W internecie krąży filmik, rzekomo przedstawiający strzelanie do ocalałych pasażerów z katastrofy samolotu prezydenckiego. Historia żyje własnym życiem, okazało się że filmujący został później zamordowany w szpitalu w tajemniczych okolicznościach, itd.itp.
Rzeczywistość jak zwykle różni się od urojeń. Dziennikarz nigdy nie istniał, w żadnej redakcji nikt o nim nie słyszał, nie figuruje na żadnej liście osób zaproszonych. Sam film został nakręcony przez pracownika okolicznej stacji obsługi samochodów, oddalonej od miejsca katastrofy o kilkaset metrów. Żyje on nadal i ma się całkiem dobrze, podobnie jak drugi mężczyzna pokazany na filmie, w jego telefonie ciągle jest film i może go pokazać każdemu chętnemu. Przyznaje, że słyszał jakby 2..3 przytłumione wystrzały (paląca się amunicja?), ale niczego podejrzanego nie widział, nie był świadkiem mordowania kogokolwiek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz