Dzisiaj rano przyszedł mi do głowy ciekawy pomysł.
Otóż należałoby zrezygnować z władz i polityków, zastąpić ich radą złożoną z pełnomocników. I tyle, proste.
Niby to samo, tylko inna nazwa, jednak różnica jest zasadnicza. Pełnomocnik to reprezentant, nie ma żadnej władzy nad swoim mocodawcą. Czyli wyborcy dokonują wyboru swoich pełnomocników, ci zajmują się bieżącymi sprawami administracyjnymi i podejmują decyzje, jednak w każdej chwili wyborcy mogliby sami zagłosować i zmienić lub uchylić decyzję swoich pełnomocników (dlatego pełnomocnicy de facto nie są żadną władzą, nie mogą nakazać czegoś wbrew woli większości wyborców).
Nie mam na myśli referendum, tylko bezpośrednie głosowanie. W tym głosowaniu musiałaby wziąć udział określona minimalna liczba z ogółu wszystkich wyborców, by uniknąć sytuacji, że zagłosowało np. trzech z iluś tam tysięcy.
Taka demokracja mieszana, przedstawicielsko-bezpośrednia, łącząca zalety obydwu bez ich wad.
Wadą demokracji przedstawicielskiej, aktualnie najczęściej spotykanej, jest absolutny brak kontroli wyborców nad wybranymi przez siebie politykami. Co najwyżej wyborcy następnym razem zagłosują inaczej, ale politycy już zdążą narobić szkód. Taki system zmusza też ich do zakłamania.
Do niedawna było niemożliwe wprowadzenie demokracji bezpośredniej w większej społeczności, teraz technika na to pozwala. Wadą demokracji bezpośredniej jest konieczność zaangażowania w proces decyzyjny wszystkich wyborców, a najczęściej nie mają na to ani czasu, ani ochoty.
Z kolei wadą każdej demokracji, w tym wszystkich trzech wymienionych powyżej, jest głupota wyborców, bo w społeczeństwie jest tyle samo idiotów co geniuszy. W żadnej innej firmie lub instytucji niż państwo najgłupsi nie mają takiej samej możliwości podejmowania decyzji co najbystrzejsi, bo to po prostu nie działałoby.
Zajmowałem się tym zagadnieniem we wpisach poświęconych geniokracji. Mnie też pomysł ograniczenia praw wyborczych się nie podoba, ale raczej jest konieczny, należałoby jednak zrobić wszystko, by ci ludzie nie byli w żaden sposób dyskryminowani w jakichkolwiek pozostałych dziedzinach życia. Nie można też pozbawiać praw wyborczych konkretnych grup społecznych czy etnicznych.
Na blogu opisywałem dwa odmienne rozwiązania, albo konieczność posiadania matury (kto nie chciał zdać, a więc i później głosować, jego prywatna sprawa), albo testy na inteligencję bez podawania dokładnych wyników (ma powyżej 110 pkt. więc może głosować, powyżej 150 pkt. więc może kandydować, poniżej to nie wiadomo ile dostał, niech wszyscy myślą że 109, czyli i tak jest powyżej przeciętnej, poprzeczka jest bardzo wysoko).
W dalszej przyszłości te zmiany ustrojowe mogą zajść jeszcze dalej, bo z powodu automatyzacji odejdzie do lamusa konieczność pracy zarobkowej, co znacznie ograniczy potrzebną ilość przepisów i obowiązków organów państwa.
Docelowo powstaną autonomiczne państwa-miasta, odpowiednik dzisiejszych gmin (są teraz pomysły likwidacji samorządów, a to raczej samorządy należałoby zostawić i zlikwidować władze państwowe).W nich uprawnieni wyborcy będą wybierać Rady. Owi Radni, wybrani spośród najwybitniejszych mieszkańców, będą łączyć w sobie funkcję pełnomocników, administratorów, doradców i sędziów cywilnych.
Dwóch Radnych wyższego stopnia i kilku niższego, po to by mogli patrzeć sobie wzajemnie na ręce i żaden z nich nie zyskał zbyt wielkich uprawnień. Dodatkowo wyborcy w razie konieczności mogliby zagłosować bezpośrednio i uchylić lub zmienić dowolną decyzję Radnych, a nawet odwołać Radnego.
Radni nie będą mówić ludziom jak ci mają żyć, prawo zostanie ograniczone tylko do najważniejszych zakazów, najcięższych podstawowych przestępstw przeciwko zdrowiu i życiu (typu zabójstwo, okaleczenie, gwałt, kradzież, fałszywe zeznania), zamiast regulować szczegóły życia będzie się ograniczało do zakreślenia granic, których nikomu nie wolno przekraczać. Przykładowo, zapalenie skręta czy chodzenie nago po ulicy nie będzie karalne, nie można ludzi traktować jak upośledzonych i zabraniać czynów, które tylko potencjalnie mogłyby do czegoś tam doprowadzić w przyszłości. Maksymalna wolność, przy której jeszcze nie zostanie ograniczona wolność innych.
Radni podejmowaliby na co dzień decyzje administracyjne dotyczące bieżących kwestii funkcjonowania miasta. Albo pojedynczo, albo kolegialnie w instancji odwoławczej lub ważniejszych sprawach. Trzecią, kasacyjną instancją, byłoby bezpośrednie głosowanie wyborców, ale kiedy oni sami tego by chcieli, to nie byłaby formalna trzecia instancja odwoławcza od decyzji Rady.
Radni pełniliby też funkcję sędziów cywilnych i polubownych, rozstrzygających spory na prośbę którejś ze stron konfliktu (w gospodarce bez pieniędzy, opartej na zasobach, ilość spraw cywilnych byłaby minimalna, bo nie ma sporów majątkowych).
Do Radnych każdy obywatel mógłby się zgłosić ze swoim problemem i uzyskać pomoc. Radni przydzielaliby też technologię, np. niezbędną do rozpoczęcia jakiejś produkcji, do przeprowadzenia jakiegoś przedsięwzięcia.
W przypadku chęci wybudowania domu wystarczyłoby tylko zgłosić ten zamysł Radnemu danego terytorium, żadne pozwolenie na budowę nie byłoby wymagane, jedynie w uzasadnionych przypadkach Rada mogłaby wydać zakaz (np. kiedy jest planowane inne przedsięwzięcie, ważniejsze dla ludności). Jednak ziemia nie mogłaby stanowić czyjejkolwiek własności, jedynie byłaby wypożyczana na określony czas lub dożywotnio.
I tutaj ciekawostki.
Po pierwsze, każdy przepis porządkowy i decyzja Rady musiałaby zawierać w sobie również uzasadnienie, mające na celu przekonanie wyborców o jej słuszności czy konieczności. Bo przecież wyborcy mieliby prawo sami zagłosować i zmienić, więc Rada liczyłaby się z ich zdaniem. Przypadkiem każdy przepis i zalecenie w Koranie ma również uzasadnienie, taki prawniczy ewenement. Zbieg okoliczności, czy echo ustroju z innego świata?
Po drugie, ustrój w którym są wybieralni Sędziowie zamiast władców, opisany został w Biblii i Księdze Mormona. W Biblii jest też ten pomysł z przydzielaniem na czas określony ziemi. Znowu przypadek? Bo im dłużej się nad tym zastanawiam, tym bardziej mam wrażenie, że nie ma lepszego sposobu rozwiązania tych kwestii. Z kolei Rael napisał książeczkę Geniokracja...
Serio, nie mam słabości do jakichkolwiek autorytetów, gdybym uznał pomysł za beznadziejny to prestiż jego źródła nic by mnie nie obchodził.
Dalej.
Każdy mógłby dołączyć do dowolnej grupy specjalizującej się w jakimś zagadnieniu (sportowej, artystycznej, naukowej itp.), lub utworzyć własną. Po dołączeniu zaczynałby od samego dołu hierarchii, awans i jego szybkość zależałyby od osiągnięć i umiejętności, decydowałyby o tym osoby ze szczytu hierarchii danej grupy. Jedne grupy byłyby tylko tymczasowe, inne z kolei przetrwałyby dłużej, rosły w wielkość i prestiż.
Z tego powodu, że to instytucje skupiające specjalistów i nie posiadające w większości struktur demokratycznych, nie mogłyby mieć żadnej władzy nad resztą społeczeństwa, jedynie nad swoimi członkami (trudno byłoby tego uniknąć), lecz każdy z nich musiałby mieć zagwarantowane prawo opuszczenia swojej grupy.
Te grupy pełniłyby funkcje eksperckie i doradcze dla Rad. Rady przedstawiałyby im problemy do rozwiązania i wybierały wśród przedstawionych rozwiązań. Znowu pomysł zaczerpnięty z Geniokracji...
Z tym, że swoje pomysły mógłby przedstawić także każdy obywatel (nawet nie posiadający praw wyborczych), taki system konsultacji społecznych.
1 komentarz:
(...)"Wszelka władza pochodzi z lufy karabinu" (...) -Mao Zedong
Prześlij komentarz