poniedziałek, 1 marca 2010

Niepewna przyszłość Microsoftu

Ostatnio Microsoft znowu zaczął nieetycznie postępować.

Pozywa do sądu firmy używające linuksa o łamanie swoich patentów. Oczywiście pozew jest totalnie bzdurny, to jakby firma posiadająca patent naruszany przez Microsoft pozwała użytkowników ich oprogramowania, nie zaś producenta. Pomysł nie najgorszy zresztą, bo użytkownik nie ma wiedzy ani środków by się bronić - proponuję skorzystać, można pozwać bogate korporacje i rządy używające programów Microsoftu. Łatwy łup.
Jak tak dalej to szaleństwo się rozwinie, to strach będzie cokolwiek kupować, telewizor, pralkę, lodówkę czy samochód, bo a nuż się okaże, że narusza czyjś patent.
Nowell podpisał umowę, TomTom też się w końcu ugiął i płaci haracz. W tym drugim przypadku pretekstem było korzystanie w systemach nawigacji z kart pamięci sformatowanych w systemie FAT, używanym także na wszystkich dyskietkach od niemal 30 lat, na który Microsoft ma ostatnio jakimś cudem patent (należałoby się mu przyjrzeć, bo nie przyznaje się patentów na rzeczy oczywiste i powszechnie znane). Postępowanie względem TomTom-a jest ewidentnie złośliwe, gdyż nie chciał kupować systemu Windows CE.
Kolejnym pozwanym był Amazon, też się ugiął i płaci.

Rozwojem oprogramowanie opensource zajmuje się Free Software Foundation. Ale oni dobrze wiedzą, co sami tworzą. Zaproponowali usunięcie spornych fragmentów kodu. Microsoft nie był w stanie ich wykazać.

Ostatnie posunięcie należy do International Intellectual Property Alliance (IIPA), koalicji organizacji antypirackich (MPAA i RIAA). Proponuje ona uznanie rządów rekomendujących stosowanie oprogramowania opensource w administracji jako "wrogów kapitalizmu", wpisanie na listę "Special 301" i objęcie sankcjami gospodarczymi.
A proszę bardzo, pierwsze co należałoby zabronić, to eksportu do tych państw amerykańskiego oprogramowania:)
Albo amerykańskiej broni, bo chyba niczego więcej to u siebie nie wytwarzają.

Oczywiście za tym działaniem oficjalnie Microsoft nie stoi, ale nie trzeba zbyt wielkiego intelektu, by się domyślić, kto traci na rozpowszechnieniu takich programów. Tracić może tylko monopolista, a nie jest ich zbyt wielu.

Amerykański system gospodarczy jest nieco patologiczny, na rynku są nieliczne wielkie korporacje o monopolistycznej pozycji, nie muszące przejmować się klientami. Może to kapitalizm, ale dziki.
Gospodarka wolnorynkowa to system zupełnie odmienny, są w niej liczne małe i średnie firmy, które z zasady są bardzo elastyczne i innowacyjne, muszą bać o klienta bo ma do kogo uciec.
Oprogramowanie opensource doskonale wpisuje się w ten system. Rdzeń programu jest tworzony wspólnymi siłami przez licznych programistów z całego świata, zarówno pasjonatów jak i opłacanych profesjonalistów, natomiast lokalne firmy informatyczne dostosowują go do specyficznych wymagań swoich klientów. Mogą zarabiać na sprzedaży klientom indywidualnym pudełkowych wersji rozszerzonych (jak Mandriva), ale główne zyski czerpią z obsługi małych i średnich firm. Duże firmy stać na własnych informatyków, mniejsze wolą zlecać obsługę informatyczną zewnętrznym, wyspecjalizowanym firmom.

Czyli dawny model sprzedaży produktu jest zastępowany przez sprzedaż usług. I to usług wysokiej jakości, w odróżnieniu od "informatyków" zajmujących się programami Microsoftu, których główne zajęcie polega na klikaniu "dalej" i "akceptuję" oraz usuwaniu wirusów. Pieniądze zostają w kraju, zamiast w większości wyciekać do Stanów Zjednoczonych.

Microsoft jest nieprzygotowany na taką zmianę modelu biznesowego. Jest scentralizowany, opuchł, więc brak części zysków grozi utratą płynności finansowej. Ale to było do przewidzenia, jedna firma nie może mieć wiecznie globalnego monopolu, szczególnie w tak kluczowej dla przyszłości ludzkości dziedzinie jak informatyka. Mieli monopol na rynku przeglądarek, więc rozwój Internetu zatrzymał się na 10 lat. Ostatnie Windowsy po przerwie od 2001 roku (wydania Windowsa XP) zaledwie doganiają MacOS X. To, czym zachwycają się użytkownicy siódemki, już od kilku lat było standardem.

Wbrew pozorom płatny program ma szansę w starciu z tańszymi i bezpłatnymi, o ile oferuje coś wartościowego dla użytkownika i ma akceptowalną cenę. Jest analogia z rynkiem motoryzacyjnym, gdyby klienci kierowali się tylko rozsądkiem i ceną to Dacia byłaby najpopularniejszym samochodem świata.

Brak komentarzy: