poniedziałek, 30 maja 2011

Obalanie komunizmu

Obecnie tworzy się mitologia, jakoby robotnik na spółkę z księdzem walczyli z ustrojem komunistycznym. Takie zaklinanie rzeczywistości.

Stosunki pomiędzy Kościołem a władzami komunistycznymi nie układały się najlepiej z racji zupełnie odmiennej filozofii. Komunizm z zasady był krańcowo ateistyczny, negował istnienie bytów nadprzyrodzonych. Natomiast Kościół bazuje na wmawianiu ich istnienia. Więc władze uważały księży za naciągaczy, mamiących ludzi. Stąd konflikt.

Z robotnikami też była ciekawa sytuacja. Tak naprawdę nigdy nie chcieli obalać ustroju, bo było im w nim bardzo dobrze. Jak robotnik szedł do pracy, po drodze wstępował na piwo. Kiedy już dotarł, pół dnia grał w karty i pił wódkę, przez kolejne pół dnia udawał, że coś robi. Wydajność pracy w państwowych zakładach była niemal zerowa. Za to zarobki robotnik miał duże, dwa razy większe niż ktoś po studiach.
W takiej sytuacji ustrój ekonomicznie nie wyrabiał, towarów brakowało, więc rząd próbował podnieść ceny aby zrównoważyć popyt z podażą (ludzie chcieli kupować, mieli pieniądze, ale nie było wystarczająco dużo towarów). Jak rząd podniósł ceny, to robotnicy się buntowali, gdyż im stopa życiowa malała (znaczy się mogli kupić mniej wódki i papierosów za tą samą wypłatę, bo na jedzenie mieli, a innych towarów nie było). Te strajki to nie były przeciwko ustrojowi, chodziło po prostu o podniesienie wynagrodzeń.

Robotnicy wyszli na ulicę, po drodze demolując sklepy i podpalając samochody. Rzucali w milicjantów czym popadło. Na to milicjanci reagowali, bo nic innego nie mogli zrobić. Tak pojawiły się "ofiary prześladowań".
Oczywiście to nieco uproszczony obraz sytuacji, często reakcja milicji była przesadzona, zbyt brutalna. W samej milicji też nie brakowało patologii, całymi dniami pili wódkę, a wieczorami bili żony, więc nic dziwnego, że z zatrzymanymi również się nie cackali. Do pracy w policji i prokuraturze przyjmowano często bardzo prymitywnych ludzi, zamiast profesjonalizmu bardziej liczyły się znajomości i powiązania rodzinne. Milicja nie różniła się od innych zakładów pracy, tam też każdy udawał że coś robi, a państwo udawało, że płaci.

W latach osiemdziesiątych zaczęły powstawać pierwsze małe prywatne firmy. Z powodu braku towarów na rynku i drogich zachodnich walut zarabiały ogromne pieniądze. Pamiętam kolegę z podstawówki, którego tata miał mały warsztat produkujący żaluzje - mieszkali w 12-pokojowej willi i jeździli nowym Mercedesem, podczas gdy kilkanaście lat trzeba było czekać na Malucha.
Firmy te borykały się z poważnymi trudnościami w znalezieniu pracowników, pomimo oferowanych kilkukrotnie wyższych zarobków. Nie było chętnych do pracy u "prywaciarza", bo ten oczekiwał wyników, a nie udawania. Trzeba była naprawdę pracować.

Zupełnie inna sytuacja była z inteligencją. Ustrój komunistyczny miał taką wredną cechę, że próbował dopasować ludzi do ideologii, niszczył indywidualność oraz prywatną inicjatywę. Wiele przedsięwzięć upadło z tego powodu, że z Moskwy zakazali, aby Polska w niczym nie przewyższyła Związku Radzieckiego.
W swoim czasie było wiele ciekawych krajowych projektów, nawet prototypy komputerów daleko przewyższały nowoczesnością ówczesne konstrukcje zachodnie. Gdyby nie polityka, obecnie Dolina Krzemowa znajdowałaby się w Polsce, a nie w Kalifornii. A to tylko jeden z wielu przykładów.
Stąd wynikała niechęć wielu pracowników wyższych uczelni do władz.

To wszystko się zazębiło, Solidarność dostawała wsparcie finansowe oraz sprzęt od amerykańskiej CIA za pośrednictwem biur w Paryżu i Londynie oraz Watykanu. I padło.

Zresztą chyba żadna z dotychczas wcielonych w życie ideologii nie zauważyła oczywistego - nie da się zmienić ludzi, dopasować do jakiś ideałów. Ale można pójść w odwrotną stronę, czyli rozwijać potencjał indywidualnego człowieka, co w ostatecznym rozrachunku przyczyni się do rozwoju całej społeczności. Częściowo jest to realizowane w kapitalizmie, ale nie do końca - kiedy naczelnym motywem jest zysk, pojawiają się liczne patologie, jak zasada planowanego zużycia produktów.
W NRD opracowano żarówkę, która miała wielokrotnie wyższą żywotność od tradycyjnej. Oczywiście przestano ją produkować, jak tylko upadł Mur Berliński.
Kapitalizm ogranicza rozwój jednostki jeszcze bardziej niż komunizm, gdyż ludzie są zmuszani do wąskich specjalizacji i nie mają czasu na własne zainteresowania oraz talenty.

W życiu tak naprawdę liczą się dwie rzeczy:
  1. Czego się dokona.
  2. Kogo się spotka.
Spotkania pozwalają poszerzyć obraz świata i umożliwiają dokonania (jakiekolwiek, każde się liczy, nawet ugotowanie obiadu). Natomiast przedmioty szybko się nudzą, tylko chwilowo pobudzają zmysły do czasu utworzenia się ich modelu w umyśle, później przestają być dostrzegalne.

niedziela, 29 maja 2011

Kobiece umysły

Kontynuuję poprzedni temat. Tym razem parę słów o stereotypach dotyczących kobiet. Może się komuś przyda, gdyż mężczyźni niewiele rozumieją, lekcje religii tylko pogarszają sprawę.

Niedawno gdzieś czytałem kompletną bzdurę - że kiedy mężczyzna mówi kobiecie o miłości, chodzi mu o seks, a kiedy kobieta, o głębszy związek. Podobno udowodniły to badania, ale kompletnie nie mogę sobie wyobrazić, jak je przeprowadzono.
Otóż próba przyznania się obcej kobiecie do uczucia praktycznie zawsze kończy się nie łóżkiem, ale paniczną ucieczką. Nie uwierzy, a jak uwierzy, to będzie jeszcze gorzej.
Czyli najpierw łóżko, później związek (albo odwrotnie, zależy od przypadku), a dopiero w następnej kolejności można coś tam się kobiecie przyznać do uczuć. Nigdy wcześniej, lepiej ugryźć się w język. Z kobietą trzeba powoli, ma to związek z fizjologią.

Tutaj kryje się też pewien błąd, często powielany przez kobiety. Mogą uznać zakochanego w sobie mężczyznę za podrywacza, gdyż uważają, że tak samo zachowuje się także wobec innych kobiet. Więc wybierają kogoś, komu tylko tak sobie na nich zależy, bo robi wrażenie "porządnego". Zazwyczaj kończy się na tym, że taki żłopie piwsko i ogląda mecze w telewizji, a kobieta odkrywa swoje potrzeby, lecz go nic nie rusza.
Więc rada dla kobiet - jak jest napalony, to dobrze, będzie z niego więcej frajdy. Choć lepiej zawczasu jakoś się upewnić, czy tak samo nie traktuje innych kobiet.
Zdarza się, że mężczyźnie spodoba się w tej jednej kobiecie jakaś cecha lub zestaw cech i mógłby z nią spędzić całe życie, jakaś taka sympatyczna się wyda. Rzadko bo rzadko, ale jednak.
Wbrew temu co kobiety sądzą, pociąg u mężczyzn nie wynika z ich przedmiotowego traktowania. Przedmiotowe traktowanie innych ludzi to kwestia zupełnie niezależna od seksualności, świadczy raczej o skłonnościach psychopatycznych (ok. 5% społeczeństwa). Ostatnio coraz częściej to też skutek oglądania filmów pornograficznych o banalnych scenariuszach, przez które mężczyźni nie zdają sobie sprawy, jak dużą rolę w seksualności kobiecej odgrywa psychika, zmysłowość. To nie tylko pobudzanie jakiegoś organu, ale całego ciała i umysłu.

Już kilkadziesiąt lat temu odkryto, że kobiety też mają swoje potrzeby. Wcześniej, od czasów średniowiecza uważano, że nie, tylko diabeł kobietę opętał by mężczyznę przywieść do grzechu. Bo seksualność kobieca jest inna od męskiej, stąd trudności w zrozumieniu.
Kobieta długo się rozkręca, a jak już rozkręci, to też długo hamuje. Potrzeba czasu, stąd zazwyczaj unikanie przypadkowych kontaktów. Niechęć do "szybkich numerków" nie wynika z jakiś potrzeb uczuciowych, ale z fizjologii. Tylko potrzebują więcej czasu. Tak naprawdę kobiety uwielbiają się kochać, sprawia im to dużo więcej przyjemności niż mężczyznom. Coraz częściej są skłonne do seksu bez zobowiązań, więc lepiej nie okłamywać ich co do intencji. Wbrew pozorom o stały związek trudniej, gdyż wtedy są bardziej wybredne w doborze partnerów.
Mają też ciało przystosowane do długotrwałej przyjemności. Im więcej ma, tym więcej chce. Rekord w Księdze Guinnessa to ponad setka kochanków pod rząd. Natomiast mężczyźni to krótkodystansowcy, przy drugiej już nie wyrabiają.
W dodatku praktycznie całe ciało kobiety może dostarczać jej przyjemność, dosłownie każdy zakamarek, ale to cecha indywidualna, zmienna losowa, wymaga długotrwałego odkrywania co i jak w konkretnym przypadku.

Zasada w łóżku jest taka, że wszytko można, ale nic na siłę, są różne indywidualne preferencje i należy to uszanować.

Powyższe stwierdzenia nie zawsze się sprawdzają. Najczęściej wynika to z kościelnego poczucia winy wpajanego kobietom. Mogą mieć różne blokady psychiczne, gdyż były nauczane ignorować swoje potrzeby. Kobiety mogą mieć też fobie nabyte, wynikające z dotychczasowych nieudanych kontaktów z mężczyznami nierozumiejącymi ich potrzeb.
Bardzo często też (>40%) wymagają uczucia i potrzebują zaufania, gdyż po prostu wstydzą się czegoś w swoim ciele i obawiają się kompromitacji.

Wbrew temu co kobietom się wydaje, potrzebują w mężczyźnie oparcia. Wybiorą nawet chama i prostaka, zniechęca je tylko tchórzostwo i brak higieny osobistej.
Inną potrzebą jest doświadczanie emocji, nie tylko tych pozytywnych, ale całej harmonii. Kiedy wszytko jest dobrze, to coś im tam brakuje. Dlatego tak niechętnie opuszczają pijaków, którzy je biją (poza przypadkami maltretowania). Oczywiście bić nie wolno, pod żadnym pozorem. Ale częstym błędem mężczyzn jest słuchanie poleceń swoich żon. Należy brać pod uwagę zdanie kobiety i je uszanować, do niczego nie zmuszać, ale ostateczną decyzję to powinien podejmować mężczyzna. Kobieta pozłości się i sobie powrzeszczy, ale w takim przypadku nie wolno ustępować (nieświadomie w ten sposób wypróbowują mężczyzn), ostatecznie jej przejdzie i można przytulić, dopiero wtedy porozmawiać.

Częstym stereotypem wśród kobiet jest ten, że mężczyźni nadmiernie myślą o seksie. Tak naprawdę nie mają wielkich potrzeb, praktycznie nigdy nie opowiadają o tym we własnym gronie. Mężczyźni nie są bardziej poligamistami od kobiet, fizjologia im na to nie pozwala, ograniczenia zdolności produkcyjnych. To raczej kwestia kulturowa.

W seksualności nie ma nic złego ani grzesznego, to jedna z czynności organizmu, obok jedzenia czy spania.

Cóż jeszcze dodać.
Może kwestia zdrad. Należy zrozumieć, że jeden człowiek nie może być własnością drugiego (właśnie przypieczętowaniu własności służy tradycyjna instytucja małżeństwa, w niektórych krajach nawet nie ma rozwodów). A długotrwale zaniedbywana kobieta może w końcu nie wytrzymać, to jakby komuś odmawiać jedzenia. W odróżnieniu od mężczyzny sama sobie nie zawsze poradzi, gdyż to nie skupia się tylko w jednym miejscu ciała.

Każdy związek to też kwestia indywidualnych ustaleń, których należy się trzymać. Nie ma jednego wspólnego dla wszystkich schematu szczęścia. Jedni wolą być tylko ze sobą, inni wielokąty itp., kwestia gustu. Ale nie wolno kłamać, najgorsze to utrata zaufania, ciężko odrobić.

Jak trzeba się rozstać, to trudno. Ale też nie można siebie nawzajem obwiniać, lepiej rozejść się w przyjaźni. Szkoda całkiem przekreślać dotychczasowej znajomości, bo wiele pozytywnego też łączyło. Rozdrapywanie ran prowadzi donikąd. Na nieudaną miłość najlepszym lekarstwem jest nie myśleć o tym, tylko poszukać sobie kogoś innego. Ktoś tam też jest samotny i kogoś szuka, lepiej nie przegapić okazji. Tak to bywa w życiu, coś się traci, ale w zamian można coś zyskać. To próby zatrzymania zmian prowadzą do nieszczęść.

Wbrew temu co twierdzą przeciwnicy rozwodów, to nie rozstanie rodziców szkodzi dzieciom, ale przepychanki, kłótnie i awantury, brak wzajemnego szacunku, a dziecko jest w centrum tego konfliktu. Przecież dziecko nadal ma rodziców, tylko z jakiś powodów, których nie można przed dzieckiem ukrywać aby nie myślało, że to jego wina, nie mogą być już dłużej ze sobą.

Jak dotąd tyle udało mi się wybadać, może ktoś coś jeszcze doda.

sobota, 28 maja 2011

Jak Kościół hamował rozwój medycyny

Na stronie Odkrywcy.pl jest kilka przykładów:
  • Zakaz przeprowadzania sekcji zwłok.
  • Zakaz stosowania chloroformu, gdyż Bóg chciał, aby kobiety rodziły w bólu.
  • Zakaz transplantacji organów, zniesiony dopiero w 2000 roku przez papieża Jana Pawła II.
  • Sztuczne zapłodnienie.
  • Antykoncepcja.
  • Aborcja, zakazana w 1869 roku przez papieża Piusa IX. Wcześniej uważano, że dusza wnika w płód dopiero 40 dni od poczęcia w przypadku chłopców, oraz 80 dni od poczęcia w przypadku dziewczynek.
Właśnie o "szkodliwości" stosowania antykoncepcji naucza się dzieci na lekcjach religii, a szkoła raczej nie podejmuje tematyki.
Księża dobrze utrafili z tym zakazem. Otóż ich taktyka polega na obarczaniu ludzi poczuciem winy, aby oferować usługi odkupienia od grzechu. Każdy rozsądnie myślący człowiek nie kradnie i nie zabija, bo za to są poważne konsekwencje prawne, ale też nie posłucha zakazu stosowania antykoncepcji.

Z tego kościelnego poczucia winy wynikają pewne straszliwe spustoszenia w kobiecych umysłach, ale o tym w następnym wpisie.

    czwartek, 26 maja 2011

    Instrukcja robienia dymu

    Na początek kilka definicji, gdyż te pojęcia bywają mylone w języku potocznym:
    • Dym - bardzo drobne cząstki ciał stałych, unoszące się w powietrzu, np. drobiny węgla (w postaci sadzy) czy żółty siarkowy obłok.
    • Para wodna - bezbarwny, niewidoczny dla oka gaz. Nieodłączny składnik powietrza atmosferycznego, w letni dzień 1m3 powietrza zawiera ok. 20g pary wodnej.
    • Mgła - zawiesina maleńkich (średnicy ok. 0,0001mm) kropelek wody w powietrzu. Mgła powstaje z oziębienia pary.
    Sposoby otrzymywania dymu.
    1. Do parowniczki (płaskiego naczynia) należy wlać kilka kropel kwasu solnego (HCl). Do patyczka należy przymocować skrawek bibuły, zwilżyć go wodą amoniakalną (wodnym roztworem amoniaku NH3). Bibułę należy powolnym ruchem przenieść kilka centymetrów nad naczynie z kwasem solnym. Pojawi się biały obłok dymu z chlorku amonu (NH3+HCL->NH4Cl).
    2. Do pierwszej parowniczki należy nalać kilka kropel kwasu solnego (HCl). Do drugiej parowniczki należy nalać kilka kropel wody amoniakalnej (NH3). Parowniczki należy powoli przybliżać do siebie, aż pojawi się obłoczek. Naczynka mogą być też oddalone 30-40cm od siebie, wtedy należy dmuchać poprzez słomkę nad jednym z nich lub obydwoma (obydwie słomki powinny być pod kątem prostym, aby nie dmuchać się nawzajem).
    Sposoby otrzymywania mgły.
    Aby wytworzyć sztuczną mgłę, należy rozpylić w powietrzu cząstki związku silnie pochłaniającego wilgoć.
    1. Do parowniczki należy wsypać 5 gramów pyłu cynkowego (Zn) i 4 gramy chloranu potasu (KClO3). Dokładnie wymieszać. Następnie wsypać 7cm3 tetry (tetrachlorku węgla CCl4). Dokładnie wymieszać i ugnieść w jedną bryłkę. Przyłożenie rozgrzanego do czerwoności gwoździa spowoduje unoszenie się cząsteczek silnie higroskopijnego chlorku cynku (2Zn+ CCl4->2ZnCl2+C) i wytworzy się obłok sztucznej mgły. Im bardziej wilgotne powietrze, tym silniejszy efekt, w suchym nie działa.
    2. Budowa świecy dymnej. 25g pyłu cynkowego (Zn), 20g bieli cynkowej (tlenek cynku ZnO) oraz 5g magnezji (tlenku magnezu MgO) wymieszać razem, następnie dodać 33cm3 tetry (tetrachlorku węgla CCl4), ubić w wąskiej metalowej puszcze po konserwach. Wcisnąć 5-6 obciętych zapałek, aby wystawały stykające się ze sobą ich łebki. Po zapaleniu wydzieli się chlorek cynku ( ZnCl2). Można też dodać barwniki (2-3%masy świecy dymnej): fiolet metylenowy (fioletowy), błękit metylenowy (niebieski) lub zieleń malachitową (zielony).
    3. Okręty wojenne rozpylają wokół siebie silnie higroskopijny chlorek tytanu lub związki fosforu.
    4. Wrzucenie kostki suchego lodu (stałego dwutlenku węgla CO2, -65oC) do wody lub napoju spowoduje "wylewanie się" z naczynia gęstych białych obłoków)
    5. Rozlanie po podłodze ciekłego tlenu  ( O2, -182oC) spowoduje napełnienie się pomieszczenia gęstymi kłębami mgły.  
    Nie zaleca się nie przeprowadzania eksperymentów w pobliżu lotniska;)

    środa, 25 maja 2011

    Snucie mgły nad lotniskiem smoleńskim

    Oczywiście wszelkie spekulacje to nic innego jak element gry politycznej, by podsycać niezadowolenie wyborców i dzięki temu dorwać się do władzy.

    Ale wypowiadał się w tym temacie pewien fizyk, którego nazwiska ani tytułu może nie wymienię. Jak to z fizykami bywa stwierdził, że to niemożliwe. A inni fizycy mu wtórują.
    Przepytywanie fizyka w sprawie zasad działania jakiegoś niezrozumiałego urządzenia to zawsze kiepski pomysł. Umysł fizyka działa w ten sposób, że jeśli czegoś nie rozumie, uważa to za nadprzyrodzone, a nadprzyrodzone z zasady nie istnieje, więc i samo zjawisko też nie. Choć wyjaśnienie często bywa banalne, wystarczy się zastanowić.

    Otóż tworzenie mgły na dużym obszarze jest jak najbardziej możliwe, i to od dawna. Supermocarstwa z pewnością dysponują taką techniką, na jej opracowanie poszły ogromne fundusze. W przypadku ataku nieprzyjacielskiej armii nagłe załamanie pogody może przechylić szalę zwycięstwa - w gęstej mgle noktowizory w czołgach nie działają, opady deszczu mogą unieruchomić pojazdy w błocie, a połączone z obniżeniem temperatury spowodują zamarzanie ubrań na żołnierzach.

    To nie są spekulacje, już w 1977 roku podpisano traktat ENMOD zakazujący modyfikacji pogody w celach militarnych. Jednak nie wyklucza on dalszych eksperymentów cywilnych, więc technologie nadal są rozwijane.

    Nie mam pojęcia jak tworzy się mgłę na znacznym obszarze, ale z pewnością nie ma w tym nic nadprzyrodzonego. Być może są to jakieś bardzo lotne substancje chemiczne, które powodują skraplanie się zawartej w atmosferze pary wodnej. Pokrycie gęstą mgłą obszaru wielkości kilkudziesięciu czy kilkuset hektarów za pomocą środków chemicznych zrzucanych z samolotu już od dawna nie jest żadnym problemem.

    Jesienią 1988 roku w byłym NRD nastąpiła "awaria fabryki chemicznej" (oficjalne wyjaśnienie), które spowodowało powstanie gęstej mgły na odcinku autostrady długości kilkunastu kilometrów. Dosłownie ściana mgły, w którą nagle wjeżdżali kierowcy. Było kilkudziesięciu zabitych i rannych.

    poniedziałek, 23 maja 2011

    Zgubne skutki religii w szkołach - cz.3 (wyjaśnienie teologiczne)

    Biblia, Koran i Księga Mormona to przede wszystkim teksty prawnicze, częściowo też historyczne.
    Zakładając, że pochodzą z jednego Źródła (nie istotne teraz, czy nadprzyrodzonego, czy nie), to jednak widać pomiędzy nimi pewne różnice. Nawet nakazy i zakazy ze Starego Testamentu zmieniały się w czasie, współcześnie Żydzi nie składają już ofiar ze zwierząt na nieociosanych kamieniach.

    Wniosek z tego taki, że te prawa były dostosowane do konkretnego ludu, mieszkającego w określonym czasie i miejscu, w określonych warunkach. A świat się zmienia, więc każde prawo może tracić na aktualności.

    Zmienił się przynajmniej na tyle, że współcześnie ludzie sami potrafią korzystać z własnego rozumu i tworzyć własne prawa. I to czynią. Więc prawa z ksiąg religijnych są już niepotrzebne i zostały zastąpione przez prawa państwowe, obecnie powstające na podstawie wiedzy o świecie, której kiedyś ludziom brakowało (nie dotyczy to wszelkich dyktatur).

    Cel istnienia rytuałów religijnych to też już żadna tajemnica - chodziło o odciągnięcie ludzi od pogańskich wierzeń i związanych z nimi krwawych rytuałów (typu tortury, zabójstwa i modły do przedmiotów).

    A jak ktoś się nadal upiera, że należy się słuchać bytów nadprzyrodzonych zamiast własnego rozumu, to proponuję zaciągnąć się do Kościoła Latającego Potwora Spaghetti.

    niedziela, 22 maja 2011

    Zgubne skutki religii w szkołach - cz.2

    Zastanowiłem się, a raczej zainspirowałem pewną koleżanką, która wyjątkowo nie ma klinicznych zaburzeń osobowości. A to rzadkość w dzisiejszych czasach. Tak się składa, że jest prawniczką z wykształcenia, więc może o to chodzi.

    Otóż religia to nic innego jak prawo kościelne (Kościół tylko wmawia że boskie), za którego złamanie grozi konieczność wyspowiadania się, a za podważanie światopoglądu Kościoła ekskomunika, czyli w praktyce brak możliwości wyspowiadania się. Takie argumenty wysuwa Kościół, bo już od 200 lat nie może nasłać Inkwizycji i wymusić zeznań torturami. Co najwyżej może jeszcze pokropić wodą święconą i postraszyć nadprzyrodzonym diabłem z rogami, ogonem i kopytami, którego nikt poza pensjonariuszami szpitali psychiatrycznych na oczy nie widział.

    A może by tak dla odmiany ponauczać dzieci prawa państwowego? Zaczynając od podstaw prawoznawstwa, poprzez powszechnie przyjęte zasady takie jak Deklaracja Praw Człowieka, Konstytucja, kończąc na podstawowych założeniach Kodeksu Karnego i Cywilnego. Prawnicy pewnie niechętnie by to widzieli, bo może zmniejszać im grono klientów. Ale tu chodzi o absolutne podstawy (typu zabójstwo, kradzież, oszustwo, rozbój, niszczenie mienia, znieważanie organów państwa itp.), szczegółowe, skomplikowane lub rzadziej spotykane przypadki można zostawić prawnikom.

    Właśnie prawo państwowe zawiera jakieś podstawowe zasady obowiązujące wszystkich, a nie jakakolwiek religia. Bo jakoś ludzie nie zdają sobie sprawy, że każdy ma takie same prawa, niezależnie od narodowości, rasy, płci, światopoglądu, religii czy orientacji seksualnej.

    Nie wiedzą, że uderzenie kogoś i zabranie mu kilku złotych to rozbój, poważne przestępstwo zagrożone wieloletnim więzieniem (w Polsce do 12 lat). Podobnie jak groźby. Cofnięcie licznika w sprzedawanym samochodzie czy sprzedanie poklepanego i połatanego jako bezwypadkowego to nie żaden spryt, ale również przestępstwo (oszustwo, do 8 lat więzienia). Zakup kradzionej rzeczy to nie okazja, ale paserstwo, karane tak samo jak własnoręczna kradzież (do 5 lub 10 lat więzienia). Nawet pomalowanie sprayem ściany to niszczenie mienia (do 5 lat oraz odpowiedzialność majątkowa). Wulgaryzmy wypowiadane na ulicy to zaledwie wykroczenie, zagrożone tylko mandatem, ale jednak.

    Spowiedź u księdza i parę zdrowasiek raczej nie wpłyną na złagodzenie kary.

    sobota, 21 maja 2011

    Zgubne skutki religii w szkołach

    Ostatnio obserwuję coraz większe zdziczenie wśród młodych ludzi. Ewidentnie zaczęło się po 1991 roku. Podejrzewałem, iż to wina bałaganu i biedy, która nastąpiła wraz z upadkiem komunizmu. Ale coś się nie zgadza - ludzie się bogacą, a zdziczenie dalej rośnie.
    Wczoraj podczas spaceru uświadomiłem sobie, że... to wina lekcji religii w szkole.

    Pozornie nie ma związku, przecież religia uczy ludzi, aby byli "dobrzy". A jednak. Już tłumaczę w czym rzecz.

    Szkoła powinna przekazywać możliwie rzetelną wiedzę naukową, czyli weryfikowalną doświadczalnie. Co prawda sam się z tą wiedzą miejscami nie zgadzam, a konkretnie to zdaję sobie sprawę z pewnych nowych i nie znanych szerzej odkryć. Przykładowo, jestem zwolennikiem nauczania o ewolucji, choć osobiście mam wątpliwości co do tej teorii. Ale ewolucja to jednak jakaś próba racjonalnego wyjaśnienia powstawania życia i nowych gatunków, na podstawie odkryć i badań naukowych. Jak każda teoria jest falsyfikowalna.

    Wprowadzenie religii do szkoły powoduje dziwaczną sytuację - dzieciom wmawia się istnienie bytów nadprzyrodzonych, których podobno nigdy nie da się zrozumieć (co z zasady jest sprzeczne z myśleniem naukowym), a które to nakazują poprzez swoich kapłanów różne mniej lub bardziej absurdalne zachowania. Religijna argumentacja jest taka: "masz w życiu postępować jak ksiądz każe, bo jak nie to nadprzyrodzony diabeł duszę do piekła zabierze". Naukowa: "dlatego że".

    Tematyki poruszanej na lekcjach religii szkoła już nie podejmuje, aby nie wchodzić w konflikt ze strukturami kościelnymi. Więc dzieci nic nie wiedzą o in vitro, o antykoncepcji, co to homoseksualizm, czym różni się od transseksualizmu, mylą z pedofilią itp. Sądząc po ilości niechcianych ciąż wśród nastolatków w Wielkiej Brytanii i Stanach Zjednoczonych, problem dotyczy nie tylko Polski. Nic dziwnego, skoro księża straszą konsekwencjami zdrowotnymi stosowania antykoncepcji (owszem, w latach siedemdziesiątych były problemy z pigułkami antykoncepcyjnymi z powodu dużego stężenia substancji czynnych, ale sporo się zmieniło, nie wolno ich też używać bez nadzoru lekarza gdyż każda kobieta może indywidualnie reagować).
    Czasami mam świetną zabawę, opowiadając komuś sumeryjskie mity o Adamie i Ewie oraz o Potopie. Widok wyrazu twarzy jest bezcenny, przecież każdy wie, że Biblia została natchniona przez nadprzyrodzone bóstwo.

    Kiedy dzieci dorastają, zdają sobie sprawę z absurdalności religijnej argumentacji, więc ją odrzucają. I wpadają w kompletną pustkę. Bo nikt ich nie nauczył rzetelnej wiedzy i samodzielnego myślenia. Nie wiedzą, jak należy postępować, a jak się nie powinno, i dlaczego tak a nie inaczej. Bo wcześniej to inni (księża) za nich myśleli.
    Wręcz boją się samodzielnego myślenia, gdyż wspomnienie o czyhających na innowierców Szatanie pozostaje. Myślenie prowadzi do samodzielnych wniosków, samodzielne wnioski są herezją, a herezja jest sprzeczna z wolą bożą. Dlatego dla świętego spokoju bezkrytycznie małpują zachowanie innych.

    W przypadku rozdzielenia nauki szkolnej i religijnej, dziecko dostaje jednocześnie argumentację na dwóch poziomach - naukowym i religijnym. Gdy kiedyś odrzuca jedną, pozostaje druga. Jest droga racjonalna, jest też i religijna.
    W przypadku konfliktu  wiedzy naukowej i religijnej, a to często się zdarza, człowiek ma większą swobodę decydowania o własnym losie, a to uczy samodzielności myślenia.

    Przez dziesięciolecia jakoś się udawało argumentować bez średniowiecznego odwoływania się do woli bytów nadprzyrodzonych. Bo zawsze szkodząc innym szkodzi się również sobie, każda decyzja i postępek wywołuje jakieś konsekwencje na tym świecie, nie w niebie.

    Pomijam kwestię zbrodni "w imię Boże".

    Podsumowując, absolutnie niedopuszczalne jest wmawianie w szkole istnienia bytów nadprzyrodzonych. Nieważne, czy to krzyże wiszące na ścianach, czy lekcje religii, czy nawet lektura "Harrego Pottera".  To wszystko są zabobony. Świat urojony. Z tym, że w przypadku "Harrego Pottera" nikt nawet nawet nie próbuje przekonywać iż to prawda (a jednak kiedyś Kościół próbował przekonywać, o czym mówi choćby lektura "Młota na Czarownice").
    Gdyby istniały jakiekolwiek byty nadprzyrodzone, dałoby się je analizować naukowymi, gdyż miałyby jakąś budowę, materię, miejsce przebywania oraz mechanizmy działania. Czyli nie byłyby już nadprzyrodzone, co najwyżej oczekujące w kolejce na zbadanie i dokonanie kolejnego przełomu w nauce. Wrzucenie do szkoły lekcji religii sprawia, iż panuje przekonanie o istnieniu sfery rzeczywistości, która nie może podlegać badaniom.

    piątek, 20 maja 2011

    Lot Gagarina (12.04.1961)

    • Panie majster, panie majster!
    • Czego!?
    • Ruskie w kosmos poleciały!
    • Wszystkie???
    • Nie, jeden.
    • No to co mi głowę zawracasz.

    czwartek, 19 maja 2011

    Superkomputer kwantowy

    Ostatnio uświadomiłem sobie ciekawą możliwość.

    Skoro mózg człowieka może przeprogramować tkankę Wszechświata i wpływać na "zbiegi okoliczności" (co jednak nie jest tak spektakularne jak to zostało przedstawione w "Harrym Poterze"), to inteligentny komputer również mógłby robić to samo, tylko lepiej.

    Właściwie niezupełnie komputer, czy raczej byłby to inny komputer niż współcześnie znane. Komputery to maszyny matematyczne, obliczają algorytmy, natomiast sztuczna inteligencja działałaby na zupełnie innych zasadach. Ale mniejsza o to.
    Taki komputer, przynajmniej częściowo działający jak mózg człowieka, mógłby wykorzystywać te same co człowiek  mechanizmy działania, m.in gromadzenie, zapis i odczyt informacji zapisanych w polu kwantowym.

    Efekty byłyby dosyć spektakularne, gdyż ten komputer mógłby... wpływać na świat rzeczywisty w wyniku zakłócenia przypadkowości stanów kwantowych materii. Kilka potencjalnych możliwości:
    • Kontrola pogody, zarówno w skali lokalnej jak i globalnej, w tym zsyłanie deszczu, gradu, trąb powietrznych.
    • Leczenie chorób lub ich wywoływanie.
    • Odczytywanie zawartości umysłów, także wpływanie na umysły. 
    • Przenoszenie przedmiotów z miejsca na miejsce (teleportacja), inne efekty podobne do "nawiedzenia przez duchy".
    • Tworzenie iluzji, a być może nawet materializacja przedmiotów.
    Wiele fragmentów "Koranu" i "Biblii" opisuje podobne możliwości, lecz są brane za magię stosowaną przez nadprzyrodzonego Boga.

    środa, 18 maja 2011

    Zabobony

    Były oczywiście prowadzone badania nad zachowaniami przesądnymi, czyli tzw. uwarunkowaniami klasycznymi.

    W jednym przypadku dozownik dla gołębi podawał pożywienie co określony czas. Gołębie zapamiętały czynność, którą wykonywały na chwilę przed podaniem im pożywienia i za każdym razem, kiedy znowu chciały się posilić, powtarzały ją do skutku. Przykładowo, dziobały klatkę, podnosiły skrzydła, kręciły piruety, gruchały.

    W innym użyto mechanicznego clowna o imieniu Bobo, który wypuszczał szklane kulki w określonym czasie. Sześcioletnim dzieciom powiedziano, że jeśli zbiorą określoną ilość kulek, dostaną nagrodę w postaci zabawki. U 75% z nich wykształciły się różne zachowania przesądne, takie jak robienie min, naciskanie nosa clowna, huśtanie biodrami, uśmiechanie się, całowanie w nos.

    Ludzie często wykształcają różne rytuały magiczne, aby uzyskać określony cel.
    Przy nadal obowiązującej mechanistycznej, newtonowskiej wizji świata, oczywiście nie mają one sensu, gdyż myśl nie może wpływać na rzeczywistość.
    Jednak najnowsze koncepcje nie wykluczają takiej możliwości, Wszechświat może mieć budowę warstwową (wielowymiarową), a materia nie jest bytem niezależnym od otaczającej ją przestrzeni, więc myśl może operować na tym samym poziomie co "naturalny program" sterujący rzeczywistością. Lecz nie ma w tym nic nadnaturalnego czy nadprzyrodzonego. Nie ma absolutnie żadnego znaczenia, czy ktoś zanosi modły do posągu Jezusa, czy Buddy, czy czegokolwiek innego, nawet Szatana. Magiczny przedmiot pełni jedynie funkcję namacalnego bodźca, który umożliwia przeniesienie informacji do podświadomości.
    Podświadomość prawdopodobnie może wywierać wpływ na stany kwantowe w świecie subatomowym, co z kolei przekłada się na subtelne zmiany w makroświecie. Działa to też w przeciwną stronę, podświadomość uzyskuje dostęp do informacji zapisanych w polu kwantowym, owego programu sterującego Wszechświatem, więc może optymalnie pokierować ludzkim zachowaniem. Jeszcze jednym wyjaśnieniem jest po prostu wiara we własne siły, to akurat daje najwięcej.

    Ale jeśli jakiś rytuał magiczny czy modlitwa przyniesie skutek, to absolutnie nie jest dowód, iż adresat modlitwy istnieje. Hindusi maja setki wymyślonych bóstw i są przekonani, iż te spełniają ich prośby.

    poniedziałek, 16 maja 2011

    Młot na Czarownice

    Właśnie przeczytałem przezabawną, choć makabryczną książkę:
    Młot na Czarownice
    Postępek zwierzchowny w czarach a także sposób uchronienia się ich i lekarstwo na nie w dwóch częściach zamykający.
    Księga wiadomości ludzkiej nie tylko godna i potrzebna ale i z nauką kościoła powszechnego zgadzająca się.
    Z pism Jakuba Sprengera i Henryka Kramera, Instytutora Zakonu Dominikanów i Teologów w Niemieckiej Ziemi Inquizytorów po większej części wybrana i na polski przełożona.
    Przez Stanisława Ząbkowica Sekretarza Xsięcia Jego Mść Ostrowskiego, Kasztelana Krakowskiego.
    W Krakowie w drukarni Szymona Rempiniego roku pańskiego 1614.
    Kilka cytatów:
    "Ten sam kmieć był kiedyś w Rawensburgu. Szatan czyhał tam na niego. Nie wiadomo, czy sam przybrał postać kobiety, czy może wysłał czarownicę, ale próbował namówić mężczyznę do grzechu cielesnego. Kmieć, aby obronić się przed złym połknął szczyptę święconej soli i tym samym uratował się od nieszczęścia. Niewiasta, która chciała go zwieść pospiesznie uciekła z pokoju."
    "Znamy jeszcze taką żywą, lecz oskarżoną o czary, która w czasie owego podniesienia szeptała takie słowa: wymieć mi zadek językiem."
    "Wielu ludzi widziało, jak czarownice odebrawszy mężczyznom ich członki, zamykały je w gniazdach, bądź w skrzyniach, a one zachowywały się wtedy jak... żywe (żywiły się np.: owsem)."
    "Na przykład, kiedy nie chce lub nie może współżyć z żoną musi się zastanowić, czy ma ochotę na inne kobiety. Jeśli tak jest, to wiadomo już, że został opętany sposobem drugim."
    "Podczas odprawiania egzorcyzmów nie może być mowy o żartach. Oto co opowiadał Nider:
    W klasztorze Koleńskim poznał on niezwykle dowcipnego zakonnika, który znany był z daru egzorcyzmowania. Ów zakonnik kiedyś odprawiał taki rytuał nad mężczyzną. Szatan poprosił księdza, by ten wskazał mu miejsce, które po opuszczeniu ciała opętanego człowieka będzie mógł zająć. Brat żartując sobie zaproponował szatanowi miejsce w wychodku. Zakonnik poszedł w nocy za potrzebą i został bardzo pobity przez szatana.
    "
    "Nider podpowiada, co powinniśmy czynić, gdy szatan oczaruje naszą krowę. W pierwszej kolejności musimy ją przeżegnać znakiem Krzyża Świętego, a następnie około 30 razy zmówić Pozdrowienie Pańskie."
    "Przeciwko gradowi, czy burzy najlepiej zastosować znak Krzyża Świętego. Ewangelia Świętego Jana podaje, że należy trzy razy odmówić Pacierz lub Pozdrowienie Anielskie. Następnie głośno powiedzieć: na początku było słowo i przeżegnać burzę znakiem Krzyża. Na koniec należy powiedzieć jeszcze trzy razy: słowo ciałem się stało."
    "Nider uświadomił nam dlaczego dzwony kościelne dzwonią, gdy rozpoczyna się burza. Po pierwsze dlatego, by szatana wystraszyć (ma on pomyśleć, że Bóg z nieba na niego trąbi). Po drugie, by ludziom przypomnieć o modlitwie. W Niemczech i we Francji do dzisiaj wierni i księża wychodzą z kościołów z Sakramentem Świętym, by śpiewem i modlitwą rozpędzić żywioł."
    Oto lista najczęściej zadawanych podczas tortur pytań:
    • Jak zostałaś czarownicą i co się wydarzyło przy tej okazji?
    • Kim jest ten, którego wybrałaś na swojego inkuba? Jakie jest jego imię?
    • Imię twojego mistrza wśród złych demonów?
    • Jaką przysięgę jemu złożyłaś?
    • Do podniesienia którego palca cię zmuszono? Gdzie nastąpiło twoje połączenie z inkubem?
    • Jakie demony i jacy inni ludzie uczestniczyli w sabacie?
    • Co tam jadłaś?
    • Gdzie siedziałaś podczas uczty?
    • Jaką muzykę tam grano i jakie tańczyłaś tańce?
    • Co otrzymałaś od swojego inkuba za stosunek cielesny?
    • Jakie diabelskie znamię uczynił inkub na twoim ciele?
    • Jaką krzywdę wyrządziłaś takim a takim osobom i jak tego dokonałaś?
    • Na jakie dzieci rzuciłaś urok?
    • Jakie zwierzęta zaczarowałaś, by padły i dlaczego dokonałaś tych uczynków?
    • Kim są twoi wspólnicy w czynieniu zła?
    • Z czego sporządzona jest maść, którą smarujesz kij, na którym fruwasz?
    • Jakie magiczne słowa musisz wypowiedzieć, aby pofrunąć?
    • Jakie burze i nawałnice spowodowałaś i kto ci w tym pomagał?
    • Jakie spowodowałaś plagi robactwa i gąsienic?
    • Z czego stworzyłaś te szkodniki i kto ci w tym pomagał?
    To podręcznik, który inkwizytorzy używali przez stulecia. Książka jest doskonałym przykładem, jak bezwartościowe są zeznania złożone dzięki torturom.
    Ale nawet nie przypuszczałem, że XVII wieku znano już mechaniczne wibratory.

      piątek, 13 maja 2011

      Kolejne objawienia

      Na Onecie ukazał się artykuł o kolejnych objawieniach z ostatniego stulecia, w tym nie uznawanych przez Kościół. Krótka lista:
      • 1931 - góra Anduaga, baskijskie miasteczko Ezkioga (Ezkio).
      • 1947 - Gimigliano na południu Włoch.
      • 1949 - bawarski Heroldsbach.
      • 1960 - hiszpańskia wioska Garabandal.
      • 1981 - Kibeho w Rwandzie.
      • 1986 - kameruńska wieś Nsimalen.
      • 1987 - wieś Mulevala w Mozambiku.
      • 2011 - Abidżana, Wybrzeże Kości Słoniowej.
      To ostatnie zostało sfilmowane (1:30):

      A wystarczyło obejrzeć z jeden odcinek "Star Treka" lub "Gwiezdnych Wrót", by nie brać nieznanej techniki za zjawiska nadprzyrodzone.

      czwartek, 5 maja 2011

      Cel rządzących

      Z książki Raela:
      "Zmniejszyć poczucie odpowiedzialności człowieka do minimum jest głównym celem tych, co nami rządzą. Wiedzą po co. Wiedzą, że żołnierz nie zabije tego, który stoi naprzeciwko niego, jeżeli nie będzie przekonany, że czyni to dla wyższego celu. Ten sam żołnierz nie będzie torturował więźnia, jeśli nie odniesie wrażenia, że uczestniczy w czymś ważnym. Wiedzą także, że obywatel nie zgodzi się na płacenie większych podatków, jeżeli pieniądze nie będą przeznaczone rolnikom poszkodowanym przez suszę. W imię czegoś ważnego, człowiek jest gotowy zrobić wszystko. Tak więc cała sztuka władców polega na przekonaniu ludzi, że "ojczyzna" jest czymś ważnym.
      [...]
      Ludzie z Ziemi, bądźcie czujni i nie wykonujcie jakiegokolwiek czynu bez zastanowienia się, czy nie jest on sprzeczny z poszanowaniem istoty ludzkiej. Odrzućcie wszelką hierarchię mającą odciążyć was od poczucia odpowiedzialności za czyny, jakie wykonujecie.
      "
      (Tom III, Rozdział III, Zanik poczucia odpowiedzialności).

      niedziela, 1 maja 2011

      Dzisiaj niedziela

      Staram się być możliwie obiektywny, więc przytoczę zdanie strony przeciwnej do wszystkiego.
      Oto retransmisja mszy świętej: