środa, 24 marca 2010

Czym jest geniokracja

Naczytałem się na ten temat w Internecie mnóstwo bzdur, nikt nawet nie zadał sobie trudu sprawdzić u źródła.
Książka "Geniokracja - rząd geniuszy w służbie ludzkości" chyba jest do kupienia, ewentualnie elektroniczna wersja dostępna jest za darmo po zalogowaniu na stronie Raelian (niestety, żadne kanadyjskie striptizerki nie próbowały mnie zwerbować:).
Może spróbuję streścić, by każdy mógł sobie wyrobić własne zdanie.

Otóż rozkład współczynnika inteligencji w społeczeństwie przyjmuje postać krzywej Gaussa. Średnia inteligencja to około 100 punktów, ma ją mniej więcej połowa ludzi (100 punktów to średnia dla danej populacji, a nie jakaś niezależna jednostka miary). Na jednym końcu krzywej są osoby powyżej 110 punktów, stanowią 27,5% ogółu. Geniusze, czyli osoby powyżej 150 punktów, to zaledwie 0,5% ogółu. Na przeciwnym końcu krzywej są debile.

W klasycznej demokracji debile ciągną w jedną stronę, geniusze w drugą, więc wzajemnie neutralizują swoje głosy. Wszystko się kotłuje.
Niekompetentni ludzie u władzy są przyczyną największych problemów cywilizacji.

Geniokracja postuluje przeprowadzanie testów na inteligencję wśród społeczeństwa, czynne prawa wyborcze (do wybierania) mają mieć ludzie o inteligencji powyżej 110 punktów, natomiast bierne prawa wyborcze (do kandydowania) ludzie o inteligencji powyżej 150 punktów.

Testy mają być ponownie przeprowadzane co jakiś czas (np. 7 lat), by uwzględnić zmiany w czasie współczynnika inteligencji.

Rząd, w skład którego wejdą wybrani w wyborach geniusze, ma podejmować ważniejsze decyzje kolegialnie, by wykluczyć kierowanie się własnymi ambicjami przez któregoś z członków rządu.

Drugim organem, mającym jednak wyłącznie charakter doradczy wobec rządu, jest rada złożona z ludzi kreatywnych, którzy zasłużyli się społeczeństwu dzięki własnym ideom. Ludzi kreatywnych nie jest w stanie wychwycić test na inteligencję, liczą się więc indywidualne osiągnięcia.
Rada ta przedstawia rządowi własne pomysły, rząd zwraca się do niej z zapytaniami o koncepcje rozwiązania różnych problemów.

Inteligencja wiąże się z umiejętnością podejmowania trafnych decyzji i przewidywania ich skutków, więc ten system ciągnie całe społeczeństwo do przodu, ignoruje się głosy ludzi obawiających się zmian z powodu zbyt małej inteligencji, uniemożliwiającej patrzenie w przyszłość.

W tym systemie jak widać mogą uczestniczyć wszyscy, niezależnie od wykształcenia, pozycji społecznej i majątku. To przekrój całego społeczeństwa. Nie mogą powstawać kasty rządzące, gdyż inteligencja jest cechą indywidualną.

Geniokracja w zasadzie nie przewiduje istnienia partii politycznych, czyli organizacji dążących do przejęcia władzy dla własnych korzyści (nic nie wiem o istnieniu partii kierujących się dobrem innych, może niektóre na samym początku). Kandydaci są niezależni, wybierani z członków lokalnej społeczności. Mogą mieć również dostęp do telewizyjnego czasu antenowego, a ostatnio popularny stał się Internet, więc koszty "kampanii wyborczej" można zredukować niemal do zera.

Propozycja miałaby sens, gdyby opracowano zautomatyzowane i obiektywne testery inteligencji. Coś jak alkomaty. Ale takich jeszcze nie ma, byłby też problem z tak znaczną przemianą ustrojową w krajach o ugruntowanej demokracji. Więc kiedyś zaproponowałem uproszczony ustrój geniokratyczny, mający zastosowanie dla krajów o powszechnym dostępie do edukacji. Lepsze to niż nic, a aktualnie obowiązujący ustrój nie sprawdzi się w świecie przyszłości ze względu na postęp wiedzy i techniki, pojawią się nowe możliwości przy których tradycyjne podejście zawodzi.

---dodano---
Właśnie wpadł mi do głowy pomysł.
Otóż ze względu na prawo człowieka do godności test na inteligencję powinien dawać tylko trzy możliwe wyniki: powyżej 150, powyżej 110 oraz poniżej 110 punktów.
Wtedy 3/4 ludzi, których wynik wypadnie poniżej 110 punktów, będzie się łudzić, że są blisko tej granicy, ich inteligencja jest na gdzieś poziomie 109 punktów, czyli i tak powyżej średniej.

Chyba już wiem, skąd ta granica 110 punktów:)

wtorek, 23 marca 2010

Niedola naukowca

Jest sobie takie powiedzenie:
"Jeśli naukowiec twierdzi, że coś da się zrobić, z reguły ma rację. Jeśli twierdzi, że coś jest niemożliwe, czasem się myli."

A tak na poważnie.
Przeglądając czasopisma popularnonaukowe i podręczniki dla dzieci można odnieść błędne wrażenie, iż "nauka" to spójny system wiedzy, znane są przynajmniej najważniejsze prawa przyrody.
Co ciekawe, do tego samego wniosku można dojść zapoznając się z dowolną religią, każda zdaje się mieć rację (dlatego znajomość tylko jednej religii może być niebezpieczna, łatwo wpaść w sidła drugiej).
Wynika to z tego, iż inteligentny człowiek jak chce, to znajdzie argumenty na poparcie własnego światopoglądu, szczególnie kiedy zignoruje sprzeczne argumenty.

Jednak postęp zawsze dokonuje się dzięki kwestionowaniu dotychczasowych idei. Prawdziwa nauka nie jest spójna, to pole bitwy, są różne obozy posiadające własne koncepcje, często sprzeczne i wykluczające się wzajemnie. To, co akurat jest w podręcznikach, to rodzaj konsensusu, stanowisko aktualnie najsilniejszego obozu. Lecz nie można zapominać, iż to tylko pozory przeznaczone dla ogółu społeczeństwa.

Niektórzy naukowcy także wpadają w tą pułapkę, szczególnie jak dzięki autorytetowi stanowiska chcą podbudować własne ego. Wiedza a kreatywność to zupełnie różne cechy umysłu, rzadkością są naukowcy posiadający obydwie.

sobota, 20 marca 2010

Dystrykt 9

Wczoraj obejrzałem ten film na DVD.

To ciekawy przykład ukazujący potencjał tkwiący w geniokracji. Te kosmiczne krewetki najwyraźniej są kompletnie tępe, lecz dzięki swoim przywódcom stworzyły zaawansowaną technicznie cywilizację, która opanowała podróżne międzygwiezdne.



Z jakiś powodów podróżnikom skończyło się paliwo oraz zapasy żywności, więc zmuszeni byli przybyć na Ziemię.
Ludzie nie rozumieją ich ustroju, traktują jak przybłędy. Za bardzo różni się od ludzkiego, w którym każdy się wywyższa i poniewiera innymi. To może okazać się błędem.

środa, 17 marca 2010

Obróbka elektroerozyjna wyjasniona

W poprzednim wpisie wspomniałem, że nikt nie zna zasady działania obróbki elektroerozyjnej. Próbowałem sobie wyobrazić, co tam się dzieje i w jakieś pól godziny miałem odpowiedź. Nie wiem, co naukowcom zajęło dziesięciolecia:)

Oficjalnie tak to wygląda - jest obrabiany przedmiot (metalowy) i elektroda miedziana, do elektrody podłączone wysokie napięcie, a całość zanurzona w płynie dielektrycznym (np. nafcie - pod powierzchnią nie zapali się z powodu braku dopływu tlenu). Iskra uderza z elektrody w materiał, powodując odparowanie materiału. Elektroda powinna więc mieć wysoki ujemny potencjał.

Problem w tym, że to nie działa, trzeba do elektrody doprowadzić dodatni potencjał.
Naukowców zwiodła na manowce koncepcja prądu elektrycznego w przewodniku, który jest ruchem elektronów. A tutaj mamy do czynienia z plazmą, w niej poruszają się zarówno ładunki dodatnie jak i ujemne.

Tak to teraz wygląda:
1) Powstaje pole elektryczne pomiędzy elektrodą a obrabianym przedmiotem.
2) Zaczynają poruszać się elektrony od przedmiotu w kierunku elektrody.
3) Powstaje plazma (zjonizowany gaz) pomiędzy nimi.
4) W plazmie mogą się poruszać także ładunki dodatnie. Od elektrody odrywają się atomy miedzi, a właściwie ich dodatnie jądra (elektrony płyną w przeciwna stronę), które są przyspieszane w polu elektrycznym, uderzają w obrabiany przedmiot, dzięki dużej masie mają dużą energię i wybijają atomy z przedmiotu. Dlatego elektroda tak szybko się zużywa.

Proste.

wtorek, 16 marca 2010

Zabobonny lęk przed homeopatią

Ostatnio w Unii Europejskiej trwa nagonka na homeopatię.
W numerze specjalnym czasopisma "Focus Extra" 3/2010 znalazł się komentarz Jana Stradowskiego, szefa działu nauki "Focusa", w którym nazywa homeopatię i akupunkturę szarlatanerią.

Świerzbi mnie, by to skomentować:)

Homeopatię i akupunkturę można nazwać "nienaukowymi" tylko wtedy, kiedy zostaną przeprowadzone rzetelne badania wykazujące ich nieskuteczność. Fakt trudności w wyjaśnieniu mechanizmów ich działania nie świadczy o nienaukowości metody. Świadczy tylko o tym, że nikt na tyle nie wykazał się intelektem, by wyjaśnić.

Zarówno w nauce, jak i (szczególnie) w technice, dosyć często mamy do czynienia z trudnościami w teoretycznym wyjaśnieniu jakiegoś zjawiska, pomimo tego jest ono wykorzystywane. Istnieją różne teorie, często niesatysfakcjonujące i sprzeczne ze sobą, nikomu taki stan nie przeszkadza. Póki działa, to się używa.

Gdyby teoretycy mieli decydujący głos, nie powstałyby radioodbiorniki kryształkowe (w latach dwudziestych nie znano jeszcze teorii półprzewodników). Nawet w USA odmówiono kiedyś opatentowania tranzystora, gdyż teoretycy uznali, iż ta "lampa" nie ma gorącej katody, więc nigdy nie zadziała. Tranzystor został z powrotem "wynaleziony" kilkadziesiąt lat później. Zabroniono by produkcji układów scalonych, gdyż nikt nie wie z całą pewnością, jak złota czy aluminiowa nitka trzyma się struktury chipa. Była koncepcja, że koniec nitki ulega podgrzaniu i uplastycznieniu podczas dociskania, aż wreszcie ktoś dokonał tego w ciekłym azocie.
Obróbka elektroerozyjna też jest jakaś dziwna, elektroda ma dodatni potencjał, a teoretycznie powinna mieć ujemny. Nikt nie wie dlaczego, ale bez tej metody formy do tworzyw sztucznych trzeba by ręcznie skrobać dłutkiem.

Tak samo jest w medycynie, wiele metod to raczej intuicja niż teoria, skoro pomagają to się używa. Chyba nikt nie wyjaśnił zasady działania baniek postawionych na plecach, a każdy kto spróbował tej metody zauważył różnicę.

Nawet "zwykłe" lekarstwa także miewają teoretyczne trudności. Chininy używano, zanim ktoś spróbował wyjaśnić jak działa. Aspiryna po dziś dzień znajduje nowe zastosowania. Dlatego każdy lek jest poddawany testom klinicznym, teoretycznie nie da się z góry przewidzieć wszystkich skutków jego użycia, gdyż organizm jest zbyt skomplikowanym mechanizmem.

poniedziałek, 15 marca 2010

Kwestia istnienia Boga - dalsze wyjaśnienia

Patrząc w Niebo ludzie miewają wrażenie, że to wszystko zostało ukształtowane przez jakiegoś nadprzyrodzonego Boga. Gwiazdy i planety pozostają w doskonałej harmonii.

Niestety, wyjaśnienie jest banalne. Wcześniej wspominałem o nim, teraz krótkie podsumowanie - materia dąży do stanu o najniższej energii:

1) Planety i gwiazdy są kuliste, gdyż to bryła o najmniejszej powierzchni przy danej objętości. Dlatego kropla wody też jest kulista, to wynik działania energii powierzchniowej cieczy.

2) Planety krążą po orbitach i nie spadają na gwiazdę. Fizycy zawsze mieli kłopot z wyjaśnieniem tego fenomenu, przebąkiwali coś o nadaniu wystarczającej prędkości. Byli (i są) w błędzie.
Wszechświat wypełniony jest falami stojącymi. Nie mają one natury elektromagnetycznej, to nieznany rodzaj fal, dla uproszczenia nazwijmy je "falami grawitacyjnymi" (to w zasadzie prawda, ale fizycy nie znają ich właściwości, jedynie domyślają się ich istnienia).
Orbity planet przechodzą przez węzły tych fal, czyli zajmują miejsca o najniższej energii. Planeta nie spadnie na gwiazdę, gdyż do tego potrzebowałaby znacznego wzrostu swojej energii.

3) Orbity elektronowe. To fizycy wyjaśnili już dawno - elektron jest falą, orbity elektronów to elektronowe fale stojące.

4) Piękne kryształy są również wynikiem dążenia do minimalizacji energii, atomy mają najniższą gdy zajmą miejsca w sieci krystalicznej (istnieje wiele możliwych kształtów oczek sieci). Tak samo jest z płatkami śniegu.

Jak widać, wszystko co obserwujemy w naturze da się wyjaśnić tylko lenistwem, dążeniem materii do minimalizacji energii.

Jedynymi oficjalnie znanymi wyjątkami są pogoda na Ziemi oraz istnienie życia. Lecz nie muszą świadczyć o istnieniu nadprzyrodzonego Boga, ów "bóg" mógł być po prostu inteligentną istotą z krwi i kości, dysponującą wiedzą i laboratorium.
Ludzie już potrafią tworzyć w laboratoriach nowe gatunki, jeszcze nie potrafią zmieniać orbit planet, ale to tylko kwestia posiadania generatora, który wejdzie w rezonans z naturalnymi falami stojącymi. Wystarczy go zamontować np. wewnątrz księżyca krążącego wokół danej planety.
Dziwny to byłby nadprzyrodzony Bóg, który nie ma nic wspólnego ze Wszechświatem, z wyjątkiem stworzenia mieszkańców jednej malutkiej planety.

Przykro mi, patrząc w niebo nie dostrzeże się owoców pracy żadnego nadprzyrodzonego Boga, tylko lenistwo materii i bezlitosną statystykę.

Tylko teoria ewolucji jest sprzeczna ze statystyką matematyczną i paroma innymi dziedzinami...

piątek, 12 marca 2010

Arka Noego

Według informacji przekazanych Raelowi arka Noego oraz wieża babel były statkami kosmicznymi, mieszkańcy Sodomy i Gomory próbowali również zbudować własne by dotrzeć do planety Elohim i zemścić się za utrzymywanie ludzkości w stanie barbarzyństwa.

Coś tu się nie zgadza - do budowy statku kosmicznego potrzebne są nie tylko wiedza oraz projekt, ale przede wszystkim narzędzia, materiały i wykwalifikowana kadra, czyli przemysł wysokich technologii. Takiej konstrukcji nie da się zbudować z drewna ani żelaza.
A może jednak się da?
Zakładając możliwość "przeskakiwania" pomiędzy miejscem startu a lądowania może da się zbudować pojazd międzyplanetarny, który nie musi być przystosowany do lotów w próżni ani osiągania dużych prędkości w atmosferze. Dałoby się coś takiego zbudować na bazie technologii z przełomu 19 i 20 wieku, niemal w identyczny sposób co ówczesne sterowce, tyle że do utrzymywania w powietrzu nie służyłby gaz lżejszy od powietrza (wodór lub hel), lecz rodzaj elektromagnesów.

czwartek, 11 marca 2010

Religia bogów

Niektórzy mogą się zastanawiać, jaką filozofię lub religię wyznają mieszkańcy innych światów. Lecz już od kilkudziesięciu lat wiadomo o tym, chodzi o koncepcję nieskończoności małej i dużej.

Spójrzmy na dowolny przedmiot. Wyobraźmy sobie, że składa się z wirujących i pulsujących atomów, w środku atomu znajduje się jądro złożone z mniejszych cząsteczek, które z kolei są zbudowane z jeszcze mniejszych cząsteczek, a te z wszechświatów.
W takim jednym wszechświecie znajdują się galaktyki, w galaktykach gwiazdy, wokół jednej z gwiazd krążą planety, na planecie mieszkają ludzie, którzy wyobrażają sobie atomy. I tak w nieskończoność.
Teraz spójrzmy w niebo, siedzimy na planecie, planeta krąży wokół słońca, słońce wraz z innymi gwiazdami tworzy galaktykę, niezliczona ilość galaktyk jest wszechświatem, który wraz z innymi wszechświatami tworzy cząstkę subatomową, z tych atomów zbudowany jest człowiek, który patrzy w niebo. I tak w nieskończoność.

Nasuwają mi się pewne wątpliwości związane z tym obrazem. Otóż nie umożliwia on budowania żadnych nowych urządzeń ani nie wyjaśnia zasady działania dotychczas używanych.
Możliwe, że istnieje nieskończenie wiele wszechświatów różniących się skalą wielkości i czasu, lecz powyższy obraz może być nie do końca prawidłowy (celowo nie wyjaśniam tkwiącego w nim błędu). Jego celem jest filozofia i religia, nie technika. Nie umożliwia budowy urządzeń, lecz poszerza umysł. Bez wątpienia fenomenalnie zmienia świadomość człowieka, już astronauci spoglądający na Ziemię z kosmosu zauważali, iż dotychczasowe problemy wydawały się mało istotne. Wracają jako zupełnie inni ludzie.

To by wyjaśniało, dlaczego mieszkańcy planety Elohim nie rozumieją zasad działania urządzeń, którymi się posługują, nie są w stanie zbudować nieautoryzowanych statków kosmicznych oraz urządzeń do klonowania zapewniających nieśmiertelność, nie mogą się zbuntować przeciwko rządowi z planety Nieśmiertelnych.
Z pewnością to nikomu nie przeszkadza, tak jak mieszkańcy Ziemi z reguły nie mają pojęcia o zasadach działania telewizora czy telefonu, właściwie to nikogo one nie obchodzą, byle by działało.

Oczywiście zawsze znajdzie się ktoś, kto zrozumie błąd owej filozofii nieskończoności, lecz jego umysł okaże się na tyle rozwinięty, iż zapewne zostanie zaproszony do kasty naukowców i będzie mógł zgłębiać dalsze tajniki. To jak z nauką dzieci w ziemskich szkołach, najpierw poznają bardzo uproszczony model planetarny atomu, dopiero na specjalistycznych studiach okazuje się być w zasadzie błędny, jest zastąpiony znacznie bardziej skomplikowanym modelem kwantowym.
Na razie ziemska nauka jest jeszcze w powijakach, stąd nieograniczony dostęp do wiedzy, ale zapewne wraz z nowymi odkryciami okaże się, iż mogą być niebezpieczne w niepowołanych rękach, pojawi się konieczność wprowadzenia "poziomów dostępu". Przecież nie każdy musi potrafić zbudować bombę w garażu.

Elohim zazdrośnie strzegą sekretów swojej nauki, szczególnie wobec ludzi. I mają rację, kiedy mentalność nie nadąża za możliwościami to sytuacja staje się niebezpieczna. Dla Europejczyka karabin jest dziedziną sportową, w rękach mieszkańca zacofanego regionu planety znajduje zupełnie inny użytek.

Jahwe wyjaśnił Raelowi, iż jego pojazd potrzebuje na dotarcie do Ziemi tyle czasu, ile trzeba do pomyślenia o tym. To w zasadzie sedno sposobu odbywania takich podróży.
Na dotarcie do bazy położonej w pobliżu Ziemi potrzebowali kilku sekund, natomiast do planety Nieśmiertelnych kilka minut. Pozornie wydaje się logiczne, im większa odległość tym dłuższy czas przelotu.
Ale to zmyłka. Niezależnie od odległości czas podróży będzie taki sam. Lecz Jahwe musiał zastosować taki fortel, by ludziom nie dać do myślenia nad zasadami odbywania tych podróży.
Nie ważne jak zaawansowana jest technika, musi opierać się na znajomości kilku podstawowych praw przyrody, które po poznaniu okazują się oczywiste.

---dodane 12 marca 2010---
Istotna uwaga.
Kwestią nie jest, czy koncepcja nieskończoności dużej i małej przedstawia obiektywną rzeczywistość, lecz istotne jest, że ułatwia obiektywnie spojrzeć na świat.
Pozwala łatwo poczuć, że człowiek jest nic nieznaczącym pyłkiem, jak i jednocześnie całym wszechświatem. Trudno to opisać, to jakby ślepemu tłumaczyć emocje wywoływane przez kolory.
Ludzie mają tendencję do błędnego egocentrycznego postrzegania, są zamknięci w ciasnych umysłach, co jest przyczyną konfliktów.

To dzięki synchronizacji z nieskończonością najlepsi artyści tworzą swoje dzieła.

---dodane 19 marca 2010---
Jednak to możliwe, że czas przelotu zależy od odległości. Wtedy, gdy odległość skoku jest ograniczona jakimiś naturalnymi czynnikami, podróż składa się z serii wielu skoków.

poniedziałek, 8 marca 2010

Szuszarka do prania (pomysł)

Wiadomo, jak dużo miejsca zajmuje rozwieszenie prania na sznurkach.
Jest to spowodowane tym, że pranie wisi wzdłuż sznurka. Można po prostu zwiększyć ilość sznurków, ale jest inny sposób - powiesić pranie W POPRZEK sznurka.
Czyli tak jak w szafach na ubranie, na plastikowych wieszakach, a sznurek jest zastąpiony poprzeczną metalową belką. Ułatwia to też sam proces wieszania.
Szafa na ubrania się nie nadaje, gdyż nie ma w niej przepływu powietrza, belka do suszenia powinna być umieszczona w przewiewnym miejscu.

niedziela, 7 marca 2010

Szkodliwe treści

Rozwinę wątek z poprzedniego wpisu.

Pozornie wydaje się, że nikt nie kontroluje Internetu, przez co niektóre strony mają "nieodpowiednie" treści.
Ale kontrola jest, lecz zdecentralizowana. Każda strona ma swoje zwyczaje oraz administratora posiadającego władzę absolutną, by wymusić ich przestrzeganie. Administratorzy nie tolerują jakichkolwiek odstępstw od przyjętych reguł.

Te zwyczaje mogą różnić się drastycznie w zależności od miejsca, ale każdy może znaleźć w sieci swoją niszę. Jeśli coś gdzieś nie odpowiada, nie ma sensu się irytować, tylko trzeba z tamtąd uciekać.

To jak z telewizją satelitarną z tysiącami kanałów, wystarczy przełączyć na inny.

Dla młodych ludzi sieć nie jest szkodliwa, gdyż zazwyczaj znają jej reguły. Starsi nie rozumieją, próbują przenosić ograniczenia ze świata rzeczywistego do zupełnie odmiennego wirtualnego. A w wirtualnym też jest władza, i to dyktatorska, różnica tkwi w swobodzie wyboru państwa z własnym dyktatorem oraz możliwości stworzenia nowego.

sobota, 6 marca 2010

Wolność dla Internetu!

Moje niektóre wypowiedzi odnośnie nieskrępowanej wolności słowa w Internecie mogą wzbudzać całkiem niepotrzebne emocje związane z niezrozumieniem tematyki.

Otóż Internet nie jest rzeczywistą rzeczywistością, tylko wirtualną rzeczywistością. Niektórzy, przywykli do rzeczywistej, nie rozumieją pojęcia "wirtualna", to zasadnicza różnica.

Nie ulega wątpliwości, że wojna, przemoc, są czymś złym, obrzydliwym. Ludzie cierpią z ich powodu, umierają, zostają kalekami, sierotami.
Jednak chyba każdy oglądał film sensacyjny, wojenny lub horror, w którym krew tryska dookoła i trup gęsto się ściele. Komuś się podobał? Dobra zabawa?
Jeśli tak, to nadchodzi ponury "moralizator" i stwierdza, że skoro się podobał, to jesteście "źli", zepsuci do szpiku kości, coś z wami nie tak. Patrzycie jak na nawiedzonego, przecież nigdy nie zadźgalibyście kogoś nożem, choć czasem może macie ochotę wobec niektórych.
Szaleństwa na drogach mogą doprowadzić do tragedii, dlatego są zabronione. Oglądacie film lub gracie w grę komputerową i nagle "moralizator" wręcza mandat za nadmierną prędkość.

Te przykłady obrazują bezsens stosowania zasad ze świata rzeczywistego do wirtualnego. A różnica jest zasadnicza, w wirtualnym nie ma rzeczywistych ludzi, tylko ich wirtualne alter-ego, więc nie można fizycznie skrzywdzić rzeczywistego człowieka.

To nie konkretne myśli i zachowania człowieka są "złe" dla wydumanej zasady, lecz ze względu na negatywne skutki dla innych ludzi. Dlatego w świecie rzeczywistym są niedozwolone.
Świat wirtualny, czyli film, gra komputerowa i Internet, są wolne od tego ograniczenia.

Internet może dawać złudzenie rzeczywistości, przenikają do niego mniej lub bardziej prawdziwe informacje z rzeczywistego świata. Lecz nie zapominajmy, czym naprawdę jest. Może skrzywdzić tylko i wyłącznie wtedy, kiedy zostanie pomylony z rzeczywistością.

W StarTreku było urządzenie wirtualnej rzeczywistości zwane holodekiem. Każdy mógł w nim robić absolutnie wszystko na co miał ochotę i nikogo to nie obchodziło, nikt nie osądzał z tego powodu. To zdrowe podejście.

Osądzajcie ludzi po tym, jak w rzeczywistości traktują swoich bliźnich, nie z powodu ich wyobraźni.

piątek, 5 marca 2010

Początki życia

W Hinduizmie, poza poprzednio omówionym Brahmą, istnieje jeszcze Brahman. To pierwsza żywa istota, która dała życie kolejnym. Czyli takie odwrócenie ewolucji, wyższe formy życia tworzą niższe. Logiczne, no nie?

Jeśli życie jest tworem sztucznym, powstałym w laboratoriach dawnych cywilizacji, to pojawia się pytanie o początek tego łańcucha życia.

W jednym opowiadaniu, nie pamiętam już tytułu, znalazłem ciekawą koncepcję. Otóż po miliardach lat rozwoju, pod koniec istnienia Wszechświata, dalecy potomkowie ludzi i innych istot znaleźli sposób by stworzyć życie w początkach istnienia Wszechświata.
Może to taka pętla Mobiusa, czy Ouroboros - koniec łączy się z początkiem.
To możliwe przy założeniu, że Wszechświat miał początek i będzie miał koniec. Tak wynika z aktualnych teorii, choć jakoś do mnie nie przejawiają, obserwowane przesuniecie ku czerwieni widma gwiazd może mieć inne wytłumaczenie poza zjawiskiem Dopplera.

Okrąg może istnieć nie tylko w czasie, ale również i w przestrzeni - podróżując wystarczająco długo w dowolnym kierunku wreszcie dotrze się do punktu startu, nie ma żadnego końca na którym czeka ściana, przepaść czy potwory pożerające śmiałków.
Pochłanianie energii światła przez przestrzeń międzygwiezdną powoduje, że obserwujemy przesuniecie ku czerwieni (zmniejszenie energii fali powoduje wzrost jej długości, czyli zmniejszenie częstotliwości). A równocześnie nie widzimy siebie ani kosmos nie jest rozświetlony.

Może Wszechświat został zapoczątkowany w jakimś przyszłym eksperymencie...

Ale tym razem to tylko spekulacje, oparte na niewielkiej ilości poszlak.

czwartek, 4 marca 2010

Kwestia istnienia Boga - ostateczne rozwiązanie

Rozmyślania nad tą kwestią ostatecznie mogą doprowadzić do jednego z dwóch wniosków - Boga nie ma albo wszystko jest Bogiem.
Chrześcijanie z racji braku faktu widywania Boga na co dzień są przekonani, iż Bóg jest jakimś nadnaturalnym niematerialnym duszkiem, istniejącym poza światem fizycznym, który stworzył. Naukowcy z kolei wykazują, że świat sam się stworzył w efekcie działania praw przyrody. Swoje dorzucają Mormoni, którzy będąc wiernymi przekazom zesłanej im Księgi są przekonani, iż Bóg posiada ciało podobne do ludzkiego, lecz jest nieśmiertelny. No i Raelianie...
Pomijam inne poglądy, które wynikają tylko z pustych spekulacji.
Okazuje się, że sprzeczność jest tylko pozorna, wymienione poglądy to tylko różne sposoby opisu tego samego zjawiska.

0) Symbol pustego w środku okręgu. Okrąg to figura zakreślająca największą powierzchnię dla danej długości linii.

Jedynym pewnym sposobem wykazania istnienia czegoś jest przeprowadzenie eksperymentu. Gdy z obiektywnych względów to niemożliwe, można przeprowadzić eksperyment myślowy, w oparciu o logikę, dotychczasową wiedzę i znane prawa przyrody.
Wyrusza więc statek kosmiczny w przestrzeń poza układem planetarnym, może nawet poza galaktykę, by zdobyć możliwie czystą próbkę próżni. Jeśli nie będzie zanieczyszczona jakąkolwiek znaną materią lub energią, wtedy to, co w niej zostanie znalezione, być może będzie owym poszukiwanym Bogiem.
Zostaje wycięty kawałek pustej przestrzeni w celu przeprowadzenia dalszych badań.

Emocje sięgają zenitu, wkrótce prawda wyjdzie na jaw.
Ale jeszcze nic nie wiadomo. Sytuacja analogiczna do sławnego kota Schrodingera, który jest zamknięty w pudle. Dopóki ktoś nie otworzy pudła, nie wiadomo czy zwierzak jest żywy czy martwy, znajduje się jednoczenie w obydwu z tych stanów. Nie bez powodu przytaczam ten przykład, gdyż stał się podstawą współczesnej mechaniki kwantowej - dopóki cząstka nie oddziałuje, nie zostanie dokonany pomiar, znajduje się ona równocześnie we wszystkich możliwych stanach kwantowych. Jakkolwiek szalenie to brzmi, zostało potwierdzone eksperymentalnie, istnienie takiego zjawiska jest niepodważalnym faktem.

1) Symbol okręgu z punktem w środku.

Skoro próżnia znajduje się w stanie superpozycji, trzeba wreszcie przeprowadzić jej badanie. Niestety, by to zrobić, należy ją zanieczyścić. Wpuszczamy więc do niej cząsteczkę materii (bez znaczenia czy to znany czy nieznany rodzaj materii).
I nic, nadal żadnych odczytów.
Potencjalnie cząsteczka może mieć pole elektryczne i wynikające z niego grawitacyjne, lecz z braku układu odniesienia nie można tego zmierzyć (by uniknąć wpływu warunków zewnętrznych zakładami, że nie ma niczego prócz badanej próbki próżni).

Być może nawet owa cząstka sama się pojawi, nie trzeba jej wpuszczać.
Absolutnie czysta próżnia to tzw. "piana kwantowa", znajdująca się w stanie superpozycji. Zakłócenie spowoduje powstanie cząsteczki.

2) Symbol okręgu z przecinającą go po średnicy linią.

Dalsze badania polegają na mechanicznym poruszeniu cząsteczki.
Potencjalnie mogą pojawić się siły magnetyczne, choć nadal nic nie można zmierzyć.

3) Symbol okręgu z dwiema średnicami (wpisanym krzyżem równoramiennym).

Cierpliwość się kończy, pojawia irytacja. By dokonać jakichkolwiek pomiarów należy wprowadzić jeszcze jedną cząsteczkę materialną, będącą punktem odniesienia i poruszać nimi. Ale wtedy próżnia jest już całkiem zanieczyszczona, ma dwie cząsteczki, jest przeszyta polem elektrycznym, magnetycznym i grawitacyjnym (i być może innymi, jeszcze nieznanymi).

Cząsteczki zaczynają się zachowywać zgodnie z prawami przyrody. Robią wrażenie jakby posiadały szczątkową inteligencję, wystarczająca ich ilość utworzyłaby gwiazdy, planety, całe galaktyki.

Dopiero skomplikowane połączenie cząsteczek w formie żywej istoty sprawia, że można dostrzec pierwsze przejawy inteligencji.

Wniosek z badań.
Próżnia znajduje się w stanie superpozycji, więc rozważanie, czy istnieje w niej Bóg czy nie istnieje, nie ma po prostu sensu.
Przejawy istnienia inteligencji, czyli Boga, wymagają istnienia materii. Im bardziej inteligentne żywe istoty, tym większe obserwowane przejawy inteligencji.
Czyli pojęcia "boskość" i "inteligencja" znaczą dokładnie to samo, nie można wykazać pomiędzy nimi różnicy. A inteligencja potrzebuje materii, ciała, by zachowywać się inteligentnie. Bez ciała trudno mówić o istnieniu lub braku inteligencji.

Podsumowując, Bóg, czyli najwyższa inteligencja, to po prostu najinteligentniejsza w okolicy osoba. Bóg opisany w Biblii, Koranie i Księdze Mormona z całą pewnością nie odpowiada opisowi możliwości ówczesnego człowieka, więc kimkolwiek był (jest), na pewno nie człowiekiem.

Jeśli świat ma budowę warstwową, poza dostrzegalną materią istnieje coś jeszcze, czego ludzie nie mogą dostrzec z powodu ograniczeń narządów zmysłów, to każdy przedmiot lub człowiek jest w tym "zanurzony". Wtedy działanie umysłu to nie tylko proste reakcje biochemiczne, mózg operuje na zupełnie innym poziomie niż ludzie przypuszczają. Więc ludzkie myśli poprzez tamtą rzeczywistość mogą wpływać na świat materii (poprzez zaburzanie prawdopodobieństwa w świecie subatomowym), co wygląda na "zbiegi okoliczności", sami kształtują swoja przyszłość.
Miejsca koncentracji inteligencji są te same zarówno w dostrzegalnym świecie, jak i niedostrzegalnym, czyli w inteligentnych żywych istotach. Dzięki niedostrzegalnemu światu wszystko jest ze sobą połączone, stanowi integralną całość.

Bóg nie znajduje się gdzieś "poza" człowiekiem, lecz tkwi częściowo w każdym człowieku (bez względu na zawartość portfela), każdej żywej istocie i cząstce materii. Przecież ludzie uczestniczą w ciągłym stwarzaniu świata.
Bez materii nie ma mowy o inteligencji, a więc i boskości.

Dlatego nie może istnieć Bóg umiejscowiony poza Wszechświatem, znowu pojawiłby się problem braku ciała, które jest niezbędne do przejawiania inteligencji. Chyba, że cały Wszechświat jest takim ciałem.

Natomiast próżnia poza materią ukształtowaną w inteligentną istotę sama nie posiada cech inteligencji ("Nie ma Boga POZA Allachem" - cytat z Koranu), nie jest substancją myślącą. Próżnia nie jest inteligentna sama w sobie, lecz przejawia inteligencję poprzez materię. Kult próżni byłby czymś bardziej absurdalnym niż kult bożków z drewna i kamienia, które stanowią większe skupisko materii w porównaniu z pustą próżnią, więc posiadają potencjalnie większą inteligencję. Z pewnością większą niż u ich czcicieli.



PS.
Hindusi wierzą, że świat to sen Brahmy. To by się zgadzało, myśli (fale) tworzą materię. Ale Hindusi nie zdają sobie sprawy, że poza swoim snem Brahma nie istnieje, on może istnieć wyłącznie we własnym śnie. Brahma to wszystko co widzimy i czego (jeszcze) nie widzimy, on jest nami a my jesteśmy nim.

środa, 3 marca 2010

Jak odróżnić prawdziwą religię?

W książce Raela "Geniokracja" znalazłem sformułowanie, że nawet jego sąsiad mógłby ogłosić swój pępek środkiem Wszechświata i jeśli zyska wiernych, to ich sprawa.
Nie bardzo wiem, co miał na myśli, ale takie słowa nie bardzo pasowałyby do poprzednich proroków. Albo po prostu niezbyt precyzyjnie się wyraził, chodziło o wolność sumienia, światopoglądu i religii. Bo niedopuszczalne jest, by ktokolwiek z powodu własnego zdania był prześladowany, jeśli fizycznie niczego złego innym nie zrobił.

Moim zdaniem, z organizacjami religijnymi nie jest taka prosta sprawa, gdyż często posługują się kłamstwem wobec swoich wiernych. To nie wierni są sami sobie winni, że w nie wierzą, gdyż wiedza ludzka jest niedoskonała i człowiek sam z siebie często nie jest w stanie odróżnić prawdy od kłamstwa. Czasem kapłani sami padają ofiarą własnej pychy.

W Koranie znalazłem proste wytyczne pozwalające odróżnić fałszywą religię. Według niego (i Biblii) niedopuszczalny jest kult kogokolwiek prócz Boga-stwórcy człowieka ani przypisywanie Jemu partnerów.
Pojawia się problem z Kościołem Katolickim, gdyż Koran wielokrotnie gani chrześcijan za uznanie Jezusa za wcielenie lub syna Boga, gdyż był tylko Posłańcem. Tekst potwierdza również, że Jezus został posłany przez Boga, że Maryja była dziewicą oraz fakt Jego zmartwychwstania, choć w to ostatnie muzułmanie po dziś dzień za bardzo nie chcą uwierzyć. Pod sam koniec Koran stwierdza, że spośród wierzących chrześcijanie są najbliżsi muzułmanom, z czego by wynikało, iż przewinienie w tym przypadku nie było aż tak wielkie.

Jednak może tworzyć niebezpieczny precedens.
Prorok jakiejkolwiek religii powinien cieszyć się szacunkiem wyznawców, jednak nie mogą oni zapominać, iż jeśli rzeczywiście przemawia w imieniu Stwórcy człowieka, to powinno zaświecić się światełko ostrzegawcze w głowie przy jakichkolwiek przejawach kultu osoby "proroka". Prawdziwy Prorok nigdy nie może być Bogiem ani wcieleniem Boga, ani Jego krewnym. Kwestia kultu osoby Jezusa jakoś rozeszła się po kościach, lecz to absolutnie wyjątkowa sytuacja. Z reguły boskość własnej osoby każą przypisywać sobie szatani.

Natomiast żadne "moce" nie świadczą o boskości, ich celem jest tylko zwodzenie ciemnych ludzi, nie posiadających wiedzy.

Pojawia się problem, jeśli ktoś samowolnie uznaje siebie za posłańca Boga-stwórcy człowieka i zabrania czczenia własnej osoby. Człowiek nie ma możliwości odróżnienia, lecz zakładając że Stwórca człowieka faktycznie istnieje, to zapewne ma właściwe służby bezpieczeństwa, które przypilnują delikwenta.
Każdy z proroków miał zakaz zniekształcania własnego posłannictwa pod groźbą natychmiastowej śmierci.

Powołuję się na Koran, lecz daleki jestem od możliwości łączenia wielu religii w jedną. Chodzi mi tylko o to, że nie zaszkodzi u innych podpatrywać rozsądnych rzeczy.
Zarzuca się Islamowi zacofanie, głównie w wyniku niewiedzy oraz uprzedzeń, lecz to kultura Zachodu w niektórych przypadkach okazuje się barbarzyńska (przykładowe kwestie: szacunek dla godności kobiet, dla biednych, dla jeńców wojennych, zakaz morderstw, aborcji i kradzieży, prawa i zwyczaje rozwodowe, bankowość).
Natomiast prymitywnych ludzi można spotkać w każdej kulturze, nie ma to związku z religią.

Ja tylko dzielę się zdobytą wiedzą.

poniedziałek, 1 marca 2010

Niepewna przyszłość Microsoftu

Ostatnio Microsoft znowu zaczął nieetycznie postępować.

Pozywa do sądu firmy używające linuksa o łamanie swoich patentów. Oczywiście pozew jest totalnie bzdurny, to jakby firma posiadająca patent naruszany przez Microsoft pozwała użytkowników ich oprogramowania, nie zaś producenta. Pomysł nie najgorszy zresztą, bo użytkownik nie ma wiedzy ani środków by się bronić - proponuję skorzystać, można pozwać bogate korporacje i rządy używające programów Microsoftu. Łatwy łup.
Jak tak dalej to szaleństwo się rozwinie, to strach będzie cokolwiek kupować, telewizor, pralkę, lodówkę czy samochód, bo a nuż się okaże, że narusza czyjś patent.
Nowell podpisał umowę, TomTom też się w końcu ugiął i płaci haracz. W tym drugim przypadku pretekstem było korzystanie w systemach nawigacji z kart pamięci sformatowanych w systemie FAT, używanym także na wszystkich dyskietkach od niemal 30 lat, na który Microsoft ma ostatnio jakimś cudem patent (należałoby się mu przyjrzeć, bo nie przyznaje się patentów na rzeczy oczywiste i powszechnie znane). Postępowanie względem TomTom-a jest ewidentnie złośliwe, gdyż nie chciał kupować systemu Windows CE.
Kolejnym pozwanym był Amazon, też się ugiął i płaci.

Rozwojem oprogramowanie opensource zajmuje się Free Software Foundation. Ale oni dobrze wiedzą, co sami tworzą. Zaproponowali usunięcie spornych fragmentów kodu. Microsoft nie był w stanie ich wykazać.

Ostatnie posunięcie należy do International Intellectual Property Alliance (IIPA), koalicji organizacji antypirackich (MPAA i RIAA). Proponuje ona uznanie rządów rekomendujących stosowanie oprogramowania opensource w administracji jako "wrogów kapitalizmu", wpisanie na listę "Special 301" i objęcie sankcjami gospodarczymi.
A proszę bardzo, pierwsze co należałoby zabronić, to eksportu do tych państw amerykańskiego oprogramowania:)
Albo amerykańskiej broni, bo chyba niczego więcej to u siebie nie wytwarzają.

Oczywiście za tym działaniem oficjalnie Microsoft nie stoi, ale nie trzeba zbyt wielkiego intelektu, by się domyślić, kto traci na rozpowszechnieniu takich programów. Tracić może tylko monopolista, a nie jest ich zbyt wielu.

Amerykański system gospodarczy jest nieco patologiczny, na rynku są nieliczne wielkie korporacje o monopolistycznej pozycji, nie muszące przejmować się klientami. Może to kapitalizm, ale dziki.
Gospodarka wolnorynkowa to system zupełnie odmienny, są w niej liczne małe i średnie firmy, które z zasady są bardzo elastyczne i innowacyjne, muszą bać o klienta bo ma do kogo uciec.
Oprogramowanie opensource doskonale wpisuje się w ten system. Rdzeń programu jest tworzony wspólnymi siłami przez licznych programistów z całego świata, zarówno pasjonatów jak i opłacanych profesjonalistów, natomiast lokalne firmy informatyczne dostosowują go do specyficznych wymagań swoich klientów. Mogą zarabiać na sprzedaży klientom indywidualnym pudełkowych wersji rozszerzonych (jak Mandriva), ale główne zyski czerpią z obsługi małych i średnich firm. Duże firmy stać na własnych informatyków, mniejsze wolą zlecać obsługę informatyczną zewnętrznym, wyspecjalizowanym firmom.

Czyli dawny model sprzedaży produktu jest zastępowany przez sprzedaż usług. I to usług wysokiej jakości, w odróżnieniu od "informatyków" zajmujących się programami Microsoftu, których główne zajęcie polega na klikaniu "dalej" i "akceptuję" oraz usuwaniu wirusów. Pieniądze zostają w kraju, zamiast w większości wyciekać do Stanów Zjednoczonych.

Microsoft jest nieprzygotowany na taką zmianę modelu biznesowego. Jest scentralizowany, opuchł, więc brak części zysków grozi utratą płynności finansowej. Ale to było do przewidzenia, jedna firma nie może mieć wiecznie globalnego monopolu, szczególnie w tak kluczowej dla przyszłości ludzkości dziedzinie jak informatyka. Mieli monopol na rynku przeglądarek, więc rozwój Internetu zatrzymał się na 10 lat. Ostatnie Windowsy po przerwie od 2001 roku (wydania Windowsa XP) zaledwie doganiają MacOS X. To, czym zachwycają się użytkownicy siódemki, już od kilku lat było standardem.

Wbrew pozorom płatny program ma szansę w starciu z tańszymi i bezpłatnymi, o ile oferuje coś wartościowego dla użytkownika i ma akceptowalną cenę. Jest analogia z rynkiem motoryzacyjnym, gdyby klienci kierowali się tylko rozsądkiem i ceną to Dacia byłaby najpopularniejszym samochodem świata.