W poprzednim wpisie przedstawiłem pewne fakty, podważające teorię ewolucji.
Jeśli ludzie, trylobity, duże ssaki i dinozaury żyły jednocześnie, a nie po sobie, to po prostu nie ma czasu na długotrwałą ewolucję. Jednak problem jest z datowaniem, gdyż ono wskazuje na czasy sprzed setek milionów lat. To oznacza kilka możliwości:
- Ludzie wraz z dużymi ssakami żyli na Ziemi miliony lat temu, w epoce dinozaurów. Mało prawdopodobna koncepcja, gdyż w międzyczasie zdążyliby utworzyć zaawansowaną cywilizację, wyeksploatować zasoby i pozostawić góry śmieci.
- Datowanie jest błędne, epoka dinozaurów skończyła się w jakimś kataklizmie zaledwie kilka-kilkanaście tysięcy lat temu.
Współcześnie w geologii obowiązuje teoria, czy raczej niepodważalna zasada Charlesa Lyella, wedle której zmiany na powierzchni są niewielkie i długotrwałe, odbywają się pod wpływem stale działających sił. Ładnie uzupełnia się z teorią Charlesa Darwina, razem tworzą trzon współczesnej nauki.
Skamieniałości datuje się na podstawie warstw skalnych, w których są znajdywane (zakłada się powolne i stopniowe narastanie warstw), a warstwy skalne na podstawie znajdowanych skamieniałości. Jeśli skały potrafią szybko się formować, a w przeszłości miały miejsce kataklizmy na skalę globalną, to te datowania są guzik warte.
Istnieje drugi sposób datowania, który ma zastosowanie wyłącznie w przypadku skał magmowych. Chodzi o metodę izotopową, a konkretnie określenie zawartości uranu U238 (o czasie połowicznego rozpadu 700mln.lat) w stosunku do produktów jego rozpadu. Nie bardzo wiem, jak zmierzono ten czas, bo w praktyce można zaobserwować tylko jego wycinek, jego matematyczna interpolacja nie byłaby zbyt precyzyjna, ale zakładam, że tak jest. Bo jeśli zmierzono go na podstawie badania skał datowanych metodą geologiczną, to byłby niezły galimatias:)
Oczywiście metoda izotopowa da dokładne wyniki tylko w przypadku, gdy poziom izotopu jest mniej więcej stały w czasie. Kataklizmy, pył kosmiczny, a tym bardziej wybuchy nuklearne mogą zaburzyć to datowanie. Jest też inna możliwość, która właśnie przyszła mi do głowy - wewnątrz Ziemi występują roztopione skały, lecz nie jest to jednorodna mieszanka, różne rodzaje nie mieszają się ze sobą ze względu na inny skład i gęstość. To jakby do szklanki wlać różne płyny, rozwarstwią się, a następnie dosypać soli. Podobnie wewnątrz Ziemi, mogą występować "prądy" skalne (nie chodzi o elektryczne, analogia do prądów w morzach), różniące się między sobą zawartością izotopu U238. Ciekawe, jakie wyniki datowania dałyby badania współczesnych skał wulkanicznych i czy różniłyby się w zależności od ich składu i geograficznego miejsca pobrania?
Pojawia się kolejne pytanie - dlaczego przez dziesięciolecia i stulecia badacze nie zauważyli, że nasz świat jest znacznie młodszy niż to się wydaje?
Ależ zauważyli! I to dawno temu. Mniej więcej do połowy XIX wieku powszechnie było wiadomo, że tysiące lat temu nastąpił jakiś kataklizm, który wywołał potop. Ślady były wszędzie, jak choćby głazy narzutowe, żwiry czy morskie muszle na szczytach gór. Skamieniałe szkielety dinozaurów uważano za szczątki przedpotopowych potworów. Byli również zwolennicy koncepcji młodej Ziemi.
Jednak te koncepcje były za bardzo religijne, zbyt przypominały historie biblijne. A nauka chciała zerwać z religią, próbowano wyjaśniać świat bez konieczności odwoływania się do czynnika nadprzyrodzonego, bo przecież musiał być "nadprzyrodzony" - zbyt daleko możliwości "Boga" wykraczały poza wyobraźnię ówczesnych ludzi (a nawet wykraczają poza wyobraźnię współczesnych ludzi).
Kościół uważał skamieniałe muszle na szczytach gór jako pewny dowód na biblijny potop, w XVIII wieku Wolter opisywał je jako przedmioty zgubione przez pielgrzymów. W 1787 roku szwajcarski adwokat Bernard Friedrich Kuhn opublikował teorię, według której granitowe bloki w Jurze Szwajcarskiej zostały naniesione przez lodowce. W 1812 roku Georges Cuvier przedstawił swoją teorię wielokrotnych katastrof. W 1823 roku William Buckland jako jeden z ostatnich przedstawił koncepcję potopu w swojej książce. W 1830 roku Charles Lyell opublikował teorię, według której świat zmienia się bardzo wolno dzięki działaniu stałych sił. W 1837 roku Lois Agassiz nakreślił obraz globalnego zlodowacenia (problem - nierównomierny zasięg lodowca, w Europie sięgały po 50 równoleżnik, w Ameryce po 40 równoleżnik, na Syberii po 75 równoleżnik). W 1865 roku Thomas Jamieson przedstawił teorię, wedle której lodowiec wywiera nacisk i odkształca skorupę ziemską, przez co morskie fale mogłyby nanosić skorupki na szczyty górskie. Nowe koncepcje w geologii zbiegły się z wydaną w 1859 roku przez Charlesa Darwina książką "O powstawaniu gatunków". Teoria Darwina bez teorii Lyella nie mogłaby istnieć, obydwie wzajemnie się wspierały w nowym światopoglądzie długotrwałego formowania się Ziemi i powstawania na niej życia.
---dodane 21 kwietnia 2010 roku---
Zastanawiało mnie, że datowanie na podstawie zawartości różnych izotopów podobno daje spójne wyniki z datowaniem na podstawie U238. Kwestia określenia czasu ich połowicznego rozpadu jest tutaj kluczowa - właściwie to skąd o tym wiadomo? Bo na pewno nie poprzez obserwacje przez setki milionów lat. Jeśli czas rozpadu najpierw określono na podstawie badań kamieni o "znanym" dzięki datowaniu geologicznemu wieku i w ten sposób wyskalowano metodę, to wyniki będą spójne, choć zupełnie dowolne. Przykładowo skała, która ma 100mln.lat, wiadomo to na podstawie badań izotopowych, warstwy w której ją znaleziono oraz skamieniałości, czyli trzy niezależne datowania. W rzeczywistości równie dobrze może mieć np. 10 tyś.lat, błąd datowania wynika z oparcia każdej z metod na pozostałych, nie zaś niezależnym wzorcu odniesienia.
---dodane 22 kwietnia 2010 roku---
Naukowcy datowali metodą węgla C14 wiek pewnego mięczaka, wyszło im 2300lat ("Science", t.141, 16 sierpnia 1963 roku, s.634-637), w przypadku innego datowania wyszło im 27000lat ("Science", t.244, 6 kwietnia 1984 roku, s.58-61). Problem w tym, iż obydwa zwierzęta były żywe. To by było na tyle, odnośnie wiarygodności metod datowania izotopowego.
-----
cdn.
3 komentarze:
Robi się to tak samo poetyckie jak "Księgi Urantii”. też brzmi naukowo:
.....Na typowej planecie ewolucyjnej upływa pewien czas między pojawieniem się wolnej woli a przybyciem pierwszego duchowego władcy, który ma pomóc w rozwoju społeczeństwa – planetarnego księcia (od 150 tys. do 1 mln lat). Człowiek epoki poprzedzającej przybycie księcia planetarnego zajmuje się głównie myślistwem i zbieractwem oraz jest nastawiony wojowniczo do obcych, pojawiają się też pierwsze prymitywne przesądy oparte na strachu wobec otaczającej rzeczywistości, jako pierwotne zachowania religijne. Okres po przybyciu księcia planetarnego, kiedy to jego personel, niewidzialny acz materialny, wspiera mieszkańców w ich rozwoju społecznym, również przez objawienia, charakteryzuje się przejściem do rolnictwa, tworzeniem pierwszych rządów i rozwojem organizacji społecznej...
...Poprzez samokontemplację i pychę Lucyfer uległ zepsuciu i ostatecznie zaprzeczył istnieniu Boga, proklamując swoistą deklarację niepodległości i buntując się przeciw ustalonym wszechświatowym rządom "Synów-Stwórców” i innych najwyższych klas zarządców. Ogłosił się suwerenem swojego lokalnego systemu Satanii, przyznając także prawo samostanowienia książętom planetarnym na poszczególnych planetach.Na Urantii spowodowało to katastrofalne skutki we wczesnym rozwoju społecznym. W reakcji na bunt cały system Satanii został poddany duchowej izolacji przez wyższe władze, aby chronić pozostałą część lokalnego wszechświata...
Do Lucyfera to jeszcze kiedyś dojdę.
To sumeryjski Enki, egipski Ozyrys, stwórca człowieka. Sprzeciwił się swojemu bratu Enlilowi (Jahwe), który chciał zniszczyć ludzkość (m.in. sprowadził potop), bo była zbyt niebezpiecznym eksperymentem - ludzie mordowali się wzajemnie, wykorzystując do tego wiedzę i broń swoich stwórców.
W Starym Testamencie, częściowo opartym na babilońskich tekstach, jest mowa o dwóch "bogach".
Natomiast Szatan, a właściwie szatani - to przeciwieństwo Lucyfera, prawdopodobnie to nie imię, lecz nazwa stronnictwa w ich rządzie przeciwnego ludzkości.
Poza tym w Księgach Urantii jest mowa o Trójcy. Idea Trójcy jest wymysłem Kościoła Katolickiego w celu uzasadnienia boskości Jezusa, nie ma potwierdzenia w Ewangeliach. W Koranie jasno jest powiedziane, że żadna trójca nie istnieje, by Bogu nie przypisywać partnerów, a Jezus sam z siebie nie posiadał boskich mocy, cuda to działanie samego Boga. Jezus był Posłańcem, ważne jest Jego przesłanie, a nie osoba.
Prześlij komentarz