niedziela, 17 stycznia 2010

Szkodliwość piractwa komputerowego cz.2

Podczas dyskusji na jednym z wortali internetowych pojawił się wniosek, że przecież używając darmowego oprogramowania nie da się zarobić żadnemu producentowi. Więc co za różnica, czy używa się pirackiego lub darmowego.
A może o to właśnie chodzi, że nikt nie zarobi, będzie się bardziej starał. Podam kilka przykładów.

Microsoft Office był łatwy do powielenia, w domach masowo używano pirackich kopii. Producent wprowadził obowiązek aktywacji (w wersji 2000, w Polsce w wersji 2002/XP), który uprzykrza życie nielegalnym użytkownikom (muszą stosować cracki mogące zawierać różne niespodzianki, mogą pojawić się informacje o nielegalności itp.). Z drugiej strony policja wzięła się za egzekwowanie prawa. Więc ludzie zaczęli po prostu bać się. Program jest o wiele za drogi dla domowych zastosowań, tańsza wersja edukacyjna miała zbyt restrykcyjne ograniczenia licencyjne (jeden z domowników musiał być uczniem, studentem lub nauczycielem).
Na szczęście pojawiła się finalna wersja darmowego OpenOffice.org, więc zaczęto po nią sięgać. A to spowodowało zmianę polityki Microsoftu, Office 2007 Home&Student miał zmienioną licencję, która pozwalała każdemu na zastosowania prywatne (niezarobkowe). Pod pretekstem jubileuszu Microsoft Polska wprowadził na nasz rynek partię w cenie 199zł za 3 stanowiska.

Pakiet programistyczny Microsoft Visual Studio, jak na program dla profesjonalistów przystało, jest bardzo drogi (tysiące dolarów). Wersja do nauki programowania też nie miała zbyt niskiej jak na domowy budżet ceny (nawet setki dolarów). Niestety, nauka kosztuje, to inwestycja.
Zaczęła pojawiać się darmowa konkurencja, jak Eclipse czy Netbeans. Więc Microsoft w 2005 roku wypuścił przeznaczony dla nauki oraz mniej zaawansowanych projektów Visual Studio Express.
Do ostatniej chwili zastanawiano się nad ceną. W miarę postępującego procesu myślowego doszli do wniosku, że najlepiej będzie rozdać każdemu za darmo, nawet licencja umożliwia komercyjne zastosowania. Klienci docelowi nie są zbyt zamożni z racji wieku, jest ich stosunkowo niewielu (to specjalistyczny program), panuje wysoki poziom piractwa oraz jest silna darmowa konkurencja, więc za dużo fatygi przy tłoczeniu płyt, pakowaniu w pudełka oraz dystrybucji.
Oczywiście w Microsofcie nie pracują idioci, w odróżnieniu od konkurencji program można zainstalować tylko w systemie Windows. Niech się młodzież przyzwyczaja, bo co by nie powiedzieć o odmianach linuksa lub UNIXa (FreeBSD, SUN Solaris), do programowania akurat całkiem dobrze się nadają.
Dla studentów kierunków mających jakikolwiek związek z informatyką udostępniono serwis MSDN AA, skąd zupełnie za darmo mogą ściągnąć profesjonalne wersje Windowsa, w tym Server, oraz pełne Visual Studio.

Niegdyś Microsoft zniszczył Netscape darmowym Internet Explorerem oraz niejasnymi układami z producentami komputerów (umowy zakazywały preinstalacji innej przeglądarki). Sprawa się wydała, o mało co firma nie została przez władze podzielona na dwie części, ostatecznie rozeszło się po kościach, tylko Bill Gates stracił fotel prezesa. Lecz by nie dopuścić do plenienia się konkurencji, przeglądarka owej korporacji nadal wyświetlała strony wedle własnego widzimisia, które trudno było powtórzyć w innych produktach. Brak respektowania standardów W3C hamował rozwój całego Internetu. Po dziś dzień Opera może maskować się jako Internet Explorer i symulować jego zachowanie.
Zemstą Netscape zza grobu była Fundacja Mozilla, która dalej rozwijała przeglądarkę wspólnymi siłami wolontariuszy z całego świata. Lecz program był zbyt zaawansowany dla wielu użytkowników, miał problemy ze stronami optymalizowanymi dla Internet Explorera, więc nie zdobył większej popularności. Nadal istnieje pod nazwą SeaMonkey, ale hitem okazał się dopiero Firefox (panda czerwona, zamieszkująca komunistyczne Chiny), bardzo prosta przeglądarka z nieograniczoną możliwością rozszerzania funkcjonalności przy pomocy pluginów (wtyczek).
Chociaż przeglądarka nie jest dla Microsoftu programem dochodowym, to ambicje nie pozwoliły dalej toczyć się sprawom własnym torem, opracowano zupełnie nowego Internet Explorera, będącego w pełni nowoczesną przeglądarką. A webmasterzy mogą wreszcie tworzyć strony internetowe zgodnie ze standardami, nie przejmować się ich kompatybilnością z jakąkolwiek współczesną przeglądarką. Jak grzyby po deszczu pojawiają się nowe przeglądarki (Apple Safari, Google Chrome), jest w czym przebierać.

Darmowe oprogramowanie ma coraz wyższy poziom, potrafi zaspokoić większość wymagań użytkowników. Jednak to programy komercyjne są najbardziej innowacyjne, przy ich produkcji zatrudnia się nie tylko programistów, ale całą rzeszę różnorodnych specjalistów. Od marketingowców, analizujących potrzeby potencjalnych klientów, po psychologów, badających ergonomię interfejsu (nawet rejestruje się ruchy gałek ocznych osób testujących program oraz wskaźnika myszy).
Dla niektórych użytkowników komputerów wystarczą darmowe programy, które zresztą depczą komercyjnym po piętach, jednak znajdą się i tacy, co lubią być rozpieszczani i gotowi są za to zapłacić.
Przecież to klient ma chcieć kupić dany produkt z powodu jego cech, a nie ma być zmuszany do jego używania. Przy następnej myśli "muszę mieć" proponuję spacer, tak dla przewietrzenia umysłu.

Brak komentarzy: