piątek, 28 maja 2010

Ewolucji ciąg dalszy

Wyznawcy doktryny ewolucji Darwina jako niepodważalny dowód przytaczają wyspy wulkaniczne na Pacyfiku, na gdzie rzekomo występują wyłącznie zwierzęta pływające i latające oraz rośliny, których nasiona mogły zostać przywiane przez wiatr. Z reguły są to gatunki nie występujące nigdzie indziej, które wyewoluowały w tym "naturalnym laboratorium".

Kolebką teorii ewolucji są Wyspy Galapagos. Weźmy je pod lupę. Żyją tam nie umiejące pływać szczury, żmije, jaszczurki oraz skorpiony.

A także olbrzymie żółwie lądowe, ważące niemal pół tony. Być może ich miniaturowi przodkowie przypłynęli - nic z tych rzeczy. Skamieniałości tych żółwi znajduje się niemal na całym świecie, w Nebrasce, Wyoming, Francji, Indiach, Brazylii, Libanie oraz na Malcie. Są datowane na okres 55-36mln.lat temu.

Oraz legwany. Występują dwa gatunki, jeden z nich unika wody, drugi przeciwnie. Mogły wyewoluować  od wspólnego przodka, analiza DNA by to potwierdzała. Ich linie rozwojowe rozdzieliły się 20mln.lat temu ("BdW", 15 lipca 1999). Bliscy krewni legwana morskiego żyli na całym świecie w czasach dinozaurów i wymarli 100mln.lat temu.

Wszystko by się zgadzało gdyby nie oficjalne datowanie wieku tych wysp, czyli co najwyżej 5mln.lat. Więc to nie nowe gatunki, lecz wymarłe gdzie indziej. Co się z nimi działo w międzyczasie, tego nikt nie wie. Naukowcy przypuszczają, że kiedy jedna część wysp wznosiła się nad wodę, drugi jej koniec opadał. W ten sposób wyspy wędrowały sobie po oceanie przez kilkadziesiąt milionów lat, a zwierzaki przeskakiwały z jednej skały na drugą. Oczywiście nie ma żadnego dowodu na wędrowanie wysp.

Żyją też sobie nietypowe jak na wybrzeża Ameryki Południowej lwy morskie. Lecz nie wyewoluowały na Galapagos, dziwnie przypominają te z Kalifornii.

Spostrzeżenia pochodzą z książek Hansa-Joachima Zillmera.

czwartek, 27 maja 2010

Walter Russell

Wczoraj natknąłem się na książkę Glenna Clarka "Człowiek, który poznał tajemnice wszechświata" (The Man Who Tapped the Secrets of the Universe). Opowiada o Walterze Russellu (1871-1963) - malarzu, pisarzu, rzeźbiarzu, muzyku i architekcie. Był m.in. twórcą idei, iż w transakcji handlowej obydwie strony powinny odnosić korzyści, która zastąpiła dawną zasadę "niech kupujący ma się na baczności" (łac. caveat emptor). Szkoda, że nie w Polsce (to już stulecie opóźnienia cywilizacyjnego:)

Warto przeczytać, by zrozumieć skąd geniusze czerpią swoją inspirację. Bo każdy może, tylko mało kto chce.

W ciekawy sposób opisywał naturę materii:

PRZYCZYNA, o której można zdobyć WIEDZĘ.

  • ŚWIATŁO ŚWIADOMOŚCI, podłoże Wszechświata. Dwa rodzaje cząsteczek magnetycznych o odmiennych biegunach, zapewniające równowagę akcji i reakcji we wszystkich oddziaływaniach elektrycznych.
  • Ruch fali elektrycznej, która jest zapisem myśli Boga (w sensie inteligencji wszechświata) w materii, kryje sekrety stworzenia. Pole elektryczne może mieć dwie polaryzacje. Materia jest falą poruszających się cząsteczek światła o przeciwnych ładunkach elektrycznych, które według praw rządzących materią układają się w rozmaite wzory (rzeczy) materialne. Promieniotwórczość to wynik szybkiego powrotu do stanu spoczynku.

SKUTEK, jest nieskończenie złożony i nie da się poznać, tylko uzyskać niepełną INFORMACJĘ. To właśnie informacja jest opisywana w podręcznikach, nie zaś wiedza.

Wskazówka dla naukowców: Dlaczego energia przejawia się w postaci elektryczności?

-----

Ze swojej strony mogę jeszcze dodać że mam wrażenie, iż sporo może wyjaśnić analiza praw Maxwella. Ale nie tych z podręczników fizyki, lecz z prac tegoż uczonego. Często pomiędzy oryginalnym tekstem a jego późniejszą interpretacją jest ogromna przepaść, narastająca z biegiem czasu. A ludzie z lenistwa sięgają po opracowania.

poniedziałek, 24 maja 2010

Przypowieść Jotama

Jeden z wielu fragmentów Biblii:
"Kiedy doniesiono o tym Jotamowi, poszedł, by stanąć na szczycie góry Garizim, i zawołał głośno, mówiąc do nich:
-Posłuchajcie mnie, mieszkańcy Sychem, aby i was wysłuchał Bóg!
Ruszyły raz w drogę drzewa, by namaścić króla nad sobą.
I rzekły do drzewa oliwnego:
-Ty króluj nad nami!
Lecz drzewo oliwne odrzekło:
-Czyż mam zaprzestać wydawać oliwę, przez którą doznają czci Bóg i ludzie, by w górę wystrzelić, wznosząc się ponad [inne] drzewa?
Rzekły więc do figowca:
-Chodź ty i króluj nad nami!
Ale odparło im drzewo figowe:
-Czyż mam przestać wydawać mą słodycz, mój owoc tak wyborny, by w górę wystrzelić ponad [inne] drzewa?
Rzekły więc drzewa do szczepu winnego:
-Chodź ty i króluj nad nami!
Lecz szczep winny im odrzekł:
-Czyż mam zaprzestać wydawać sok winny, co rozwesela bogów i ludzi, by w górę wystrzelić ponad [inne] drzewa?
Wówczas wszystkie drzewa rzekły do krzaka cierni:
-Chodź ty i króluj nad nami!
Ale krzak cierni rzekł drzewom:
-Jeśli naprawdę mnie namaszczacie na króla nad sobą, przychodźcie i chrońcie się pod mym cierniem!
Jeśli zaś nie, niech ogień wyjdzie z krzaka ciernistego i strawi cedry Libanu!
"
(Księga Sędziów 9, 7-16)

Zbieżność czasowa z wyborami prezydenckimi całkowicie przypadkowa.

Fragment przeczy wyobrażeniu bogów jako nadprzyrodzonych duszków, personifikacji sił przyrody. Przynajmniej starożytni wyobrażali sobie bogów jako istoty cielesne, zdolne upić się winem. W początkach religii katolickiej wielokrotnie redagowano teksty, odrzucając apokryfy, niezgodne z ówczesnym mistycznym wyobrażeniem. Ale i tak coś się znajdzie;)

piątek, 21 maja 2010

Gumisie

Chyba jeszcze nie wspominałem o legendach dotyczących podziemnych miast. Występują niemal na całym świecie.

Historia zaczyna się od stworzenia przez bogów człowieka. Były to eksperymenty nielegalne, gdyż po pewnej tragedii obowiązywał zakaz tworzenia inteligentnych istot. Za karę ekipy stwórców otrzymały od rządu zakaz powrotu na ojczystą planetę, skoro tak polubili ludzi to niech sobie żyją wśród tych dzikusów. To właśnie o tym wydarzeniu mówi fragment Biblii o rajskim wężu, zmuszonym do pełzania po ziemi.

Napęd magnetyczny statków umożliwia nie tylko loty w kosmosie, atmosferze czy pod wodą, ale również pod ziemią, te pojazdy potrafią wypalać charakterystyczne tunele. Mają przekrój okrągły, zeszklone ścianki (chroniące przed zawaleniem), dno pokryte gruzem skalnym, ciągną się w linii prostej na wiele kilometrów i skręcają pod kątem prostym. Fragmenty nieczynnych już tuneli są znajdywane współcześnie, np. na Malezji, w Ameryce Południowej, w Turcji.

Legendy mówią o powstaniu kilku podziemnych miast położonych we wnętrzach gór, połączonych ze sobą siecią tuneli. Niemal każda kultura miała swoją świętą górę, choćby grecki Olimp, polskie Wawel i Łysa Góra, a najsłynniejszym jest chyba położona w Himalajach Szambala (Shangri-La), o której mówią tybetańskie legendy, w tamtejszej kulturze podziemne królestwo nazywane jest Aharta. Są również legendy z wysp Pacyfiku, jak z Wysp Salomona czy Malezji. Afryka czy obydwie Ameryki też nie są wyjątkami i również mają swoje święte góry.

Ich mieszkańcy urozmaicali sobie dietę dzięki zabobonnym ludziom z powierzchni, czczących ich jako bogów i składających ofiary z najlepszego pożywienia.

Być może takie miasta istnieją we wnętrzu Księżyca (legenda o Twardowskim) czy innych planet Układu Słonecznego, gdyż są odizolowane, nie wymagają zewnętrznej atmosfery.

Kreskówki o gumisiach bazują właśnie na owych legendach, a Disney był masonem. Kto wie, może szukając inteligentnych form życia we Wszechświecie nie wystarczy patrzeć tylko w gwiazdy, lecz również pod nogi?

-----

Nieco legend dotyczących podziemnego świata zawiera książka "Zaginiony Świat Agharti".

Jej autor, Alec Maclellan napisał również drugą, pt. "Tajemnica Pustej Ziemi". To o koncepcji pustej w środku Ziemi, w której istnieje wewnętrzna słońce. Jej zwolennicy jako dowód przytaczają zdjęcie wykonane przez NASA, rzekomo ukazujące dziurę na biegunie. Fotografia jest jak najbardziej autentyczna, lecz stanowi lustrzane odbicie Olympus Mons, czyli najwyższej góry Marsa i być może Układu Słonecznego.

Była nawet bazująca na tej koncepcji gra komputerowa "Agharta", a ostatnio cykl powieści "Tunele".

Kraina czarodziejów w "Harrym Poterze" również jest światem podziemnym.

Wątek podziemnego świata jest również poruszony w filmie "Hellboy 2: Złota Armia".

środa, 19 maja 2010

Abonament RTV

Ostatnio trwa kampania reklamowa, nakłaniająca firmy do płacenia abonamentu.

Ktoś, kto wymyślił przepis nakazujący płacenie od każdego radioodbiornika miał chyba jakieś zaburzenie toku myślenia, a przynajmniej kompletny brak wyobraźni. I pomyśleć, że tacy ludzie rządzą.

Idea abonamentu sięga lat dwudziestych XX wieku. Wtedy to powstawały pierwsze publiczne rozgłośnie radiowe, a w domach pojawiały się radioodbiorniki. To były wielkie drewniane pudła, ważące przynajmniej kilkanaście kilogramów, w środku miały bardzo kosztowne lampy elektronowe. By cokolwiek odebrały, potrzebna była antena w postaci kilkunastu lub kilkudziesięciu metrów drutu (to kwestia stosowania kilometrowych długości fal). Radio było luksusem.

Blisko stulecie później radioodbiorniki są niemal wszędzie - we wnętrzach słuchawek, w odtwarzaczach MP3, w telefonach komórkowych, a nawet w długopisach. I nasuwają się problemy w obliczeniach abonamentu:

  • Czy należy uwzględniać tylko radioodbiorniki kupione oficjalnie na firmę, na fakturę, czy też prywatne przynoszone przez pracowników i nie uwzględnione w spisie majątku firmy? Bo jeśli tylko kupione przez firmę, to pojawiłby się problem w rozliczeniach z urzędem skarbowym, gdyż trzeba by było uzasadnić sensowność takiego zakupu. Prościej przynieść prywatny i nie płacić abonamentu.
  • A jeśli liczyć również prywatne, to ich ilość się zmienia, nie tylko w ciągu tygodnia, ale również w zależności od pory dnia. Więc trzeba brać wartość średnią dzienną, tygodniową, miesięczną, a może wartość szczytową ilości radioodbiorników?
  • I jak je rejestrować? Trzeba by było wydelegować pracownika, który co dzień zawitałby na Pocztę i rejestrował oraz wyrejestrowywał radioodbiorniki, w zależności od ich chwilowej ilości w siedzibie firmy.

Przepisów o abonamencie dla firm po prostu nie da się przestrzegać zachowując zdrowie umysłowe.

Podobny problem jest w gospodarstwie domowym. Ktoś w rządzie nie zauważył, że w latach pięćdziesiątych pojawił się tranzystor i radioodbiornik stał się urządzeniem przenośnym. Więc naliczanie opłaty związanej z miejscem jego umieszczenia mija się z celem.

Może powinien być jeden publiczny program radiowy i jeden telewizyjny. Jednak ludziom nie podoba się, że muszą płacić za nadawanie kilku programów publicznych, w których trzeba za duże pieniądze opłacać "znanych" prezenterów czy kierownictwo, a także "ambitnych" programów, które zaspokajają tylko ambicje ich twórców, szczególnie finansowe, a sama treść jest beznadziejna. Tworzy się państwo w państwie, które samo o sobie stanowi i sobą kieruje.

Sama idea abonamentu jest przestarzała, powinna być zastąpiona innym źródłem finansowania.

-----

Ciekawe, czy niesprawny radioodbiornik to również radioodbiornik? Telefony komórkowe posiadają radioodbiorniki, które wymagają zewnętrznej anteny w postaci fabrycznych słuchawek. Kiedy słuchawki gdzieś się "zapodzieją" albo ich nie ma w komplecie, to brakuje niezbędnego do działania podzespołu, więc urządzenie jest niesprawne, nie pełni funkcji radioodbiornika. Niby jest, a go nie ma. Czy wlicza się go do ogólnej ilości radioodbiorników podlegających opłacie abonamentowej?

Albo komputer, każdy podłączony do internetu może odtwarzać audycje retransmitowane poprzez internet. Ale technicznie nie jest radioodbiornikiem. Jeśli zostałby uznany za radioodbiornik, to znowu pojawia się dylemat po odłączeniu głośników.

To nie jest sobie takie teoretyzowanie. W domu sprawa jest prostsza, wystarczy zapłacić i mieć spokój, lecz w firmach płaci się od każdego posiadanego radioodbiornika.

W Niemczech pojawił się nawet problem, czy telefon komórkowy jest telewizorem, jeśli umożliwia odtwarzanie transmisji telewizyjnych nadawanych przez internet.

Oczywiście inteligentni ludzie u władzy bez problemu znaleźliby rozwiązanie tych dylematów, ale ze świecą takich szukać. Znacznie prostszych problemów nie potrafią rozwiązać. Można przejść nad tym do porządku dziennego, ale wraz z rozwojem techniki problemy zaczną się nasilać.

-----

Przykładem nasilania się problemów są choćby badania nad procesem starzenia się. Może minie rok, może sto lat, ale w końcu zostaną odkryte sposoby przedłużania życia, nawet kilkukrotnego. Rządzący martwią się starzeniem społeczeństwa, że za 50 lat będzie zbyt dużo ludzi w wieku emerytalnym (60-65 lat) i nie będzie miał kto na nich płacić. Ale za 50 lat średnia długość życia może podskoczyć do tysiąca lat, czyli 50 lat pracy i 950 lat wypoczynku. Wieku emerytalnego też nie za bardzo można przesunąć, nie wszyscy mają na tyle ciekawą pracę by w niej wytrzymać przez pięć stuleci. Zakaz przedłużania życia też niewiele pomoże, bo zawsze znajdą się chętni by go złamać, szczególnie ci najbogatsi. Z drugiej strony dłuższe życie najbogatszych będzie jawnie niesprawiedliwe, co spowoduje niepokoje społeczne.

A to tylko jeden z wielu przykładów problemów, jakie niesie ze sobą przyszłość. Dotychczasowe podejście rządzących, żeby tylko dorwać się do stołków i jakoś to później będzie, nie zda egzaminu.

niedziela, 16 maja 2010

Pośrednicy bogów

W przedostatnim wpisie wspominałem o zniszczeniu ludzkich miast przez Jahwe.

Wątek jest rozwinięty w jednym z rozdziałów Koranu, która to Księga jest w zasadzie omówieniem i wyjaśnieniem do Biblii, zniekształconej przez czas i ludzkie dociekania nie poparte wiedzą.

Wydaje mi się, że to istotna kwestia - każde ze zniszczonych miast zostało wpierw ostrzeżone i mogło uniknąć swojego losu. Więc nie mamy tu do czynienia z ludobójstwem, lecz procesem stanowienia prawa: dane postępowanie zostaje z jakiś ważnych powodów zakazane, a dopiero za złamanie zakazu grożą konsekwencje.

Scenariusz za każdym razem wyglądał mniej więcej tak - otóż kiedy rozwój jakiejś społeczności mógł w przyszłości przynieść negatywne skutki, spośród jej mieszkańców zostawał powołany prorok, aby ostrzec i wskazać drogę, powoływał się na Allacha (Elohę). Z reguły nie był kimś ważnym. Część ludzi, którym idee się spodobały, za nim poszła, lecz większość się naśmiewała. Próbowano nawet zabijać proroków (nigdy to się nie udało), gdyż ich istnienie podważało "pozycję społeczną" wielu wpływowych ludzi i kapłanów. Innym argumentem był "brak dowodów" na prawdziwość słów proroka. Często przeciwnicy otrzymywali wreszcie swój upragniony "dowód", lecz wtedy było już za późno na ucieczkę.

W Koranie jest również sformułowanie, że żaden lud nie może wyprzedzić ani opóźnić innych, wszystko ma swój czas. Sprawność umysłu człowieka ze starożytności nie ustępowała współczesnemu, lecz wtedy ludzie byli większymi barbarzyńcami, życie nie miało żadnej wartości. Chyba nie trudno sobie wyobrazić co by się stało, gdyby wtedy rozwinęli współczesną technikę, posiadali choćby broń atomową. Rzezie nie miałyby końca, a byłyby o wiele bardziej skuteczne niż przy użyciu łuków oraz mieczy i ludzkość czekałaby samozagłada. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu Hitler zyskał ogromne poparcie, ludzie nie rozumieli że robi coś złego. Niektórzy jeszcze dzisiaj nie rozumieją, ale jest ich coraz mniej.

-----

Wątek powoływania proroków bywa niezrozumiały - jakieś to dziwne, gdzie tu niby miejsce na technikę? Dawniej ludziom "natchnienie" wydawało się cudem, dzisiaj też, gdyż z taką techniką nie mają jeszcze do czynienia na co dzień i nie są z nią oswojeni. Natomiast w laboratoriach naukowcy już pracują nad interfejsem umysł-komputer, nad bezpośrednim sterowaniu maszyną myślą i wprowadzaniem informacji wprost do umysłu (w implantach słuchowych oraz wzrokowych to się zaczyna stosować). Kiedyś będzie możliwe podłączenie do baz danych, załadowanie informacji wprost do umysłu.

A tutaj, o ile owe Księgi opisują autentyczne wydarzenia, ewidentnie mamy do czynienia z kimś wyprzedzającym ludzkość o tysiąclecia. Dla tego kogoś to nie stanowiłoby większej technicznej trudności, kiedyś dla ludzi też nie będzie. Może telefony komórkowe zostaną zastąpione jakąś formą komunikacji wprost pomiędzy umysłami?

Prorok wywodzący się z lokalnej społeczności jest już z nią zżyty, zna zwyczaje i powiązania, co znacznie ułatwia jego działalność. Gdyby przybył ktoś z zewnątrz to musiałby wymusić swoją wolę siłą i utrzymać władzę, gdyż ludzie nie byliby ufni. Z podobnych powodów przybywając do obcego miejsca (w celach turystycznych lub biznesowych) szuka się jakiegoś lokalnego przewodnika.

Więc działanie poprzez pośredników (proroków) nie wynika z "nadprzyrodzoności" osoby ich posyłającej, ale z jej inności. Nawet nie chodzi o wygląd (wyglądają jak ludzie), ale różnice w wiedzy, charakterze i mentalności. Szczególnie trudno się dogadać z ludźmi o ograniczonym horyzoncie.

---dodane dzień później---

Obecność Boga w Biblii i Koranie była symbolizowana za pomogą obłoka. Jezus został zabrany "do nieba" również przez obłok. Jak obecnie wiadomo, para wodna skrapla się w atmosferze przy zmianie ciśnienia lub temperatury, widocznie pędniki magnetyczne statku wywołują taki efekt i powodują powstanie mgły.

Właściwie to ludzie przekonani, iż chodzi o "zjawiska nadprzyrodzone", niewiele się mylą. Technika na tym poziomie nie tylko korzysta z praw przyrody, ale także może w nie ingerować, zmieniać naturalne algorytmy zapisane w polu kwantowym i kontrolujące świat materii. W rzeczy samej to są boskie moce, zaciera się granica pomiędzy techniką a magią.

-----

W Koranie znalazłem też informację, że każdy kolejny prorok ma również za zadanie złagodzić poprzednie zakazy. Kojarzy mi się to z wychowywaniem dziecka - kiedy jest małe, ma zabronione niemal wszystko, lecz wraz z dorastaniem dostaje coraz więcej swobody, gdy jest już dorosłe może potencjalnie wszystko, samo decyduje o własnym losie.

---dodane dwa dni później---

Słowo "bogowie" używam ze względów historycznych, jako określenie tej ludzkiej rasy. Nie ma to nic wspólnego z kultem.

Przedstawione wnioski są słuszne jedynie przy założeniu, że Święte Księgi (Biblia, Koran i Księga Mormona) opisują autentyczne wydarzenia, co oczywiście nie musi być prawdą. W ogóle charakterystyczne dla wszystkich starożytnych tekstów jest to, że opisy losów ludzi przeplatają się z losami bogów, a sami bogowie przedstawiani są tak jak ludzie, nie jako omamy czy wizje. Historycy odrzucają opisy bogów i rekonstruują wydarzenia na podstawie opisów ludzi. Ale albo te teksty są wiarygodne, albo nie, stany pośrednie to takie wyssane z palca stwierdzenia, gdzie kończy się fikcja a zaczyna prawda. Jak pokazałem, ta prawda może być bardzo płynna, wraz z rozwojem wiedzy i techniki można dokonywać zupełnie nowych interpretacji. A trudno wmawiać starożytnym, że fantazjowali o opisach urządzeń, których nie rozumieli, więc raczej widzieli je na własne oczy, tylko nie wiedzieli co widzą.

czwartek, 13 maja 2010

Śledztwo w sprawie katastrofy lotniczej

Pewna partia, której nazwy nie wymienię, wciska ciemnotę swoim wyborcom, że niby rząd jest opieszały w wyjaśnianiu katastrofy prezydenckiego samolotu.

Otóż śledztwa w sprawie katastrof lotniczych trwają tak długo, przynajmniej 3-6 miesięcy. Taka jest ich specyfika. Trzeba zebrać wszystkie możliwe szczątki samolotu, złożyć je razem, dokonać żmudnej analizy centymetr po centymetrze, odczytać czarne skrzynki, przesłuchać wszystkich świadków, często kilkukrotnie, stworzyć możliwe hipotezy przebiegu zdarzenia, zweryfikować każdą.

Nie jest to proste z tego powodu, iż katastrofy lotnicze z reguły są wynikiem jakiegoś niezwykłego splotu zbiegów okoliczności lub zaniedbań. Każde z tych zdarzeń samo w sobie nie spowodowałoby wypadku, dopiero ich połączenie. Z góry nie da się przesądzić która z hipotez jest poprawna, często ta najbardziej oczywista nie jest. A możliwości jest sporo, długo by wymieniać.

Nawet awaria sama w sobie nie może być wyjaśnieniem, bo zazwyczaj jest wynikiem szeregu zaniedbań. Samolot to nie samochód, zaprojektowany by się psuć znienacka po upływie okresu gwarancji, tam każda część ulegająca zużyciu ma możliwość wymiany i jest regularnie sprawdzana. To się wylicza, ile godzin ma przepracować i kiedy co należy skontrolować, kiedy wymienić.

środa, 12 maja 2010

Było sobie bogów dwóch

W 19 wieku na Bliskim Wschodzie zaczęto odkopywać całe biblioteki tabliczek z gliny zapisanych tajemniczym pismem klinowym. Najwyraźniej chodziło o jakąś starożytną cywilizację, prawdopodobnie najstarszą z istniejących.

Henry Ravlinson  postawił sobie za życiowy cel ich odczytanie. Wstąpił jako żołnierz do Kompanii Wschodnioindyjskiej, nauczył się lokalnych języków (w tym sanskrytu i arabskiego), następnie został brytyjskim dyplomatą na dworze perskiego szacha. Po latach analizowania trójjęzycznej inskrypcji z Behistun w końcu mu się udało.

Dzięki temu współcześni naukowcy bez większych problemów odczytują te najstarsze pisma ludzkości. Okazuje się, że wiele z nich zawiera pierwowzory pism biblijnych, są m.in. opowieści o Adamie i Ewie, pojawia się Noe i potop. Pojawia się również dylemat - skoro Biblia w wielu fragmentach oparta jest na wcześniejszych tekstach, to jak mogła zostać "natchniona przez Boga"?

Żeby tylko taki był dylemat, te wcześniejsze teksty różnią się w wielu szczegółach. Zamiast jednego jest wielu bogów, w tym dwóch głównych - Enlil i Enki (którego ziemską siedzibą był Baalbeck). Pierwszy z nich był sceptycznie nastawiony do ludzi (łagodnie mówiąc), drugi entuzjastycznie, chyba dlatego, że wraz z siostrą-żoną Nin-Khursag byli stwórcami człowieka. Żadne tam hokus-pokus, do tego posłużyło im urządzenie z jakimś zbiornikiem. Bo bogowie Sumerów, podobnie jak Hindusów, byli przedstawiani jako istoty z krwi i kości, przebywali wśród ludzi, posługiwali się urządzeniami technicznymi, w tym maszynami latającymi (din-gir), a tak w ogóle to pochodzili z innej planety (Ni-bi-ru). W "Eposie o Gilgameszu" główny bohater dociera nawet do owej planety bogów, gdzie Noe obdarzony nieśmiertelnością spędza emeryturę.

We wczesnych żydowskich pismach również pojawia się dwóch bogów, odpowiednikiem Enlila jest Jahwe, którego strasznie się bali. Zniszczył m.in. Sodomę i Gomorę, gdyż skupiały ówczesną intelektualną elitę, Babilon, którego mieszańcy chcieli dorównać bogom. Synowie Izraela (Jakuba) przy każdej okazji próbowali czcić drugiego z bogów, Pana (Baala), stwórcę człowieka. Wzbudzało to gniew Jahwe. Kiedy Żydzi wydostali się z niewoli babilońskiej próbowali odtworzyć stare pisma, tłumacze połączyli obydwu bogów w jednego, zagniewanego i czasem okazującego miłosierdzie.

Wierzenia sumeryjskie stały się podstawą nie tylko judaizmu, lecz i innych religii Bliskiego Wschodu. W Egipcie Enlil to Seth, a Enki to Ozyrys, jego żona to Izyda. W perskim mazdeizmie Enki to Ahura Mazda (Ormuzd). Wierzenia Greków to odległa i zniekształcona wersja pierwowzoru.

Jaka szkoda, że przetłumaczonych tekstów sumeryjskich nie ma w każdej księgarni i bibliotece. W końcu to dziedzictwo całej ludzkości.

---dodane dzień później--

Jest sobie taka gra komputerowa: "Nibiru - planeta bogów".  To o poszukiwaniu śladów eksperymentów nazistów, którzy próbowali odtworzyć starożytne dyskoidalne pojazdy. Więcej szczegółów zawiera książka "Supertajne bronie Hitlera, tom 3" Igora Witkowskiego.

-----

Enki bywa także znany pod imieniem Lucyfer, czyli niosący światło. On był owym rajskim wężem. To nie ta sama osoba co Szatan, będący posłańcem Jahwe. Adam i Ewa nie byli pierwszymi ludźmi (ich synowie przecież znaleźli żony), lecz protoplastami rodu władców-strażników ludzkości.

Niektóre europejskie rodziny arystokratyczne o korzeniach bliskowchodnich nadal czczą Enkiego-Mazdę. Dla niezorientowanych osób czasem bywa to szokiem, gdyż robi wrażenie jakiegoś "spisku satanistycznego" u władz.

wtorek, 11 maja 2010

Żyjący Wszechświat

Mogło okazać się niejasne pojęcie jedności wszechrzeczy.

W ciągu ostatnich 3 wieków, głównie pod wpływem uproszczonej szkolnej wiedzy, wydaje się ludziom, że materia składa się z grudek-atomów, przypominających piasek na plaży. Każdy atom jest bytem niezależnym, podobnie jak każdy człowiek.

Jednak już Louis de Broglie dowiódł, iż materia wykazuje właściwości falowe. Wiadomo także, że elektrony są falami - dlatego mogą zajmować tylko określone orbity wokół atomów, o obwodach będących całkowitą wielokrotnością ich długości fali (tzw. fale stojące). Wszystkie inne cząsteczki subatomowe również są falami, z powodu ich wielkiej częstotliwości (a więc niewielkiej długości fali, która rozchodzi się z prędkością światła) wydają się być cząsteczkami. Nowsze koncepcje, jak teoria strun, również wskazują na falową naturę wszelkiej materii.

Kluczowe staje się pytanie - co to za ośrodek, który faluje? Nie jest on materią, cieczą, jak to wyobrażali sobie zwolennicy teorii eteru. Znajduje się poza przestrzenią i czasem. To właśnie dzięki niemu wszystko jest ze sobą nierozerwalnie złączone.

Bardzo uproszczoną analogią byłby obraz wyświetlany przez projektor na ścianie. Widać na nim ludzi, rośliny, domy, przestrzeń pomiędzy nimi itd., wydają się być bytami niezależnymi, a jednak technicznie są jedną całością, wszystkie części tego obrazu zbudowane są z takich samych fal, wychodzących z jednego źródła.

Niektórzy uważają ten ośrodek za Boga, lecz to niezupełnie tak jest. Posiada świadomość i pamięć, lecz nie inteligencję. Do przejawienia inteligencji potrzeba materii zorganizowanej w żywą istotę. Owego "Boga" musiałyby więc utworzyć wszystkie formy życia razem i każda z osobna, połączone w sieć. Więc nie ma tu mowy o pośrednictwie kapłanów.

Dzięki temu połączeniu umysł człowieka posiada potencjalny dostęp do informacji o wszystkim. Jest on zablokowany, lecz w pewnych okolicznościach ludzka świadomość może uzyskać dostęp do tej naturalnej bazy danych. Można widzieć zdarzenia z odległych miejsc i czasów, patrzeć cudzymi oczami, obserwować siebie z zewnątrz, czy doznać uczucia wszechwiedzy (utożsamianego z mistycznym "doznaniem Boga"). Może się tak zdarzyć choćby w przypadku śmierci klinicznej, snu, medytacji, modlitwy, pod wpływem środków halucynogennych (używanych w szamanizmie), czy transu (przykładem są wirujący muzułmańscy derwisze). Kiedy umysł wraca do normalnego trybu większość z tych wspomnień ulega zatarciu, pozostaje tylko pamięć odczucia towarzyszącemu ich doznaniu.

Być może zdolność do samoorganizacji materii w życie wynika właśnie z owej świadomości posiadanej przez Wszechświat, który dzięki temu może doświadczać. Tak by było, gdyby teoria ewolucji okazała się prawdziwa. Jednak nie znajduje się życia na innych planetach Układu Słonecznego, co świadczy o tym, że nie jest ono cechą samego Wszechświata, materia samoistnie nie może przekroczyć pewnego poziomu organizacji.

Natomiast istnienie gwiazd, planet i innej materii nieożywionej nie świadczy o inteligencji która je stworzyła. Uczucie piękna towarzyszące ich oglądaniu wynika z dążenia materii do organizacji według Złotej Proporcji (1:1,6), czyli do minimalizacji energii. Atomy dążą do zajmowania miejsc w oczkach fali stojącej (to nieznana dotychczas fala, o naturze grawitacyjnej). Dlatego planety krążą po swoich orbitach i nie spadają na Słońce. Newtonowska teoria grawitacji tego nie wyjaśnia, naukowcy uważają posiadanie przez planety odpowiedniej prędkości, równoważącej  grawitację Słońca poprzez siłę odśrodkową, za niemal "cud". Jeszcze kilkanaście lat temu uważano, że Układ Słoneczny może być jedynym układem planetarnym we Wszechświecie, odkrycie innych planet to przecież ostatnie kilka lat.

-----

W mózgu każda komórka jest niezależną formą życia, tak jak każdy jednokomórkowec, jednak połączone są w sieć. Na poziomie Wszechświata również mamy do czynienia z ogromnym umysłem, składającym się z umysłów różnych form życia, które z reguły nie zdają sobie z tego sprawy. Udostępniają tej rozproszonej sieci swoją moc obliczeniową. Utrata (śmierć) jednego z umysłów nie ma większego znaczenia dla funkcjonowania całości sieci, gdyż może być zastąpiony kolejnymi. Ów umysł nie stoi po stronie kogokolwiek, to znacznie potężniejsza inteligencja od ludzkiej, operująca z innej perspektywy.

Czyli ludzie są zdani na siebie, owa inteligencja nie jest ich Bogiem.

piątek, 7 maja 2010

Blog a kreacjonizm

Czasem w tym blogu powołuję się na teksty uważane za religijne. Jednak owo powoływanie się nie ma nic wspólnego z religią (!).

Są dwie teoretyczne możliwości powstania życia i ludzi. Albo mamy do czynienia z długotrwałą naturalną ewolucją, albo z eksperymentem genetycznym w laboratorium.

Do rekonstrukcji wydarzeń historycznych same spekulacje nie wystarczą, potrzebne są jakieś dokumenty. A jak Ziemia długa i szeroka teksty oraz legendy wprost mówią o stworzeniu człowieka przez jakiś ludzi przybyłych "z nieba", nie zetknąłem się z ani jedną o ewolucji czy jaskiniowcach. Są one znane naukowcom, lecz nie traktowane poważnie, gdyż możliwości owych przybyszów nawet współcześnie wydają się niewyobrażalne. Z drugiej strony jest propagowany mit o ewolucji jako udowodniony fakt naukowy, co okazuje się być blefem, użytym w nadziei, że kiedyś znajdą się dowody. Może takie dowody są, ale ja ich nie znalazłem, jeszcze kilkanaście lat temu ich nie było. Nowe odkrycia zdają się wręcz przeczyć tej ideologii, ukazywać inne wyjaśnienie znanych od dawna faktów.

Faktem jest, że znajduje się skamieniałości nie żyjących współcześnie organizmów. Teoria ewolucji w żadnym wypadku nie może być nazwana faktem, gdyż jest intelektualną interpretacją tych znalezisk. Ostatnio okazuje się, że nie jedyną z możliwych.

czwartek, 6 maja 2010

Predyspozycje do polityki

W powieści Iana McDonalda "Rzeka bogów" znalazło się ciekawe spostrzeżenie: "Dawno pojął, że do polityki nie potrzeba szczególnego talentu, zdolności ani inteligencji. Po to ma się doradców. Umiejętność polityka polega na wysłuchaniu ich rad i przedstawieniu ich tak, by wyglądało na to, że wymyślił to wszystko sam."

środa, 5 maja 2010

Spęczniała Ziemia

Obok teorii płyt tektonicznych Alfreda Wegenera istnieje inne wyjaśnienie rozchodzenia się kontynentów, czyli teoria ekspandującej Ziemi. W zasadzie dowody świadczyłyby na korzyść tej drugiej teorii, jednak ma ona drobny mankament - nie wyjaśnia, skąd bierze się dodatkowa materia.

We wpisie o kataklizmie i potopie przedstawiłem sugestię, że ta dodatkowa materia wzięła się z obiektów kosmicznych, które uderzyły w Ziemię kilka tysięcy lat temu. Czyli kontynenty nie oddalały się powoli, lecz początkowo bardzo szybko. Energia wyzwolona w chwili uderzenia i tarcia przy ruchu płyt tektonicznych spowodowała uplastycznienie skał i wypiętrzenie się gór.

Co ciekawe, w Koranie znalazłem właśnie takie wyjaśnienie formowania się gór:

"On jest Tym, który rozszerzył ziemię i uczynił na niej góry i rzeki, a ze wszystkich rodzajów owoców uczynił na niej dwie płci. On powoduje, że noc zakrywa dzień. Zaprawdę, w tym są znaki dla ludu, który się zastanawia."
(rozdz.13, cz.13, werset 4)

"I ziemię rozciągnęliśmy i umieściliśmy na niej potężne góry i uczyniliśmy, że każda rzecz wzrasta tam we właściwej ilości.
I stworzyliśmy tam dla was warunki życia, jak i dla wszystkich tych, którym wy nie dajecie.
I nie ma takiej rzeczy, nad której ilością nie sprawowalibyśmy pieczy. A nie zsyłamy tego, chyba że w określonej ilości.
I zsyłamy zapładniające wiatry, a potem wodę z chmur, później zaś dajemy wam ją do picia - natomiast wy sami nie moglibyście jej przechowywać.
I zaiste, to My dajemy życie i My powodujemy śmierć. I to My jesteśmy jedynym Dziedzicem wszystkiego.
"
(rozdz.15, cz.14, wersety 20-24)

"Czyż niewierni nie widzą, że niebiosa i ziemia były ściśniętą masą, którą My później otworzyliśmy? Z wody zaś uczyniliśmy wszelką żywą istotę. Czyż zatem nie uwierzą?
I umieściliśmy na ziemi mocne góry, aby ona nie drżała wraz z nimi, i uczyniliśmy na niej szerokie drogi, aby mogli być dobrze prowadzeni.
Niebo uczyniliśmy dachem dobrze zabezpieczonym, a mimo to oni odwracają się od jego Znaków.
"
(rozdz.21, cz.17, wersety 31-33)

Taką ciekawostkę stanowi Amazonka. Otóż rzeka ta wypływała w Afryce (!) i płynęła na zachód (potwierdzają to radarowe pomiary z orbity), kończyła się w Pacyfiku. Po rozdzieleniu się kontynentów Ameryka Południowa przechyliła się, podniosło się zachodnie wybrzeże a opuściło wschodnie, Amazonka zmieniła swój kierunek. Natomiast Afryka zaczęła pokrywać się pustynią. To nie działo się miliony lat temu, gdyż Tiahuanaco w Andach z portu morskiego stało się miastem leżącym 3810 metrów nad poziomem morza.

wtorek, 4 maja 2010

Szkoła a światopogląd naukowy

Czasami można zetknąć się z określeniem, że coś jest "sprzeczne z nauką" czy "nienaukowe".

Samo takie stwierdzenie ze swojej natury nie może być naukowe. Otóż szkoła z zasady ma być neutralna światopoglądowo. To oznacza, że szkoła nie naucza co mamy myśleć, jak widzieć świat, jej zadaniem jest zapoznanie ze znaczeniem różnych słów i określeń, aby człowiek słysząc je w ogóle kojarzył o co chodzi.

Niektórzy popełniają ten błąd, że biorą to, czego nauczyli się w szkole, jako jakąś obiektywną naukowo rzeczywistość. A to nie jest rzeczywistość, tylko definicje, omówienie znaczenia słów, tych dających się jakoś omówić. Nie wszystkie tematy są poruszane w szkole, pomija się szczególnie te jeszcze nie wyjaśnione, nie zdefiniowane. Tych niepoznanych zagadnień jest więcej niż poznanych, wręcz powiększanie wiedzy równocześnie powiększa niepoznany obszar, pojawia się coraz więcej pytań niż odpowiedzi.

Szczególnie po studiach ludzie mają tendencję do myślenia, że poznali jakąś rzeczywistość. A poznali tylko znaczenie słów, z których część definicji po jakimś czasie ulegnie zdeaktualizowaniu, a większość na nic się nie przyda. Pojawią się też nowe pojęcia, nie mające jeszcze definicji.

W każdej epoce byli ludzie przekonani, że wiedzą prawie wszystko na dany temat.

poniedziałek, 3 maja 2010

Kłamstwa ewolucji

Okazuje się, że niektóre “dowody” na poparcie teorii ewolucji to jakaś parada oszustów.

  • Skamieniałości nie świadczą o następowaniu po sobie gatunków, gdyż dolne warstwy skalne (a raczej ławice) NIE powstały wcześniej niż górne, tylko jednocześnie (szczegóły w filmie). Nie obserwuje się również stopniowego pojawiania się nowych cech. Wytłumaczeniem jest niewielkie prawdopodobieństwo znalezienia “ogniw pośrednich” pomiędzy gatunkami (nie chodzi o zwierzęta wydające się mieszanką innych). Ale skoro ich nie znaleziono, to idea ich istnienia nie jest poparta dowodami, to tylko wiara.
  • Powstawanie skał osadowych. Ziarnko po ziarnku przez miliony lat, chyba że wybuchnie wulkan albo nastanie powódź, wtedy trwa to godziny. Wniosek taki, iż w przeszłości nie następowały kataklizmy, bo inaczej skały nie mogłyby formować się przez miliony lat i popsułyby datowanie, a jest poprawne.
  • Fosylizacja, czyli skamienienie. Szkielety kamienieją w ciągu milionów lat, choć ten proces można powtórzyć w laboratorium pomiędzy śniadaniem a obiadem.
  • Wbrew temu co się wmawia, genetyka doświadczalna zaprzecza możliwości samoistnego zachodzenia ewolucji. Otóż mutacje mogą być albo szkodliwe (uszkadzać potrzebne geny), albo neutralne (blokować mniej potrzebne geny), nie ma możliwości aby były korzystne, czyli tworzyły nowe geny. Mechanizm powstawania nowych genów jest nauce dotychczas nieznany, komórka wręcz zawiera mechanizmy chroniące przed jakimikolwiek zmianami. Nowe gatunki, powstające w laboratoriach, to efekt połączenia istniejących genów, nie potrafimy jeszcze tworzyć nowych.
  • Jako przykład “korzystnej” mutacji przytaczana bywa możliwość trawienia mleka przez dorosłych ludzi. Lecz w tym przypadku chodzi o kontynuację działania istniejącego już od dzieciństwa genu, nie zaś powstanie nowego. Nie powstała nowa cecha, tylko zachowała się już istniejąca w dzieciństwie.
  • Jako przykład zachodzenia ewolucji przytaczane są kopalne gatunki wielorybów, które posiadały szczątkowe tylne nogi. Ale znowu mamy do czynienia z zanikiem zbędnej cechy (zablokowaniem genu), nie zaś powstaniem nowej (utworzeniem genu). Podobna sytuacja jest z kopytem koni.
  • Nabywanie odporności przez bakterie. Antybiotyki są produktami przemiany materii mikroorganizmów, które mogą zahamować rozwój innych lub je zabić. Jednak geny odporności umożliwiające rozkład antybiotyku już były, nie powstają nowe.
  • Archeoraptor liaoningensis, ogniwo pośrednie pomiędzy dinozaurami a ptakami sprzed 120mln.lat, nie ma czwartego i piątego palca, a w skrzydle ptaka nie ma zewnętrznych palców. Jest składanką skamieniałości ptaka i dinozaura.
  • Australopithecus afarensis - jego czaszka nie różni się od czaszki szympansa.
  • Człowiek z Nebraski, Pithecanthropus erectus sprzed 1mln.lat - naukowym dowodem na jego istnienie był jeden ząb dzika, znalazł go w 1922 roku Harold Cook. Dzięki temu odkryciu teoria ewolucji zagościła na dobre w szkołach amerykańskich, gdyż nikt nie ośmielił się podważyć rozpowszechnionych w literaturze rysunków rekonstrukcji małpoluda.
  • Człowiek pekiński, Homo erectus pekinensis, zrekonstruowany na podstawie fragmentów czaszek Chińczyków i pawianów, znalezionych w latach 1929-1937. Ci ludzie jedli mózgi upolowanych małp (lokalny przysmak) i obsunęło się zbocze wzgórza wapiennego wyrobiska. Szczątki później zaginęły, jak również ich fotografie.
  • Człowiek jawajski, Pithecanthropus erectus sprzed 700tyś.lat - prymitywny przodek człowieka, z mózgiem o objętości 940 centymetrów sześciennych, zrekonstruowany na podstawie fragmentu mózgoczaszki orangutana, znalezionej przez Eugene Dubois w 1891 roku na Jawie.
    W 1926 roku prof. C.E.J. Heberlein znalazł fragment drugiej czaszki, czyli rzepkę kolanową słonia.
  • Człowiek z Piltdown sprzed 500tyś.lat - czaszka, którą znalazł w 1912 roku Charles Dawson. Ogniwo pośrednie pomiędzy małpami a ludźmi, ostateczny dowód, jaki przekonał świat do teorii ewolucji. W 1949 roku okazało się, że czaszka jest całkiem ludzka, a żuchwa pochodzi od współczesnej małpy, z wstawionymi i zeszlifowanymi zębami ludzkimi, postarzona przy pomocy potasu i żelaza.
  • Homo heidelbergensis sprzed 500tyś.lat - wspólny przodek człowieka i neandertalczyka, zrekonstruowany na podstawie jednej jedynej masywnej żuchwy wysokiego Eskimosa, znalezionej w 1907 roku w kopalni piasku w Mauer koło Heidelbergu.
  • Homo erectus - bezpośredni przodek człowieka, o niemal ludzkim szkielecie i niemal małpiej czaszce. Na podstawie proporcji twarzy naukowcy zrekonstruowali wygląd, charakter i zachowanie tego owłosionego małpoluda. Jak wyglądał w rzeczywistości, to można zaobserwować na żywo, gdyż identyczny szkielet posiadają współcześni Malaje. Są jak najbardziej ludzcy, tylko mają nieco wysuniętą szczękę i cofnięte czoło.
  • Teoria rekapitulacji, którą wymyślił Ernst Haeckel pod koniec XIX wieku. Ontogeneza (rozwój osobnika od komórki jajowej do stanu dorosłego) jest powtórzeniem filogenezy (drzewa rodowego gatunku). Ludzki embrion powtarza proces ewolucji swoich przodków: ryby, gada, ssaka i w końcu człowieka (płaza i ptaka nie). Jeden z koronnych dowodów ewolucji, po dziś dzień nauczany w szkołach.
    Nie jest brana na poważnie od lat 20-tych, a zniknęła z akademickich podręczników biologii w latach 50-tych XX wieku.
    Widoczne na rysunkach “szczeliny skrzelowe” to w rzeczywistości zaczątki ucha środkowego, gruczołu przytarczycznego i grasicy, “pęcherz żółtkowy” to narząd krwiotwórczy, a “ogon” to dolna część kręgosłupa (przytwierdzona później do miednicy), widoczna zanim wykształcą się nogi.

Pomyłki się zdarzają, lecz te są na tyle absurdalne, a cenzura odkryć przeciwnych ewolucji w czasopismach naukowych tak rozwinięta, że można by nawet podejrzewać, iż komuś bardzo zależy na wmówieniu ludziom bycia tylko zmutowanymi małpami, człowieczeństwa osiągniętego dzięki selekcji naturalnej (znaczy się zniewalania i mordowania słabszych).

---dodane 4 maja 2010 roku---

Jako dowód ewolucji przytaczane są atawizmy, czyli ślady przeszłości. I tak u 1 na 500 współczesnych wielorybów występują szczątkowe tylne nogi. Hokus-pokus, drobne przetasowanie szkieletów i już można wykazać, że wieloryby ewoluowały, gdyż z biegiem czasu zaniknęły im nogi, są przecież kopalne szkielety wielorybów z nogami, choć tych bez nóg też są.

Scenariusz wygląda w ten sposób - pojawiają się "dowody", które po latach okazują się być pomyłkami lub wręcz świadomymi oszustwami, lecz w międzyczasie zdążyły przekonać kolejne miliony ludzi do tej ideologii. Później kłamstwo wychodzi na jaw i po cichu są wycofywane, zastępowane nowymi "dowodami", i tak w kółko. Przez cały czas ewolucjoniści twierdzą, że tylko ich pogląd jest "faktem naukowym", na jego poparcie istnieje mnóstwo przytłaczających dowodów i tylko idiota albo fanatyk religijny w nie nie wierzy.

Natomiast dowody przeciwne ewolucji (np. szkielety ludzi i dinozaurów w tych samych warstwach geologicznych) za nic nie trafią do czasopism naukowych, gdyż nie mogą być autentyczne, bo przecież są sprzeczne z udowodnioną ideą ewolucji. Idea ewolucji jest przecież udowodniona, gdyż w czasopismach naukowych nie ma dowodów jej przeczących. Tak w kółko.

Byłoby to śmieszne, gdyby nie tragiczne.