Pewna partia, której nazwy nie wymienię, wciska ciemnotę swoim wyborcom, że niby rząd jest opieszały w wyjaśnianiu katastrofy prezydenckiego samolotu.
Otóż śledztwa w sprawie katastrof lotniczych trwają tak długo, przynajmniej 3-6 miesięcy. Taka jest ich specyfika. Trzeba zebrać wszystkie możliwe szczątki samolotu, złożyć je razem, dokonać żmudnej analizy centymetr po centymetrze, odczytać czarne skrzynki, przesłuchać wszystkich świadków, często kilkukrotnie, stworzyć możliwe hipotezy przebiegu zdarzenia, zweryfikować każdą.
Nie jest to proste z tego powodu, iż katastrofy lotnicze z reguły są wynikiem jakiegoś niezwykłego splotu zbiegów okoliczności lub zaniedbań. Każde z tych zdarzeń samo w sobie nie spowodowałoby wypadku, dopiero ich połączenie. Z góry nie da się przesądzić która z hipotez jest poprawna, często ta najbardziej oczywista nie jest. A możliwości jest sporo, długo by wymieniać.
Nawet awaria sama w sobie nie może być wyjaśnieniem, bo zazwyczaj jest wynikiem szeregu zaniedbań. Samolot to nie samochód, zaprojektowany by się psuć znienacka po upływie okresu gwarancji, tam każda część ulegająca zużyciu ma możliwość wymiany i jest regularnie sprawdzana. To się wylicza, ile godzin ma przepracować i kiedy co należy skontrolować, kiedy wymienić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz