sobota, 10 kwietnia 2010

Sens życia i cierpienia

Usłyszałem w radiu wypowiedź jakiegoś kapłana na ten temat i czarno widzę przyszłość ludzkości.
Może sam spróbuję wyjaśnić, jak się sprawy mają, bez mistycyzowania.

Z cierpieniem to o tyle prosta sprawa, że jest to efekt fizjologiczny. Człowiek ma układ nerwowy, który przenosi sobie różne impulsy, z czego niektóre są nieprzyjemne, powodują pewien dyskomfort. Podobnie jest z cierpieniem psychicznym, to po prostu nierównowaga chemiczna mózgu. Cierpienie może zakłócać obiektywność postrzegania świata. I tyle, nie ma żadnego ukrytego sensu cierpienia.
Są leki antydepresyjne, można zmienić dietę, przespacerować się albo zwierzyć zaufanej osobie, w zależności od przypadku.
Wcale nie spłycam tematyki, choć odczucia cierpiących osób wydają się im rzeczywiste, to są jedynie subiektywnym doznaniem. Inne osoby z otoczenia ich nie odczuwają, czego czasem nie potrafi zrozumieć cierpiąca osoba, wydaje jej się, że "wszyscy wiedzą". Choć w takim wyjaśnieniu jest również pozytyw - należy z dystansem podchodzić do własnego cierpienia, gdyż nie jest czymś obiektywnym.

Natomiast z sensem życia i śmierci to ciekawe zagadnienie. By go zrozumieć, należałoby zauważyć, że ludzie nie są samotnymi wyspami, stanowią integralną część gatunku. To cały gatunek jest żywą istotą, człowiek zaledwie jej wyspecjalizowaną komórką. Nadrzędne jest dobro całego gatunku, jedynie w tej przynależności człowiek może odnaleźć cel swojego istnienia. Człowiek jest śmiertelny, to gatunek ma przetrwać i się rozwijać.

Ta przynależność człowieka do gatunku to nie żadna ideologia ani filozofia, lecz fizyczne, niezrywalne połączenie. Jak wykazały badania, które przeprowadził Rupert Sheldrake, istnieje coś, co nazwał "polem morfogenetycznym". To rodzaj pamięci kolektywnej gatunków. Więc nie tylko Wszechświat zapamiętuje zdarzenia w polu kwantowym, nie tylko poszczególny umysł używa tej formy pamięci, lecz dzięki temu wszystkie umysły są ze sobą połączone.
(biolodzy nadal mają problem z akceptacją teorii pola morfogenetycznego, gdyż jej autor nie potrafił uzasadnić czym z punktu widzenia fizyki jest ta pamięć)

Wysiłek włożony przez pojedynczego człowieka we własny rozwój nie idzie na marne, wzbogaca on pamięć kolektywną gatunku. Człowiek może przestać istnieć, jego pamięć i tak zostaje włączona w kolektyw i służy ogółowi. Jak widać, wojny z przedstawicielami własnego gatunku z zasady są czymś niedorzecznym, nie ma żadnych "oni" i "my", oni są częścią nas a my częścią ich.

Historia pokazuje, jak to w praktyce działa. Pojawia się nowa idea, później ogromny wysiłek włożony przez jednego lub kilku ludzi w jej realizację. Po wielu trudnościach w końcu się udaje, a każdemu kolejnemu człowiekowi powtórzenie tego nie sprawia już trudności.

Dzisiaj podróże samolotem są czymś banalnym, a ilu romantyków przez stulecia poświęciło życie by zrealizować swoje marzenie?

Sensem istnienia jest przemiana. Mechanizmem przemiany jest poświęcenie cząstki.

---dodane---
Miałbym prośbę do naukowców, którzy kiedyś zechcą eksperymentować z tworzeniem inteligentnych form życia. One okażą bardzo niebezpieczne, znajdą sposób na wydostanie się i będą mordować. To kwestia pustej kolektywnej pamięci gatunkowej, będą formą inteligentnych zwierząt. Trzeba bestiom zostawić kilkaset (666) pokoleń do nabrania ogłady, może wyjdą na ludzi.
Najlepszą klatką będzie daleka planeta i przypilnowanie, by za szybko nie odkryły tajemnicy podróży międzygwiezdnych.

Brak komentarzy: