czwartek, 29 kwietnia 2010

Datowanie potas-argon

Metoda polega na pomiarze ilości izotopu potasu K40 w stosunku do powstającego podczas jego rozpadu argonu Ar40.

Jest to w pełni naukowa i absolutnie niepodważalna metoda datowania. Przykładowo, w 1992 roku dr Steven A. Austin pobrał próbkę z kopuły lawowej pochodzącej z wybuchu wulkanu Mount St. Helens (17 października 1980 roku). Została rozdrobniona, przesiana i poddana datowaniu radioizotopowemu w laboratorium Geochron w Cambridge, które nie zostało poinformowane o jej pochodzeniu. Oto wyniki dla próbek mających 12 lat:

  • pył skalny: 350000+/-50000lat.
  • mieszanka skaleni: 340000+/-60000lat.
  • mieszanka amfiboli: 900000+/-200000lat.
  • mieszanka piroksenów 1: 1700000+/-300000lat.
  • mieszanka piroksenów 2: 2800000+/-600000lat.

Inne przykłady datowania:

  • bazalt Hualalai (rok erupcji 1801): 1330000lat.
  • bazalt Etny (rok 122 p.n.e.): 170000lat.
  • bazalt Etny (rok 1792): 210000lat.
  • bazalt z Sunset Crater (rok 1065): 100000lat.
  • plagioklaz z Mt. Lassen (rok 1915): 80000lat.

Twórcy tej metody datowania najwyraźniej nie mieli pojęcia, że skały lubią wchłaniać argon. Po dziś dzień nie mają pojęcia, metoda nadal jest stosowana, bo udowadnia, że dinozaury teoretycznie żyły setki milionów lat temu, więc teoretycznie musi być dokładna.

Więcej przykładów opisuje w swoich książkach Hans-Joachim Zillmer. Miały powstać filmy dokumentalne dla niemieckiej telewizji, ale reżyserzy zostali zastraszeni, a jedyny nakręcony film zszedł z anteny.

Cóż, jeśli naukowcy nie potrafią znaleźć innej interpretacji możliwości powstania życia na Ziemi zaledwie kilkadziesiąt tysięcy lat temu niż tylko nadprzyrodzony cud, więc według nich to nie może być prawdą i należy ukryć wszystkie dowody, to miej nas Panie Boże w opiece.

1 komentarz:

Rafał M. pisze...

To zastraszanie tak wyglądało - jacyś teoretyczni profesorowie zadzwonili do szefa stacji, szef stacji do reżysera i zagroził mu, że jeśli ten nakręci reportaż to nigdy więcej nie znajdzie pracy w branży.

Znam też kilka przypadków naukowców z całego świata, którzy przypadkiem uzyskali wynik doświadczeń niezgodny z obowiązującą teorią i za nic nie chciał wyjść "poprawny", za co zostali wyrzuceni z pracy.
I to mówię o przypadkach, kiedy po kilku latach okazywało się, że mieli jednak rację i znajdywali zatrudnienie w prywatnych firmach czy fundacjach.