sobota, 10 lipca 2010

Zagrożenia globalizacji

W Rydzykowym radiu jak zwykle czymś tam straszą. Tym razem ograniczeniem nauczania historii w szkołach.

Ale przecież całą historię ludzkości można opowiedzieć w jednym zdaniu - dwie bandy dzikusów mordowały się nawzajem, a później każda ze stron ogłosiła zwycięstwo. Nie bardzo wiem, czego to miałoby nauczyć.

Narodowe państwo to wymysł XX-wieku.

Wcześniej był sobie król, który realizował swoje chore ambicje, próbował tworzyć imperia albo oddawał się przyjemnościom życia. Była też szlachta, przywiązana do swoich folwarków, czerpiąca korzyści dzięki niewolniczej pańszczyźnie, niemiłosiernemu wyzyskowi ludu, który miał guzik do powiedzenia. Szlachta popierała lokalnego króla, czy to dla swoich korzyści (przywileje, nadania ziemi), czy po prostu w obawie o swoją głowę. Takie państwo zwykłym ludziom do niczego nie jest potrzebne.

W przyszłości idea narodowego państwa odejdzie do lamusa. To naturalna kolej rzeczy, tego się nie powstrzyma.

Otóż rozwój techniki spowodował swobodę podróżowania oraz wymiany informacji. Tego procesu nic już nie jest w stanie odwrócić, nawet wojny i kataklizmy (w ostateczności zawsze pozostaje krótkofalowa radiokomunikacja globalna). To sprawia, że miejsce zamieszkania przestaje mieć jakiekolwiek znaczenie.

Nie oznacza to bynajmniej powstania jakiejś globalnej kultury, w sensie jednakowej dla wszystkich. Powstaje wiele nowych, globalnych społeczności, różniących się zwyczajami oraz celami, których członkowie mogą być rozsiani po całym świecie i nawet nigdy się osobiście nie spotkać.
Dzięki nawiązywaniu kontaktów z podobnymi sobie ludźmi otwierają się nieograniczone możliwości rozwoju ludzkości. To widać w szybkości zachodzących w ostatnich latach zmian.

Dla Kościoła to jest problem, gdyż ludzie nie są ograniczeni przez lokalne środowisko, kontrolowane przez kler, zaczynają myśleć samodzielnie. To oznacza znaczne ograniczenie pozycji Kościoła Katolickiego, a nawet jego całkowite zniszczenie. Właściwie to już zagadka Boga oraz cudów opisanych w Biblii została rozwiązana, choć jeszcze nieco czasu minie, zanim wyznawcy się z tym pogodzą. Zresztą to dotyczy i innych religii, gdyż następuje koniec myślenia mistycznego, koniec tajemnic oraz wtajemniczonych.

PS. Jeśli kultywowanie tradycji narodowych jest takie dobre, to weźmy jedno z największych (i nielicznych) zwycięstw Polski, czyli bitwę pod Grunwaldem. Wszystko cacy, dopóki nie uświadomimy sobie, że  Zakon Szpitala Najświętszej Marii Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie (Krzyżacy) to była organizacja katolicka, oficjalnie służąca Bogu oraz Kościołowi. Więc po czyjej stronie była Polska?

---dodane---

W Europie widać silną tendencję do decentralizacji, do rozwoju samorządów. To nie unia państw, lecz regionów, których mieszkańcy się znają i sami decydują o własnych sprawach. Struktury samorządowe są właściwie autonomiczne wobec rządu - sołtysi, wójtowie, burmistrzowie  i prezydenci miast to nie jest władza państwowa, lecz samorząd.

Ludzie potrzebują przynależności do jakiejś wspólnoty, z którą mogą się utożsamiać, to tkwi bardzo głęboko w psychice człowieka i właśnie z zaspokajania tej potrzeby wynika sukces Rydzyka. Lecz to, gdzie ktoś się urodził, jakiej jest narodowości lub koloru skóry, nie powinno mieć znaczenia, gdyż wszyscy są po prostu ludźmi. Pomiędzy narodami czy rasami są mniejsze różnice, niż pomiędzy ich poszczególnymi członkami. 

Brak komentarzy: