Kilka lat temu wydawało mi się, że owo pole informacyjne jest Bogiem. Tylko jakimś zupełnie innym niż to, co Kościół głosił.
Ale jednak okazało się, że raczej nie jest. Wszechświat kieruje się tylko dwiema zasadami: przypadkiem oraz minimalizacją energii. Kulisty kształt kropel wody, gwiazd i planet to właśnie efekt minimalizacji energii (kula jest bryłą o najmniejszej powierzchni w stosunku do objętości, czyli najmniejszej energii powierzchniowej). Kryształy wydają się śliczne, ale ustawienie atomów w sieci krystalicznej to też wynik minimalizacji energii, z matematyki to wynika.
Wszędzie jest tylko przypadek, o ile czyjś umysł go nie zakłóci swoją obecnością.
Podstawowym prawem, wręcz sensem istnienia, jest przemiana. Wszystko z czegoś powstało i kiedyś przemieni się w coś innego.
Można sobie wyobrazić, że istnieje pewien punkt, który ma zerowe wymiary w przestrzeni oraz nieskończone w czasie. W tym punkcie stykają się wszystkie Wszechświaty, niezależnie od skali. Ale w jednym Wszechświecie mija sekunda, w innym miliony lat.
Teoretycznie tylko w tym punkcie mógłby siedzieć sobie Bóg, ale to też się nie zgadza - wszystkich Wszechświatów jest nieskończona ilość, każdy w innej skali. Cokolwiek się wydarzy w jednym z nich, nie ma zupełnie znaczenia dla pozostałych, w żaden sposób nie wpływa.
Przy dużej dawce mistycyzmu można by cały Wszechświat uznać za Boga. Ale ów Bóg składałby się ze wszystkich cząstek Wszechświata, podobnie jak organizm składa się z komórek. Więc kult takiego Boga byłby pozbawiony jakiegokolwiek sensu, tak jak nie ma sensu, aby komórka czciła cały organizm, którego jest integralną częścią.
Gdyby świadomość była pojęciem pierwotnym, niedefiniowalnym, ewentualnie wtedy byłaby nadprzyrodzona. Lecz dziś już wiadomo, że świadomość to przetwarzanie wspomnień w pamięci deklaratywnej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz