Stosunki pomiędzy Kościołem a władzami komunistycznymi nie układały się najlepiej z racji zupełnie odmiennej filozofii. Komunizm z zasady był krańcowo ateistyczny, negował istnienie bytów nadprzyrodzonych. Natomiast Kościół bazuje na wmawianiu ich istnienia. Więc władze uważały księży za naciągaczy, mamiących ludzi. Stąd konflikt.
Z robotnikami też była ciekawa sytuacja. Tak naprawdę nigdy nie chcieli obalać ustroju, bo było im w nim bardzo dobrze. Jak robotnik szedł do pracy, po drodze wstępował na piwo. Kiedy już dotarł, pół dnia grał w karty i pił wódkę, przez kolejne pół dnia udawał, że coś robi. Wydajność pracy w państwowych zakładach była niemal zerowa. Za to zarobki robotnik miał duże, dwa razy większe niż ktoś po studiach.
W takiej sytuacji ustrój ekonomicznie nie wyrabiał, towarów brakowało, więc rząd próbował podnieść ceny aby zrównoważyć popyt z podażą (ludzie chcieli kupować, mieli pieniądze, ale nie było wystarczająco dużo towarów). Jak rząd podniósł ceny, to robotnicy się buntowali, gdyż im stopa życiowa malała (znaczy się mogli kupić mniej wódki i papierosów za tą samą wypłatę, bo na jedzenie mieli, a innych towarów nie było). Te strajki to nie były przeciwko ustrojowi, chodziło po prostu o podniesienie wynagrodzeń.
Robotnicy wyszli na ulicę, po drodze demolując sklepy i podpalając samochody. Rzucali w milicjantów czym popadło. Na to milicjanci reagowali, bo nic innego nie mogli zrobić. Tak pojawiły się "ofiary prześladowań".
Oczywiście to nieco uproszczony obraz sytuacji, często reakcja milicji była przesadzona, zbyt brutalna. W samej milicji też nie brakowało patologii, całymi dniami pili wódkę, a wieczorami bili żony, więc nic dziwnego, że z zatrzymanymi również się nie cackali. Do pracy w policji i prokuraturze przyjmowano często bardzo prymitywnych ludzi, zamiast profesjonalizmu bardziej liczyły się znajomości i powiązania rodzinne. Milicja nie różniła się od innych zakładów pracy, tam też każdy udawał że coś robi, a państwo udawało, że płaci.
W latach osiemdziesiątych zaczęły powstawać pierwsze małe prywatne firmy. Z powodu braku towarów na rynku i drogich zachodnich walut zarabiały ogromne pieniądze. Pamiętam kolegę z podstawówki, którego tata miał mały warsztat produkujący żaluzje - mieszkali w 12-pokojowej willi i jeździli nowym Mercedesem, podczas gdy kilkanaście lat trzeba było czekać na Malucha.
Firmy te borykały się z poważnymi trudnościami w znalezieniu pracowników, pomimo oferowanych kilkukrotnie wyższych zarobków. Nie było chętnych do pracy u "prywaciarza", bo ten oczekiwał wyników, a nie udawania. Trzeba była naprawdę pracować.
Zupełnie inna sytuacja była z inteligencją. Ustrój komunistyczny miał taką wredną cechę, że próbował dopasować ludzi do ideologii, niszczył indywidualność oraz prywatną inicjatywę. Wiele przedsięwzięć upadło z tego powodu, że z Moskwy zakazali, aby Polska w niczym nie przewyższyła Związku Radzieckiego.
W swoim czasie było wiele ciekawych krajowych projektów, nawet prototypy komputerów daleko przewyższały nowoczesnością ówczesne konstrukcje zachodnie. Gdyby nie polityka, obecnie Dolina Krzemowa znajdowałaby się w Polsce, a nie w Kalifornii. A to tylko jeden z wielu przykładów.
Stąd wynikała niechęć wielu pracowników wyższych uczelni do władz.
To wszystko się zazębiło, Solidarność dostawała wsparcie finansowe oraz sprzęt od amerykańskiej CIA za pośrednictwem biur w Paryżu i Londynie oraz Watykanu. I padło.
Zresztą chyba żadna z dotychczas wcielonych w życie ideologii nie zauważyła oczywistego - nie da się zmienić ludzi, dopasować do jakiś ideałów. Ale można pójść w odwrotną stronę, czyli rozwijać potencjał indywidualnego człowieka, co w ostatecznym rozrachunku przyczyni się do rozwoju całej społeczności. Częściowo jest to realizowane w kapitalizmie, ale nie do końca - kiedy naczelnym motywem jest zysk, pojawiają się liczne patologie, jak zasada planowanego zużycia produktów.
W NRD opracowano żarówkę, która miała wielokrotnie wyższą żywotność od tradycyjnej. Oczywiście przestano ją produkować, jak tylko upadł Mur Berliński.
Kapitalizm ogranicza rozwój jednostki jeszcze bardziej niż komunizm, gdyż ludzie są zmuszani do wąskich specjalizacji i nie mają czasu na własne zainteresowania oraz talenty.
W życiu tak naprawdę liczą się dwie rzeczy:
- Czego się dokona.
- Kogo się spotka.