wtorek, 26 stycznia 2010

Etykieta

W powszechnym wyobrażeniu, jeśli mieszkańcy innych światów znajdą sposób na dotarcie do ziemi, to tylko po to, by porozmawiać sobie z politykami, muzykami i innymi ważniakami. A biednemu to zawsze wiatr w oczy, nic się w jego życiu nie zmieni.

Według Koranu Prorok Luqman udzielał swojemu synowi takich oto rad:
"I nie odwracaj się od ludzi w pogardzie, ani nie chodź po ziemi pełen wyniosłości. Zaiste, Allach nie miłuje żadnego aroganckiego samochwała.
I chodź w umiarkowanym tempie oraz ściszaj swój głos. Zaprawdę, najbardziej znienawidzonym z głosów jest głos ryczącego osła.
"
(rozdz.31, cz.21, wersety 19,20)

Naukowcy uważają, że podróże międzygwiezdne w rozsądnym czasie są niemożliwe. Narysowanie okręgu z punktem w środku bez odrywania ołówka od kartki też pozornie wydaje się niemożliwe, choć jeśli ktoś już wie jak, to okazuje się niezwykle proste.

Krzysztofowi Kolumbowi udało się postawić jajko w pionie.

środa, 20 stycznia 2010

Ali Agca fałszywym mesjaszem

Ów zamachowiec na Jana Pawła II ostatnio miewa problemy z własną osobowością. Uważa siebie za mesjasza, wysłannika Boga.
Łatwo wykazać, że tak nie jest.

1) Twierdzi, że to Bóg nakłonił go, by strzelał do papieża.
"Już chciałem opuścić plac św. Piotra, wrzucić pistolet do Tybru, wsiąść do pociągu do Zurychu i zniknąć – opowiadał włoskiej telewizji RAI. – Ale zobaczyłem papieża 50 metrów ode mnie i usłyszałem, jak coś mi powtarza: Musisz to zrobić, musisz to zrobić!”. I dalej: „Spełniłem obowiązek, jaki nałożono na mnie tysiąc lat temu. Strzelałbym do papieża, nawet gdyby znajdował się on na Księżycu”.
Być może "ktoś" go namówił, być może ów "ktoś" nie był człowiekiem, ale z pewnością nie był też Bogiem (tym ze świętych ksiąg). To proste - gdyby ów namawiający był Bogiem, to dlaczego sam nie mógł doprowadzić do czyjejś śmierci, jeśli uznałby ją za konieczną?
Z Ksiąg wynika, że Bóg niszczył całe miasta i cywilizacje, jeśli nie usłuchały jego Posłańców i nie zmieniły własnego postępowania.
Wątek kuszenia jest o tyle ciekawy, gdyż czasem pojawia się przy opowiadaniach innych szalonych morderców, którzy jakieś wydarzenia w życiu lub omamy uznali za Znaki, że są Posłańcami Boga.
W Księgach jest stanowczy zakaz mordowania ludzi, to najpoważniejsze przestępstwo (np. Koran dopuszcza tylko dwa wyjątki: wykonanie wyroku na zabójcy albo samoobronę).

2) Jest bardzo arogancki, co odróżnia go od innych Proroków: "Nigdy nie czytam Koranu, nie modlę się. Po co? Wy możecie, ale ja jestem Mesjaszem, a Mesjasz tego nie robi”.
Modlitwa była wręcz obowiązkiem innych Proroków. Służyli ludziom, nie zaś wywyższali się. Gdyby poczytał, spostrzegłby swój błąd, że jest zwodzony.
"Głoś to, co zostało ci objawione z Księgi i przestrzegaj Modlitwy. Zaiste, Modlitwa powstrzymuje człowieka przez nieprzyzwoitością i jawnym złem, pamiętanie zaś o Allachu jest rzeczywiście cnotą największą. Allach wie, co czynicie."
(Koran, rozdz. 29, cz. 21, werset 46)

3) Oczekuje pieniędzy za swoje opowieści i przesłania, napisał nawet dwie książki i szuka wydawcy. Natomiast prawdziwi Prorocy nie przywiązywali wagi do dóbr materialnych, jedyna ważna dla nich nagroda czekała u Boga. Pozornie wydaje się to nieco naiwne, przecież człowiek potrzebuje pieniędzy do przeżycia. Ale nie zapominajmy, że Posłaniec ma wyznaczoną pewną misję na Ziemi, by ją wypełnił powinien mieć przydzielony wystarczający majątek, wszystko musi być z góry zaplanowane, nic nie pozostawione przypadkowi. Czyli nie musi się zbytnio troszczyć o dobra doczesne, bo jakby same do niego się garną w wystarczającej ilości.
Przykład postępowania Proroka, wzięty z Koranu:
"Zaiste, jestem waszym Posłańcem, wiernym memu dziełu, więc bójcie się Allacha i bądźcie mi posłuszni. Nie proszę was o żadną za to nagrodę. Moja nagroda jest wyłącznie u Pana światów..."
Te słowa wypowiadał Noe, ale również Mojżesz, Abraham, Hud, Salih, Lot, Shu'aib (rozdz. 26).
Posłańcy są tylko odpowiedzialni za przekazanie Przesłania.

niedziela, 17 stycznia 2010

Szkodliwość piractwa komputerowego cz.2

Podczas dyskusji na jednym z wortali internetowych pojawił się wniosek, że przecież używając darmowego oprogramowania nie da się zarobić żadnemu producentowi. Więc co za różnica, czy używa się pirackiego lub darmowego.
A może o to właśnie chodzi, że nikt nie zarobi, będzie się bardziej starał. Podam kilka przykładów.

Microsoft Office był łatwy do powielenia, w domach masowo używano pirackich kopii. Producent wprowadził obowiązek aktywacji (w wersji 2000, w Polsce w wersji 2002/XP), który uprzykrza życie nielegalnym użytkownikom (muszą stosować cracki mogące zawierać różne niespodzianki, mogą pojawić się informacje o nielegalności itp.). Z drugiej strony policja wzięła się za egzekwowanie prawa. Więc ludzie zaczęli po prostu bać się. Program jest o wiele za drogi dla domowych zastosowań, tańsza wersja edukacyjna miała zbyt restrykcyjne ograniczenia licencyjne (jeden z domowników musiał być uczniem, studentem lub nauczycielem).
Na szczęście pojawiła się finalna wersja darmowego OpenOffice.org, więc zaczęto po nią sięgać. A to spowodowało zmianę polityki Microsoftu, Office 2007 Home&Student miał zmienioną licencję, która pozwalała każdemu na zastosowania prywatne (niezarobkowe). Pod pretekstem jubileuszu Microsoft Polska wprowadził na nasz rynek partię w cenie 199zł za 3 stanowiska.

Pakiet programistyczny Microsoft Visual Studio, jak na program dla profesjonalistów przystało, jest bardzo drogi (tysiące dolarów). Wersja do nauki programowania też nie miała zbyt niskiej jak na domowy budżet ceny (nawet setki dolarów). Niestety, nauka kosztuje, to inwestycja.
Zaczęła pojawiać się darmowa konkurencja, jak Eclipse czy Netbeans. Więc Microsoft w 2005 roku wypuścił przeznaczony dla nauki oraz mniej zaawansowanych projektów Visual Studio Express.
Do ostatniej chwili zastanawiano się nad ceną. W miarę postępującego procesu myślowego doszli do wniosku, że najlepiej będzie rozdać każdemu za darmo, nawet licencja umożliwia komercyjne zastosowania. Klienci docelowi nie są zbyt zamożni z racji wieku, jest ich stosunkowo niewielu (to specjalistyczny program), panuje wysoki poziom piractwa oraz jest silna darmowa konkurencja, więc za dużo fatygi przy tłoczeniu płyt, pakowaniu w pudełka oraz dystrybucji.
Oczywiście w Microsofcie nie pracują idioci, w odróżnieniu od konkurencji program można zainstalować tylko w systemie Windows. Niech się młodzież przyzwyczaja, bo co by nie powiedzieć o odmianach linuksa lub UNIXa (FreeBSD, SUN Solaris), do programowania akurat całkiem dobrze się nadają.
Dla studentów kierunków mających jakikolwiek związek z informatyką udostępniono serwis MSDN AA, skąd zupełnie za darmo mogą ściągnąć profesjonalne wersje Windowsa, w tym Server, oraz pełne Visual Studio.

Niegdyś Microsoft zniszczył Netscape darmowym Internet Explorerem oraz niejasnymi układami z producentami komputerów (umowy zakazywały preinstalacji innej przeglądarki). Sprawa się wydała, o mało co firma nie została przez władze podzielona na dwie części, ostatecznie rozeszło się po kościach, tylko Bill Gates stracił fotel prezesa. Lecz by nie dopuścić do plenienia się konkurencji, przeglądarka owej korporacji nadal wyświetlała strony wedle własnego widzimisia, które trudno było powtórzyć w innych produktach. Brak respektowania standardów W3C hamował rozwój całego Internetu. Po dziś dzień Opera może maskować się jako Internet Explorer i symulować jego zachowanie.
Zemstą Netscape zza grobu była Fundacja Mozilla, która dalej rozwijała przeglądarkę wspólnymi siłami wolontariuszy z całego świata. Lecz program był zbyt zaawansowany dla wielu użytkowników, miał problemy ze stronami optymalizowanymi dla Internet Explorera, więc nie zdobył większej popularności. Nadal istnieje pod nazwą SeaMonkey, ale hitem okazał się dopiero Firefox (panda czerwona, zamieszkująca komunistyczne Chiny), bardzo prosta przeglądarka z nieograniczoną możliwością rozszerzania funkcjonalności przy pomocy pluginów (wtyczek).
Chociaż przeglądarka nie jest dla Microsoftu programem dochodowym, to ambicje nie pozwoliły dalej toczyć się sprawom własnym torem, opracowano zupełnie nowego Internet Explorera, będącego w pełni nowoczesną przeglądarką. A webmasterzy mogą wreszcie tworzyć strony internetowe zgodnie ze standardami, nie przejmować się ich kompatybilnością z jakąkolwiek współczesną przeglądarką. Jak grzyby po deszczu pojawiają się nowe przeglądarki (Apple Safari, Google Chrome), jest w czym przebierać.

Darmowe oprogramowanie ma coraz wyższy poziom, potrafi zaspokoić większość wymagań użytkowników. Jednak to programy komercyjne są najbardziej innowacyjne, przy ich produkcji zatrudnia się nie tylko programistów, ale całą rzeszę różnorodnych specjalistów. Od marketingowców, analizujących potrzeby potencjalnych klientów, po psychologów, badających ergonomię interfejsu (nawet rejestruje się ruchy gałek ocznych osób testujących program oraz wskaźnika myszy).
Dla niektórych użytkowników komputerów wystarczą darmowe programy, które zresztą depczą komercyjnym po piętach, jednak znajdą się i tacy, co lubią być rozpieszczani i gotowi są za to zapłacić.
Przecież to klient ma chcieć kupić dany produkt z powodu jego cech, a nie ma być zmuszany do jego używania. Przy następnej myśli "muszę mieć" proponuję spacer, tak dla przewietrzenia umysłu.

sobota, 16 stycznia 2010

Szkodliwość piractwa komputerowego

Już omawiałem tą kwestię, ale w międzyczasie doszło kilka argumentów.

Osobiście raczej jestem zwolennikiem idei GNU, lecz nie da się ukryć, że istnieją firmy produkujące komercyjne oprogramowanie. I będą istnieć, dopóki istnieją pieniądze oraz zawodowi programiści. A na razie nie zanosi się, by pieniądze przestały istnieć, ludzie jeszcze nie są gotowi żyć w takim świecie (to kwestia egoizmu, wynikającego z ograniczeń umysłu współczesnego człowieka w szerokości pojmowania świata).

Pliki komputerowe, posiadające komercyjne licencje, są towarem jak każdy inny produkt, mają swoich właścicieli, cenę (pomijając oprogramowanie freeware), oraz prawne ograniczenia w powielaniu.
Pozornie wydaje się, że powielenie takiego pliku to nic złego, jak się to zrobi po kryjomu w domowym zaciszu to przecież nikt nawet nie zauważy, więc nikt nie traci. A jednak:

1) To draństwo wobec legalnych użytkowników. Przecież zakup programu wiązał się dla nich z jakimś wyrzeczeniem, a taki cwaniak ni grosza nie zapłacił. W efekcie producent utrzymuje się z zapłaty wnoszonej przez legalnych użytkowników, którzy niejako płacą również za tych nielegalnych.
Sprawiedliwie by było, żeby albo wszyscy użytkownicy płacili, albo nikt, ale w tym drugim przypadku producenci po prostu zwiną interes, i tyle wszyscy na tym skorzystają.

2) Piractwo niszczy mniejsze firmy i wzmacnia przewagę monopolistów, na czym wszyscy tylko tracą.
Podam przykład - ktoś potrzebuje pakietu biurowego. Widzi cenę Microsoft Office i włos mu się jeży na głowie. Jeśli cena okazuje się zbyt wysoka, to zmuszony jest poszukać innego programu. A wybór jest szeroki - Microsoft Works, Apple iWork (tylko MacOS X), słynny Corel Word Perfect, Ashampoo Office, SUN StarOffice oraz jego darmowa okrojona wersja OpenOffice.org, KOffice (linux), Gnome Office (linux), IBM Lotus Symphony. Niektóre nie są spolszczone, ze względu na stopień piractwa w Polsce.
Cena Adobe Photoshop również jest dostosowana dla profesjonalistów, na szczęście istnieją Adobe Photoshop Elements, Corel PaintShop Pro, darmowy Paint.NET, GIMP. CorelDraw występuje w tańszej wersji dla domowego użytkownika, a w jego skład wchodzi również program do grafiki rastrowej.
Jeśli Nero jest zbyt drogie i rozbudowane, płyty można nagrywać przy pomocy darmowego Ashampoo Burning Studio 6 (nowsze wersje są płatne), Windows Vista i 7 mają opcję nagrywania płyt CD/DVD. Wszelkie filmy bez problemu odtworzy Media Player Classic Home Cinema.
Nawet Windows nie jest niezastąpiony, komputer All-in-One (wszystko w monitorze LCD) Apple iMac można było kupić za ok. 3500zł. Użytkownik PC-ta, który poradzi sobie z instalacją Windowsa, da radę także z linuksem Mint (ja sobie doinstalowuję sterownik grafiki, pakiety Gnome Games oraz Gnome Office i mam komputer gotowy do użytku). Komercyjna Mandriva wycofała się z naszego kraju wskutek nadmiernej skali piractwa, można zakupić tylko online, więc nie ma pudełka z obszerną i przystępnie napisaną książeczką.
Jeśli ktoś jednak się zdecyduje używać pirackiego programu, to nawet nie rozważy skorzystania z innych, znacznie tańszych lub wręcz darmowych. Inni producenci też nie zarobią (albo nie będą się promować dzięki darmowym), a monopolista powiększy swój udział w rynku.

3) Argument "zmuszenia" do skorzystania z konkretnego programu. Sytuacja jest trochę absurdalna, bo trzeba używać pirackiego programu by wymieniać pliki z innymi, którzy mają piracki program.
Na szczęście najnowszy Microsoft Office 2007 SP2 potrafi wymieniać dokumenty z innymi pakietami biurowymi w formacie ODF 1.1 (OpenOffice.org 3 domyślnie obsługuje jeszcze nieustandaryzowany ODF 1.2, trzeba format zmienić w opcjach).
Natomiast ostateczną wersję dokumentu, jeśli nie podlega dalszej edycji, najlepiej zapisać w pliku PDF, nie przysporzy on nikomu problemów z odczytem.
Jest kilka programów, które obsługują format AutoCAD-a. Formaty graficzne są ustandaryzowane.
Ewentualne nakłanianie przez nauczycieli lub wykładowców do korzystania wyłącznie z programu, który nie jest udostępniany przez placówkę edukacyjną lub przez producenta (wersja trial lub tańsza/bezpłatna do celów edukacyjnych) to już zakrawa na podżeganie do popełnienia przestępstwa.

4) Kolejny argument jest już nieco wyświechtany, ale opracowanie programu oraz jego promocja stanowią efekt czyjeś pracy oraz zainwestowanych pieniędzy. Wydaje się, że wystarczy raz coś stworzyć i można w nieskończoność sprzedawać. Ale nie łatwo przebić się z nowym produktem, na rynku oprogramowania dla użytkowników domowych panuje ogromna konkurencja oraz piractwo.
Nie jeden producent gier zbankrutował, włączając to twórcę słynnej gry Myst, która przed TheSims pobiła wszystkie rekordy popularności.

5) Zanika rynek wtórny oprogramowania, przez co utrudnione jest nabycie starszej wersji programu, po znacznie niższej cenie. Producenci są zmuszeni do wprowadzenia systemu aktywacji w celu ograniczenia liczby możliwych instalacji programu.

6) To nielegalne. Zagrożone odszkodowaniem w wysokości trzykrotności rynkowej wartości programów oraz więzieniem.

7) Nielegalnie zmodyfikowane programy poważnie zagrażają bezpieczeństwu komputera (hasła do banków, serwisów aukcyjnych, poczty itd.)

Pojedyncze skopiowanie pliku wydaje się być bez większego znaczenia, ale patrząc w skali globalnej zjawisko bardzo szkodzi rynkowi oprogramowania oraz wszystkim użytkownikom komputerów, nawet tym nieuczciwym.

--- dodano 17 stycznia 2010 roku ---
Spotkałem się z sugestią pewnego studenta, że oprogramowanie Adobe Creative Suite w wersji edukacyjnej jest bardzo drogie, blisko tysiąc zł. A jest niezbędne do nauki. Faktycznie, jak za wersję edukacyjną to sporo, najwyraźniej monopol firmie służy.
Widzę 4 rozwiązania:
1) Uczelnia przechodzi na tańszy program konkurencji. Programy do podobnych zastosowań mają podobną funkcjonalność. Wystarczy nauczyć się jednego, by łatwo się odnaleźć w podobnym. Czasem nowsza wersja programu ma większe różnice.
2) Jeśli to zaledwie kilka lekcji z danym programem, wystarczy wersja trial.
3) Program w wersji trial na wirtualnym komputerze. Wtedy główny system się nie zaśmieci.
4) Oryginalny program + używany komputer Dell z nalepką licencyjną Windowsa XP Professional i monitorem LCD. Całość zmieści się w kwocie ok. 1500zł. Czyli tyle, co nowiutki komputer w bardzo oszczędnej konfiguracji, bez oprogramowania.
Można jeszcze bardziej obciąć koszty, kiedy np. mieszka 2 studentów w jednym lokalu (o ile są w stanie bezkonfliktowo się dogadać). Wychodzi 750zł/osobę/czas studiów za sprzęt informatyczny. A po 5 latach to na pewno każdy z nich zechce coś nowocześniejszego.
Jakoś tak ten świat jest urządzony, że gdy ktoś chce być uczciwy, znajdzie sposób, a jeśli nieuczciwy, również.

czwartek, 14 stycznia 2010

Licencje na wypożyczanie Windowsa

Wraz z początkiem roku Microsoft wprowadził nowe licencje do wypożyczania, oddawania w leasing lub realizowania outsourcingu. Licencja jest przypisana do jednego komputera. Wśród potrzebujących zakupić nową licencję wymienia kioski internetowe w miejscach publicznych (dworce, lotniska itp.) oraz kafejki internetowe.

Czyli Microsoft zinterpretował znajdujące się w od dawna licencji jedno jedyne słowo "wypożyczanie", odnoszące się do programu, jako udostępnianie komputera innym osobom.
Idąc tokiem tego wypaczonego rozumowania, nielegalne jest również udostępnianie komputera członkom rodziny, znajomym, pracownikom w firmie. Co gorsza, nie można tego zalegalizować, gdyż przewidziane jest to tylko dla licencji grupowych Open, Select i Select Plus.

Z ciekawości zajrzałem do licencji Windowsa 7 Professional BOX, znalazłem takie oto zapisy odnoszące się do tej kwestii:
"-Model licencjonowania. Oprogramowanie jest licencjonowane w trybie kopii na komputer. Komputer to fizyczny system sprzętowy z wewnętrznym urządzeniem magazynującym dane służący do uruchomiania oprogramowania. Partycja sprzętowa lub dysk typu blade są uznawane za oddzielne komputery.
-Liczba użytkowników. O ile niniejsze postanowienia licencyjne nie stanowią inaczej, oprogramowania może używać tylko jeden użytkownik naraz.
-Licencjobiorca nie może wynajmować, wydzierżawiać ani wypożyczać oprogramowania, ani używać oprogramowania do świadczenia komercyjnych usług hostingowych.
EULAID:Win7_RM.0_PRO_RTL_pl-pl
"

Przecież wszystko jest jasne.
Program jest licencjonowany NA JEDEN KOMPUTER, nie na jednego użytkownika, w tym samym czasie (NA RAZ) może korzystać z komputera jeden dowolny użytkownik (wyjątki, np. pomoc zdalna).
Dalej jest ukryty zapis zabraniający wypożyczania oprogramowania. Ale skoro program jest przypisany do komputera, na którym jest w danej chwili zainstalowany, nie do konkretnego użytkownika, to pożyczenie komputera nie jest pożyczeniem programu, bo on nadal tkwi w tym samym komputerze. Po prostu nie można uznać, że właściciel pożyczył program przez fakt pożyczenia komputera, gdyż program jest przypisany do komputera, nie zaś jego właściciela, nie następuje także przekazanie programu we władztwo innego komputera (nie ma pożyczki). Przedmiotem umowy jest komputer, nie użytkownik. Pożyczenie programu byłoby wtedy i tylko wtedy, kiedy byłby osobie trzeciej przekazywany oryginalny nośnik w celu instalacji na innym komputerze.

Licencja nic nie mówi o ograniczeniach w zastosowaniu tegoż oprogramowania (prócz zakazu naruszania bezpieczeństwa innych komputerów w internecie), więc może być używany prywatnie, w firmie, w instytucji państwowej, w atomowej łodzi podwodnej, elektrowni, bankomacie, obróbce filmów, wszędzie, byle by korzystała z niego w danym czasie jedna osoba. Jedna osoba używa prywatnie, inna może zarabiać, ale to nie ma absolutnie nic do rzeczy, licencja nie precyzuje zastosowań.
By zdefiniować udostępnianie komputera jako wypożyczanie oprogramowania i domagać się zakupu nowych licencji, musieliby zmienić istniejące zapisy licencyjne (np. w nowej partii nośników zakaz instalacji na publicznie dostępnych komputerach, co jest częste w przypadku gier), ale zmiana oczywiście nie może wpłynąć na zakupione wcześniej licencje.

Wynajmowanie i wypożyczanie oprogramowania to po prostu usługa polegająca na udzielaniu czasowej licencji na używanie programu, czyli licencja nie jest przenoszona na nabywcę z prawem do nieograniczonego czasowo używania, tylko do określonego czasowo, np. subskrypcja roczna (zamiast jednego większego wydatku, co jakiś czas niższe raty i możliwość używania najnowszej dostępnej wersji). Microsoft sam realizuje "wypożyczanie" poprzez niektóre licencje grupowe, nic dziwnego że zakazuje tego innym.
Korzystanie z komputera jednocześnie przez wiele osób ma miejsce w serwerach lub dużych UNIXowych superkomputerach, gdzie na jednym komputerze może pracować w tym samym czasie wielu użytkowników.

To nie pierwszy raz, kiedy Microsoft nie rozumie swojej własnej licencji.
A już uznanie, że oryginalny nośnik po instalacji programu staje się swoją własną kopią zapasową, co wyczerpuje ustanowiony przez przepisy państwowe limit jednej dozwolonej kopii zapasowej programu, to prawniczy majstersztyk.

--- dodane 16 stycznia 2010 roku ---
Omawiałem licencję na Windowsa kupowaną indywidualnie, na pojedyncze stanowisko komputerowe. Mogą być jakieś ograniczenia w licencjach grupowych, związane z ich niższą ceną.

środa, 13 stycznia 2010

Prawo a zwczaj

Nakrycia głowy, noszone przez muzułmanki, tak przeraziły władze francuskie, że wydały zakaz ich stosowania.
Znalazłem w Koranie fragment, który wprowadza ów zwyczaj:
"I powiedz wierzącym mężczyznom, aby powstrzymywali swe spojrzenia i okrywali swe członki. Tak będzie dla nich czyściej. Zaiste, Allach jest Wszechświadom tego, co czynią.
I powiedz wierzącym niewiastom, aby powstrzymywały swe spojrzenia i okrywały swe członki oraz aby nie wystawiały na pokaz swego piękna lub swych ozdób, z wyjątkiem tego, co widoczne. I niechaj noszą okrycia głowy sięgające aż do brzucha oraz niechaj nie okazują swego piękna lub ozdób nikomu prócz swego męża, ich ojców, ojców ich mężów lub ich synów, synów ich mężów lub ich braci, synów ich braci lub synów ich sióstr lub też niewiast, które są ich towarzyszkami, lub tych, których posiada ich prawa ręka, albo takich mężczyzn, którzy nie pragną niewiast, lub małych dzieci, które jeszcze nie posiadały wiedzy o ukrytych częściach ciała niewiasty. I niechaj nie tupią, aby nie ujawniły się ozdoby, jakie posiadają. Zwracajcie się do Allacha wszyscy razem, o wierni, aby dobrze się wam wiodło.
"
(rozdz.24, cz.18, wersety 31, 32)

(Tupanie to taniec)
Nie wiem, czy Muzułmanie albo ktokolwiek inny zauważył, ale jest w nim coś niezwykłego. Otóż przepisy prawa tym się charakteryzują, że wprowadzają nakazy i zakazy oraz określają karę za ich złamanie. A tu nie ma nic, nawet najmniejszej groźby mąk piekielnych. Dziwne to prawo, które nie wprowadza sankcji.
Czyli Koran jest rodzajem kodeksu, w którym obok przepisów prawa znajdują się zalecenia. Najwyraźniej przestrzeganie ich nie jest obowiązkowe, lecz wskazane, gdyż wynikają one albo z rozsądku, albo kultury osobistej.
W powyższym fragmencie Allach pomiędzy wierszami daje w bardzo taktowny sposób do zrozumienia, że na przełomie VI i VII wieku w Arabii żyli niezbyt okrzesani ludzie, więc strój miał za zadanie chronić kobiety przed molestowaniem. Czyli dzisiaj to już raczej tradycja (wbrew temu co twierdzi ich religia), coś jak stroje ludowe, choć jej przestrzeganie powinno zależeć od poziomu towarzystwa, w którym znajduje się kobieta.

Kolejny fragment tego typu (bez określenia kary), znajdujący się tuż przed poprzednim:
"O wy, którzy wierzycie! Nie wchodźcie do żadnych domów poza swoimi własnymi aż nie uzyskacie na to pozwolenia i nie pozdrowicie mieszkańców. To jest dla was lepsze, abyście zważali.
A jeśli nikogo w nich nie zastaliście, nie wchodźcie tam, chyba że uzyskacie na to pozwolenie. A gdyby powiedziano wam: "Wracajcie", wówczas wróćcie. Allach wszak dobrze wie, co czynicie.
"
(rozdz.24, cz.18, wersety 28, 29)

Czyli do cudzego domu nie należy wchodzić jak krowa do obory, najpierw wypadało by zapowiedzieć wizytę, dostać zaproszenie i po wejściu przywitać mieszkańców. To nie są zasady prawa, lecz elementarnej grzeczności.
"Pytają cię w sprawie wina i gier hazardowych. Powiedz: "W obu tych rzeczach jest wielki grzech i szkoda, jak i pewne korzyści dla ludzi. Jednak grzech i szkoda tych rzeczy są większe niż płynące z nich korzyści". Pytają cię też, co powinni łożyć. Odpowiedz: "Dawajcie to, czego możecie zaoszczędzić". W ten sposób czyni Allach swoje przykazania dla was jasnymi, abyście mogli się zastanowić nad tym światem i nad przyszłym. Pytają cię także o sieroty. Powiedz: "Troska o ich dobrobyt jest aktem wielkiej dobroci. A jeśli się z nimi zmieszacie, będą waszymi braćmi. Allach dobrze wie, kto stara się szkodzić, a kto stara się o dobro sierot. On może przysporzyć wam trudów. Zaprawdę, Allach jest Potężny i Mądry"."
(rozdz.2, cz.1, wersety 220, 221)

W tym fragmencie są wyraźnie rozróżnione zalecenia (szkodliwość alkoholizmu) od prawa (szkodzenie sierotom), którego złamanie powoduje konsekwencje karne.

Nasuwa mi się pewien pomysł.
Najwyraźniej politycy się nudzą i już nie bardzo wiedzą, jakie nowe przepisy wprowadzać. Można by podpatrzyć system prawny obowiązujący u samego Boga. Nie ma znaczenia, czy owe światy istnieją, czy są tylko wymysłem, z dobrych pomysłów nie zaszkodzi skorzystać.
Czyli chodzi o kodeksy, które zawierają dwie kategorie przepisów:
1) Prawa, których złamanie grozi konsekwencjami karnymi.
2) Zalecenia, wynikające ze zdrowego rozsądku lub kultury osobistej, które uzupełniają prawa, lecz nie wiążą się z restrykcjami.
Można by zatrudnić ekspertów od savoir-vivre, którzy spiszą zasady postępowania przy stole, w kinie, teatrze itp.
Niby powinny być znane, przekazane przez rodziców, choć owi rodzice mogą o czymś zapomnieć, albo po prostu sami czegoś nie wiedzą. Człowiek to taki stwór, który nie ma zasad społecznych spisanych w genach, jak niektóre zwierzęta, musi się gdzieś z nimi zetknąć. Na zdrowy rozsądek trudno się domyślić, że np. białe skarpetki nie pasują do czarnego garnituru kiedy ktoś nie jest członkiem mafii. Wiele niekulturalnych zachowań jest po prostu wynikiem niewiedzy lub ich podpatrzenia nie u tych ludzi co trzeba, a nie złej woli.
Spisanie tych zasad uprościłoby również komunikację międzyludzką, gdyż łatwiej byłoby zinterpretować czyjeś zachowanie - kulturalny człowiek jest niezrozumiały dla chama, gdyż ten nie rozumie jego zachowania, nie spotkał się z czymś takim.

Przykładem dla zdroworozsądkowych zaleceń jest dopuszczalna prędkość pojazdu. Aktualnie kodeks drogowy stanowi, że maksymalna dopuszczalna prędkość na terenie zabudowanym to 50km/h. Wprowadzenie tego przepisu to pośmiewisko z prawa, podważające jego autorytet, gdyż z góry zakłada się, że kierowcy będą je łamać. Uważa się, że tak znaczne obniżenie dopuszczalnej prędkości spowoduje zmniejszenie średniej prędkości pojazdów, a więc i większe bezpieczeństwo. Może i tak, ale autorytet prawa jest naruszony, nie można wprowadzać przepisów z założeniem o ich powszechnym łamaniu.
Skoro maksymalna dopuszczalna prędkość to 50km/h, to z jaką u licha prędkością mają jeździć kierowcy? 45km/h? 40km/h? Na wielu drogach to nieco zbyt mało, szczególnie na szerokich obwodnicach, tamuje ruch. I biedny kierowca musi co chwila zerkać na prędkościomierz, z aptekarską dokładnością oscylować przy tych 50km/h. Nieco zwolni, to inni go otrąbią, nieco przyspieszy, to dostaje mandat. Prawo jest jasne i nie można pobłażać na jego łamanie, więc przekroczenie o kilka km/h powinno zaowocować karą. Pobłażanie tylko ośmiesza prawo.
Gdyby wprowadzić dwie prędkości - zalecaną i maksymalną dopuszczalną, życie byłoby o wiele łatwiejsze. Przykładowo, zalecana to 50km/h, maksymalna dopuszczalna to 60km/h. Kierowcy wiedzieliby, że najlepiej spokojnie jechać 50km/h, jeśli ktoś przekroczy 60km/h, wtedy bez skrupułów policja mogłaby wystawić mandat.

Jak dotąd jedynym zaleceniem w polskim prawie jest płacenie abonamentu radiowo-telewizyjnego, bo Ustawodawca "zapomniał" o określeniu konsekwencji niepłacenia. Ale chyba nie o o chodzi.

Jeśli Ustawodawca miałby wprowadzać zalecenia, to oczywiście sam musi mieć autorytet w oczach obywateli. Szkoda, że na to się nie zanosi...

niedziela, 10 stycznia 2010

Zmartwychwstanie - cd.

Znalazłem w Koranie kolejny fragment, który ewidentnie świadczy, że chodzi o zmartwychwstanie ciała, a nie byt duchowy, jak to utrzymuje Islam. Dawniej koncepcja zmartwychwstania wydawała się czymś nonsensownym, więc Islam ją odrzucił. Ale przecież nie może zaprzeczyć, że Bóg mógłby mieć takie możliwości, jakie zechce.
"Z tej oto ziemi My was stworzyliśmy i spowodujemy, że do niej powrócicie. Z niej też - tak uczynimy - podniesiemy was powtórnie."
(rozdz.20, cz.16, werset 56)

To ciało człowieka jest "z ziemi", nie duch.
"Jeśli zaś chodzi o szczęśliwych, ci znajdą się w Niebie, w nim zamieszkają tak długo, jak długo będą trwać niebiosa i ziemia, chyba że inaczej zapragnie twój Pan - dar, który nie będzie odcięty."
(rozdz.11, cz.12, werset 109)

Również Kościół Katolicki ma doktrynę o zmartwychwstaniu ciała w Dniu Sądu, kiedy na Ziemi zapanuje Królestwo Niebieskie, czas pokoju i dobrobytu. Księża kompletnie nie mają pojęcia, jak to tłumaczyć. Lecz, wbrew powszechnemu mniemaniu, według religii człowiek po śmierci nie idzie od razu do "nieba" lub "piekła", gdyż najpierw musi odbyć się Sąd, a ten jeszcze nie nadszedł (jak widać) i nie za bardzo wiadomo, kiedy nadejdzie. Może jutro, może za tysiąc lat.
"Zaprawdę, ten, kto przychodzi do swego Pana jako grzesznik - na niego czeka Piekło. Ten nigdy w nim nie umrze ani nie będzie żył."
(rozdz.20, cz.16, werset 75)

Czyli z kolei Piekło może być czymś innym, gdzie człowiek nie będzie ani martwy, ani żywy. Czyli raczej nie będzie miał materialnego ciała, gdyż ono jest żywe.

Przypominam, że nie próbuję niczego udowadniać (sam nie mam pojęcia, czy mam rację), tylko informuję o pewnych ideach. Dopiero się pojawiają, lecz prawdopodobnie to one zaczną w przyszłości wytyczać kierunek światu. Lepiej być zawczasu poinformowanym i nie dać się zaskoczyć.

środa, 6 stycznia 2010

Mętna woda

Ostatnio jest głośno o pewnej amerykańskiej firmie zatrudniającej najemników, która nie podlega pod prawo ani Iraku, ani Stanów Zjednoczonych. Rząd amerykański wykorzystuje ją do różnych nieoficjalnych działań.

Tak mi się coś wydaje, że Stany Zjednoczone przestały być państwem, stały się prywatną korporacją, czy jakimś folwarkiem.
Otóż państwa są takimi organizacjami, które bezwzględnie muszą mieć monopol w dwóch dziedzinach:
1) Emisji pieniądza.
2) Stosowania środków przymusu.

Państwa Zachodu już dawno straciły prawo emisji pieniądza na rzecz prywatnych banków. Nawet jak w którymś jest mennica państwowa, to i tak zdecydowana większość pieniędzy w obiegu to tzw. pieniądze bankowe, generowane w drodze udzielania kredytów, nawet banki centralne są prywatne (np. amerykański Bank Rezerw Federalnych nie jest instytucją państwową, a rząd musi brać z niego oprocentowany kredyt na wszystkie wydatki państwowe i spłacać odsetki z pieniędzy ściągniętych z podatków). Taka sytuacja jest dosyć patologiczna.
System bankowy można zorganizować zupełnie inaczej, czego najlepszym przykładem są kraje arabskie, które kierowały się zaleceniami Koranu. Na Zachodzie nawet ostatni kryzys ekonomiczny nie mógł wymusić zmian, gdyż rządy siedzą w kieszeni bankowców.

Zostaje drugi bastion dający państwu prestiż, czyli wyłączne prawo do stosowania środków przymusu. To ono odróżnia rząd od prywatnej organizacji i jest gwarancją możliwości stanowienia prawa.
Przemoc mogą stosować tylko funkcjonariusze państwowi, by zagwarantować przestrzeganie prawa przez obywateli.

Obywatele mogą stosować przemoc tylko w dwóch wyjątkowych przypadkach:
1) Obrona konieczna - przed bezprawnym zamachem na dobra prawnie chronione (nie można zastosować obrony koniecznej przed działaniami zgodnymi z prawem, np. czynnościami służbowymi dokonywanymi przez funkcjonariuszy państwowych).
2) Stan wyższej konieczności - gdy zachodzi potrzeba naruszenia dobra niższej wartości dla ochrony dobra wyższej wartości (życia, zdrowia, majątku o znacznej wartości).
Tylko te dwa przypadki wyłączają inne przepisy i umożliwiają naruszenie cudzej własności lub nietykalności osobistej. Każdy taki przypadek musi być później przebadany przez właściwy organ państwowy (sąd lub prokuraturę).

Czyli absolutnie niedopuszczalna jest cesja prawa stosowania przemocy na rzecz podmiotu niepaństwowego, w szczególności nie może być prywatnej armii, policji czy więzień (ich pracownicy nie są funkcjonariuszami państwowymi). Każda próba stosowania przemocy przez podmiot niepaństwowy musi być bezwzględnie tępiona przez właściwe organy państwowe.
Nie chodzi tu o to, by ludzie byli mili dla siebie dla samej zasady, o jakieś abstrakcyjne pojmowanie dobra, lecz gdy państwo traci wyłączność w stosowaniu przemocy, to automatycznie traci wyłączność stanowienia prawa, wydawane ustawy są warte mniej, niż papier na którym je wydrukowano. Każda uzbrojona grupka może sobie stanowić własne prawo, niezależnie od rządu. Więc państwo traci jakikolwiek autorytet w oczach własnego społeczeństwa, rząd umocowanie do sprawowania władzy. Równie dobrze można by sobie darować istnienie państwa i każdy samowolnie wymierzałby sprawiedliwość, jak jest to w zwyczaju wśród dzikich ludów pierwotnych.
Cywilizacja to nie wielkie budynki i samochody, lecz istnienie pewnych struktur społecznych.

I ciekawym bardzo, czy politycy zlecający nielegalne akcje prywatnej firmie sami nie są przestępcami, nie powinni odpowiadać za nakłanianie do przestępstwa.

Coraz mniej mi się podoba sytuacja w Stanach Zjednoczonych. Zaczynają być równi i równiejsi wobec prawa, zwykły obywatel musi przestrzegać przepisów pod groźbą coraz ostrzejszych sankcji, a uprzywilejowana kasta ze znajomościami w rządzie dostaje pieniądze podatników za łamanie prawa.

wtorek, 5 stycznia 2010

Prawdziwi Prorocy

Chyba powinienem wyjaśnić, dlaczego uważam, że Mahomet, Joseph Smith i Rael są Prorokami, a nie oszustami lub chorymi psychicznie.

To logika. Są dwie możliwości:

1) Księgi nie zostały objawione, lecz są urojone, to wymysł człowieka.
W takim przypadku wszystkie są równie nieprawdziwe, więc nic nie stoi na przeszkodzie, by uznać każdą kolejną. Religie byłyby tylko intelektualną rozrywką.

2) Tora jest autentyczna. Jeśli założyć, że jest, to Ewangelie, Koran i Księga Mormona też muszą być autentyczne. Z tego prostego względu, iż Bóg objawiwszy Torę nie mógłby pozwolić, by jakiś oszust wypowiadał się w Jego imieniu, jako Posłaniec.
Księgi nie są do końca zrozumiałe dla ludzi, więc fałszywa Księga zniweczyłaby przesłanie Tory, ponieważ ludzie nie byliby w stanie rozróżnić oszustwa.
Nawet Szatan nie posunąłby się do fałszowania samych Ksiąg, gdyż oberwałoby mu się (nie jest wrogiem Boga, tylko Jego Posłańcem, ma za zadanie wypróbowywać ludzi). Co najwyżej może zwodzić ludzkie umysły. Straszy przyszłymi nieszczęściami, biedą, kusi nienawiścią oraz chciwością, choć sam nie ma władzy nad ludźmi. Jest wrogiem ludzi, to takie zwichrzenie zawodowe, charakterystyczne dla agentów służb bezpieczeństwa.

Księgi zawierają ostrzeżenia dla śmiałków próbujących podawać się za Proroków i fałszujących słowa Boga:
- Prorocy mają obowiązek wiernie przekazywać swoje Przesłanie, nie wolno im go zniekształcać dla własnych korzyści ani wymyślać niczego nowego.
- Zakazany jest kult Proroków, są tylko posłańcami jednego Boga.
- Kolejny Prorok musi być zapowiedziany przez poprzedniego (choć te zapowiedzi nie są jednoznaczne, nie wiadomo czy chodzi o tą konkretną osobę).
- Podający się niesłusznie za proroków spotka straszna kara już za ich życia oraz po śmierci, a ich dzieła ulegną unicestwieniu oraz zapomnieniu.
Radziłbym na poważnie potraktować te ostrzeżenia, to nie zabawa.



PS. W kwestii Szatana - on i jego poplecznicy z Rady są przekonani, że ludzie są potencjalnie niebezpieczni i w przyszłości mogą zaszkodzić innym światom, a nawet obrócić się przeciwko własnym Stwórcom. Więc stara się udowodnić Jahwe, iż ludzkość jest z natury zła, stanowi nieudany eksperyment, który należałoby jak najszybciej zakończyć, póki nie jest za późno. Manipulują ludźmi, głównie wykorzystując ich strach przed niepewną przyszłością. Lecz sami pozostają bez winy, gdyż do niczego ludzi nie zmuszają, zawsze dają możliwość wyboru. Choć perspektywa pójścia na skróty bywa bardzo kusząca...
Szatani są tolerowani z tego względu, iż do końca los ludzkości nie jest przesądzony, obiektywnie nie wiadomo, kto ma rację w tym sporze.
Może Czytelnik wie? Ludzkość jest zagrożeniem dla innych i powinna zostać zniszczona oraz zastąpiona nową, czy jednak powinno dać się jej szansę nadal rozwijać?

--- dodano 10 stycznia 2010 roku ---
Przesłania Proroków zawierają również pewne informacje, które pozornie mogą wydawać się mało istotne lub bez sensu, jednak by je zrozumieć trzeba dysponować wiedzą wykraczającą poza aktualny stan. Ot przykład - długie włosy i broda Raela.
Otóż włosy, sierść czy pióra, dzięki swoim ładunkom elektrostatycznym, ułatwiają "synchronizację umysłu z naturą", gdyż stanowią dosyć skuteczny odbiornik tzw. "atmosferyków" - skrajnie niskich częstotliwości radiowych ELF (extremely low frequency), wytwarzanych przez Ziemię, Słońce, planety (można je traktować jako poruszający się ładunek elektryczny, więc wytwarzają pole elektromagnetyczne), Wszechświat.
Z kolei pióra stanowią również mikrofalowy rezonator wnękowy.
I pomyśleć, że stulecie temu ludzkość zachłysnęła się radiem, nie upewniwszy się, czy oby różne częstotliwości nie są już zarezerwowane. Może słyszalne szumy i trzaski w głośnikach radioodbiorników na fale długie, średnie i krótkie nie są tylko przypadkowymi zakłóceniami, lecz pełnią jakąś rolę biologiczną.
Gdyby okazało się, że włosy mają właściwości piezoelektryczne, to umożliwiałyby nawet komunikację za pośrednictwem nieznanego dotychczas rodzaju fal (Tesli). Kości są piezoelektrykami...

niedziela, 3 stycznia 2010

Autorstwo Ksiąg

W komentarzach padł oczywisty wniosek, że przecież Księgi zostały fizycznie napisane przez wielu autorów.
Jakby to wyjaśnić - od dawna technika umożliwia wszczepienie do zęba mikrodbiornika radiowego i podyktowanie komuś całej encyklopedii.
Tutaj mamy do czynienia ze znacznie bardziej wysublimowaną technologią, która umożliwia dwustronne porozumiewanie się (nazywane "modlitwą"). Ba, nawet przekazywanie Wiedzy przy pomocy snów. Ale jednak z technologią.

Gdyby wyznawca któreś z religii czuł się nieco oszukany przez swojego Boga, który okazuje się być czymś innym niż to sobie wyobrażano, to cóż mogę powiedzieć. Dawniej ludzie czcili planety, posągi, krowy, krokodyle, koty, skarabeusze czy inne prusaki. Nie było innego wyjścia, jak przemawiać zrozumiałym dla nich językiem, stosować ich ograniczony zasób pojęć.
"Czyż oni nie wiedzą, że Allach, który stworzył niebiosa i ziemię, ma władzę, by stworzyć ich podobieństwo? On wyznaczył im termin - nie ma co do tego żadnych wątpliwości. Lecz grzesznicy odrzucają wszystko z wyjątkiem niewiary."
(Koran, rozdz.17, cz.15, werset 100)

Przywracanie zmarłych do życia było dla nich czymś absolutnie niezwykłym. Dzisiaj jest nadal niemożliwe, choć to tylko kwestia czasu, wątek występuje w literaturze czy filmach science-fiction, np. "6-ty Dzień" z Arnoldem Schwarzeneggerem:

Ciało już można skopiować, przenieść świadomości jeszcze nie. Całe szczęście, świat do tego nie dorósł.

Z naciskiem podkreślam, że chodzi o cztery zbiory Ksiąg: Torę, Ewangelie, Koran i Księgę Mormona (Raela nie wymieniam, gdyż dopóki żyje nie jest przesądzone, czy wywiąże się z obowiązków).
Żadnej innej, ani komentarze do nich, ani w szczególności księgi innych pogańskich religii, gdyż nie zawierają one nic ponad spekulacje, mistyczny bełkot.
"Niektórzy z nich są analfabetami. Ci nie znają Księgi, lecz swoje fałszywe mniemania, a nie czynią nic prócz dociekań."
(rozdz.2, cz.1, werset 79)

Posłużę się przykładem - Egipcjanie mieli bardzo rozbudowany system wierzeń dotyczący "życia pozagrobowego". Mumifikowali zwłoki, gdyż były rzekomo niezbędne zmarłemu do cieszenia się życiem w zaświatach. Oczywiście mumifikacją zajmowali się wyspecjalizowani kapłani, którzy dzięki temu żyli na całkiem wysokim poziomie. Wystarczyło ludowi wcisnąć jakąś ciemnotę, której nie da się zweryfikować i zamówienia napływały.

Osobiście jestem zwolennikiem koncepcji istnienia naturalnych algorytmów, które kontrolują świat materii. Dzięki czemu Wszechświat posiada wrodzoną inteligencję i pamięć. Jednak, jak kiedyś wspominałem, to w żadnym wypadku nie jest Bóg, którego czczą religie, opisują Księgi. To Coś samo w sobie jest bezosobowe i obojętne na los pojedynczej jednostki. Każda żywa istota jest tego integralną częścią. Właściwie to Coś składa się ze wszystkich form życia razem wziętych, przejawia się jako formy życia.
"Czyż nie wiesz, że Królestwo niebios i ziemi należy wyłącznie do Allacha? Poza Allachem nie ma dla was żadnego innego obrońcy ani pomocnika."
(rozdz.2, cz.1, werset 108)

W religiach Wschodu panuje przekonanie o istnieniu reinkarnacji. Nie mogę się z nim zgodzić, po śmierci człowieka jego osobowość (niestety) ulega unicestwieniu, powraca do Całości, pozostaje zapis pamięci, wspomnień. Taki zapis dotyczy wszystkiego, nie tylko żywych istot, to wynik tego, że na pewnym poziomie, poza materią, czas nie istnieje. Jakoś liczba ludzi wzrasta, więc skąd nowe "dusze"?
W Indiach wiara w reinkarnację przybrała patologiczną formę - biednych, chorych i nieszczęśliwych uważa się za podludzi, pozbawionych wszelkich praw, którzy sami sobie zasłużyli na własny los poprzez prowadzenie się w poprzednich wcieleniach. A różni bełkoczący bez sensu guru uważają się za nadistoty, wcielenia bóstw. Chyba Judaizm, Chrześcijaństwo i Islam mają bardziej przyjemne przesłanie, życie jest tylko próbą charakteru, egzaminem dla Przyszłego Życia w Raju.
"Wzięli sobie innych bogów poza Allachem, oni byli źródłem honoru i władzy dla nich.
Ależ nie! Odrzucą ich cześć i będą ich przeciwnikami.
Czyż nie widzisz, że posyłamy sztanów przeciwko niewiernym, podburzając ich do nieposłuszeństwa?
Zatem nie spiesz się przeciwko nim. My zachowujemy pełen zapis ich poczynań.
Pomyśl o dniu, kiedy My zgromadzimy sprawiedliwych przed Bogiem Miłosiernym jako uhonorowanych gości,
A winnych wrzucimy do Piekła jak stado spragnionych wielbłądów.
"
(rozdz. 19, cz.16, wersety 82-87)

Od siebie dodam, że chodzi o członkostwo w Radzie Nieśmiertelnych, rodzaju rządu Federacji Światów. Wiąże się ono z ogromną swobodą postępowania, dostępem do całej zebranej wiedzy i technologii: można zająć się poezją i sztuką, badaniami, podróżami lub tworzeniem nowych światów, dziobaków czy innych egzotycznych form życia.