Anglojęzyczny film sir Kena Robinsona "School kills creativity":
Ogólnie chodzi w nim o to, że aby dostarczać pracowników dla współczesnego archaicznego systemu gospodarczego, szkoła tworzy niewolników - dysponujących tą samą wiedzą, tak samo myślących, tak samo się zachowujących, tak samo się ubierających, bezrefleksyjnie słuchających poleceń. Czyli po prostu TRESURA.
Zresztą sam nigdy nie lubiłem szkoły, bo to jakieś chore. Robić co każą tylko dlatego, aby dostawać jakieś tam oceny, cyferki gdzieś tam zapisane. To przygotowanie do pracy, czyli robienia co każą, aby dostawać jakieś tam pieniądze, czyli zapisane kartki papieru (albo i to nie, większość pieniędzy to zmiana namagnesowania komputerowych nośników danych). Nie można zająć się jakimiś zainteresowaniami, bo program nauczania ich nie przewiduje i trzeba czekać całymi latami, aż łaskawie nauczyciel opowie. Albo i nie, zależy do jakiej szkoły się trafi.
W czasach podstawówki lubiłem rysować, nawet dostawałem nagrody w konkursach na które przypadkiem trafiałem. W szkole za to dwóje z plastyki, bo nauczycielka uważała, że rysunki były zbyt poważne jak na głupie dziecko i rodzicie rysowali. Nauczycielka języka polskiego wzywała rodziców, bo siedziałem sobie na ostatniej ławce i projektowałem jakieś mechanizmy. Matematyczka też się wkurzała, bo nudziłem się na klasówkach i rozwiązywałem zadania wszystkich grup, czyli za dużo i nie wiedziała co z tym zrobić. Gdzieś do połowy podstawówki interesowałem się pojazdami, zasadą działania ich mechanizmów (za to na egzamin prawa jazdy nie musiałem się uczyć, pamiętałem wszystko), później temat się wyczerpał i w drugiej połowie podstawówki zainteresowałem się konstrukcjami elektronicznymi. Chciałem się dostać do technikum elektronicznego, egzamin nie był trudny, ale dyrektor się uwziął, że bez łapówki mnie nie przyjmie i tak trafiłem do liceum humanistycznego...
W poprzednim filmie ksiądz się chwalił, że edukacja w Europie to osiągnięcie Kościoła. Chyba jednak miał rację, stąd tak głupi system edukacji. On nie służy niczemu innemu, jak ograniczaniu ludzi, zgodnie z katolicką doktryną, że z gruntu są źli, więc trzeba ich zmienić, naginac do jakiegoś ideału.
Ale czasy się zmieniły. Od roboty są roboty (niemal każda czynność to sekwencja, można ją zautomatyzować), a od wiedzy są bazy danych. Szkołę przyszłości (a właściwie teraźniejszości) wyobrażam sobie tak: zestawy multimedialnych prezentacji (zawierających m.in. animację komputerową), ukazujących wiedzę z różnych dziedzin oraz laboratoria i warsztaty, w których można rozwijać własne zainteresowania. Nauczyciele uwolnieni od konieczności setnego powtarzania tego samego będą mogli podejść do każdego ucznia indywidualnie i pomagać mu w jego działaniach.
Niech wreszcie rządzący pojmą, że ludzie sami wiedzą jak zagospodarować swój czas i nie trzeba im rzucać kłód pod nogi, aby mieli się czym zająć.
4 komentarze:
szkoła nie ogłupia - cz.1 -jest naturalnym etapem rozwoju. Faktem jest że niektórzy nigdy nie nauczą się czytać ani pisać ani liczyć - no chyba że na opiekę społeczną albo aż kto postawi piwo :)
Bo kto by ich tego uczył-rodzice?
niektórych pewnie tak - ale nie wszyscy rodzice wygrali by konkurs na najbardziej opiekuńczych rodziców świata :)
niektórzy posłaliby dzieci do prywatnych nauczycieli.
Ale miażdżąca większość byłaby durniami - debilami słuchającymi co każe ksiądz proboszcz!!!!!
i niszcząca tych indywidualistów i wolnomyślicieli samouków - !!!!
TELEWIZJA OGŁUPIA I NIEKTÓRE ARTYKÓŁY W INTERNECIE !!!
TO że ktoś trafił na nauczycieli - idiotów, schematycznych olewaczy odbębniających kolejne zajęcia, albo takich co ułatwiają tylko rodzinie,albo dorobkiewiczów- łapowników - nie powinien oceniać negatywnie szkoły jako instytucji jako takiej- bo tacy nauczyciele są w każdej szkole.
Różna jest specyfika i funkcja szkół na terenach wiejskich i w miastach - to też ważne !!!
rozwinę te wątki w kolejnej części
Jak nie jak tak.
Małe dziecko jest ciekawe świata, ale szkoła to niszczy, poprzez przymus nauki zniechęca do zdobywania wiedzy.
Muszę przyznać, że po przeczytaniu tego bloga doznałem pewnego rodzaju deja vu. Tyle tylko, że wnioskując po wymienianych w nim etapach edukacyjnych, autor ma trochę lat na karku zaś jego odpowiednik we wspomnianym deja vu to kilkunastoletnia moja córka.
Nie żebym był przeciwny tego typu opiniom czy chęciom zajmowania się czymś miłym i ulubionym w życiu.
Radzę jednak, by autor dopóki jakimś szczęśliwym trafem nie otrzyma spadku po babci ze Stanów albo nie wygra w LOTTO kilkunastu "baniek" zszedł nieco na ziemię. Mówić to jedno w wykonać - to drugie. Ja też jestem przeciwnikiem ucisku, wyzysku, całego tego uzależnienia od pieniędzy itp. - tyle, że nie mam i tak nic do powiedzenia, muszę się dostosować. Owszem, mogę nie pracować zawodowo, mogę "czuć" się jak wolny ptak, ale za kilka godzin żołądek poprosi mnie o "coś na ząb" i jak bez tych wstrętnych pieniędzy wówczas wyklarować mu, że jedzenie to taka "niska" zachcianka, niegodna i w ogóle-można by się też spróbować jakoś bez niego obejść.
Nie chcę się tu rozpisywać (bo i nie miejsce i czas na to] nad całym wachlarzem współzależności czy konsekwencji takich czy innych wyborów dróg postępowania, niemniej zawsze należy patrzeć na pewne rzeczy trochę szerzej niż na koniec własnego nosa.
Chętnie usłyszałbym "receptę" autora jak zapewnić sobie (albo-jak on by to uczynił):
- kilkukrotne w ciągu dnia jedzenie
- jakiś kąt do spania
- jakiekolwiek środki do zachowania podstawowej higieny i czystości, aby móc być kwalifikowany do gatunku ludzkiego;
- jakieś ubranie chroniące przed chłodem i "ekshibicjonizmem"
- jakieś ciepło i kąt do schowania się przed deszczem czy śniegiem w zimniejszych porach roku
- i całą masę innych uwarunkowań, które nie dbają o nasze widzimisię.
Co zaś się tyczy roli szkoły, to owszem, jest to trochę ogłupiające-ale chyba bardziej dla nauczycieli, bo wy drodzy uczniowie dostajecie naukę co dzień czegoś nowego (choćby było nudne i pozornie niepotrzebne), zaś nauczyciele rzeczywiście muszą kolejnym pokoleniom "klepać" to samo rok w rok. Więc trochę szacunku dla ich pracy.
PS. Może i niektórzy ludzie bez "szkół" , dzięki wrodzonym talentom czegoś dorabiają się w życiu (i nie mówię tu bynajmniej li tylko o pieniądzach). Tyle, że większość, to ludzie przeciętni albo posiadający talenty ukryte, które ktoś musi im pomóc wydobyć - i może to czasem czyni szkoła?
Pozdrawiam i życzę przyjemnego życia.
To nie wiedza jest nudna, to szkoła ją obrzydza. Można to zaobserwować, wystarczy komuś (dorosłemu) opowiedzieć o jakimś hobby - wręcz widać tą ochotę do panicznej ucieczki. Ale jako kilkulatek na pewno był bardziej ciekawy świata.
W szkole widać echa katolickich doktryn - że ludzie są z natury źli (obarczeni grzechem pierworodnym, wrodzoną głupotą czy czym tam jeszcze) i trzeba ich ulepszać, aby byli tacy jacy powinni być. Problem z wyidealizowanymi modelami jest taki, iż próbując się do nich dostosować jednocześnie człowiek ogranicza własny rozwój.
A człowiek jest już z natury doskonały, taki jaki powinien być, ta doskonałość przejawia się w różnorodności oraz zmianach.
I nie ma czegoś takiego jak "przeciętny" człowiek, każdy ma praktycznie nieograniczony potencjał. Ale szkoła nie pozwala tego wydobyć, wręcz przeciwnie, niszczy to (mam pewne koncepcje jak to zmienić, plany spisku już przygotowane i trwają rozmowy ze współspiskowcami).
Każdy człowiek ma jakieś wewnętrzne uczucie, kim chce zostać, co robić w życiu. Chociaż obecny system gospodarczy często na to nie pozwala lub zniekształca (idzie się tam, gdzie są pieniądze). Ale powoli to się zmienia - nowe pokolenia wchodzące na rynek pracy często szukają posady nie na cały etat, bo mają inne, absorbujące zainteresowania. I pracodawcy chcąc nie chcąc muszą się do tego dostosowywać. Widać to szczególnie na Zachodzie, do Polski dopiero wkracza.
Zarówno religie, jak i system gospodarczy, to wszystko wkrótce runie. Taka naturalna kolej rzeczy. Świat się zmienia, a próby przewidywania przyszłości na podstawie przeszłości się nie sprawdzają, bo to co kiedyś działało, jutro już nie będzie działać, a pojawi się coś nowego.
Odnośnie tego braku talentów - to tylko kwestia chęci. Sekret tkwi w powtarzaniu, próbowaniu. Za pierwszym razem nic nigdy się nie udaje, ale jak ktoś chce, to próbuje do skutku.
Prześlij komentarz