Zastanowiło mnie coś. Wśród wszelkich wyznań powszechna jest wiara w duszę trafiającą po śmierci do zaświatów, pomimo jednoznacznym stwierdzeniom w najważniejszych księgach monoteistycznych religii, że chodzi o zmartwychwstanie ciała.
Kapłani zawsze byli blisko władców, w wielu kulturach władcy sami byli najwyższymi kapłanami, czy wręcz uważani za bogów. Twierdzenia większości religii są całkiem naiwne i łatwe do obalenia (np. te dotyczące reinkarnacji), a jednak elitom zawsze zależało na zaszczepianiu ludowi tych zabobonów.
Czyżby wymyślanie religii miało jakiś cel polityczny, militarny? Oczywiście poza wzbogacaniem się kasty kapłanów. Co takiego po dziś dzień robią kapelani w wojsku?
Władcy zawsze twierdzili coś w tym stylu: "Oni są źli, my dobrzy, więc trzeba ich zniszczyć i ograbić z majątku, w imię boga/bogów zaprowadzić porządek, a jak któryś z was przy okazji zginie, to niech się nie martwi, bo jego dusza w nagrodę trafi do lepszego świata".
Nie trudno zgadnąć, co przy tym ci władcy myśleli: "Zdobądźcie dla mnie łupy, a jak zginiecie, to nie będę musiał z nikim się dzielić, i tak po śmierci nic nie ma, ale tego wam nie powiem, bo balibyście się ginąć, a jak nawet jest, to ktoś taki ważny jak ja ma tam pierwszeństwo".
Ale armię przekonaną, że po śmierci nic nie ma, trudno posyłać do boju. Żołnierze popukaliby się w czoło i rozeszli do domów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz