poniedziałek, 25 kwietnia 2011

Co zrobić z emigrantami

Czytałem sobie o planach rządu holenderskiego odnośnie emigrantów. I coraz bardziej jestem przekonany, by obok nazwisk polityków na listach wyborczych były zamieszczone aktualne wyniki testów na inteligencję. Cóż z tego, że niektórzy są nawet całkiem bystrzy, skoro doczepiają się do nich rzesze idiotów. A parlamenty później podejmują decyzje kolegialnie, choć większość nawet nie czyta ustaw, na które głosuje.

Kompletną bujdą jest, że emigranci odbierają pracę. Myślenie trochę nie w tą mańkę. Emigranci zazwyczaj zajmują się pracami, których nikt inny nie chce. A czemuż to holenderscy bezrobotni sami nie otworzą własnych firm? Będą mieli mnóstwo wykwalifikowanych pracowników za niską płacę, toż to błogosławieństwo dla początkujących przedsiębiorców. Najlepiej winę za własne życiowe niepowodzenia zrzucić na innych.

Z emigrantami też jest problem świadczeń socjalnych. Dosyć łatwo go wyeliminować, np. obywatel danego kraju Unii mógłby dostawać tyle, ile obowiązuje w kraju jego pochodzenia. Albo można wprowadzić jedną stawkę dla wszystkich państw Unii. Najwyżej pojawiłby się problem emigracji bezrobotnych do państw o niższych kosztach życia, a w raz z nimi napłynęły by tam ich pieniądze, powodując lokalny wzrost gospodarczy. Zapobiegłoby to pustoszeniu jednych państw i wzrostowi ilości mieszkańców innych.
Tak na poczekaniu mi to się pomyślało:)

Zresztą w ogóle myślenie w kategoriach płatnej pracy staje się przestarzałe w dobie automatyzacji. Maszyny mogą wyprodukować każdy produkt w każdej ilości, nie ma dla nich znaczenia czy tysiąc, milion, czy miliard sztuk rocznie.
Czyli dobra są dostępne w praktycznie nieograniczonych ilościach, problem tkwi w przestarzałym systemie kapitalistycznym, sięgającym korzeniami techniki 19 wieku. Ten system nie może poprawnie funkcjonować w nowych warunkach, ale głupi ludzie u władzy nie za bardzo wiedzą, co z tym robić. Na razie przemysł znalazł prowizoryczne rozwiązanie - zasadę planowanego zużycia.
Nawet w drukarkach montuje się chipy, które je "psują" (wyłączają elektronikę) po zaplanowanej ilości wydruków, choć mechanizm nadal jest zupełnie sprawny. Inną sztuczką są akumulatory litowo-jonowe, często montowane na stałe (niewymienialne, np. iPod). Dawniej podstawowa zasada konstruktora-elektronika brzmiała, by nie stosować trudno dostępnych źródeł energii. Teraz ze świecą szukać urządzeń, które można zasilać zwykłymi bateriami-paluszkami, a przy częstszym użytkowaniu akumulatorkami NiMH tego samego rozmiaru. Akumulator litowo-jonowy ma żywotność 0,5...3 lata od dnia produkcji, dlatego tak często się je stosuje. Najprzeróżniejsze typy i rozmiary, byle trudniej było kupić nowe. Nie jestem też pewien trwałości diód LED podświetlających nowe telewizory, z tego co sprawdzałem jest niższa od wcześniej stosowanych świetlówek.

Cel życia człowieka sprowadza się do zarabiania i kupowania. Jak ktoś nie chce kupować, to i tak da się zmusić, np. dzięki samochodom na paliwa ropopochodne czy coraz wyższym rachunkom za wodę. Bo gospodarka, jej obroty i zyski, muszą rosnąć, kiedy przestają to wszystko się wali.

Brak komentarzy: