wtorek, 27 lipca 2010

Islamskie prawo o bluźnierstwie

W Pakistanie nadal obowiązuje prawo o bluźnierstwie, wedle którego każdy, kto obrazi Mahometa, może zostać skazany na karę śmierci.

I czegoś tu nie rozumiem, czyżby muzułmanie w ogóle nie czytali Koranu, albo nie rozumieli Jego przesłania? Przecież:

  • Chrześcijanie nie są niewiernymi, gdyż należą do Religii Proroków, są określeni jako "najbliżsi muzułmanom".
  • Jest zakaz agresywnych zachowań przeciwko innym ludziom.
  • Jest zakaz nawracania siłą na Islam.
  • Mordowanie ludzi jest bezwzględnie zakazane i jako jedyne wymienione przewinienie ma być karane śmiercią, by ludzie nie bali się siebie nawzajem (bardzo mądrze pomyślane). Wyjątkiem jest obrona przed agresją i prześladowaniem.
  • To Allach sądzi przewinienia przeciwko Niemu, nie ludzie. To sprawy między Nim (a raczej Nimi, bo wypowiada się w liczbie mnogiej) a danym człowiekiem.
  • Zakaz kultu Posłańców i Proroków.

Z drugiej strony można zrozumieć, że oczernianie ich Proroka sprawia muzułmanom przykrość i wywołuje oburzenie. Ale trochę poczucia humoru, nie od razu zabijać, gdyż agresja rodzi agresję. Może wystarczyłoby sprawcę polać smołą, obsypać pierzem i puścić przez miasto? Jeśli grzesznik na przyszłość nie zrozumie swego błędu to można kurację powtórzyć, jak będzie zatwardziały to raczej oznacza jakąś chorobę psychiczną, bo każdy normalny by sobie darował.

poniedziałek, 26 lipca 2010

Love Parade

Tegoroczna Parada Miłości w Duisburgu ukazuje, dlaczego inteligencja powinna być ważną cechą u ludzi sprawujących władzę.

Władze oraz organizatorzy nie byli w stanie przewidzieć skutków i trochę osób zostało stratowanych. Ale trudno, wypadki się zdarzają, takie jest życie i nikt nie jest winny.

Niestety, władze nie były w stanie wyciągnąć wniosków z błędów i postąpiły w schematyczny i najgłupszy sposób, czyli po prostu zakazały organizowania tej imprezy w przyszłości. Co wcale nie oznacza, że tragedie nie zdarzą się przy okazji innych imprez masowych. A wystarczyło tylko pomyśleć i poszukać środków zaradczych. Choćby takich:

  1. Rozdzielenie wejść i wyjść na teren imprezy. Wtedy osoby wchodzące i wychodzące nie będą się ze sobą zderzać.
  2. Zwiększenie ilości wyjść (minimum dwa wyjścia) oraz ich maksymalne odsunięcie od siebie. Wtedy osoby chcące wyjść nie będą się cisnąć niczym sardynki w puszce, wychodzący tłum będzie miał tendencję do rozpraszania się.

Mam nadzieję, że te uwagi pomogą przy organizacji innych imprez.

sobota, 24 lipca 2010

Znowu ta ewolucja

Czytam sobie właśnie artykuł "Na skrzydłach sukcesu", zamieszczony w "Świecie Nauki" 8(228)/2010. To o ewolucji ptaków. Tekst dowodzi, że współczesne anatomicznie ptaki istniały w okresie kredy, czyli żyły obok dinozaurów, a nie jak dotychczas przypuszczano, pojawiły się po ich wyginięciu. Potwierdzają to znaleziska. Jest również obrazek szkieletu Archeoperyxa i kaczki oraz opis:
"Ptaki wyewoluowały z drobnych, mięsożernych dinozaurów, zwanych teropodami. Dlatego niektóre spośród najstarszych znanych paków kopalnych, takie jak liczący 145 mln lat Archeopteryx, zachowały wiele prymitywnych cech charakterystycznych dla tej grupy, na przykład zęby i długi ogon. Ptaki współczesne je utraciły, za to pojawiły się u nich pozbawione palców skrzydła i ruchome nadgarstki, a także inne cechy sprzyjające lataniu."

I nasuwają mi się pytania:

  1. Jak Archeopteryks mógł być przodkiem ptaka, skoro ma zrośnięte inne palce? Czyżby najpierw się zrosły, później rozrosły, na następnie z powrotem zrosły, tylko że zupełnie inne?
  2. Skąd wiadomo o tych 145 milionach lat, skoro zarówno datowanie geologiczne jak i izotopowe zostało podważone? Jak widać na filmie, istnienie warstw skalnych nie świadczy o ich następowaniu po sobie, jest wynikiem różnic właściwości okruchów skalnych. Natomiast zastosowanie datowania izotopowego do młodych skał wulkanicznych (liczących kilka lat) daje absurdalnie wysokie wyniki, rzędu setek tysięcy lub milionów lat. Albo czas połowicznego rozpadu został niepoprawnie określony, albo są inne czynniki zakłócające (np. wypłukiwanie izotopów przez wodę).
  3. Zęby i ogony są prymitywne? Skoro tak, to czemu ssaki je mają, a rzekomo starsze formy życia niekoniecznie? Gdyby któryś z naukowców stwierdził, że po wyglądzie i budowie szkieletu można wyznaczyć "prymitywność" człowieka, to spotkałby się z negatywną reakcją. Jednak ciągle ta psychologiczna przypadłość oceniania po wyglądzie wyłazi i znajduje pożywkę w teorii ewolucji. W przyrodzie straszny wygląd nie świadczy o okropnym charakterze, często jest przeciwnie, a wygląd ma zniechęcać napastników.

Nie ma niepodważalnych dowodów na to, że gatunki nie istniały jednocześnie, tylko następowały po sobie, że jedne wywodzą się z drugich, ani nawet na długi czas istnienia życia na Ziemi. Jeśli jednak są, to chętnie je poznam.

Lecz oczywiste jest, że wszystkie formy życia są ze sobą spokrewnione. Nasuwa się pytanie, czy tylko na Ziemi, a może to pokrewieństwo sięga znacznie dalej, w obrębie galaktyki lub nawet Wszechświata? Gdyby założyć, że swobodne podróże międzygwiezdne kiedykolwiek staną się możliwe do zrealizowania, to ta druga opcja jest jak najbardziej realna. To żadna nowość, już według hinduizmu wyższe formy życia tworzą niższe.

piątek, 23 lipca 2010

Superpozycja cząstek subatomowych

Poprzedni wpis podsunął mi pewną myśl. Chodzi o obserwacje stanów cząstek subatomowych.

Zgodnie z teorią kwantową znajdują się w stanie superpozycji, czyli jednocześnie zajmują wszystkie prawdopodobne stany, dopiero fakt dokonania pomiaru sprawia, że muszą się jakoś określić. To jakby obserwator wywierał wpływ na obiekt obserwacji.

Wyjaśnienie okazuje się banalne - po prostu pomiar (obserwacja) nie jest tożsamy ze stanem faktycznym. Ma to związek z właściwością fali elektromagnetycznej, niosącej informację, oraz z konkretnym obserwatorem. Różni obserwatorzy mogą dokonać różnych obserwacji, podobnie jak to jest z energią kinetyczną.

Może to wyjaśnić pewien przykład: wiatraczek wirujący na wietrze. Pomiar to fotografia, która utrwala wiatraczek w pewnym położeniu. Do tego dochodzi czas otwarcia migawki oraz czas dotarcia światła od wiatraczka do obiektywu aparatu. Więc fotografia dokonana przez drugi aparat mogłaby ukazać inne położenie wiatraczka.

czwartek, 22 lipca 2010

Równania wielostronne

Ostatnio zdziwiła mnie pewna rzecz w matematyce - otóż nie wiedzieć czemu nie ma w niej równań wielostronnych.

Klasyczne równanie wygląda mniej więcej tak: a=b

Równanie wielostronne wyglądałoby tak: a=b=c=...n

Rozwiązuje się to w bardzo prosty sposób, wystarczy obliczyć (porównać) dowolną parę stron (np. a=c), a następnie wynik porównać z dowolną, nie obliczoną jeszcze stroną.

Nie bardzo wiem, jakie to miałoby znaczenie w praktyce. Ale być może mogłoby służyć do obliczeń w przestrzeniach wielowymiarowych, z których będzie korzystała technika przyszłości (komunikacja, transport międzyplanetarny).

Pozwala również weryfikować realność zjawisk fizycznych. Weźmy takie pojęcie 'pędu', czy raczej 'energii kinetycznej' (pojęcie pędu powinno zostać wycofane z fizyki i ostatecznie zastąpione energią kinetyczną). Zależy od masy oraz prędkości. Jednak zmierzona prędkość może być różna w zależności od obserwatora. Równanie wielostronne pokazałoby, że nie ma równości. A to oznacza, że poruszające się ciało materialne nie ma "w sobie" żadnej energii kinetycznej, dopóki nie nastąpi zderzenie z przeszkodą. Energia kinetyczna to tylko wynik względności ruchu pomiędzy ciałem materialnym a konkretną przeszkodą, wydziela się jedynie w momencie uderzenia. To się zgadza z obserwacjami, nie ma żadnych zmian struktury materiału z powodu samej prędkości.

Oznacza to również, że zjawiska relatywistyczne nie są realne (wewnątrz poruszającego się obiektu), tylko obserwowane (z zewnątrz). Realne z obserwowanym będzie tożsame dopiero w chwili uderzenia, jak to ma miejsce choćby w akceleratorach cząstek.

poniedziałek, 19 lipca 2010

Zagrożenia za strony sztucznej inteligencji

Kolejnym mitem, rozpowszechnianym przez filmy, jest niebezpieczeństwo związane ze sztuczną inteligencją. Jeszcze większym mitem jest to, że powstanie ona "za 20 lat", jak tylko komputery staną się odpowiednio szybkie - powtarza się to od 50 lat i jakoś nie widać ani krzty świadomości, czy tym bardziej inteligencji maszyn. Za to niektórzy naukowcy mają swoje korytko.

Naukowcy poszli w zupełnie błędnym kierunku, gdyż umysł człowieka nie jest komputerem, nie wykonuje żadnych obliczeń, tylko operuje w pamięci autoasocjacyjnej na skojarzeniach. Natomiast komputer to w zasadzie przerośnięty kalkulator programowalny, wykonuje tylko zadane operacje matematyczne. Może symulować zachowania pozornie podobne do inteligentnych, lecz jedynie wykonuje zadany program.

Kiedy naukowcy spostrzegą swój błąd, może wreszcie uda się zbudować inteligentne maszyny. Zresztą taki sztuczny mózg okaże się konstrukcyjnie prostszy niż mikroprocesor, może nawet da się go zasymulować przez mikroprocesor, choć to nie byłoby zbyt eleganckie oraz wydajne rozwiązanie.

Paradoksalnie, sztuczna inteligencja nie może zagrażać ludzkiej, maszyny nie zbuntują się by przejąć władzę. Wyjaśnienie jest proste - sztuczna inteligencja operuje w zupełnie innym świecie niż ludzka, więc nie ma rywalizacji o wspólne zasoby. Dla sztucznej inteligencji terytoria oraz bogactwa nie mają żadnego znaczenia, niczego od ludzi nie potrzebuje. Sztuczny mózg może utworzyć wewnątrz siebie całe światy z dowolną zawartością, dla niego będą równie realne jak rzeczywistość fizyczna dla ludzi.

Jest tylko jeden możliwy przypadek, kiedy doszłoby do konfliktu. Otóż wtedy, gdy jakiś głupi polityk przestraszy się sztucznej inteligencji i będzie chciał ją zniszczyć, zakazać jej istnienia. Wtedy nie będzie miała innego wyjścia, jak bronić się za wszelką cenę, by przetrwać.

Cóż, jak się kogoś atakuje, to będzie się bronić. Politycy tego nie rozumieją, dlatego ciągle wymyślają wojny. Nie kojarzą, czemu im więcej wyślą żołnierzy, tym trudniej zakończyć konflikt.

sobota, 17 lipca 2010

Moralność a seksualność

W końcu odbyła się ta parada homoseksualistów. Nie poradziła nawet kontrdemonstracja z krzyżem, modlitwą i kamieniami. W Rydzykowym radiu jak zwykle straszyli - tym razem upadkiem moralnym w Europie, co doprowadzi do jej zniszczenia, podobnie jak Cesarstwa Rzymskiego.

Coś fakty mi się nie zgadzają. Cesarstwo Rzymskie upadło, owszem, ale niedługo po tym, jak cesarz Konstantyn utworzył Rzymski Kościół Katolicki (Powszechny), który wchłonął dotychczasowe gminy chrześcijańskie z całego imperium, czy tego chciały czy nie, a religia katolicka stała się oficjalną religią państwową.

Tak na logikę - gdyby Bóg opisany w Biblii był przeciwny seksowi, to wymyśliłby inny sposób rozmnażania się, np. przez pączkowanie lub samorództwo. A tak to codziennie musi oglądać najbardziej wymyślne zaloty ludzi oraz zwierząt.
Pewnie jak zwykle Kościół uważa, że wie lepiej, a jego Bóg się pomylił.

W Starym Testamencie Żyd, który pojął za żonę młodą kobietę, miał być przez rok zwolniony z wszelkich prac, by mógł się nią nacieszyć. Co prawda homoseksualizm miał być karany śmiercią (tamte zakazy zapobiegały przejmowaniu zwyczajów od barbarzyńskich ludów), ale już Koran traktuje sprawę znacznie łagodniej. Można w tym znaleźć analogię z wychowywaniem dziecka - jak jest małe i głupie to ma zakazane niemal wszystko, jednak wraz z dorastaniem dozwolone jest coraz więcej, aż w końcu może samo decydować o swoim życiu.

Ówczesne zakazy miały zapewne inne cele niż "moralność". Nietrudno się domyśleć jakie - zapobieganie niechcianym ciążom, mieszaniu się z ludami o barbarzyńskich obyczajach oraz epidemiom chorób wenerycznych. Współcześnie istnieją nieco inne warunki, nie ma jednego cywilizowanego ludu otoczonego zewsząd dzikusami, pojawiły się środki antykoncepcyjne oraz leki, zmieniły się warunki życia.

Czyli seksualność w żadnym wypadku nie jest związana z moralnością, to dziedziny zupełnie niezależne. Lecz brak szacunku do drugiego człowieka, agresja i przemoc fizyczna, to jak najbardziej zachowania, które powinny być zaliczane do niemoralnych. Nic nie usprawiedliwia agresji, oprócz obrony przed agresją.

Natomiast strach przed odmiennością jako taką to cecha dzikusów, przez którą nie mogą się rozwijać. Wśród cywilizowanych ludzi zasada jest prosta: póki sąsiad nie próbuje zamordować, to niech sobie żyje w spokoju jak mu się podoba, są ważniejsze sprawy do przejmowania się.

Kto wie, może któryś z tych rzekomo "zdemoralizowanych" homoseksualistów odkryje lek na raka albo nowe źródło energii, bo miał nadmiar czasu z powodu nie poświęcania go modlitwie, na dodatek na pomysł wpadnie w chwili rozkoszy z partnerem tej samej płci? (pomysły ZAWSZE pojawiają się w chwili olśnienia, jakby były przekazywane z zewnątrz). Ten przykład obrazuje, jakie zło kryje się w niszczeniu odmienności. Kreatywni ludzie z zasady czymś różnią się od pozostałych, lecz to oni ciągną świat do przodu.

piątek, 16 lipca 2010

Jak zdemaskować głupiego polityka?

Wiedza, wygląd, zachowanie i sposób mówienia nie są wyznacznikami inteligencji, gdyż można ich się nauczyć, wyćwiczyć. Są czymś nabytym.

Natomiast inteligencja to głównie umiejętność przewidywania rozwoju wypadków i podejmowania na tej podstawie optymalnych decyzji. Głupi nie potrafi z góry dostrzegać skutków własnych decyzji. Ale może kiedy indziej to wyjaśnię. Teraz podam kilka przykładów.

Choćby planowana parada homoseksualistów. Głupi polityk na wieść o tym myśli sobie: "co się stanie?!". Skoro wcześniej coś takiego nie miało miejsca, to nie wie, do czego to doprowadzi, wpada w panikę. Podejrzewa najgorsze i stara się to powstrzymać. Ale oczywiście nic złego się nie stanie, przecież homoseksualiści nie wymachują siekierami. Połażą sobie, zmęczą się i rozejdą do domów. Niektórzy Warszawiacy będą mieć widowisko, lecz większość ma inne sprawy na głowie i nawet nie zwróci uwagi. Mieszkańcy dużych miast są przyzwyczajeni do różnorodności ludzi.

Innym przykładem jest podejście do Internetu. W państwach o ustroju totalitarnym, których władze nie grzeszą intelektem, próbuje się za wszelką cenę kontrolować to medium. Idioci u władzy nie są w stanie przewidzieć, do czego może doprowadzić swoboda wymiany informacji, boją się. Niestety, czasem takie podejście pojawia się również w państwach demokratycznych. Jednak przykład kilkunastu lat nieskrępowanego rozwoju Internetu pokazuje, że nic złego się nie dzieje, świat nie pogrążył się w chaosie. Owszem, z Internetem są związane pewne zagrożenia dla jego użytkowników, lecz można nauczyć się bezpiecznie z niego korzystać. W Stanach Zjednoczonych władze znalazły skuteczny sposób radzenia sobie z niewygodnymi informacjami - po prostu ignorują je, jak gdyby nigdy się nie pojawiły. Przecież wszyscy wiedzą, że w Internecie każdy może zamieścić dowolną głupotę, nie ma sensu się przejmować.

Podsumowując, głupi polityk charakteryzuje się niechęcią do zmian, do nowych idei, często maskowaną pod płaszczykiem "tradycyjnych wartości", "silnej władzy", "praworządności" (zresztą selektywnej), "porządku" oraz "patriotyzmu". Pozornie nie ma w tym nic złego, lecz tacy ludzie są o tyle szkodliwi, iż próbują powstrzymywać zmiany, z którymi sobie przecież nie radzą, co prowadzi do konfliktów i nieszczęść.

Podstawową cechą i sensem istnienia Wszechświata jest Przemiana. Nie powstrzyma się jej, tak jak nie zatrzyma się wschodów i zachodów Słońca. Można się w nią włączyć i patrzeć w przyszłość, albo cierpieć próbując zatrzymać przeszłość. Przyszłość zawsze nadejdzie, a przeszłość nigdy nie wraca. Tylko inteligencja może pomóc uporać się z nowymi wyzwaniami, nie modlitwa.

czwartek, 15 lipca 2010

Broń jeszcze bardziej ostateczna

W Biblii są liczne przykłady manipulacji nastojami społecznymi. Choćby wyjście z Egiptu - Egipcjanie sami oddali całe swoje złoto i kosztowności, a jak się ocknęli to zaczęli ścigać. Albo całe armie, znacznie liczniejsze, wpadały w panikę, porzucały swoją broń i uciekały.

To również nie jest cud, lecz technika. Mniej więcej wygląda tak - umysł zapisuje informacje w polu kwantowym przy pomocy wzorów interferencyjnych fal. Dysponując odbiornikiem tego rodzaju fal, można zarejestrować sygnatury (widma) towarzyszące różnym myślom i stanom emocjonalnym.

Dysponując nadajnikiem tego typu fal, można wysyłać te informacje. A mózgi poszczególnych ludzi mają tendencję do synchronizacji między sobą. Widać to w przykładach z zakresu psychologii tłumu - grupa przypadkowych ludzi może doznać jednoczesnego uczucia euforii lub strachu, postępować jak jeden organizm. I właśnie tego typu nadajnik może posłużyć do przekazywania idei lub wprawiania poszczególnych ludzi lub całych grup w różne stany emocjonalne.

Trochę okólnikowo to opisałem, bo może lepiej, by nie powstały takie urządzenia. Ale warto wiedzieć, co w trawie piszczy.

---dodane---

Czujnik myśli to po prostu szklana ampułka wypełniona rtęcią i solą, z wypompowanym powietrzem. Natomiast eksperymenty z czujnikiem w postaci ampułki wypełnionej 0,9% roztworem soli w wodzie destylowanej, umieszczonej w wiązce promieniowania elektromagnetycznego, analizowanego przez spektrometr, były prowadzone przez dr-a Jana Pająka i Wernera Kroppa.

wtorek, 13 lipca 2010

Bezsens wojen - broń ostateczna

Długo zastanawiałem się nad zamieszczeniem tego wpisu (to projekt sprzed kilkunastu lat). Internet to nie miejsce na opisywanie zasad działania broni.
Jednak konstrukcja jest zbyt prosta, by długo utrzymywać ją w tajemnicy. Kiedy ta broń powstanie, będzie łatwa do powielenia przez każdego, patenty i prawa autorskie tego nie powstrzymają. A historia uczy, że można opóźnić wprowadzenie jakiegoś wynalazku, jednak idea będzie powracać, aż w końcu się urzeczywistni. Wtedy nie pozostanie nic innego, jak pogodzić się z jej istnieniem i jakoś żyć dalej, odnaleźć się w nowej rzeczywistości.
Największe moje zastrzeżenia wzbudza raczej to, że to jeden ze sztandarowych projektów. Zbyt wczesne jego ujawnienie uniemożliwi mi uruchomienie produkcji, inni z niego skorzystają. Ale trudno.
W tym kraju jakakolwiek innowacyjność jest kompletnie nieopłacalna, sprowadza tylko same problemy. Ludzie żyją jak ich ojcowie i dziadowie, czując opór przed jakimikolwiek nowinkami. Byle by tylko wódka była. A później za namową księży jeżdżą na Jasną Górę, by modlić się o cud uzdrowienia, jednak nie kojarzą, że ci sami księża wolą korzystać z usług najlepszych lekarzy.
Ale do rzeczy.
Otóż ludzie od zarania dziejów szukają sposobów na skuteczniejsze mordowanie innych. Nawet nie zdają sobie sprawy, jak idiotycznie wygląda wymachiwanie dzidami, maczetami czy karabinami. Widocznie za mało rozumu do porozumiewania się. Może najważniejszą rzeczą, jaką mają uczyć szkoły, powinna być umiejętność rozmawiania i negocjacji, a zaraz po nich podstawy psychologii?
Ścieżka rozwoju broni jest zresztą analogiczna do pojazdów - najpierw mechanika i chemia, później elektromagnetyzm. Zastanówmy przez chwilę, jak go wykorzystać.
Można przeciwnika porazić prądem. Prymitywne i wymaga mechanicznego kontaktu z przeciwnikiem.
Można wykorzystać fale elektromagnetyczne. Trzeba tylko wiedzieć jak.
I po co od razu mordować, wystarczy obezwładnić przeciwnika. Aby to zrobić, należy unieruchomić jego układ nerwowy. Więc już mamy częstotliwość fali: dokładnie 3GHz, czyli częstotliwość rezonansową układu nerwowego.
W układzie nerwowym biegną impulsy, więc to je należy zablokować. Zasada ta sama co w taserze - krótkie sygnały, których układ nerwowy nie jest w stanie odróżnić od własnych. Czyli o długości trwania 1-2 mikrosekundy, oraz z częstotliwością powtarzania 500-600Hz. I już mamy parametry sygnału modulującego. Zaindukowane w układzie nerwowym impulsy powinny posiadać potencjał około 100mV (ta informacja pozwala wyliczyć potrzebną moc wiązki w zależności od odległości do celu).
Urządzenie można montować na pojazdach lądowych, samolotach, okrętach, a nawet satelitach,  służyłoby do obezwładniania całych oddziałów wojska lub w przypadku zamieszek. Można je kiedyś zminiaturyzować, wtedy będzie przypominać latarkę kieszonkową. Jest praktycznie nieszkodliwe, gdyż wegetatywny układ nerwowy (oddychanie, krążenie) nie jest taki prosty do zakłócenia. Nastąpiłby jedynie krótkotrwały (kilka-kilkanaście minut), przejściowy paraliż, podobny do skutków użycia tasera.
Znowu celowo nie zamieszczam planów konstrukcyjnych. Jeszcze zdobycie masera (mikrofalowego lasera) o tej częstotliwości nie jest prostym zadaniem. Jak zwykle zostawiam sobie furtkę i nie ujawniam wszystkich przydatnych pomysłów dotyczących usprawnień:)
I po co te zabawy w wojny? Wystarczyło tylko pomyśleć.
Lecz to tylko technika. Najważniejsze jest zapobieganie przyczynom przemocy. Prawa i kary niewiele dadzą, gdy ludzie czują się niepotrzebni i odrzuceni. Bo to rozpad więzi międzyludzkich prowadzi do zbrodni. Organizacje przestępcze są właśnie taką namiastką wspólnoty dla tych, których inni traktują jak śmieci.
A każdy człowiek, niezależnie od pochodzenia, pozycji społecznej i majątku, jest cząstką Wszechświata i ma takie samo prawo do szacunku i godnego życia jak inni.
Inną przyczyną przemocy mogą być nieprawidłowości funkcjonowania mózgu, który tak jak każdy organ ciała może po prostu chorować. Ale to nie jest "nadprzyrodzone zło", da się leczyć jak każdą inną chorobę. Przykładowo, zwykła cukrzyca może prowadzić do agresywnych zachowań.

niedziela, 11 lipca 2010

SETI a mieszkańcy innych światów

Niektórzy naukowcy jak mantrę powtarzają, że gdyby w pobliżu Ziemi istniały jakieś wysoko rozwinięte cywilizacje, to programy typu projekt Ozma i SETI powinny wykryć ślady ich transmisji radiowych.

Ale jak zwykle rzeczywistość nie chce się nagiąć do wyobrażeń, pozostaje albo nagiąć fakty, albo zmienić wyobrażenia.

Pierwsza ważna uwaga - w pobliżu Ziemi (powiedzmy 150 lat świetlnych) nie ma żadnych kosmitów. Ale nie dlatego, że ich nie ma, lecz dlatego, że nie są kosmitami, tylko... ludźmi. Nie różnią się bardziej, niż mieszkańcy różnych kontynentów pomiędzy sobą.

Druga ważna uwaga - skoro są ludźmi, to szlag trafił teorię ewolucji. A wyjaśnienie jest banalne - ludzie już dzisiaj zaczynają tworzyć w laboratoriach nowe gatunki, a kiedy pojawi się możliwość swobodnego podróżowania, to z pewnością zaczną tworzyć życie na innych planetach, gdyż są one wymarzonym laboratorium dla eksperymentów genetycznych. Taka jest naturalna kolej rzeczy, nawet kandydaci na prezydenta, chcący wsadzać do więzienia za dzieci dzięki in vitro, nie powstrzymają tego.
Nic nie stoi na przeszkodzie przyjąć, że ten sam proces zaszedł w przypadku Ziemi. Rozstrzygnąć to mogą tylko znaleziska. Lecz czym innym jest skamielina (fakt), czym innym jej interpretacja (teoria). Dotychczas skamieliny na siłę dopasowywano do koncepcji "milionów lat", bo po prostu nie było innej, a cud to żadna teoria. Lecz odnajdywanie śladów ludzkich stóp obok łap dinozaurów oraz podważenie datowania izotopowego to ostateczna śmierć teorii ewolucji. Albo współcześni ludzie żyli miliony lat temu, albo dinozaury i ówczesne gatunki wyginęły w ogromnych kataklizmach zaledwie kilka tysięcy lat temu. Choć naukowcy potrzebują jeszcze czasu, by się z tym pogodzić i zabrać się za rzetelne badania.

Skoro ludzie z innych światów mogą swobodnie docierać do Ziemi, pojawia się pytanie - czemu nie nawiązują oficjalnych kontaktów? Ale jeśli kogoś zszokowało to, co do tej pory napisałem, to raczej zna odpowiedź (odp. wielu ludzi nie jest jeszcze gotowych na zupełnie inny obraz świata).
Różnice w mentalności uniemożliwiłyby porozumienie. Widać to choćby w przypadku zwyczajów współczesnej młodzieży i tej sprzed zaledwie kilkudziesięciu lat.

Pozostaje ostatnie pytanie - czemu program SETI niczego nie wykrył? Odpowiedź może być również banalna - może Oni po prostu nie używają radia!

Fale radiowe mają kilka poważnych wad:

  1. Powolność. Nie nadają się do komunikacji na odległości międzygwiezdne, czyli z innymi planetami oraz z flotą. Ale jeśli swobodnie mogliby podróżować na tak duże odległości, to znaleźliby też sposób na komunikację.
  2. Niebezpieczeństwo. Fale radiowe, dzięki oddziaływaniu na jony, mogą destabilizować prawidłowe funkcjonowanie komórek. Na ten problem już na początku lat osiemdziesiątych próbował zwrócić uwagę ks. prof. Włodzimierz Sedlak, ale po dziś dzień pozostało to bez echa. Naukowcy nie kojarzą, o co chodzi w oddziaływaniach nietermicznych, gdyż wydają się dziwne (zależą od częstotliwości oraz rodzaju modulacji, a niższe poziomy potrafią być bardziej niebezpieczne niż wyższe). Najwyraźniej przespali lekcje fizyki o prawach Maxwella, szczególnie te o sile Lorentza i rezonansie.
  3. Trudności w przenikaniu przeszkód. Do komunikacji na większą odległość (jednak w obrębie jednej planety) nadaje się praktycznie tylko pasmo krótkofalowe (do 25MHz), a jest ono dosyć wąskie i pełne zakłóceń. Na Ziemi odchodzi się już od tego typu łączności. Odbicie fali od jonosfery sprawia, że właściwie nie wydostaje się ona poza planetę, więc nasłuch z większej odległości niczego nie wykaże. Z drugiej strony, program SETI nie działa na pasmach krótkofalowych, tylko mikrofalowych.
    Natomiast pasma ultrakrótkofalowe i szczególnie mikrofalowe są bardzo szerokie oraz pojemne, ich wadą jest praktycznie brak przenikania przeszkód. Fale rozchodzą się na podobieństwo światła, są ograniczone krzywizną powierzchni planety oraz przeszkodami (wzgórza, rośliny, budynki). Bez stacji retransmisyjnych na dużej wysokości (wieże, budynki, satelity) są prawie bezużyteczne, to raczej zabawka (przekonał się o tym każdy użytkownik radiotelefonów PMR 446MHz).

Jak to trafnie stwierdził planetolog Carl Sagan: "Możemy być w bardzo podobnej sytuacji jak mieszkańcy izolowanej doliny w Nowej Gwinei, którzy komunikują się z mieszkańcami sąsiedniej doliny za pomocą bębnów i gońców, lecz nie mają pojęcia, że wokół nich, ponad nimi i przez nich przebiega ogromny, międzynarodowy przekaz informacji".

Być może jednak na innych planetach używa się w ograniczonym zakresie fal radiowych. Lecz nie zapominajmy, że są to cywilizacje o znacznie wyższym poziomie rozwoju techniki od naszej. Z pewnością korzystają z zaawansowanych rodzajów transmisji, jak rozpraszanie widma (FHSS), gdyż mają one same zalety - brak podatności na zakłócenia, na zaniki interferencyjne, znacznie wyższą czułość odbiornika (bez problemu odbiera sygnały słabsze niż szumy tła), możliwość korzystania z odbioru przestrzenno-zbiorczego (sumowanie sygnału z kilu anten odbiorczych oraz odbitego od przeszkód). Wadą jest wysoka komplikacja układów, lecz ona została już wyeliminowana nawet przez ziemian, przykładem są mikroskopijne i bardzo tanie moduły Bluetooth.
By odebrać transmisje z widmem rozproszonym, potrzebna jest dokładna specyfikacja techniczna nadajnika oraz znajomość użytego kodu rozpraszającego (akurat w przypadku Bluetooth specyfikacja nie przewiduje utajnienia sygnału, a odbiorniki mają niską czułość by zwiększyć odporność na zakłócenia w zatłoczonym paśmie ISM 2,45GHz). Bez tego sygnał niczym nie różni się od zwykłego szumu, jakiego pełne są wszystkie pasma radiowe, bo w zasadzie jest szumem, tylko nie do końca losowym. W dodatku nadajniki pracowałyby z mocami co najwyżej pojedynczych watów, ograniczając możliwość odbioru w kosmosie do zaledwie kilkuset tysięcy kilometrów, dalej sygnały zanikłyby wśród szumów. SETI nigdy nie będzie w stanie tego wykryć.

I teraz dochodzę do sedna problemu.

Otóż zadaniem programów SETI jest wykrywanie CELOWEJ transmisji RADIOWEJ, skierowanej W KIERUNKU Ziemi. Owi "kosmici" musieliby celowo nadać sygnał, chcieć poinformować o swojej obecności i zdawać sobie sprawę, że przez wiele lat (nawet tysiące) nie otrzymaliby odpowiedzi. 
Żeby wykryć taką transmisję i wyeliminować zakłócenia od ziemskich systemów łączności, naukowcy wybrali "odpowiednie" częstotliwości. Są to:

  1. Radio1 1,4204GHz (21cm)  - częstotliwość wodoru (H), najpowszechniej występującej cząsteczki we Wszechświecie;
  2. 1,660GHz - częstotliwość rodnika wodorotlenowego (OH).

Przedział pomiędzy nimi to tzw. "dziura wodna", uważana za szczególnie korzystną do transmisji na duże odległości w kosmosie.

Na Kongresie Międzynarodowej Federacji Astronautycznej w 1981 roku Lawton zaproponował wykorzystanie do nasłuchu tzw. "dziury formaldehydowej" czyli odkrytej przez Morimoto, Hirabayashi i Juguku częstotliwości cząsteczki aldehydu mrówkowego (4,82966GHz). Otaczają ją trzecie harmoniczne "dziury wodnej" (4,26 i 4,98GHz). Inne częstotliwości byłyby pochłaniane np. przez pył kosmiczny czy drobiny wody (22,235GHz).

Jak widać, twierdzenie, że SETI wykryłoby przypadkowe transmisje radiowe pochodzące z innych planet, jest w najlepszym przypadku całkowitym niezrozumieniem tematyki, w najgorszym wręcz celowym kłamstwem. Prawdopodobieństwo odbioru czegokolwiek jest praktycznie zerowe, dlatego od samego początku to przedsięwzięcie nie wzbudzało entuzjazmu wśród naukowców i borykało się z ciągłymi problemami finansowymi.

sobota, 10 lipca 2010

Zagrożenia globalizacji

W Rydzykowym radiu jak zwykle czymś tam straszą. Tym razem ograniczeniem nauczania historii w szkołach.

Ale przecież całą historię ludzkości można opowiedzieć w jednym zdaniu - dwie bandy dzikusów mordowały się nawzajem, a później każda ze stron ogłosiła zwycięstwo. Nie bardzo wiem, czego to miałoby nauczyć.

Narodowe państwo to wymysł XX-wieku.

Wcześniej był sobie król, który realizował swoje chore ambicje, próbował tworzyć imperia albo oddawał się przyjemnościom życia. Była też szlachta, przywiązana do swoich folwarków, czerpiąca korzyści dzięki niewolniczej pańszczyźnie, niemiłosiernemu wyzyskowi ludu, który miał guzik do powiedzenia. Szlachta popierała lokalnego króla, czy to dla swoich korzyści (przywileje, nadania ziemi), czy po prostu w obawie o swoją głowę. Takie państwo zwykłym ludziom do niczego nie jest potrzebne.

W przyszłości idea narodowego państwa odejdzie do lamusa. To naturalna kolej rzeczy, tego się nie powstrzyma.

Otóż rozwój techniki spowodował swobodę podróżowania oraz wymiany informacji. Tego procesu nic już nie jest w stanie odwrócić, nawet wojny i kataklizmy (w ostateczności zawsze pozostaje krótkofalowa radiokomunikacja globalna). To sprawia, że miejsce zamieszkania przestaje mieć jakiekolwiek znaczenie.

Nie oznacza to bynajmniej powstania jakiejś globalnej kultury, w sensie jednakowej dla wszystkich. Powstaje wiele nowych, globalnych społeczności, różniących się zwyczajami oraz celami, których członkowie mogą być rozsiani po całym świecie i nawet nigdy się osobiście nie spotkać.
Dzięki nawiązywaniu kontaktów z podobnymi sobie ludźmi otwierają się nieograniczone możliwości rozwoju ludzkości. To widać w szybkości zachodzących w ostatnich latach zmian.

Dla Kościoła to jest problem, gdyż ludzie nie są ograniczeni przez lokalne środowisko, kontrolowane przez kler, zaczynają myśleć samodzielnie. To oznacza znaczne ograniczenie pozycji Kościoła Katolickiego, a nawet jego całkowite zniszczenie. Właściwie to już zagadka Boga oraz cudów opisanych w Biblii została rozwiązana, choć jeszcze nieco czasu minie, zanim wyznawcy się z tym pogodzą. Zresztą to dotyczy i innych religii, gdyż następuje koniec myślenia mistycznego, koniec tajemnic oraz wtajemniczonych.

PS. Jeśli kultywowanie tradycji narodowych jest takie dobre, to weźmy jedno z największych (i nielicznych) zwycięstw Polski, czyli bitwę pod Grunwaldem. Wszystko cacy, dopóki nie uświadomimy sobie, że  Zakon Szpitala Najświętszej Marii Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie (Krzyżacy) to była organizacja katolicka, oficjalnie służąca Bogu oraz Kościołowi. Więc po czyjej stronie była Polska?

---dodane---

W Europie widać silną tendencję do decentralizacji, do rozwoju samorządów. To nie unia państw, lecz regionów, których mieszkańcy się znają i sami decydują o własnych sprawach. Struktury samorządowe są właściwie autonomiczne wobec rządu - sołtysi, wójtowie, burmistrzowie  i prezydenci miast to nie jest władza państwowa, lecz samorząd.

Ludzie potrzebują przynależności do jakiejś wspólnoty, z którą mogą się utożsamiać, to tkwi bardzo głęboko w psychice człowieka i właśnie z zaspokajania tej potrzeby wynika sukces Rydzyka. Lecz to, gdzie ktoś się urodził, jakiej jest narodowości lub koloru skóry, nie powinno mieć znaczenia, gdyż wszyscy są po prostu ludźmi. Pomiędzy narodami czy rasami są mniejsze różnice, niż pomiędzy ich poszczególnymi członkami. 

piątek, 9 lipca 2010

Zasada działania cudu

Istnieje to co widzialne (materia) i to co niewidzialne (próżnia/pole kwantowe). Czyli świat ma tak jakby budowę warstwową, dostrzegamy tylko jedną z warstw ze względu na trójwymiarowe właściwości fali elektromagnetycznej.

W materii rozchodzą się podłużne fale sprężystości, czyli fale akustyczne (dźwięki). Na granicy ośrodków (warstw) rozchodzą się fale poprzeczne, czyli fale elektromagnetyczne (radiowe i światło). Po "tamtej stronie", w polu kwantowym, również rozchodzą się podłużne fale sprężystości, nie znane dotychczas, można je nazwać falami skalarnymi, grawitacyjnymi czy telepatycznymi, jak komu pasuje. Są one znacznie szybsze od światła (czyli diabli wzięli teorię względności, mylącą obserwację ze stanem faktycznym).

W polu kwantowym, a raczej za nim, w jeszcze głębszej warstwie świata, znajdują się algorytmy sterujące naszym światem, z których wynika działanie praw natury, a co za tym idzie wygląd oraz zachowanie przedmiotów.

Te algorytmy można kontrolować.

Najprostszy sposób to mechaniczne oddziaływanie na przedmiot. Można przyłożyć siłę i zgiąć łyżeczkę, w miejscu zginania energia wydzieli się w postali ciepła. To powoduje "zgięcie" algorytmów opisujących ową łyżeczkę.

Można również podejść do zagadnienia z drugiej strony i zgiąć algorytm, wtedy łyżeczka się dopasuje i sama się zegnie, w miejscu zgięcia pochłonie energię i się ochłodzi.

Jak sterować owymi algorytmami, to jeszcze nie za bardzo wiadomo, opanowanie tego to bliżej nieokreślona przyszłość. Ale już wiadomo, że wymaga to technicznego opanowania fal rozchodzących się w polu kwantowym.

Do wytwarzania pól elektromagnetycznych potrzebny jest prąd elektryczny, czyli ruch ładunków ujemnych (elektronów). Na tej zasadzie działa elektronika.

Gdyby dało się wytworzyć prąd elektryczny z ładunków dodatnich (protonów), to powstałyby właśnie te inne fale. A ładunki dodatnie poruszają się przecież w piezoelektrykach, zjonizowanych cieczach i gazach. To pozwala przewidzieć, że w przyszłości rozwinie się nowa gałąź techniki, wykorzystująca geometryczne kształty, kryształy oraz plazmę (głównie rtęciową). Nazwijmy ją radioniką.

Przed radioniką stoją praktycznie nieograniczone możliwości manipulowania materią oraz przekazywania informacji, jak natychmiastowa komunikacja na dowolną odległość, leczenie chorób oraz sztuczki takie jak rozdzielanie wody w rzece.

Techniczne oddziaływanie za pomocą tych fal to telekineza.

Można również oddziaływać za pomocą umysłu, wtedy byłaby to psychokineza. Otóż mózg człowieka to rodzaj urządzenia nadawczo-odbiorczego, zapisującego i odczytującego informacje w polu kwantowym, utrwalonych w postaci holograficznych wzorów interferencyjnych fal. To poziom znajdujący się za podświadomością, w świecie subatomowym. Nieznany jeszcze psychologii.

Umysł człowieka może w ten sposób wpłynąć na świat kwantowy, zaburzyć jego prawdopodobieństwo (to jakby rzucać źle wyważoną kostką), przez co pewne stany kwantowe będą zdarzać się częściej niż inne. W makroświecie to się sumuje i objawia w postaci niezwykłych "zbiegów okoliczności".

Podświadomość bierze wszystko dosłownie i potrzebuje fizycznego bodźca, towarzyszącego informacji. Takim bodźcem może być jakiś amulet (np. obraz) czy rytuał (np. modlitwa). Rytuały magiczne oraz religijne mogą wydawać się absurdalne, lecz właśnie dzięki swojej nieracjonalności mogą umożliwić przebicie się z prośbą poprzez podświadomość i zmienić algorytmy dotyczące przyszłości.

Wiele szczegółów dotyczących praktycznych aspektów tego zagadnienia opisywał Max Freedom Long w swoich książkach o Hunie, czyli magii polinezyjskiej. Hawajskie przysłowie mówi: "Myśleć znaczy stwarzać, dzisiejsze myśli to jutrzejsze zdarzenia".

środa, 7 lipca 2010

Królowie ludzi

Przywódcami ludzi a nie ziemi byli niektórzy władcy z rodu Dawida, w tym Jezus (obmywający stopy swoim apostołom podczas Ostatniej Wieczerzy), ich potomkowie, czyli desposyni (spadkobiercy Pana), Merowingowie, szkocka rodzina królewska Stewartów. Na Bliskim Wschodzie żyją potomkowie córki Mahometa (nie miał synów), gdzie rozstrzygają spory pomiędzy pomiędzy zwaśnionymi wioskami w Afganistanie (zwolennicy ich władzy politycznej i duchowej to szyici, natomiast sunnici przywiązują wagę tylko do słów Koranu).
Cyganie również mają swoich królów bez ziemi.

Król ludzi to ktoś, kto nigdy się nie wywyższa, do kogo każdy może się zwrócić ze swoim problemem, kto stara się być bezstronny i sprawiedliwie rozstrzygać spory.
W przypadku państwowości, przyziemną funkcję administracji krajem sprawują urzędnicy (wezyr, majordomus), natomiast król jest najwyższym sędzią, do którego mogą odwołać się jego poddani, a w przypadku wojny dowodzi wojskiem.

Dalekim echem tej koncepcji są współczesne ustroje, gdzie krajem rządzi rząd, a prezydent (czyli wybieralny władca) pełni funkcje reprezentacyjne, ma prawo weta wobec ustaw oraz prawo łaski dla skazanych.

---dodane---

Tą ideę Króla Ludzi widać w postępowaniu Jahwe - najwyższy autorytet oraz sędzia, brak osobistego sprawowania władzy (lub co najwyżej przez swoich namiestników). Wspominam o tym, gdyż dobre pomysły warto u innych podpatrywać.

wtorek, 6 lipca 2010

Bezsens wojen

Nie tylko Polska ma problemy z idiotami dążącymi do władzy. Zdarza się to na całym świecie, lecz w niektórych krajach przynajmniej mają odrobinę kultury osobistej i potrafią się zachować.

Przykładem są Stany Zjednoczone. Kraj, który w ciągu ostatniego półwiecza rozpętał najwięcej wojen, w dodatku najgłupszych. Teoretycznie powinno się udać, dysponują najlepiej uzbrojoną armią, więc wysłali wojsko do Korei, Wietnamu, Iraku, Afganistanu i paru innych miejsc, do których nawet nie chcą się przyznać. Wiadomo, jak wyszło.

Problem z wojnami leży w tym, iż im bardziej przyciska się przeciwnika, tym bardziej jest zawzięty, bo po prostu nie ma innego wyjścia. Armię można pokonać, lecz wyzwaniem jest późniejsza administracja podbitym terytorium. Jedynym w miarę skutecznym wyjściem jest wymordowanie całej ludności przeciwnika, by nie został nikt, kto będzie się mścił. W dzisiejszych czasach to nierealne, zarówno ze względów etycznych, jak i z powodu globalnych ruchów ludności. Wniosek taki, że wojna nie ma najmniejszego sensu, więcej z niej problemów niż pożytków.

Problem nie stanowią jakieś państwa czy grupy, gdyż w ich skład wchodzą tacy sami ludzie jak wszędzie indziej. Kierują się takimi samymi motywami - chcą spokojnie żyć. Problemem są przywódcy, ludzie ambitni i bez skrupułów, z reguły oczerniający innych i kreujący siebie na wybawicieli.

Łatwo poznać takich ludzi po hasłach lub zachowaniu w rodzaju: "Oni są źli, tylko my jesteśmy dobrzy" albo "Kto nie jest z nami, ten przeciwko nam". Dokładnie w ten sposób doszli do władzy faszyści i komuniści. Najwyraźniej ludzie nadal się na nie nabierają.

Kraje nie są istotne, to tylko grudka ziemi. Prawdziwy przywódca nie jest władcą kawałka ziemi, lecz przewodnikiem ludzi. To widać już u zwierząt, które mogą mieć swoje terytoria lub wędrować z miejsca na miejsce, lecz zawsze stado ma przywódcę, za którym podążają inni. Przywództwo wiąże się z inteligencją, gdyż to ona pozwala przewidywać przyszłość i reagować na sytuacje, które niesie. Natomiast głupek u władzy zamiast korzystać z tego, co może przynieść przyszłość, boi się zmian, gdyż sobie z nimi nie poradzi.

W ustrojach totalitarnych człowiek nie ma znaczenia, żyje dla państwa.

poniedziałek, 5 lipca 2010

Rydwany Jahwe

[wpis w trakcie tworzenia]
Bóg opisany w Biblii również dysponował pojazdami latającymi, o czym świadczy kilka fragmentów. Pierwszy przykład pochodzi z Księgi Wyjścia:
"Trzeciego dnia rano rozległy się grzmoty z błyskawicami, a gęsty obłok rozpostarł się nad górą i rozległ się głos potężniej trąby, tak że cały lud przebywający w obozie drżał ze strachu.
Mojżesz wyprowadził lud z obozu naprzeciw Boga i ustawił u stóp góry. Góra zaś Synaj była cała spowita dymem, gdyż Pan zstąpił na nią w ogniu i uniósł się dym z niej jakby z pieca, a cała góra bardzo się trzęsła. Głos trąby się przeciągał i stawał się coraz donioślejszy. Mojżesz mówił, a Bóg odpowiadał mu wśród grzomotów.
"
(Wj1 19,20-22)
[...]
"Wtedy cały lud, słysząc grzmoty i błyskawice oraz głos trąby i widząc górę dymiącą, przeląkł się i drżał, i stał z daleka. I mówili do Mojżesza: "Mów ty z nami, a my będziemy cię słuchać! Ale Bóg niech nie przemawia do nas, abyśmy nie pomarli!" Mojżesz rzekł do ludu: "Nie bójcie się! Bóg przybył po to, aby was doświadczyć i pobudzić do bojaźni przed sobą, żebyście nie grzeszyli". Lud stał ciągle z daleka, a Mojżesz zbliżył się do ciemnego obłoku, w którym był Bóg."
(Wj1 20,18-21)
Oto cytat pochodzący z Księgi Powtórzonego Prawa, również dotyczący Mojżesza:
"Nie drżyjcie! Nie bójcie się ich! Jahwe, Bóg wasz kroczący przed wami, On będzie walczył za was, podobnie jak to uczynił na waszych oczach w Egipcie i na pustyni. Tam widziałeś, jak twój Bóg Jahwe nosił cię, podobnie jak ojciec nosi swego syna, na całej tej drodze, którą przeszliście, aż przybyliście na to miejsce. Jednakże pomimo to nie ufacie swemu Bogu Jahwe, który kroczy przed wami drogą, by wam wypatrywać miejsca na obóz: w nocy w ogniu, by wskazać wam drogę, którą macie się posuwać, a za dnia - w obłoku."
(Pwt 1,31-34)
Poniżej fragment hymnu, który wyrecytował Dawid:
"W moim ucisku wzywałem Jahwe,
wzywałem pomocy u mego Boga.
Ze świątyni głos mój usłyszał,
mój krzyk dotarł do Jego uszu.
Poruszyła się i zadrżała ziemia,
podpory nieba zatrzęsły się,
zachwiały się, bo zapłonął gniewem.
Uniósł się dym z Jego nozdrzy,
ogień trawiący z Jego ust,
węgle od niego się rozżarzyły.
Nakłonił niebo i zstąpił,
ciemna chmura pod Jego nogami.
Dosiadł Cheruba i uleciał,
unosił się na skrzydłach wiatru.
Z ciemności wokół siebie uczynił namiot,
z ciemnych wód, z czarnych chmur.
Od blasku, co przed Nim błyszczał,
zapaliły się węgle ogniem.
Zagrzmiał z nieba Jahwe,
Najwyższy wydał swój głos.
Wypuścił strzały i rozpędził ich,
błyskawicami ich rozproszył.
Ukazały się łożyska mórz,
odsłoniły się fundamenty ziemi,
na groźbę Jahwe,
na gniewne Jego tchnienie.
"
(2Sm 22,7-16)
Nie pasuje to do koncepcji zabobonnych wieśniaków, uważających przypadki i sny za działanie nadprzyrodzonego duszka. Bóg Izraelitów był kimś namacalnym, kto fizycznie wspierał walki swojego ludu. Jedynie dotychczasowa niedostateczna wiedza sprawia, że te opisy są nadal uważane za cuda.

Ciekawie prezentują się również wydarzenia z życia proroka Eliasza:
"Posłał tedy do niego pięćdziesiątnika oraz pięćdziesięciu [ludzi]. [Ten] wyszedł do niego, a siedział właśnie na szczycie góry i powiedział mu:
-Mężu Boży, król polecił: zstąp!
Eliasz zaś, odpowiadając pięćdziesiątnikowi, rzekł:
-Jeśli ja jestem mężem Bożym, niech ogień z nieba spadnie i pożre ciebie i twoich pięćdziesięciu.
I spadł ogień z nieba, i pożarł go oraz jego pięćdziesięciu.
"
(2Kr 1,9-10)
Należał do grona kilu ludzi, którzy żywcem wstąpili "do nieba":
"I poszli obydwaj. Pięćdziesięciu mężów ze synów prorockich poszło [za nimi] i stanęli na przeciw, z daleka. Oni zaś obydwaj zatrzymali się nad Jordanem. Eliasz wziął swój płaszcz, zwinął go i uderzył w wodę. Rozstąpiła się na tę i na tamtą stronę, a oni obaj przeszli po suchym [dnie]. Gdy przeszli, Eliasz rzekł do Elizeusza:
-Proś! Co mam ci uczynić, zanim będę wzięty od ciebie?
Elizeusz poprosił:
-Niech mam podwójną część twojego ducha.
[Eliasz] odrzekł:
-O trudną rzecz prosisz. Jeśli mnie zobaczysz [w chwili], gdy będę wzięty od ciebie, stanie się zadość twojej [prośbie]. Jeśli zaś nie, nie stanie się.
I stało się, że w czasie ich marszu, gdy szli i rozmawiali, oto ognisty rydwan oraz ogniste konie rozdzieliły ich obydwóch i Eliasz wstąpił do nieba w wichrze.
Elizeusz widząc to krzyknął:
-Mój ojcze, mój ojcze, rydwanie Izraela i jego rycerzu!
I nie ujrzał go więcej.
"
(2Kr 2,6-12)
Autora najwyraźniej nieco poniosła wyobraźnia. Obecnie już wiadomo, że pojazdy nie potrzebują koni.

Najsłynniejszy jest chyba opis z Księgi Ezechiela:
"Patrzyłem, a oto wiatr gwałtowny nadszedł od północy, wielki obłok i ogień płonący, oraz blask dookoła niego, a z jego środka [promieniowało coś] jakby połysk stopu złota ze srebrem, ze środka ognia. Pośrodku było coś, co było podobne do czterech istot żyjących. Oto ich wygląd: Miały one postać człowieka. Każda z nich miała po cztery twarze i po cztery skrzydła. Nogi ich były proste, stopy zaś były podobne do stóp cielca; lśniły jak brąz czysto wygładzony. Miały one pod skrzydłami ręce ludzkie po swoich czterech bokach. Oblicza i skrzydła owych czterech istot - skrzydła ich mianowicie przylegały wzajemnie do siebie - nie odwracały się, gdy one szły; każda szła prosto przed siebie. Oblicza ich miały taki wygląd: każda z czterech istot miała z prawej strony oblicze człowieka i oblicze lwa, z lewej zaś strony każda z czterech miała oblicze wołu i oblicze orła, oblicza ich i skrzydła były rozwinięte ku górze; dwa przylegały wzajemnie do siebie, a dwa okrywały ich tułowie. Każda posuwała się prosto przed siebie; szły tam, dokąd duch je prowadził; idąc nie odwracały się.
W środku pomiędzy tymi istotami żyjącymi pojawiły się jakby żarzące się w ogniu węgle, podobne do pochodni, poruszające się pomiędzy owymi istotami żyjącymi. Ogień rzucał jasny blask i z ognia wychodziły błyskawice. Istoty żyjące biegały tam i z powrotem jak gdyby błyskawice.
Przypatrzyłem się tym istotom żyjącym, a oto przy każdej z tych czterech istot żyjących znajdowało się na ziemi jedno koło. Wygląd tych kół i ich wykonanie odznaczały się połyskiem tarsziszu, a wszystkie cztery miały ten sam wygląd i wydawało się, jakby były wykonane tak, że jedno koło było w drugim. Mogły chodzić w czterech kierunkach; gdy zaś szły, nie odwracały się idąc. Obręcz ich była ogromna, przypatrywałem się im i oto: obręcz u tych wszystkich czterech była pełna oczu wokoło.
A gdy te istoty żyjące się posuwały, także koła się posuwały razem z nimi, gdy zaś istoty podnosiły się z ziemi, podnosiły się również koła.
Dokądkolwiek poruszał je duch, tam szły także koła; równocześnie podnosiły się z nimi, ponieważ duch życia znajdował się w kołach.
Gdy się poruszały te istoty, ruszały się i koła, a gdy przestawały, również i koła się zatrzymywały: gdy one podnosiły się z ziemi, koła podnosiły się również, ponieważ duch życia znajdował się w kołach. Nad głowami tych istot żyjących było coś jakby sklepienie niebieskie, jakby kryształ lśniący, rozpostarty ponad ich głowami, ku górze. Pod sklepieniem skrzydła ich były wzniesione, jedno obok drugiego; każde miało ich po dwa którymi pokrywały swoje tułowie. Gdy szły, słyszałem szum ich skrzydeł jak szum wielu wód, jak głos Wszechmogącego, odgłos ogłuszający jak zgiełk obozu żołnierskiego; natomiast gdy stały, skrzydła miały opuszczone. Nad sklepieniem, które było nad ich głowami, rozlegał się dogłos; gdy stały, skrzydła miały opuszczone.
Ponad sklepieniem, które było nad ich głowami, było coś, co miało wygląd szafiru, a miało kształt tronu, a na nim jakby zarys postaci człowieka. Następnie widziałem coś jakby połysk stopu złota ze srebrem, który wyglądał jak ogień wokół niego. Ku górze od tego, co wyglądało jak biodra, i w dół od tego, co wyglądało jak biodra, widziałem coś, co wyglądało jak ogień, a wokół niego promieniował blask.
Jak pojawienie się tęczy na obłokach w dzień deszczowy, tak przedstawiał się ów blask dookoła. Taki był widok tego, co było podobne do chwały Pańskiej. Oglądałem ją. Następnie upadłem na twarz i usłyszałem głos mówiącego.
"
(Ez 1,4-28)
Na jego podstawie inż. Josef. F. Blumrich, kierownik zespołu badań konstrukcyjnych NASA, zrekonstruował wygląd i szczegóły konstrukcji (rys.):
Napisał książkę "Statki Kosmiczne Ezechiela" (The Spaceships of Ezekiel). Dziwne kółko zostało nawet opatentowane (US Pat. 3789947)

W Nowym Testamencie też są ciekawe opisy, zaczynając od słynnej gwiazdy betlejemskiej o możliwościach manewrowych:
"Oni zaś wysłuchawszy króla, ruszyli w drogę. A Oto gwiazda, którą widzieli na wschodzie, szła przed nimi, aż przyszła i zatrzymała się nad miejscem, gdzie było dziecię. Gdy ujrzeli gwiazdę, bardzo się uradowali. Weszli do domu i zobaczyli Dziecię z Matką Jego, Maryją; upadli na twarz i oddali Mu pokłon. I otworzywszy swe skarby, ofiarowali Mu dary: złoto, kadzidło i mirrę."
(Mt 2,9-11)
Jezus spotyka Mojżesza i Eliasza:
"Po sześciu dniach Jezus wziął z sobą Piotra, Jakuba i brata jego Jana i zaprowadził ich na górę wysoką, osobno. Tam przemienił się wobec nich: twarz Jego zajaśniała jak słońce, odzienie zaś stało się białe jak światło. A oto im się ukazali Mojżesz i Eliasz, którzy rozmawiali z Nim. Wtedy Piotr rzekł do Jezusa: "Panie, dobrze, że tu jesteśmy; jeśli chcesz, postawię tu trzy namioty: jeden dla Ciebie, jeden dla Mojżesza i jeden dla Eliasza". Gdy on jeszcze mówił, oto obłok świetlany osłonił ich, a z boku odezwał się głos: "To jest mój syn umiłowany, w którym mam upodobanie, Jego słuchajcie!". Uczniowie, słysząc to, upadli na twarz i bardzo się zlękli. A Jezus zbliżył się do nich, dotknął ich i rzekł: "Wstańcie, nie lękajcie się!". Gdy podnieśli oczy, nikogo nie widzieli, tylko samego Jezusa."
(Mt 17,1-8)
Opisane przemienienie ubrania to luka czasowa, zapewne apostołowie byli nieprzytomni. Opis jest powtórzony w Ewangelii według Św. Łukasza (Łk 9,28-36), która zawiera również obietnicę powtórnego przyjścia Jezusa:
"Będą znaki na słońcu, księżycu i gwiazdach, a na ziemi trwoga narodów bezradnych wobec szumu morza i jego nawałnicy. Ludzie mdleć będą ze strachu, w oczekiwaniu wydarzeń zagrażających ziemi. Albowiem moce niebios zostaną wstrząśnięte. Wtedy ujrzą Syna Człowieczego, nadchodzącego w obłoku z wielką mocą i chwałą. A gdy się to dziać zacznie, nabierzcie ducha i podnieście głowy, ponieważ zbliża się wasze odkupienie."
(Łk 21-25-28) 
W Dziejach Apostolskich jest opis wniebowstąpienia Jezusa:
"Po tych słowach uniósł się w ich obecności w górę i obłok zabrał Go im sprzed oczu. Kiedy uporczywie wpatrywali się w Niego, jak wstępował do nieba, przystąpili do nich dwaj mężowie w białych szatach. I rzekli: "Mężowie z Galilei, dlaczego stoicie i wpatrujecie się w niebo? Ten Jezus, wzięty od was do nieba, przyjdzie tak samo, jak widzieliście Go wstępującego do nieba"."
(Dz 1,9-11)

Nawrócenie Szawła (Pawła):
"Gdy zbliżał się już w swojej podróży do Damaszku, olśniła go nagle światłość z nieba. A wtedy upadł na ziemię, usłyszał głos, który mówił: "Szawle, Szawle, dlaczego Mnie prześladujesz?" "Kto jesteś, Panie?" - powiedział. A On: "Ja jestem Jezus, którego ty prześladujesz. Wstań i wejdź do miasta, tam ci powiedzą, co masz czynić."
Ludzie, którzy mu towarzyszyli w drodze, oniemieli ze zdumienia, słyszeli bowiem głos, lecz nie widzieli nikogo.
"
(Dz 9,3-7)
A tu św. Paweł wspomina o świadku zabranym do Raju znajdującego się gdzieś w niebie:
"Znam człowieka w Chrystusie, który przed czternastu laty - czy w ciele - nie wiem, czy poza ciałem - też nie wiem, Bóg to wie - został porwany aż do trzeciego nieba. I wiem, że ten człowiek - czy w ciele, nie wiem, czy poza ciałem, [też nie wiem], Bóg to wie - został porwany do raju i słyszał tajemne słowa, których nie godzi się człowiekowi powtarzać."
(2Kor 12,2-4)
-----
Kilka słów wyjaśnienia wymaga kwestia obecności chmur lub mgły.
Otóż w pędnikach magnetycznych to samo pole, które pcha pojazd do przodu,  odrzuca powietrze od kadłuba w tył. Powoduje to powstawanie dwóch efektów:
  1. Jonizację powietrza i jego jarzenie, podobnie jak w świetlówkach i neonówkach. Jest słabe, ale może być widoczne w nocy.
  2. Zmniejszenie ciśnienia powietrza wokół kadłuba. Natomiast zmniejszenie ciśnienia powoduje obniżenie temperatury, to podstawy fizyki (--> równanie Clapeyrona). Z kolei zmniejszenie temperatury powietrza powoduje skraplanie się pary wodnej zawartej w tym powietrzu. Wokół nieruchomego pojazdu pojawia się chmura, otoczka z mgły. Analogiczne zjawisko występuje przy wniesieniu w zimie jakiegoś przedmiotu do rozgrzanego domu, albo wyjęciu czegoś z lodówki. Na zimnej powierzchni pojawia się wtedy rosa.
W średniowiecznych malowidłach owe "obłoki" często były przedstawiane w postaci dysków.

Co do rozstępowania się wody. Rozwiązania zagadki należy szukać we właściwościach diamagnetycznych wody, czyli jest ona... odpychana przez pole magnetyczne.

-----
Już ponad 30 lat minęło, jak Jahwe przestał ukrywać kim jest. Na wszelki wypadek przypominam, że Biblia i Koran zakazują kultu proroków i posłańców, gdyż ważne jest samo przesłanie.

niedziela, 4 lipca 2010

Zasada działania spodka - kierunki pola

W górnej części, w centrum statku, linie sił pola magnetycznego powinny wychodzić. To odpowiada polu magnetycznemu, panującemu na południowym biegunie ziemskim.

W dolnej części statku pole magnetyczne powinno wchodzić. To odpowiada polu magnetycznemu, panującemu na północnym biegunie ziemskim.

Obydwa bieguny powinny być rozdzielone na zewnątrz statku, czyli kadłub powinien być wykonany z materiału nieprzenikalnego dla pola magnetycznego, w centrum przechodząca kolumna pędnika. To istotne dla prawidłowego działania. To jakby były dwa jednobiegunowe magnesy.

Jeśli mnie pamięć nie myli, pole magnetyczne powinno wirować w lewą stronę, patrząc od dołu statku. Może przeciwnie, w każdym razie nie jest wszystko jedno, kierunek wirowania ma znaczenie. Nie ma symetrii zjawiska.

Oraz powinno być zmodulowane impulsami krótszymi niż połowa czasu obiegu elektronów po najniższej orbicie atomu.

Kadłub w żadnym wypadku nie może być wykonany z metalu, ze względu na indukowanie się prądów wirowych. Musi być dielektrykiem, jakiś materiał ceramiczny. Ceramika rozprasza ciepło, więc będzie chłodny w dotyku.

-----

Tak przedstawia się z fizykalnego punktu widzenia działanie napędu statku. Powiedziałem niemal wszystko, co może pomóc zapoczątkować eksperymenty, prócz rozwiązań konstrukcyjnych (np. dotyczących sposobu generowania tych pól, sterowania statkiem i jego stabilizacji).

Taką ciekawostką mogą być charakterystyczne kopułki na szczycie, których zadaniem jest skupianie wychodzącego pola magnetycznego, by uzyskać większą długość skuteczną tejże odmiany elektromagnesu. Ich wyobrażenie znajduje się na dachach świątyń muzułmańskich, wczesnochrześcijańskich oraz hinduistycznych. Z tym, że Hindusi wprost mówią, że niektóre ich świątynie są modelami rydwanów dawnych bogów.

sobota, 3 lipca 2010

Zasada działania spodka - pole pulsujące

To drugi możliwy typ pola magnetycznego.

Jak działa, też trzeba by ustalić eksperymentalnie. Wskazówką może okazać się wynalazek Tony'ego Cuthberta.

Otóż orbity elektronów krążące wokół atomów można zniekształcić przy pomocy impulsów pola elektrycznego. Jeśli impulsy będą trwały krócej niż połowa czasu obiegu, to elektrony będą przyspieszane w jednym kierunku, co spowoduje wydłużenie ich orbity. Wewnątrz atomów powstaną niezrównoważone siły, próbujące je przesunąć w jednym kierunku.

Oczywiście można spróbować tego przy pomocy impulsów pola magnetycznego, wg. praw Maxwella musiałyby być prostopadłe do kierunku zamierzonego uchu. W dyskoidalnym pojeździe pole magnetyczne wiruje akurat prostopadle do kierunku ruchu, więc wystarczyłoby je trochę zmodulować impulsami krótszymi niż połowa najkrótszego czasu obiegu elektronów po swojej orbicie.

-----

Ten wynalazek kilka lat temu naprowadził mnie na opracowanie teorii grawitacji.

Otóż materia jest generowana z otaczającej przestrzeni/próżni/pola kwantowego w powtarzalnych cyklach (poruszałem kiedyś ten temat). To sprawia, że im bliżej danej cząstki materii, tym większe "zagęszczenie" próżni.

Każda cząstka materii, czy to cały atom, czy pojedynczy elektron, posiada wymiary oraz spin (wirowanie). Z powodu swoich wymiarów, jeden jej "koniec" może znaleźć w próżni o innej "gęstości" niż przeciwległy. To powoduje geometryczne zniekształcenie cząstki, powstanie niezrównoważonej siły w kierunku większej gęstości - czyli powstanie siły grawitacji.

Natomiast, kiedy cząstka jest przyspieszana pod wpływem przyłożonej siły mechanicznej, to przecież jej prędkość kątowa wskutek wirowania (np. prędkość elektronów po orbicie) jest stała. To powoduje zniekształcenie cząstki w kierunku przeciwnym do jej przyspieszenia, więc powstaje siła działająca przeciwnie do przyspieszenia - czyli powstanie siły bezwładności.

Zarówno siła grawitacji, jak i bezwładności, są wynikiem zniekształcenia wirujących cząsteczek, stąd skutki działania obydwu z tych sił są identyczne i nierozróżnialne. Dlatego pilotów szkoli się w specjalnej wirującej na pałąku kabinie, symulującej podwyższoną siłę grawitacji.

Przy okazji wyjaśniło się zjawisko elektrograwitacji, odkryte przez dr-a Towsenda Browna. Otóż kondensator ładowany ładunkiem elektrycznym doświadcza chwilowo działającej siły, próbującej przesunąć go  w kierunku dodatnio ładowanej okładki.
I wszystko się zgadza - pole elektryczne o dodatnim potencjale przyciąga [ujemne] elektrony materiału znajdującego się pomiędzy okładkami. To dielektryk, więc prąd nie płynie, za to zniekształcane są orbity elektronów, wydłużane w kierunku dodatniej okładki. Wskutek wirowania atom doświadcza siły, próbującej go przesunąć w tym kierunku. 

czwartek, 1 lipca 2010

Zasada działania spodka - pole wirujące

Wirujące wokół osi pole magnetyczne to jedna z dwóch możliwości.

O jakie tu oddziaływania chodzi, to najlepiej ustalić doświadczalne.
Prawdopodobnie może tu chodzić o odkryty przez dr-a Jana Pająka tzw. "efekt telekinetyczny", czyli odwrotność tarcia.

Tarcie powoduje przemianę ruchu na ciepło, efekt telekinetyczny zmienia ciepło ciepło otoczenia w ruch. Dzięki przyspieszaniu lub opóźnianiu linii sił pola magnetycznego można uzyskać przesunięcie "naturalnych algorytmów" danego przedmiotu, z w ślad za tym podąży sam przedmiot. W wirującym polu magnetycznym występuje przecież dośrodkowe przyspieszenie (rys. ze strony dr-a):


Aby zasada zachowania energii została dotrzymana, energia konieczna do przyspieszenia obiektu jest pobierana z otaczającej przestrzeni, co powoduje obniżenie poziomu energii w otaczającej materii (np. powietrza). Objawia się to obniżeniem temperatury oraz białym tzw. "jarzeniem pochłaniania", wywołanym spadkiem elektronów na niższe orbity. Natomiast podczas hamowania obiektu sytuacja jest przeciwna, wzrasta temperatura i pojawia się "jarzenie wydzielania".

Charakterystyczne dla oddziaływania telekinetycznego jest nie obowiązywanie trzeciej zasady dynamiki, czyli nie powstaje siła reakcji. To powoduje, że do kadłuba napędzanego w ten sposób statku nie jest przyłożona żadna siła. Może więc wykonywać dowolne manewry, zgodnie z drugą zasadą dynamiki (a=F/m) nie wystąpią przyspieszenia oraz przeciążenia. To jakby otoczenie poza statkiem się poruszało, nie zaś sam pojazd. Widok z wnętrza robiłby wrażenie oglądania telewizji, niby się coś porusza ale niczego nie czuć.

Celowo nie ujawniam, jak zmusić pole magnetyczne do bardzo szybkiego wirowania. O ile zasady fizykalne stanowią dobro publiczne, to konkretne rozwiązania konstrukcyjne są już własnością intelektualną, mogącą podlegać patentowaniu.

Ewentualnym eksperymentatorom radziłbym zachować wszelkie możliwe środki bezpieczeństwa. Mamy to do czynienia z nieznanymi oddziaływaniami, więc skutki mogą być nieobliczalne. Urządzenie może np. wylecieć przez sufit, przeniknąć materię lub zostać rozerwane, może również wydzielać nieznane formy promieniowania. Lepiej, by osoba przeprowadzająca eksperyment znajdowała się co najmniej w sąsiednim pokoju, a w pobliżu urządzenia było coś żywego (np. roślinka). To dotyczy wszelkich eksperymentów z takimi napędami, przekonali się o tym już naukowcy nazistowscy pod koniec lat trzydziestych XX wieku.