piątek, 13 stycznia 2012

Ach, te szatańskie balony

W powieści J.Verne'a "Pięć Tygodni w Balonie" dr Samuel Fergusson postanawia jako pierwszy człowiek przebyć Afrykę. Do tego użył bardzo nowatorskiej metody jak na ówczesne czasy, czyli balonu:
Zanim jednak wyładowano aerostat, konsul został ostrzeżony, że wyspiarze użyją siły, by do tego nie dopuścić. Fanatyczne namiętności zwykle uderzają na oślep. Wieść o przybyciu chrześcijanina zamierzającego wzbić się w powietrze wywołała niepokój. Murzyni, wzburzeni bardziej niż Arabowie, uznali ten projekt za wrogi wobec ich religii. Wyobrażali sobie, że powietrzna wyprawa zagrozi Słońcu i Księżycowi, które są obiektami kultu u ludów afrykańskich. Postanowiono więc przeciwstawić się świętokradczej ekspedycji.
[...]
W tym czasie Murzyni nadal manifestowali swój gniew, krzycząc i wściekle gestykulując. Czarownicy krążyli wśród podnieconych grup, podsycając wzburzenie. Kilku fanatyków postanowiło nawet podpłynąć do wyspy, ale przegoniono ich bez trudu.
Czarownicy i zaklinacze rozpoczęli swe magiczne obrzędy. Zaklinacze deszczu, którym się zdawało, że mogą rozkazywać chmurom, przywołali na ratunek huragany i "ulewy kamieni", jak określili grad. W tym celu zerwano liście różnych gatunków drzew rosnących na wyspie i gotowano je na wolnym ogniu, zabito też owcę w ofierze, przekłuwając jej serce długą igłą. Ale pomimo tych obrzędów niebo pozostało pogodne, nic sobie nie robiąc z ofiarnej owcy i pozostałych rytuałów.
Murzyni rozpoczęli teraz dzikie orgie, upijając się tembo, palącym napojem z orzechów kokosowych, i uderzającym do głowy piwem zwanym togwa. Śpiewy, raczej pozbawione melodii, za to bardzo rytmiczne, rozbrzmiewały do późna w nocy.
Deja vu jakieś, bo półtora wieku później w Polsce opis jest nadal aktualny (wcale nie mówię o Murzynach). Dodatkowo groziłoby oskarżenie o znieważenie przedmiotu kultu.

Brak komentarzy: