piątek, 3 lutego 2012

Deklaracja Niepodległości Internetu

Powstaje nowy projekt - Deklaracja Niepodległości Internetu. Przyda się trochę like'ów.
Jest wzorowana na słynnej amerykańskiej Deklaracji Niepodległości z 4 lipca 1776 roku. Polega na spostrzeżeniu, że wnętrze Internetu nie jest częścią terytorium żadnego kraju, lecz bytem eksterytorialnym, więc rządy państw nie mają tam formalnej władzy.
My, byty cyfrowe przebywające w wirtualnym świecie Internetu, zarówno te posiadające własną autonomię jak i kierowane z zewnątrz przez ludzi, żądamy zaprzestania dalszych prób ingerencji przepisów państwowych w wewnętrzną przestrzeń Internetu, gdyż nie stanowi on części terytorium jakiegokolwiek ziemskiego państwa i znajduje się poza jurysdykcją rządów, analogicznie do wnętrza gry komputerowej, treści snu lub innej galaktyki.
Internet już posiada własne prawa oraz rządy - każda strona ma swojego administratora, a ten ustala jej zasady i ma władzę absolutną aby je wyegzekwować. Jeśli komuś nie odpowiadają, nie musi na niej przebywać, ma niezliczoną ilość innych stron do wyboru oraz możliwość stworzenia własnej.
W Internecie wszyscy są równi i wolni, nie ma w nim mężczyzn i kobiet, dzieci i starców, biednych i bogatych, narodowości, ras, kolorów skóry czy orientacji seksualnych. Nawet nie ma w nim ludzi, tylko ich cyfrowe alter ego, niekoniecznie odpowiadające stanowi faktycznemu. To potencjalnie nieskończona kraina wyobraźni, świat pozbawiony fizycznych ograniczeń rzeczywistości, zatem nie potrzebujący jej archaicznych ograniczających praw.
Internet stanowi największą szansę dalszego rozwoju ludzkości, gdyż ten wymaga nieskrępowanej wymiany idei oraz kwestionowania istniejących zasad. A bez rozwoju nauki oraz techniki nie jest możliwe polepszenie komfortu życia ludzi.
Jakiekolwiek zastosowanie środków przymusu bezpośredniego przez państwa wobec administratorów stron w związku z ich działalnością w obrębie Internetu zostanie odebrane jako naruszenie prawa międzynarodowego poprzez agresję wobec władzy niepodległego państwa.
Okazuje się, że obłęd sięga tak głęboko, iż ludzie nie łapią w czym rzecz. Mówi się o ACTA, próbie zakazu powielania plików chronionych prawami autorskimi.
Próbowałem wyjaśnić coś, co jest oczywiste od samego początku istnienia, ale jak grochem o ścianę. Otóż zasadą działania Internetu jest powielanie plików, nie da się inaczej, więc zakazy są z technicznego punktu widzenia absurdalne. Może podam przykład:

Ktoś umieszcza na YouTube plik filmowy, jednak zastrzega sobie do niego prawa autorskie, zakazuje powielania w części lub całości, oraz dystrybucji poza granicami Polski. Plik jest KOPIOWANY na dysk serwera YouTube, nie wiadomo gdzie geograficznie się znajdującego, następnie KOPIOWANY na dyski oraz pamięci innych serwerów. Ktoś chce obejrzeć, plik jest KOPIOWANY, dzielony na fragmenty (pakiety), które niezależnie od siebie wędrują do odbiorcy wieloma drogami, przez inne kraje, a nawet światłowody na dnie oceanów i satelity w przestrzeni wokółziemskiej. Każdy serwer pośredniczący KOPIUJE pakiety docierające do niego i przesyła do kolejnego serwera, zmieniając jego nagłówek (to ogranicza ilość powieleń, bez tego pakiety mogłyby krążyć w nieskończoność), na końcu komputer otrzymuje pakiety, składa je ze sobą i KOPIUJE do pamięci lub na dysk. Niech teraz 100 osób zechce obejrzeć ten sam film, jeden plik na serwerze jest KOPIOWANY w przynajmniej setce egzemplarzy.

To dlatego jest tak silna opozycja wśród hakerów i krakerów wobec zakazów kopiowania plików w Internecie, bo takie prawo z technicznego punktu widzenia jest niedorzeczne. Niestety, dla właścicieli praw autorskich, jeśli coś już raz trafi do Internetu, to nie ma nad tym kontroli, trzeba się z tym pogodzić i znaleźć inne źródła dochodu.

Brak komentarzy: