piątek, 23 sierpnia 2013

Test magnetyzerów paliwa, cz.2

Tym razem samochód Toyota Auris, ten sam silnik co w Yarisie 1,33l 100KM. Po założeniu (nie wiem jak przed) wyraźny problem z dynamiką, z podjazdem na nieco strome wzniesienie na 2 biegu, ale samochód prawie 300kg cięży i dużo większy, mniej więcej taki:
Średnie zużycie paliwa na Chorwację wyniosło 7,9l/100km. Trzeba go było nieco cisnąć na autostradzie na Słowacji, by dało się utrzymać prędkość rzędu 130km/h.
Postał na tej Chorwacji tydzień przed hotelem. Potem powrót. Samochód wyraźnie lżejszy, jakby nie miał problemu z utrzymaniem szybkości na autostradzie. Fakt, że silnik i tak mały jak na auto tej wielkości, ale radził sobie. Po zatankowaniu na Węgrzech paliwa starczyło mi do samego domu, choć już na rezerwie.  Wskazanie średniego zużycia paliwa wyniosło 6,1l/100km.
Po powrocie przez kolejne dwa tygodnie przejeździł po mieście 180km, w tym czasie średnie zużycie paliwa pokazał na 6,9l/100km. Nie miał żadnych problemów z podjazdem na tamto wzniesienie na 2 biegu, nawet mógł przyspieszać pod górkę.
Charakterystyczną cechą jazdy w mieście był prawie brak efektu hamowania silnikiem - po zdjęciu nogi z pedału gazu samochód niewiele traci na szybkości, pędzi sobie przed siebie, często trzeba używać hamulców.

Nie sprawdzałem emisji spalin przed i po zamontowaniu magnetyzera.

Samochód cięższy, więc wpływ magnetyzera bardziej się uwidocznił. Dziwne to, że najwyraźniej magnetyzer zaczął działać po przejechaniu ok. 1000km, jak to twierdził producent. Na pewno nie kwestia usunięcia nagaru z cylindrów, bo przed montażem miał przebieg ok. 400km. Żadne prawidła fizyki tego nie wyjaśniają, chyba że chodzi tu o jakieś nieznane energie :)

Dziwne jest też to, że po zdemontowaniu z tamtego Yarisa zużycie paliwa na trasie długości 200km wyniosło ok. 4,5l/100km, tak samo jak przy zamontowanym magnetyzerze (przed montażem tak nisko nigdy nie schodził), więc jakby magnetyzer działał... jeszcze jakiś czas po jego deinstalacji. Jak długo to nie wiem, nie mam już dostępu do tamtego samochodu.

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Ateizm a religijność

Wspaniale być ateistą, bo jest się integralną częścią otaczającej rzeczywistości. Jednością z innymi ludźmi, z przyrodą, z Ziemią, z Wszechświatem :)
To jedność jak najbardziej fizyczna, każda molekuła w ciele jest wymieniana z otoczeniem przynajmniej kilkukrotnie w ciągu życia, a z każdym oddechem wdycha się średnio 6 molekuł które ktoś kiedyś wydychnął w jednym wydechu.
Być może istnieje też jedność poza materią, jakaś substancja która tworzy materię, przenika i podtrzymuje w istnieniu. Kiedyś była nazywana eterem, później czasoprzestrzenią, polem kwantowym, miłością... Dzięki temu każda molekuła może się natychmiast komunikować z każdą inną molekułą.

Z powodu tej jedności jakiekolwiek działania przeciwko innym ludziom są jednocześnie działaniami skierowanymi przeciwko sobie.
Z ludźmi jest jak z komórkami w jednym organizmie, każda pełni jakąś funkcję, a jednocześnie jest potrzebna innym komórkom. Jeśli jakakolwiek komórka jest odrzucona, to stan choroby, początek nowotworu który może zabić cały organizm.

Materia ciągle zmienia swoją formę, życie jednostki przychodzi i odchodzi, ale gatunek musi trwać. Nie mają sensu inne działania niż dla dobra innych ludzi. Bo własne życie jest ulotne, jedynie gatunek jako całość ma szansę przetrwać. Kiedyś też gatunek wyginie, więc można po sobie pozostawić gatunki potomne na innych planetach, by podtrzymać tą sztafetę życia.

Natomiast osoby wierzące w byty nadprzyrodzone żyją w przekonaniu, że jakaś ich cząstka będzie żyć wiecznie bez ciała. To powoduje separację ludzi miedzy sobą, konflikty, każdy ciągnie do siebie. Są więzi pionowe z domniemanym duchem, lecz brakuje więzi poziomych między samymi ludźmi.