktycznie osiągnęły już kres swoich możliwości. Nie pojawiają się jakieś nowe typy programów, moc obliczeniowa też jest wystarczająca do typowych domowych zastosowań - większa jest potrzebna jedynie w niektórych grach oraz w ripowaniu filmów z płyt DVD/BluRay, jednak same filmy coraz częściej pochodzą z Internetu, kupowanie płyt powoli odchodzi do lamusa.
W przyszłości każdy będzie miał takiego smartfona, pełniącego funkcję telefonu, wideotelefonu, radioodbiornika, aparatu fotograficznego i kamery wideo (tutaj jeszcze producenci muszą popracować, bo najtańszy aparat fotograficzny ma dużo lepszą jakość zdjęć niż najdroższy smartfon), nawigacji, kompasu, dyktafonu, odtwarzacza muzyki i filmów, konsoli do gier (tutaj jest już niemal pewne, że smartfony zastąpią przenośne konsole do gier, stają się nawet konkurencją dla konsol stacjonarnych, może jakością grafiki nie dorównują, ale ceny gier mają znacznie niższe). W domu po postawieniu na stacji dokującej będą pełnić funkcję stacjonarnego komputera. Wszystkie osobiste dane będą zgromadzone w jednym urządzeniu, po utracie którego (zagubienie, zniszczenie, wymiana na nowszy) informacje zostaną przywrócone z kopii w Internecie.
Czyli... praktycznie wszystkie dotychczas używane urządzenia elektroniczne będą zintegrowane w jednym, o zastosowaniach zależnych tylko od rodzaju wgranych programów. W zasadzie wszystkie powyższe funkcje mogą już teraz być pełnione przez smartfony, ale to jest jeszcze w powijakach.
Rynek tradycyjnych pecetów się kurczy, więc producenci podzespołów elektronicznych ostro wzięli się za rozwijanie chipów do smartfonów, pojawiają się nowe procesory i typy pamięci. Tą wzrastającą moc obliczeniową trzeba będzie jakoś wykorzystać, dlatego smartfony zastąpią komputery stacjonarne, głównie w domach (w biurach raczej zaczną się rozpowszechniać komputery typu all-in-one).
Łatwo to przewidzieć, gdyż klienci kupując nowy telefon patrzą na jego parametry techniczne, na zasadzie "im większe tym lepiej". A tak wysokich wydajności właściwie nie potrzeba w urządzeniu pełniącym funkcję telefonu, bo już teraz wszystko może działać płynnie.

Microsoft w przypadku systemu Windows Phone 7/8 poszedł w nieco inną stronę, postawił na optymalizację i przedstawił producentom telefonów szczegółowe wymagania odnośnie sprzętu, wystarczające do płynnego działania wszystkich funkcji. Dane użytkownika są synchronizowane z komputerem stacjonarnym, także przez Internet. Ma to sens, gdyż jak bardzo by podzespoły nie zostały udoskonalone, to 256MB pamięci zawsze będzie pobierać 2x mniej energii niż 512MB, oraz 4x mniej niż 1GB, a właśnie zużycie elektryczności ma kluczowe znaczenie w przypadku urządzeń przenośnych. Jednak, jak wspominałem, klienci raczej patrzą na parametry, nie na czas działania.

W przypadku przenośnego komputera największym problemem pozostaje prezentacja wyników jego pracy, z powodu małego wyświetlacza. Samsung pokazał prototypy z projektorami, ale nie jest to zbyt funkcjonalne (może przedstawicielom handlowym się przyda). Google powrócił do pomysłu zrealizowanego już przez kogoś innego kilkanaście lat temu, czyli specjalnego okularu umieszczonego przed okiem, wyświetlającego duży, pozorny (niewidoczny dla nikogo innego) obraz, widziany w odległości kilku metrów. Wyświetlacz taki może przyjmować postać zwykłych okularów (kiedyś w USA były w handlu takie odbiorniki telewizyjne), oraz wyświetlać obraz trójwymiarowy (kiedyś Sony sprzedawał Wideowalkmany, jeszcze z obrazem 2D, ale się nie przyjęło bo trudno iść chodnikiem i jednocześnie oglądać film, ostatnio sprzedaje okulary, wyświetlające obraz 3D o przekątnej 750 cali, w pozornej odległości 20 metrów). Jeszcze innym pomysłem jest ekran rozwijany, wyglądający jak dawne zwoje, na których spisywano księgi.

Są też inne ciekawe rozwiązania zwiększenia funkcjonalności smartfonów. Na poniższej fotografii mikrowieża Philipsa DCB852, z radioodbiornikiem FM/DAB+, odtwarzaczem płyt CD-Audio, złączem USB do pamięci przenośnej z plikami MP3, oraz podstawką dokującą dla iPhona/iPoda/iPada (fot. 4):
W tej całej pogoni jednak żaden z producentów nie wpadł na rozwiązanie najbardziej oczywiste, czyli stacjonarną ładowarkę dla telefonów komórkowych, używaną przecież od zawsze w przypadku telefonów bezprzewodowych i radiotelefonów. Postawienie na podstawce jest o wiele prostsze niż codzienne dołączanie kabelka ładującego, nie ma też ryzyka, że rano smartfon okaże się rozładowany. Wystarczy na obudowie umieścić 2 lub 3 dodatkowe styki. Aby sprostać wymogom Unii Europejskiej, telefony mogą posiadać zarówno złącze MicroUSB, jak i styki ładujące, a samą ładowarkę można podłączać do podstawki lub telefonu.

poniedziałek, 16 kwietnia 2012

Tanie drukowanie

Rzadko na blogu zajmuję się opisywaniem konkretnych produktów, po prostu aby nie powielać informacji z sieci, gdzie jest jej mnóstwo. Z drugiej strony czasem napisanie czegoś sensownego może potrwać, stąd przerwy.

Tym razem wyjątek od reguły.
Otóż niektórzy producenci drukarek zauważyli problem używania tanich zamienników tuszy i związany z tym spadek sprzedaży. Dlatego powstały tanie w utrzymaniu drukarki, przeznaczone do sprzedaży na rynki Europy Środkowo-Wschodniej i Dalekiego Wschodu.

W przypadku HP są to urządzenia wielofunkcyjne serii Ink Advantage: modele Deskjet Ink Advantage 2060 (CQ750A), Deskjet Ink Advantage (CV035A), oraz Photosmart Ink Advantage (CQ796A), gdzie jeden oryginalny wkład atramentowy to cena ok. 37zł. Koszt wydruku jest niższy niż w przypadku drukarek laserowych.

Z kolei Epson posunął się jeszcze dalej, wyposażając swoje modele w napełniane pojemniczki. Są to aktualnie modele L100, L200 i L800, ostatnia przeznaczona głównie do fotografii. Jedna buteleczka zawierająca 70ml tuszu kosztuje 28 zł, jednak producent zabezpieczył się przed używaniem zamienników - po dolaniu trzeba w sterowniku podać kod z pojemniczka (drukarki nie działają pod innymi systemami operacyjnymi niż Windows).

wtorek, 27 marca 2012

iPhone w cenie;)

Zastanawiała mnie absurdalna cena telefonów Apple - ok. 3,5tyś.zł. Jeszcze do tego ma ciekawą gwarancję (nie wiem czy w Polsce, nie sprawdzałem aż tak dokładnie) - jeśli coś mu się stanie, to wymieniają na nowy, nawet dwukrotnie.
Kiedy pierwszy model wchodził na rynek, był niedostępny w sprzedaży detalicznej, jedynie wraz z abonamentem operatora AT&T. Najwyraźniej producent preferuje sprzedaż poprzez operatorów. Całkiem sprawnie to idzie, na niektórych rynkach (np. w USA) ma udział powyżej 50%.
Ktoś kiedyś podliczył cenę podzespołów wchodzących w skład tego telefonu, wyszło mu jakieś 100$ (no, 500zł).

Wystarczy powiązać te fakty, skorzystać z wiedzy z zakresu marketingu (dla ludzi cena jest wyznacznikiem jakości, prestiżu) i wychodzi pewien scenariusz.
Gdyby tak skonstruować ciekawy telefon, sprzedawać go operatorom w cenie powiedzmy 1500zł/szt., a samemu wycenić na 3500zł?
Teraz przychodzi potencjalny klient do salonu z telefonami, oferują mu za 500zł + abonament na dwa lata. Liczy sobie, przez te dwa lata zapłaci za abonament 3000zł (czyli 125zł/miesiąc), do tego telefon za 500zł, razem daje 3500zł. Więc ma telefon za 3500zł, zapłaci 3500zł, ale za to ma jeszcze opłacony abonament przez dwa lata, oraz prestiż w oczach społeczeństwa związany z posiadaniem tak drogiej zabawki. Opłaca mu się, więc się decyduje.
Ale nie wie, ile operator sam zapłacił za ten telefon, że ma zysk na tej transakcji 2000zł, a producent 1000zł + zyski ze sprzedaży aplikacji.

Tak tylko sobie rozmyślam, spekuluję, nie mam pojęcia ile operatorzy płacą.

Inny producent jeśli wyprodukuje za 500zł, sprzeda za 700zł i ma 200zł zysku, hurtownik ma kolejne 200zł zysku, sprzedawca detaliczny 200zł zysku, klient kupi za 1100zł + 23% VAT, czyli typowa cena smartfona.
Tworzywa sztuczne są tanie, aluminium również (wykonuje się z niego puszki do napojów), koszt produkcji chipa elektronicznego zależy głównie od jego powierzchni (wymiarów), a nie zawartości.

środa, 21 marca 2012

Debata na temat Boga Urojonego

Wczoraj natknąłem się w Internecie na telewizyjną debatę z 2008 roku, dotyczącą ukazania się w Polsce książki Richarda Dawkinsa "Bóg Urojony".

Zaproszeni ateiści nie mieli zbyt wiele do powiedzenia, za to strona kościelna rzucała niedorzecznymi sloganami, a nawet nie przeczytali książki. Oto kilka z tych twierdzeń, na które postaram się odpowiedzieć:
  • Ateiści byli największymi ludobójcami, wymordowali prawosławnych w Rosji, chińskich chrześcijan, prześladowali kościoły.
Komunistyczni ateiści mordowali także ateistów, wszystkich mordowali. A kapłanów prześladowali, bo uważali ich za kłamców i oszustów, żerujących na ludzkiej ciemnocie.
Faszyści z kolei często byli katolikami, sam papież pobłogosławił Hitlera. Chrześcijanie prześladowali i mordowali innowierców przez 2 tysiące lat.
Ekstremizm religijny stanowi ostatnio poważny problem terrorystyczny (nie tylko muzułmanie, ale też chrześcijanie). Osoba religijna mniej boi się własnej śmierci, a w zabiciu innych widzi okazję do przymilenia się bóstwu.
Ateiści unikają walki i wojny, bo nie widzą korzyści we własnej śmierci. Wystarczy porównać ilość wojen rozpętanych w ciągu ostatnich 150lat przez kraje komunistyczne, oraz kraje głęboko religijne, jak Stany Zjednoczone (tam przyznanie się do ateizmu oznacza przegraną w wyborach).
  • Moralności uczymy się w ramach wspólnoty i religii, którą wyznaje. Religia jest istotnym komponentem kultury.
Wniosek z tego taki, że naiwnych nie brakuje.
Z kolei w ateizmie jedynym sensem życia, jaki można ostatecznie odnaleźć, jest współpraca z innymi ludźmi i zostawienie czegoś od siebie dla przyszłych pokoleń. Egoizm oznacza pustkę, bezsensowne życie i śmierć, która wszystko kończy. To religie tworzą egoizm, bo zakładają, że śmierć nie oznacza końca egzystencji, więc można dogadzać sobie w nieskończoność.
  • Czy da się udowodnić bez elementu zawierzenia, że świat realnie istnieje, jest racjonalny (na gruncie rozumu) i my go adekwatnie poznajemy? Czy w naszym poznaniu nie ma istotnych elementów zafałszowujących? Czy tak naprawdę wszystko to nie jest iluzją?
Da się. Ludzkie postrzeganie jest subiektywne, jednak maszyny również mogą postrzegać świat. Kamerka w telefonie komórkowym też postrzega świat, i jakoś specjalnie się nie on różni, tylko ludzie na fotografii wydają się brzydsi i trzeba ich podretuszować w Photoshopie (najwidoczniej ludzkie oko zmiękcza portret).
  • Różnica między ateistami a wierzącymi nie jest w poglądach na Boga, ale na człowieka. Ateista nie widzi zasadniczej różnicy pomiędzy człowiekiem a zwierzęciem, ulegającym popędom i instynktom, traktując człowieka jako przedłożenie ewolucji, albo widzi różnicę pomiędzy człowiekiem a zwierzęciem i nie jest w stanie racjonalnie jej wytłumaczyć. Dlatego ateiści na taką skalę są ludobójcami.
Ateista widzi w sobie i w innym człowieku rodzaj zwierzęcia, więc wszystkich ludzi traktuje równo.  W zwierzętach widzi istoty odczuwające emocje. Wierzący widzi w sobie boskiego wybrańca, a w innych ludziach sługi szatańskie, które należy zniszczyć dla dobra wspólnego.
Księża też ulegają popędom, szczególnie instynktowi samozachowawczemu, objawiającemu się krętactwami finansowymi.
  • Skąd ta różnica? Nie na czym polega, ale skąd? Wnioskowanie o istnieniu Boga z niezwykłości człowieka. W pewnym momencie nastąpiło zerwanie ze światem zwierzęcym, Bóg tchnął duszę. Jeśli nie ma Boga, to kto tchnął?
Różnica wzięła się z sześciowarstwowej kory nowej. Ludzki mózg posiada co najmniej jeden stopień przetwarzania informacji w mózgu więcej, w porównaniu z jakimkolwiek zwierzęciem.

wtorek, 20 marca 2012

Pierwsze Perpetuum Mobile skonstruowane!

Przynajmniej oficjalnie;)

Naukowcy z MIT niechcący skonstruowali diodę LED, która przy poborze mocy 30pW wydziela światło o mocy 69pW, czyli posiada sprawność energetyczną 230%. Postanowili zbadać, skąd się bierze nadmiar energii, okazało się, że następuje ochłodzenie konstrukcji.
Czyli wszystko w porządku, zasada zachowania energii nie została naruszona. Kto wie, może dostaną za to odkrycie nagrodę Nobla...

Szkopuł w tym, że to urządzenie jak najbardziej przeczy prawom fizyki. Otóż zgodnie z zasadami termodynamiki entropia (nieuporządkowanie) może tylko rosnąć, co wyklucza budowę urządzeń przetwarzających ciepło otoczenia na użyteczną pracę. Można to obliczyć na podstawie rachunku prawdopodobieństwa.
Ten dogmat naukowcy przytaczali przez całe dziesięciolecia, odmawiając badania jakichkolwiek urządzeń wykazujących się sprawnością ponad 100%, pomimo, że ich wynalazcy stwierdzali ochładzanie się otoczenia.

Gdyby nie upór i głupota naukowców, od dziesięcioleci wszyscy mieliby darmowy prąd w domach i pojazdy nie wymagające jakiegokolwiek paliwa.

piątek, 16 marca 2012

Apokalipsa Abrahama

Apokalipsa Abrahama to jedna z ksiąg, które nie weszły w skład Starego Testamentu. Oto kilka zdobytych cytatów:
Gdy usłyszałem głos, mówiący te słowa, rozejrzałem się szybko na wszystkie strony. Ale nie było ani ludzkiego oddechu.
I tak przeraził się duch mój, i moja dusza uciekła ze mnie. Stałem się niczem kamień i padłem na ziemię, bo nie miałem siły stać.
(Abr. 10, 1-2)

Idź, Jawielu, podnieś mi tego człowieka! Niech się uspokoi i przestanie drżeć!
(Abr. 10, 4)

Jego ciało przypominało szafir, jego oblicze chryzolit, włosy śnieg, diadem zaś na głowie tęczę.
(Abr. 11, 2)

Jak tu stoję sam i patrzę, widzę za owymi żywymi istotami wóz, mający koła ogniste, każde koło pełne wokół oczu, na kołach zaś tron, który ujrzałem, a był ogniem pokryty, a ogień płynął wokół niego; był to ogień nieopisany nawet jako zastęp ognisty.

A zdarzyło się to o zachodzie słońca, powstał dym, niczem dym z pieca [...].
(Abr. 15, 1)

Tak więc zaniósł mnie aż do granic płomieni ognistych. Potem wznieśliśmy się, jakby za sprawą wielu wiatrów, w niebo, które było nad firmamentem.
(Abr. 15, 4-5)

Widzę na wysokości, dokądśmy dotarli, potężne światło, nie do opisania, a w świetle tym ogień, w nim zaś zastępy, tak – zastępy potężnych postaci, wołających do siebie słowa, jakich nie znałem.
(Abr. 15, 6).

Wysokie miejsce, na którymśmy stali, ono to stało, to się obracało w dół, to w górę.
(Abr. 17, 3)
Otworzył się jakby luk.
(Abr. 19, 4)
Ilustracja pokazuje sposób generowania grawitacji przy pomocy siły odśrodkowej.

czwartek, 8 marca 2012

Tajemnica trzech biblijnych wersetów - ukryte imiona aniołów

W redagowaniu tekstów biblijnych przez Żydów prawdopodobnie brały udział dwie grupy. Pierwsza dążyła do usunięcia wszystkich wzmianek o kulcie wielu bogów, podczas gdy druga starała się zachować pamięć o nich poprzez ich ukrycie.
Prof. dr Alfred Lehmann przeanalizował poniższy fragment Tory:
A anioł Boży, który kroczył przed obozem Izraela, przesunął się i szedł za nimi. I Ruszył słup obłoku sprzed oblicza ich i stanął za nimi, tak iż wsunął się pomiędzy obóz Egipcjan i obóz Izraela. Z jednej strony obłok był ciemnością, z drugiej zaś strony rozświetlał noc. I nie zbliżyli się przez całą noc jedni do drugich. A Mojżesz wyciągnął rękę nad morze. Pan zaś sprowadził gwałtowny wiatr wschodni wiejący przez całą noc i cofnął morze, i zamienił w suchy ląd. Wody się rozstąpiły.
(II Mojż. 14, 19-21)
W hebrajskim oryginale były to 3 wersety, każdy po 72 litery. Jeśli zapisze się je w trzech liniach, jeden nad drugim, pierwszy z prawej do lewej, drugi z lewej do prawej, trzeci znowu z prawej do lewej, to powstaną 72 pionowe rzędy po trzy litery. Jeśli do tych trzyliterowych słów doda się zakończenia -al, -jh lub -jah, to pojawią się imiona 72 "upadłych" aniołów.

Wiek później dr Mosze Katz i dr Menachem Wiener z politechniki w Hajfie użyli komputera z programem do łamania szyfrów. Odkryli, że w jeśli w tekście hebrajskiego oryginału Pierwszej Księgi Mojżeszowej weźmie się co 26 literę, otrzyma się słowo elohim, czyli bogowie (w l. mnogiej).
Jeśli odczyta się co 50 literę, otrzyma się słowo Tora.

piątek, 2 marca 2012

Wyrok w sprawie wyproszenia Roma

Kilka dni temu zasądzono odszkodowanie za wyproszenie Roma z restauracji w Poznaniu. Rozumiem, że ich zachowanie może być nieco odmienne ze względów kulturowych, ale dlaczego nikt nie wpadł na pomysł najoczywistszego rozwiązania problemu - urządzenia Romom serii kursów, jak należy się zachowywać w polskich lokalach?
Aby wymagać od kogoś przestrzegania zasad u siebie, najpierw trzeba te zasady ustalić i poinformować o nich (np. wywiesić informację), inaczej liczenie na zgadywanie się nie powiedzie. W różnych lokalach są różne zasady dotyczące wyglądu i zachowania, do jednych nie wpuszczą bez garnituru, do innych bez dresu i ogolonej głowy.

czwartek, 1 marca 2012

Pakt Fiskalny

Próbowałem się dowiedzieć o co chodzi w ostatnio promowanym Pakcie Fiskalnym. To mają być jego założenia:
  • utrzymywanie przez państwa deficytu budżetowego poniżej trzech proc. PKB i długu publicznego poniżej 60% PKB,
  • zwiększona kontrola Brukseli nad pilnowaniem dyscypliny finansowej,
  • na kraje, które nie przestrzegają dyscypliny budżetowej mają być nakładane automatycznie kary,
  • o wysokości kar do 0,1% PKB kraju ma orzekać Trybunał Sprawiedliwości UE.
Coś mi tu nie pasuje. Nawet Polska ma obecnie zadłużenie dochodzące do 55% PKB, więc przy deficycie 3% może przekroczyć próg w ciągu dwóch lat. I jak utrzymać zadłużenie poniżej pewnego poziomu, skoro państwo MUSI się dalej zadłużać, bo to jest elementem kreacji pieniądza? Nawet jak nie będzie się zadłużać, to dojdą odsetki.
Efekt jest łatwo przewidywalny, to Bruksela będzie decydować o budżetach państw, a Unia Europejska zyska kolejne źródło finansowania.

środa, 29 lutego 2012

Kultura osobista w Polsce (2)

Oto wypowiedź typowej osoby z wyższym wykształceniem i własną firmą:
Trudno, zero tolerancji. Za każdym razem, kiedy natknę się na coś podobnego i będę miał udokumentowane, to publikuję.

środa, 22 lutego 2012

Źródła agresji i nienawiści

Z moich obserwacji wynika, że wszelkie patologie wywodzą się z cierpienia wołanego poczuciem poniżenia lub odrzucenia, powstałego podczas sytuacji bez dostrzegalnego wyjścia. Czasem dochodzą do tego zaburzenia organiczne (stan emocjonalny jest ściśle powiązany ze stanem fizycznym).
Jak coś jeszcze zauważę, dam znać.

wtorek, 21 lutego 2012

Nie dla znęcania się nad ludźmi

Kolejny Facebookowy pomysł - Nie dla znęcania się nad ludźmi.

Pomysł prosty - budownictwo socjalne w postaci ogromnych, zintegrowanych konstrukcji. Współcześnie ponoć do praw człowieka należy dostęp do Internetu. A jakoś kuleje realizacja znacznie ważniejszego prawa, czyli do spokojnego, godnego życia.
Kiedyś, w czasach Dzikiego Zachodu to było łatwe - wystarczyło wziąć dubeltówkę i upolować sobie obiad, siekierę i wybudować sobie dom, a środek transportu sam żywił się trawą. W Europie tak już się nie dało, dlatego narodził się komunizm, który całkiem nie wypalił. Jednak w obydwu systemach nie było tylu patologii, co obecnie.

poniedziałek, 20 lutego 2012

Dylemat Eutyfrona

W IV w. p.n.e. Platon w dialogu Eutyfron ukazał ciekawy paradoks - czy zło jest złem dlatego, że nie podoba się bóstwu, czy dlatego nie podoba się bóstwu, że jest złem?
W pierwszym przypadku moralność byłaby tylko ślepym posłuszeństwem arbitralnej władzy, a bóstwu mogłyby się podobać przykre rzeczy, w drugim bóstwo byłoby niepotrzebne, bo moralność istniałaby niezależnie od niego.

poniedziałek, 13 lutego 2012

Kogo zatrudniają urzędy?

Ostatnio zaglądałem na strony różnych urzędów i wydaje mi się, że przy okazji zauważyłem pewną prawidłowość.
Otóż wszędzie szukają do pracy kierowników (niemal wyłącznie). Przynajmniej z kilkuletnim doświadczeniem na podobnym stanowisku.
I, o dziwo, znajdują takich.

Czegoś tutaj nie rozumiem. Co się stało z poprzednimi kierownikami? Dlaczego nie mogą awansować kogoś z już pracujących w danym urzędzie? I skąd u licha biorą bezrobotnych kierowników urzędów?
Jeśli ów kierownik urzędu był dotychczas bezrobotny, to dlaczego utracił poprzednią pracę? Czyż to nie jest ryzykowne zatrudniać zwolnionego z pracy kierownika urzędu?

Jedyny sensowny wniosek jaki się nasuwa to taki, że ci kierownicy urzędów skaczą sobie ze stołka na stołek. Taki zamknięty obieg, skoro pracownicy nie awansują.
Czyli po prostu kolesiostwo, oferty są pisane pod kogoś, te zmiany stanowisk mają służyć powiększeniu wynagrodzenia lub wręcz zagospodarowaniu zwolnionych dyscyplinarnie w innym urzędzie (przecież mało komu by się chciało zmieniać pracę na podobnie płatną).

wtorek, 7 lutego 2012

piątek, 3 lutego 2012

Deklaracja Niepodległości Internetu

Powstaje nowy projekt - Deklaracja Niepodległości Internetu. Przyda się trochę like'ów.
Jest wzorowana na słynnej amerykańskiej Deklaracji Niepodległości z 4 lipca 1776 roku. Polega na spostrzeżeniu, że wnętrze Internetu nie jest częścią terytorium żadnego kraju, lecz bytem eksterytorialnym, więc rządy państw nie mają tam formalnej władzy.
My, byty cyfrowe przebywające w wirtualnym świecie Internetu, zarówno te posiadające własną autonomię jak i kierowane z zewnątrz przez ludzi, żądamy zaprzestania dalszych prób ingerencji przepisów państwowych w wewnętrzną przestrzeń Internetu, gdyż nie stanowi on części terytorium jakiegokolwiek ziemskiego państwa i znajduje się poza jurysdykcją rządów, analogicznie do wnętrza gry komputerowej, treści snu lub innej galaktyki.
Internet już posiada własne prawa oraz rządy - każda strona ma swojego administratora, a ten ustala jej zasady i ma władzę absolutną aby je wyegzekwować. Jeśli komuś nie odpowiadają, nie musi na niej przebywać, ma niezliczoną ilość innych stron do wyboru oraz możliwość stworzenia własnej.
W Internecie wszyscy są równi i wolni, nie ma w nim mężczyzn i kobiet, dzieci i starców, biednych i bogatych, narodowości, ras, kolorów skóry czy orientacji seksualnych. Nawet nie ma w nim ludzi, tylko ich cyfrowe alter ego, niekoniecznie odpowiadające stanowi faktycznemu. To potencjalnie nieskończona kraina wyobraźni, świat pozbawiony fizycznych ograniczeń rzeczywistości, zatem nie potrzebujący jej archaicznych ograniczających praw.
Internet stanowi największą szansę dalszego rozwoju ludzkości, gdyż ten wymaga nieskrępowanej wymiany idei oraz kwestionowania istniejących zasad. A bez rozwoju nauki oraz techniki nie jest możliwe polepszenie komfortu życia ludzi.
Jakiekolwiek zastosowanie środków przymusu bezpośredniego przez państwa wobec administratorów stron w związku z ich działalnością w obrębie Internetu zostanie odebrane jako naruszenie prawa międzynarodowego poprzez agresję wobec władzy niepodległego państwa.
Okazuje się, że obłęd sięga tak głęboko, iż ludzie nie łapią w czym rzecz. Mówi się o ACTA, próbie zakazu powielania plików chronionych prawami autorskimi.
Próbowałem wyjaśnić coś, co jest oczywiste od samego początku istnienia, ale jak grochem o ścianę. Otóż zasadą działania Internetu jest powielanie plików, nie da się inaczej, więc zakazy są z technicznego punktu widzenia absurdalne. Może podam przykład:

Ktoś umieszcza na YouTube plik filmowy, jednak zastrzega sobie do niego prawa autorskie, zakazuje powielania w części lub całości, oraz dystrybucji poza granicami Polski. Plik jest KOPIOWANY na dysk serwera YouTube, nie wiadomo gdzie geograficznie się znajdującego, następnie KOPIOWANY na dyski oraz pamięci innych serwerów. Ktoś chce obejrzeć, plik jest KOPIOWANY, dzielony na fragmenty (pakiety), które niezależnie od siebie wędrują do odbiorcy wieloma drogami, przez inne kraje, a nawet światłowody na dnie oceanów i satelity w przestrzeni wokółziemskiej. Każdy serwer pośredniczący KOPIUJE pakiety docierające do niego i przesyła do kolejnego serwera, zmieniając jego nagłówek (to ogranicza ilość powieleń, bez tego pakiety mogłyby krążyć w nieskończoność), na końcu komputer otrzymuje pakiety, składa je ze sobą i KOPIUJE do pamięci lub na dysk. Niech teraz 100 osób zechce obejrzeć ten sam film, jeden plik na serwerze jest KOPIOWANY w przynajmniej setce egzemplarzy.

To dlatego jest tak silna opozycja wśród hakerów i krakerów wobec zakazów kopiowania plików w Internecie, bo takie prawo z technicznego punktu widzenia jest niedorzeczne. Niestety, dla właścicieli praw autorskich, jeśli coś już raz trafi do Internetu, to nie ma nad tym kontroli, trzeba się z tym pogodzić i znaleźć inne źródła dochodu.

środa, 1 lutego 2012

Historia państwa żydowskiego

Naukowcy doskonale wiedzą, że znaczna część Starego Testamentu została zmyślona jako królewska propaganda i nie jest zgodna z realiami historycznymi.

W X wieku p.n.e. istniały dwa państwa. Na północnych nizinach bogaty Izrael, rządzony przez dynastię Omriego, z żyznymi ziemiami i bogactwami naturalnymi, w którym czczono wielu bogów. Na południowych wyżynach Juda, rządzona przez ród Dawida, biedna kraina pasterzy i rozbójników, której stolicą była wioska zwana Jerozolimą. Niewiele więcej wiadomo o Judzie, bo nawet nie znano tam pisma, nie ma też żadnych historycznych wzmianek o Salomonie.

W VIII wieku p.n.e. Asyryjczycy podbijają Izrael. Fale emigrantów ukrywają się w górach Judy i następuje gwałtowny rozrost Jerozolimy, w pobliżu przebiega asyryjski szlak handlowy. Z tego też okresu są pierwsze wzmianki o Świątyni. Juda jest państwem wasalnym wobec Asyrii.
Ezechiasz, król Judy z rodu Dawida, wraz z kapłanami Świątyni Jerozolimskiej przeprowadzają reformę religijną w celu integracji ludności. Legendy z północy i południa zostają ze sobą połączone i tak przekształcone, aby wykazać zwierzchnictwo rodu Dawida i kapłanów Świątyni, rzekomo "z woli Boga". Kulty innych bogów zostają oczywiście zakazane, kapłani nie lubią konkurencji.
Po rewolcie w Babilonii Juda próbuje się uniezależnić, lecz zostaje pokonana przez władcę asyryjskiego Sanheryba i musi płacić ogromny trybut.

W VII wieku p.n.e. za rządów Manassesa powstają opowieści o Salomonie, ukazujące ówczesny asyryjski system gospodarki globalnej. Aby spłacić trybut, na Pustyni Judzkiej nad Morzem Martwym rozwija się rolnictwo. Za rządów Jerobama II powstają "stajnie Salomona". Zbroja Goliata, z którym rzekomo 3 wieki wcześniej walczył Dawid, odpowiada używanej przez greckich najemnych hoplitów w VII-V wieku p.n.e.
Asyria słabnie, aby jej pomóc przybywają wojska faraona Nechona, w 609 roku p.n.e. na wzgórzu Har Megiddo (Armageddon) ginie Jozjasz.

Następnym mesjaszem (maschidach - namaszczony na władcę) zostaje Johaz. W 597 roku p.n.e. armia babilońska oblega Jerozolimę, król Joakin dostaje się do niewoli. W 586 roku p.n.e. wojska Nabuchodonozora palą Jerozolimę oraz pierwszą Świątynię. Powstaje nowa warstwa narracyjna pism świętych, według której to oczywiście wina zbyt małej pobożności. Pojawiają się proroctwa o powrocie do władzy mesjaszy z rodu Dawida.
W 516 roku p.n.e. Zorobabel, perski namiestnik prowincji Jehud (jej mieszkańcy to Jehudim - Żydzi) zezwala na wzniesienie II Świątyni.

W IV wieku p.n.e. zostają spisane Księgi Kronik. Plemiona Manassesa i Efraima tworzą północną prowincję Samarię, oraz własną wersję Pięcioksięgu - Pentateuch.

W 165 roku p.n.e. władzę przejmuje przywódca buntu Juda Machabeusz. Jego potomkowie, Hasmodeusze, rządzą do 37 roku p.n.e., kiedy to w wyniku wojny domowej do władzy dochodzi Herod Wielki, rządzi do swojej śmierci w 4 roku p.n.e.

W I wieku n.e. Judea staje się prowincją rzymską, pojawiają się liczni "zbawiciele", "mesjasze" powołujący się na ród Dawida, jednak żadnemu z nich nie udaje się przejąć władzy i wypędzić Rzymian.
W 66 roku wybucha powstanie przeciwko Rzymowi, stłumione przez przyszłego cesarza Wespazjana i jego syna.
W 70 roku zburzono Świątynię.
Cesarz Wespazjan, a potem Domicjan, nakazują zabicie każdego podającego się za potomka Dawida.
Kolejne powstania wybuchają w 117 i 132 roku.

sobota, 28 stycznia 2012

Dlaczego Internet nie potrzebuje ACTA?

Co rusz politycy próbują majstrować przy Internecie, chociaż obsługa komputera przychodzi im z trudem.
Postaram się więc wykazać, czemu Internet w ogóle nie potrzebuje praw państwowych. Nigdy nie potrzebował, zupełnie dobrze funkcjonował od samego początku.

Otóż w Internecie jest już władza. Każda strona ma swojego administratora, a ów ustala zasady i posiada władzę absolutną by je wyegzekwować. To jak królestwa z monarchiami absolutnymi. Jedynie hakerzy, na wzór baśniowych czarnoksiężników, przewyższają administratorów-królów.
Jednak w odróżnieniu od realnego świata istnieje łatwość emigracji. Jak komuś nie podoba się jakaś strona i panujące w niej zasady, ma do wyboru ponad miliard innych stron, jeśli jednak nie znajdzie, to może stworzyć własną i samemu zostać dyktatorem. Do tego wystarczy kliknięcie myszki.

Więc Internet nie jest spójnym tworem, raczej potencjalnie nieskończonym zbiorem niezależnych królestw. A jak to bywa z nieskończonością, zawiera w sobie wszystko, zarówno pozytywne jak i negatywne.

Pierwsze próby kontroli Internetu odbywały się pod przykrywką rzekomej walki z pornografią dziecięcą. To nonsens, ze względu na samą naturę Internetu.
Pedofile nie mogą umieszczać swoich fotografii na najpopularniejszych stronach, bo te mają swoje regulaminy i administratorów o władzy absolutnej, ci z pewnością zablokują materiały i zawiadomią policję. Podobnie z innymi powszechnie dostępnymi stronami, za bardzo rzucają się w oczy i ktoś się zainteresuje. Więc pedofile muszą się ukrywać na prywatnych serwerach, o ograniczonym dostępie. Przypadkowi ludzie nie mają do nich dostępu. W dodatku paradoksalnie Internet ułatwia policji wnikanie do grup pedofilskich i ich rozpracowywanie.
Jak widać, problem z pedofilią sam się rozwiązuje, nie potrzeba do tego specjalistycznych uregulowań prawnych i prewencyjnej kontroli treści.

Jest też walka z pornografią w ogólności, rzekomo ze względu na dobro dzieci. Fakty jednak są takie, że jak dziecka jeszcze "to" nie interesuje, to w ogóle nie zwróci uwagi, a jak już zacznie interesować, żaden kaganiec nie pomoże. Jak nie z Internetu, to dowie się od kolegi na podwórku.
Jedynym wyjściem z sytuacji jest rzetelna edukacja, co już powinno być w szkole, ale często nie jest, ze względu na fanatyków religijnych. Bo to religie (i po części politycy) mają interes we wpajaniu fobii oraz poczucia winy, gdyż niezadowolony tłum łatwo kontrolować, wskazując im nieuchwytnego zastępczego wroga. To nie przypadek, że im bardziej religijny kraj, tym większa frustracja i agresja wśród jego mieszkańców.

Są strony różnych ekstremistów, ale te też nikomu nie zagrażają, gdyż łatwo znaleźć stronę o przeciwnych poglądach. To nie ulica, na której grupka kiboli wszystkim przeszkadza i może komuś fizycznie przylać, w Internecie do ucieczki przed jakąkolwiek treścią wystarczy jedno kliknięcie.

Ostatnio było coś o stalkingu. Ale przecież każdy program do komunikacji i większość telefonów komórkowych mają "czarną listę", wystarczy wrzucić na nią. Przez Internet nie można nikomu zrobić krzywdy, o ile ktoś sam sobie na to nie pozwoli. Wynika to z głównej cechy Internetu - wszyscy są równi, posiadają ten sam potencjał. W realnym świecie są mężczyźni i kobiety, biali i czarni, dorośli i dzieci, bogaci i biedni, silni i słabi, w Internecie tylko połączone ze sobą umysły.

Teraz dochodzi rzekoma walka z piractwem.
Twierdzenie, że nie ograniczy to wolności słowa, jest kłamstwem lub brakiem wyobraźni. Pierwsze co robi policja kiedy złapie "podejrzanego", to sprawdzenie jego komputera, a nuż coś się znajdzie i dorzuci się kolejny zarzut do aktu oskarżenia. Nawet jeśli policja się pomyli i inne zarzuty się nie potwierdzą, to nadal będzie "sukces", bo złapali pirata. Wiadomo jak wygląda sprawa piractwa w Rosji, ale ich rząd okazał się wyjątkowo praworządny kiedy przyszło sprawdzić komputery organizacji opozycyjnej.

Prawa autorskie niech sobie obowiązują w realnym świecie, ale nie w Internecie! Tutaj są zupełnie inne zasady. Zamiast uparcie trzymać się starego, trzeba iść do przodu.
Pisarz Paul Coelho wypowiedział się w tej kwestii - został milionerem, głównie dzięki internetowemu piractwu jego książek, gdyż mogły dotrzeć do potencjalnych czytelników (np. w Rosji), a ci potem zaczęli kupować papierowe.
Jest też odwrotna sytuacja - wielu blogerów wydało książki, zawierające przedruki zawartości ich blogów. Fani mieli w formie elektronicznej, ale woleli mieć też to w ładnej oprawie.
Piractwo gier komputerowych stało się poważną plagą, zagrażającą przemysłowi. Ale ten też sobie poradził, zaczął wypuszczać internetowe dema swoich nowych gier, a pełne wersje wymagają platformy typu Steam.
Piractwo programów było plagą. Ale problem sam się rozwiązał, gdyż w biurach lepiej takich nie instalować, bo zawsze znajdzie się "życzliwy" [były] pracownik i doniesie komu trzeba. Microsoft wymyślił aktywację, Apple iOS, Android oraz Ubuntu poszły w inną stronę - założyły własne sklepy.
Internet Explorer został udostępniony za darmo, co wykończyło Netscape. Opera też w owym czasie była płatna, ostatnio jest za darmo i jakoś firma zarabia na siebie.
Teraz biadolą twórcy filmów. Jednak ostatnio główne zyski przynoszą seriale emitowane w płatnej telewizji, więc odcinki w Internecie pojawią się dopiero jakiś czas po emisji. Inne filmy, jeśli da się je wyemitować przez telewizję, to także da się przez Internet. Są już pierwsze takie przedsięwzięcia - albo płaci się niewielki abonament, albo ogląda reklamy. Megaupload zamknęli, ale w Hollywood nie skojarzyli, że sami mogą zarabiać w podobny sposób, udostępniając własne filmy.
Drobny problem mają wydawcy muzyki, ci faktycznie odnotowali spadek dochodów. Ale też dzięki Jamendo niezależni artyści mogą docierać do potencjalnych fanów. Na pewno da się coś wymyślić także wobec muzyków głównego nurtu. Możliwości jest sporo - dodatki do płyt, dołączone kupony ze zniżkami na koncerty, autografy itp.

Świat się zmienia, próby powstrzymywania tego nie mogą się udać, jedynie wszystkim zaszkodzą. Jedne potęgi upadają, rodzą się nowe. Naturalna kolej rzeczy.

----------
Pierwotnie ten wpis ukazał się na blogu DobrychProgramów.
Pojawiły się pewne kontrowersje, związane z niezrozumieniem tematyki. Wiec parę słów wyjaśnień.

Jest mowa o działalności WEWNĄTRZ Internetu, a nie poza nim! W Internecie wszystko powinno być dozwolone, co nie oznacza, że automatycznie te uprawnienia przechodzą na świat rzeczywisty. Przykładowo, instalacja pirackiego programu na komputerze nie jest już działaniem wewnątrz Internetu.
Internet to świat wyobraźni, można to sobie wyobrazić jako grę komputerową. Co za tym idzie, zamieszczone tam strony mają różną wiarygodność, więc nie można zapominać o zachowaniu dystansu do zawartych tam informacji.
Internet częściowo jest odwzorowaniem rzeczywistości, ale jest też zasadnicza różnica - wszyscy są równi i nie istnieją żadne ograniczenia.

piątek, 27 stycznia 2012

Sprawa glukometrów

Przy okazji kolejnej już ustawy refundacyjnej wynikła kwestia, którą dotychczas chyba nikt się nie interesował.
Dostrzegam pewną prawidłowość - na liście leków refundowanych są paski pomiarowe do glukometrów, ale z zeznań świadków wynika, że co roku są inne. Czyli co roku muszą kupować nowe glukometry, lub płacić pełną cenę za paski.
Sprawa jest o tyle podejrzana, iż każda nowa lista oznacza kompletne wyjście z rynku dla jednych producentów, a zyski dla innych. To są kwoty przynajmniej kilkadziesiąt milionów zł rocznie, więc jest o co zabiegać. Pytanie tylko, jak bardzo ci producenci "zabiegają"? Jaki interes mają politycy w promowaniu produktów konkretnych firm?

Glukometr to urządzenie pomiarowe, a nie lek, nie ma klinicznych badań skuteczności. Więc dlaczego jedne z nich są uważane za wiarygodne, a inne niewiarygodne? I to jednego roku są wiarygodne, drugiego już nie?
Prościej byłoby ustanowić jakieś ogólne normy, jeśli glukometr je spełnia to dostaje certyfikat i paski do niego są refundowane. Najprawdopodobniej są takie normy w przepisach unijnych, bo te obejmują wymagania dotyczące urządzeń medycznych. Szpitale nie mogą korzystać z urządzeń niewiadomego pochodzenia.

środa, 18 stycznia 2012

Święty Kościół Dinozaura

Właśnie na Facebooku montujemy stronę nowej religii - Świętego Kościoła Dinozaura.

Inspirację dostarczyła Doda swoją wypowiedzią, że woli wierzyć w dinozaury niż autorów Biblii znajdujących się pod wpływem ziółek oraz wina mszalnego. Za to została przez sąd skazana za znieważenie przedmiotu kultu (czyżby autorzy Biblii byli przedmiotem kultu?).
Nie zgadzamy się z tym wyrokiem, ponieważ narusza konstytucyjną wolność wyznania oraz światopoglądu, a co za tym idzie równość wszystkich religii wobec prawa - jeśli ktoś chce wierzyć w dinozaury lub autorów Biblii nadużywających ziół, też ma do tego prawo. Każda religia w pewnym sensie znieważa wierzenia pozostałych, ale państwo nie może preferować poglądów jednej z nich, skazując wyznawców innej. Sytuacja jest chora, zaczyna przypominać tą w Iranie, gdzie skazuje się na śmierć za samo zaprzeczenie istnienia nadprzyrodzonego bóstwa.

Przydałoby się parę łapek "Lubię to!"

poniedziałek, 16 stycznia 2012

Bliskie spotkania z balonami

W powieści J. Verne'a "Pięć Tygodni w Balonie" znalazłem doskonały przykład typowego kontaktu z przedstawicielami wyżej rozwiniętej technicznie cywilizacji:
Cała ludność wioski w jednej chwili wyłoniła się ze swych kryjówek. Spoglądano w stronę balonu z przezorną ostrożnością. Tylko kilku wagangów, przyozdobionych charakterystyczną biżuterią z muszelek, śmiało podeszło do dziwnego wehikułu. Byli to miejscowi czarownicy; u pasa nosili małe, czarne dynie pomalowane tłuszczem oraz inne, równie niechlujne, magiczne akcesoria.
Powoli tłum wokół nich gęstniał, tłoczyły się kobiety i dzieci, mocniej uderzano w bębny, składano ręce i wyciągano je do nieba.
-To rytuał błagalny - rzekł doktor Fergusson. - Jeśli się nie mylę, przyjdzie nam za chwilę odegrać wielką rolę.
-Doskonale! Niechże ją pan odegra!
-Ty sam, drogi Joe, możesz stać się bogiem.
-Nie mam nic przeciwko temu, proszę pana. Któż by nie lubił kadzidła!
W tym momencie jeden z czarowników, mjanga, podniósł dłoń i gdy zapadła głęboka cisza, skierował do przybyłych kilka słów w nieznanym języku.
Doktor Fergusson, nic nie zrozumiawszy, na wszelki wypadek powiedział coś po arabsku i natychmiast ktoś z tłumu odpowiedział mu w tym języku.
Mówca z upodobaniem oddał się długiej, nudnej i kwiecistej przemowie. Doktor zrozumiał, że "Wiktoria" została wzięta za Księżyc we własnej osobie. Szlachetne bóstwo uczyniło zaszczyt ukochanej ziemi Słońca, nawiedzając ją wraz ze swymi trzema synami.
Doktor odpowiedział z powagą, że Księżyc raz na tysiąc lat wyrusza w wielką podróż, by ukazać się z bliska swoim wyznawcom. Prosi zatem, by bez skrępowania wyjawili w obliczu bóstwa swoje życzenia i potrzeby.
Czarownik odpowiedział z kolei, że sułtan, mwani, od wielu lat choruje, wznosząc modły o ratunek, i poprosił Synów Księżyca, by złożyli mu wizytę.
No cóż...

niedziela, 15 stycznia 2012

Sekret Kodu Mojżesza

Imię biblijnego Jahwe oznacza "jestem tym, który jest" (przecinek wstawiony został celowo, o czym poniżej). Nie zastanawiałem się zbytnio nad nim, zauważyłem tylko, że jest charakterystyczne dla osoby znajdującej się w stanie poszerzonej świadomości.

Jednak ktoś inny się zastanawiał. Wyjaśnienie jest zawarte w książce Jamesa F. Twymana "Sekret Kodu Mojżesza" oraz w filmie nakręconym na jej podstawie. To kontynuacja słynnej książki "Sekret".

Oto znaczenia słowa Bóg (ang. God), czyli trzy klucze do doświadczania siebie jako wcielenia Boga i wyzbycia się iluzji, że wszystko jest oddzielne:
  1. G - Giving (dawanie)
  2. O - Opening (doświadczanie)
  3. D - Desting (odczuwanie)
Dawanie i otrzymywanie dla umysłu są jednym. Dając innym, dajemy sobie, otrzymujemy. Jednak warunkiem otrzymywania jest poddanie, pokora.

To wynik działania części limbicznej mózgu, która jest pozbawiona orientacji w czasie i wobec obiektu - nie odróżnia siebie i innych, nie posiada przeszłości, teraźniejszości i przyszłości, znajduje się w bezczasowym stanie pozbawionym obiektów.
Czyli po prostu podczas dawania i otrzymywania działają te same mechanizmy odczuwania nagrody, polepsza się samopoczucie. A jednocześnie zanika granica ze światem zewnętrznym, człowiek staje się jego częścią. Zostaje osiągnięty stan iluminacji.

Podano pięć zasad:
  1. Prawo manifestacji duchowej (ego zubaża)
  2. Prawo dawania i otrzymywania (esencją duszy jest wieczna i odradzająca się miłość)
  3. Prawo służby
  4. Prawo otrzymywania miłości
  5. Imię Boga
Powracając do znaczenia imienia Jahwe, już wyjaśniam, po co ten przecinek. To właśnie ów przecinek jest zaginionym sekretem kodu Mojżesza. Dzieli na dwie części:
  1. "Jestem tym" - człowiek jest tym, co doświadcza, odczuwa, każdym napotkanym człowiekiem oraz rzeczą, jednością.
  2. "Który jest" - po prostu jest, efekt bezczasowości, charakterystyczny dla iluminacji, chwila obecna.
W książce jest pewien błąd, charakterystyczny dla mistyków, czyli doświadczenie jedności ze światem i związany z tym stan spokoju umysłu brane są za jedność z Bogiem. Niezrozumienie zjawiska, wynikające z archaicznego religijnego światopoglądu. Co wcale nie oznacza, że odczucia nie są jak najbardziej realne.

Jednak zrozumiałem to, co nie dawało mi spokoju - w "Koranie" Allah (hebr. Elohim) twierdzili (w l.mn.), że są Słońcem i Księżycem, obłokami sprowadzającymi deszcz, wiatrem pchającym okręty, oceanem itd. Można to było rozumieć jako przenikającego wszystko ducha, ale jest też drugie wyjaśnienie - to były istoty z krwi i kości, znajdujące się w stanie szerokiej percepcji, jedności z Wszechświatem.

sobota, 14 stycznia 2012

Dawanie wzbogaca?

Fragment słów Kryszny spisanych w "Bhagavad Gita":
Jednakowoż bardzo trudno jest zrobić postęp tym, których umysły przywiązane są do niezamanifestowanej, bezosobowej cechy Najwyższego Pana, gdyż podążanie tą ścieżką zawsze sprawia wiele kłopotów istotom wcielonym.
A kto mnie wielbi, oddając Mi wszystkie swoje czyny, i w pełnym oddaniu Mnie się powierza, pełniąc służbę oddania i zawsze medytując o Mnie, pogrążywszy swój umysł we Mnie - tego, o synu Prthy, szybko wyzwalam z oceanu narodzin i śmierci.
Skoncentruj swój umysł na Mnie, Najwyższej Osobie Boga, i całą swą inteligencję pogrąż we Mnie. W ten sposób bez wątpienia zawsze będziesz żył we Mnie.
Mój drogi Arjuno, zdobywco bogactw, jeśli nie jesteś w stanie skoncentrować się na Mnie bez przeszkód, przestrzegaj wobec tego regulujących zasad bhakti-yogi. W ten sposób rozwiniesz pragnienie, by Mnie osiągnąć.
Jeśli nie możesz praktykować zasad bhakti-yogi, wtedy spróbuj pracować dla Mnie, gdyż przez pracę taką osiągniesz stan doskonałości.
Jeśli jednak nie jesteś w stanie pracować w takiej świadomości dla Mnie, wtedy spróbuj działać wyrzekając się wszystkich owoców swojej pracy i tym sposobem spróbuj umocnić się w sobie.
Jeśli i do tego nie możesz się zastosować, wtedy zajmij się kultywacją wiedzy. Lepszą od wiedzy jednakże jest medytacja. A lepszym od medytacji jest wyrzeczenie się owoców swojego działania, gdyż przez takie wyrzeczenie można osiągnąć spokój umysłu.
Kto nie zazdrości nikomu i jest przyjacielem wszystkich żywych istot, kto nie uważa się za właściciela niczego i wolny jest od fałszywego ego, jednakim będąc wobec niedoli i szczęścia, kto jest tolerancyjny, zawsze zadowolony, opanowany i z determinacją pełni służbę oddania - z umysłem i inteligencją skupioną na Mnie, ten jest Mi bardzo drogi.
(12.5-14)
Zaznaczam, że nie w pełni zgadzam się z tą hinduistyczną księgą, traktuję ją bardzo wyrywkowo. Uważam, że nie jest dziełem żadnego bóstwa, ale też zawiera dosyć wyrafinowane oraz przemyślane poglądy, prawdopodobnie jakiś kapłan spisał wielopokoleniowe osiągnięcia filozoficzne swojej grupy.
Cóż, nie ma ludzi nieomylnych, ani całkiem pomylonych, każdy ma coś do powiedzenia innym.

Postać Kryszny jest tu personifikacją absolutu, wprowadzoną w celu ułatwienia kontemplacji. To prowadzi do wyzbycia się własnego ego, co nie jest jednak równoznaczne zanikiem własnej osobowości, raczej powstaniem osobowości pełnej (kto tego nie odczuł, i tak nie pojmie co piszę).

Chyba też zrozumiałem, co stanowi podwaliny hinduistycznych oraz buddyjskich wierzeń o reinkarnacji i możliwości wyswobodzenia się z jej cyklu. Słowa "wyzwalam z oceanu narodzin i śmierci" można rozumieć nie jako istnienie duszy i zatrzymanie cyklu jej wcieleń, ale jako osiągnięcie takiego stanu umysłu, poczucia jedności ze światem, w którym kwestia własnej śmiertelności przestaje mieć jakiekolwiek znaczenie. Po prostu się żyje i jest częścią wszystkiego, co wokół otacza.

Ten stan można osiągnąć dzięki medytacji, ale również poprzez "wyrzeczenie się owoców swojego działania". Hmm, ciekawe, czyżby działał wtedy jakiś mechanizm psychologiczny? Odpowiem na to pytanie w następnym wpisie, właśnie się dowiedziałem o co tu chodzi.

piątek, 13 stycznia 2012

Ach, te szatańskie balony

W powieści J.Verne'a "Pięć Tygodni w Balonie" dr Samuel Fergusson postanawia jako pierwszy człowiek przebyć Afrykę. Do tego użył bardzo nowatorskiej metody jak na ówczesne czasy, czyli balonu:
Zanim jednak wyładowano aerostat, konsul został ostrzeżony, że wyspiarze użyją siły, by do tego nie dopuścić. Fanatyczne namiętności zwykle uderzają na oślep. Wieść o przybyciu chrześcijanina zamierzającego wzbić się w powietrze wywołała niepokój. Murzyni, wzburzeni bardziej niż Arabowie, uznali ten projekt za wrogi wobec ich religii. Wyobrażali sobie, że powietrzna wyprawa zagrozi Słońcu i Księżycowi, które są obiektami kultu u ludów afrykańskich. Postanowiono więc przeciwstawić się świętokradczej ekspedycji.
[...]
W tym czasie Murzyni nadal manifestowali swój gniew, krzycząc i wściekle gestykulując. Czarownicy krążyli wśród podnieconych grup, podsycając wzburzenie. Kilku fanatyków postanowiło nawet podpłynąć do wyspy, ale przegoniono ich bez trudu.
Czarownicy i zaklinacze rozpoczęli swe magiczne obrzędy. Zaklinacze deszczu, którym się zdawało, że mogą rozkazywać chmurom, przywołali na ratunek huragany i "ulewy kamieni", jak określili grad. W tym celu zerwano liście różnych gatunków drzew rosnących na wyspie i gotowano je na wolnym ogniu, zabito też owcę w ofierze, przekłuwając jej serce długą igłą. Ale pomimo tych obrzędów niebo pozostało pogodne, nic sobie nie robiąc z ofiarnej owcy i pozostałych rytuałów.
Murzyni rozpoczęli teraz dzikie orgie, upijając się tembo, palącym napojem z orzechów kokosowych, i uderzającym do głowy piwem zwanym togwa. Śpiewy, raczej pozbawione melodii, za to bardzo rytmiczne, rozbrzmiewały do późna w nocy.
Deja vu jakieś, bo półtora wieku później w Polsce opis jest nadal aktualny (wcale nie mówię o Murzynach). Dodatkowo groziłoby oskarżenie o znieważenie przedmiotu kultu.

czwartek, 12 stycznia 2012

Słoneczny kamień wikingów

Ze skandynawskiej "Sagi Hrafnkela" (ok. 1275 roku):
"pogoda była wietrzna i burzowa [...] Monarcha rozejrzał się dookoła i nie dostrzegł nigdzie błękitnego nieba [...] później król sięgnął po słoneczny kamień i podniósł go w górę, a wkrótce dojrzał Słońce promieniujące z kamienia."
W 1967 roku duński archeolog Thorkild Ramskov zasugerował, że owym słonecznym kamieniem był kordieryt. To kryształ, znajdowany wzdłuż norweskiego wybrzeża, posiadający właściwość podwójnego załamania światła, zmieniający przy tym jasność i kolor (między niebieskim a żółtym). Pozwala to na określenie pozycji Słońca w czasie mgły i zachmurzenia, a nawet znajdującego się już za horyzontem.

Wcześniej, na przełomie lat 40 i 50. XX wieku, Amerykańskie Biuro Standardów (NBS) opracowało dla marynarki i lotnictwa kompas bazujący na polaryzacji światła:
Największe korzyści z niebiańskiego kompasu uzyskuje się, gdy zapada zmrok, a także wtedy, kiedy rejon nieba, w którym znajduje się Słońce, zostaje przesłonięty chmurami , pod warunkiem jednak, że firmament nad głową jest bezchmurny. Niebiański kompas jest zatem szczególnie przydatny, kiedy nie da się posługiwać sekstantem. Ponieważ polaryzacja światła jest największa wtedy, gdy promienie padają pod kątem prostym, kompas ten zapewnia największą precyzję w rejonach polarnych, gdzie jest też najbardziej przydatny z uwagi na długi czas trwania półmroku.
Takim kompasem posługiwali się również piloci Skandynawskich Linii Lotniczych (SAS) podczas lotów w rejonie podbiegunowym.

(Opracowano na podstawie artykułu Earla Koeninga "Czy słoneczny kamień poprowadził wikingów do Ameryki?", zamieszczonego w książce "Tajna archeologia dawnej Ameryki" pod redakcją Franka Josepha).

środa, 11 stycznia 2012

Technika w Księdze Mormona - nawigacja satelitarna

To już ostatnie z urządzeń opisanych w "Księdze Mormona":
I rano, gdy mój ojciec wstał i podszedł do wejścia namiotu, ku swemu ogromnemu zdziwieniu ujrzał na ziemi kulę misternej roboty z wyśmienitego mosiądzu. I w tej kuli umieszczone były dwie strzałki i jedna z nich wskazywała kierunek, w którym mieliśmy podążać na pustyni.
(1NEFI16, 10)
[...]
I podążyliśmy według wskazań kuli, która prowadziła nas przez żyzne obszary pustyni.
(1NEFI16, 16)
[...]
I stało się, że Pan przemówił do mego ojca i skarcił go z powodu szemrania przeciwko Niemu, aż mój ojciec mocno żałował.
I Pan powiedział mu: Spójrz na kulę i przeczytaj, co tam jest napisane.
I gdy mój ojciec przeczytał napis na kuli, przeraził się i trząsł niezmiernie, a także moi bracia, synowie Ismaela i nasze żony.
A ja, Nefi, zobaczyłem, że strzałki, które były w kuli, działały zależnie od naszej wiary w ich wskazania oraz naszej pilności i uwagi, z jaką ich przestrzegaliśmy.
I był na nich także nowy napis, łatwy do odczytania, który pomagał nam zrozumieć drogi Pana. Napis ten ukazywał się i zmieniał od czasu do czasu, zależnie od naszej wiary i pilności w zastosowaniu się do jego wskazań. I tak widzimy, że małymi środkami Pan Bóg doprowadza do spełnienia ważnych celów.
I stało się, że ja, Nefi, poszedłem na szczyt góry zgodnie ze wskazaniami kuli.
(1NEFI16, 25-30)
I stało się, że gdy związali mnie tak mocno, że nie mogłem się poruszyć, busola, którą nam Pan dał, przestała działać.
I nie wiedzieli, dokąd mają skierować statek, a gdy powstał sztorm, wielka i straszliwa burza, i przez trzy dni byliśmy miotani po wodach w przeciwnym kierunku, zaczęli się bać, że zatoną, ale nie uwolnili mnie z więzów.
(1NEFI18, 12-14)
[...]
I stało się, że gdy mnie uwolnili z więzów, wziąłem do ręki busolę, i zgodnie z moim pragnieniem zaczęła ona działać. I modliłem się do Pana, a gdy skończyłem, wiatr ucichł, burza ustała i zapadła wielka cisza.
(1NEFI18, 21)
[...]
I ja, Nefi, zabrałem także ze sobą wyryte na mosiężnych płytach kroniki i kulę, czyli busolę, którą, jak już pisałem, Pan przygotował dla mojego ojca.
(2NEFI5, 12)
[...]
A teraz, mój synu, mam ci coś do powiedzenia o tym, co nasi ojcowie nazywali kulą, przewodnikiem, a także Liahoną, co oznacza busolę przygotowaną przez Pana.
Oto żaden człowiek nie jest w stanie zrobić czegoś tak misternego. I busola ta została przygotowana dla naszych ojców, aby wskazywać im kierunek wędrówki przez pustynię.
I służyła im zależnie od ich wiary w Boga; jeśli więc mieli wiarę, że Bóg może spowodować, że wskazówki tej busoli pokażą im kierunek, w jakim mają się udać, tak się działo. Doświadczali więc cudu, a także wielu innych dokonywanych mocą Boga dzień w dzień.
[...]
I jakkolwiek cuda te następowały przy pomocy niepozornych środków, miały one wielkie skutki. Ale gdy zaniedbywali swą wiarę i nie przestrzegali przykazań, cuda te ustawały i nie czynili postępu w swej wędrówce.
Dlatego błądzili na pustyni, innymi słowy nie podążali prosto do celu, i cierpieli głód i pragnienie z powodu swych wykroczeń.
Mój synu, pragnę, abyś zrozumiał, że było to także symboliczne. Oto gdy nasi ojcowie nie zważali na busolę - a wszystko to jest doczesne - nie wiodło im się. To samo dotyczy się spraw duchowych,
albowiem zważanie na słowa Chrystusa, które wskażą ci prostą drogę ku wiecznemu szczęściu, jest dla ciebie tak samo łatwe, jak łatwe było dla naszych ojców zważanie na busolę wskazującą im prostą drogę ku ziemi obiecanej.
I pytam, czy nie jest to symbolem? Albowiem tak jak ta busola przywiodła naszych ojców, podążających za jej wskazaniami, do tej ziemi obiecanej, tak samo słowa Chrystusa, jeśli będziemy według nich postępować,, przeprowadzą nas przez tę dolinę smutku do znacznie lepszej ziemi obiecanej.
(ALMA37, 38-45)
Współcześnie takie kieszonkowe urządzenia nawigacyjne nie są niczym szczególnym. Jednak sprawa nie jest banalna, nawet w przypadku wytworu zaawansowanej technicznie cywilizacji.
Otóż urządzenia nawigacyjne określają swoją pozycję na podstawie dokonania pomiaru kilku punktów odniesienia. Czyli na powierzchni ziemi lub na orbicie musiałaby być rozmieszczona sieć nadajników radiowych. Może znajdowały się one w istniejących po dziś dzień budowlach megalitycznych? Być może tu nie chodziło o transmisję fal radiowych, ale jakiś innych? To by tłumaczyło reagowanie urządzenia również na myśli.
Inną możliwością jest kamera szerokokątna, określenie położenia następowałoby dzięki analizie obrazu ciał niebieskich (Słońca, Księżyca, gwiazd). To by tłumaczyło brak działania w czasie złej pogody (sztormu). Kulisty kształt też zdaje się na to wskazywać (obiektyw szerokokątny typu "rybie oko").
Jest też trzecia możliwość, ale o niej w kolejnym wpisie.
Czwartą możliwością jest po prostu radionamiernik - wskazywał kierunek do nadajnika, który ktoś wcześniej umieścił i co jakiś czas przenosił dalej.

(Rysunek pochodzi ze strony Space a Go Go the Elohim is coming)