sobota, 3 września 2011

Sytuacja polityczna w Afryce

Skoro w telewizji jak zwykle gadają głupoty, postanowiłem dowiedzieć się bezpośrednio u Murzynów co i jak.

Okazuje się, że nie chcą u siebie ani wtrącania się państw Zachodnich w ich wewnętrzne sprawy, ani wprowadzania demokracji, bo ta u nich nie może się sprawdzić i doprowadzi do wewnętrznych konfliktów, które zostaną wykorzystane przez zagraniczne korporacje do rabowania zasobów naturalnych.

Chcą, aby w Afryce powstało kilka państw narodowych, składających się z mniejszych plemion, współpracujących ze sobą na zasadzie unii, ze wspólną walutą niezależną od zachodnich banków i reprezentacją na zewnątrz kontynentu.

Otóż w Afryce sytuacja społeczna jest zupełnie inna niż w Europie czy w Stanach Zjednoczonych. Posiadają silne struktury plemienne. Dla nich obce są takie pojęcia jak: polityka, partie, liberalizm czy konserwatyzm. Podczas wyborów po prostu zagłosują na reprezentantów swojego plemienia, bo to jak rodzina.
W obecnych sztucznych granicach państwowych, powstałych wskutek podziału stref wpływów przez mocarstwa kolonialne, jedne plemię jest liczniejsze niż drugie. Więc zawsze w demokratycznych wyborach wygrywać będą reprezentanci jednego z plemion, a rząd zgodnie z tradycjami będzie dbał o własną rodzinę i plemię, mniej przejmując się pozostałymi. Pozostałe, spychane na margines, znajdą się w gorszej sytuacji materialnej i będą musiały znosić narzucanie się władzy innego plemienia. W końcu się zbuntują i dojdzie do wojny domowej.

Władzy plemiennej nie należy też utożsamiać z dyktaturą. Nie ma mowy, by do władzy doszedł ktoś podobny do Hitlera (chyba, że będzie marionetką narzuconą przez Zachód). Władca plemienny to nie człowiek z zewnątrz, plemię jest jego bliższą lub dalszą rodziną, a nie zbiorowiskiem obcych sobie ludzi. Te więzy społeczne są bardzo silne, istnieją od tysiącleci.

Sytuację można by porównać do hipotetycznego połączenia ze sobą Niemiec i Polski w jedno państwo, gdyby ktoś chciał nas tym uszczęśliwić (np. ONZ wysłałoby swoje wojska). Żyłoby w nim 80mln. Niemców i 40mln. Polaków. Podczas "demokratycznych" wyborów Niemcy głosowaliby raczej na Niemców, Polacy na Polaków, w ten sposób państwo zawsze miałoby niemiecki rząd i niemiecką większość w parlamencie, narzucające swoją władzę Polakom. Dziwnym "zbiegiem okoliczności" Niemcom żyłoby się znacznie lepiej w tym kraju, dostawaliby posady urzędnicze, szybciej awansowaliby w firmach, lepiej by zarabiali, w szkołach lekcje też odbywałyby się w języku większości. W czasach kryzysu to Polacy byliby w pierwszej kolejności zwalniani z pracy. Oczywiście Polacy byliby niezadowoleni, ale jakiś Murzyn z Afryki nie rozumiałby w czym problem - przecież jedni i drudzy są biali, nie różnią się wyglądem, kultura i jej wartości też są podobne.

---komentarz---
To nie jest kwestia wrogości pomiędzy narodami. Tak jak więzi w rodzinie są silniejsze niż poza rodziną, tak samo więzi międzyludzkie w narodzie są silniejsze niż więzi między narodami.
Jeśli chodzi o Unię Europejską - to unia państw narodowych. I jako taka może funkcjonować, bo na współpracy lepiej się wychodzi niż na konflikcie. Z biegiem czasu wskutek migracji ludności wewnątrz Unii Europejskiej pojawi się jeden naród europejski i jedno państwo europejskie. Ale tego nie da się przeprowadzić metodami administracyjnymi, to proces samoistny, potrzeba na to pokoleń, może nawet setek lat. Migracja jest utrudniona m.in. prawem własności do nieruchomości i lokalnymi znajomościami. Kiedyś Unia Europejska to będzie unia mniej lub bardziej autonomicznych regionów.
Później ten proces praktycznie się zatrzyma. Powstaną unie obejmujące całe kontynenty, współpracujące ze sobą. Ale migracje pomiędzy kontynentami będą minimalne, lecz to nie kwestia wrogości pomiędzy rasami ludzkimi, po prostu każdy kontynent zagwarantuje swoim mieszkańcom pełnię możliwości samorealizacji.

Brak komentarzy: