czwartek, 29 października 2009

Wielkiej afery naukowej ciąg dalszy

Okazuje się, że współczesna nauka nie jest w stanie ostatecznie wyjaśnić, skąd bierze się siła wciskająca kierowcę samochodu w fotel, kiedy pojazd przyspiesza:

- Fizyk powie, że kierowcę opętał nadprzyrodzony duch pędu, który stara się utrzymać jego stałą prędkość względem nie wiadomo za bardzo czego, ale tak na oko. Ten pęd wciska kierowcę w fotel, a w przypadku hamowania rzuca nim o kierownicę.

- Inż. mechanik powie, że duchów w mechanizmach nie ma, istnieją tylko masy i siły wymagające do swojego działania punktu przyłożenia. Na samochód działa niezrównoważona siła go napędzająca, więc zgodnie z II zasadą dynamiki Newtona pojazd doznaje przyspieszenia a=F/m. Siła ta nie działa bezpośrednio na kierowcę, więc zgodnie z I zasadą dynamiki nie doznaje on przyspieszenia. Stąd różnica szybkości samochodu i kierowcy, a w konsekwencji siła działająca na kierowcę ze strony fotela.

Fizykę każdy ma w szkole, mechaniki nie, więc przeważa światopogląd fizyków. Wygrywa większością głosów. Na szczęście, to nie fizycy budują maszyny.

środa, 28 października 2009

Zderzak Łągiewki - ostateczne wyjaśnienie

Było już kilka postów o tej tematyce, więc Czytelnik może się w nich pogubić.

Wyjaśnienie rzekomego zniknięcia pędu kierowcy jest oczywiste - jego tam nigdy w nie było.
Jest to układ czysto mechaniczny, więc muszą w nim działać wyłącznie oddziaływania mechaniczne. Wymagają one fizycznego kontaktu i polegają na działaniu sił na masy (a=F/m).

Fizykom dotychczas wydawało się, że kierowca jadący w samochodzie posiada pęd (p=V*m).
Problem w tym, że nie dostrzegli, iż to nie może być pęd względem podłoża, bo siły od podłoża działają pionowo, a samochód ma szybkość poziomą.
Nie może to być też pęd względem przeszkody! Dlatego, że kierowca samochodu nie ma fizycznego kontaktu (warunek konieczny jakichkolwiek oddziaływań mechanicznych) z przeszkodą w momencie uderzenia.
To samochód ma pęd względem przeszkody, w którą uderza, a kierowca może mieć co najwyżej pęd wobec kabiny, w której siedzi. Jeśli się nie porusza względem kabiny, to jego pęd zawsze będzie zerowy wobec tej kabiny, a liczenie jego pędu względem przeszkody nie ma sensu, bo po prostu nie dojdzie do fizycznego kontaktu.
W przypadku zastosowania zderzaka kinetycznego, sam samochód nie będzie miał pędu wobec przeszkody, bo nie uderza w nią, styka się z nią za pośrednictwem zderzaka.

Jest tylko jeden jedyny możliwy przypadek, kiedy pęd kierowcy przebywającego w samochodzie będzie miał taką samą wartość, jakby był to jego pęd wobec przeszkody - jeśli karoseria pojazdu jest bardzo sztywna i nie odbije się od przeszkody. I ten wyjątek fizycy, przywykli do wyidealizowanego modelu, uznali za rzeczywistość.

Czyli siły działające na kierowcę nie wynikają z żadnego pędu, to proste oddziaływania mechaniczne.

Jeśli się mylę, to by oznaczało, że istnieje jakiś nadprzyrodzony duch pędu, który opętał kierowcę i ciągnie go w kierunku przeszkody, z którą nie ma fizycznego kontaktu. Ale wyjaśnienia duchowe jakoś nie pasują do sprężyn, trybików i kółek.

--- dodano 29 października 2009 ---
Skoro oddziaływania mechaniczne mogą być tylko poprzez kontakt, powiązania sił w chwili kolizji samochodu wyglądają tak:

1.Przeszkoda - 2.Zderzak - 3.Karoseria - 4.Kierowca.
Kierowca nie ma kontaktu z przeszkodą ani z Księżycem, więc nie może mieć pędu względem przeszkody lub Księżyca.

Model zjawiska wygląda tak:
1.Kulka1 - 2.Kulka2 - 3.Kulka3 - 4.Kulka4

Kulka1 uderza w Kulkę2, przekazuje jej pęd, Kulka2 przekazuje pęd Kulce3, Kulka3 przekazuje pęd Kulce4, Kulka4 odlatuje. Jeśli zderzenia są idealnie sprężyste, pęd Kulki1 przed zderzeniem jest równy pędowi Kulki4 po zderzeniu. Jeśli któraś z kulek po drodze wykonana jest nie ze stali, tylko np. żelu pochłaniającego energię, to oczywiście Kulka4 nie poleci tak daleko jak przedtem. Czyli pęd Kulki1 nie jest równy pędowi Kulki4.

Nudzi mnie już to wyjaśnianie.

Przyspieszony kurs fizyki

Podczas dyskusji z fizykami okazało się, że nie mają pojęcia o swojej własnej dziedzinie wiedzy, popełniali błąd od którego włosy się na głowie jeżyły - traktowali oddziaływania mechaniczne jako operujące bez fizycznego kontaktu. Jeśli Czytelnikowi szkoła nie zrobiła jeszcze wody z mózgu, to spróbuję wyjaśnić, o co chodzi w fizyce. Nie będzie bolało, obiecuję:)

Ciała materialne mogą oddziaływać siłą i posiadają masę (zdolność przeciwdziałania sile). Siła (F) i masa (m) to dwa podstawowe parametry mechaniki, reszta jest czymś wtórnym i mało istotnym.
Siła może oddziaływać na masę wyłącznie poprzez bezpośredni kontakt. Wyjątkiem jest TYLKO siła grawitacji.

Izaak Newton odkrył w XVII wieku trzy zasady dynamiki:
1) Jeśli na ciało materialne nie działa siła, lub działające siły się równoważą, to ciało pozostaje w spoczynku lub porusza się ruchem jednostajnym prostoliniowym.
2) Jeśli na ciało działają siły niezrównoważone, to ciało posiada przyspieszenie a=F/m.
3) Zasada akcji i reakcji. Siła powoduje powstanie siły o tej samej wartości i przeciwnie skierowanej, lecz przyłożonej do innego ciała materialnego, więc się nie znoszą.

Czwartą zasadą jest Prawo Powszechnego Ciążenia, które Newton ukradł swojemu poprzednikowi na stanowisku przewodniczącego Królewskiego Towarzystwa Naukowego i się nie przyznał:
f=(G*m*M)/(r*r), gdzie M i m to masy, G=9,8m/(s*s), r to odległość środków mas.

Na tych czterech zasadach oparta jest cała mechanika, inne oddziaływania można z nich wyprowadzić jako przypadki szczególne, o ograniczonym zastosowaniu, zazwyczaj słuszne jedynie wtedy, gdy w układzie obowiązuje zasada zachowania energii, czyli energia nie jest wymieniana z otoczeniem.

W połowie XIX wieku James Clerk Maxwell sformułował prawa elektromagnetyzmu:
1) Zmienne w czasie pole magnetyczne wytwarza pole elektryczne (prawo Faradaya).
2) Przepływający prąd oraz zmienne pole elektryczne wytwarzają wirowe pole magnetyczne (prawo Ampère'a).
3) Źródłem pola elektrycznego są ładunki (prawo Gaussa dla elektryczności).
4) Pole magnetyczne jest bezźródłowe, linie pola magnetycznego są zamknięte (prawo Gaussa dla magnetyzmu).

Pola elektryczne, magnetyczne i grawitacyjne mogą oddziaływać siłą na odległość, tym różnią się się od oddziaływań mechanicznych. Siła elektryczna oraz magnetyczna może przyciągać lub odpychać, grawitacyjna tylko przyciąga. Siły magnetyczne i elektryczne są do siebie prostopadłe.

I to tylko tyle!
Wystarczy poznać te zasady, by móc zrozumieć całą fizykę klasyczną. Wszystkie inne równania da się z nich wyprowadzić, są ich przypadkami szczególnymi (np. przydatny jest wzór dot. elektryczności I=U/R, lecz w pewnych przypadkach nie jest słuszny). Jeśli otrzymane wyniki nie są zgodne z tymi zasadami, to znaczy, że popełniliśmy błąd w obliczeniach (albo odkryliśmy nowe prawo przyrody).

wtorek, 27 października 2009

Ostre hamowanie

Po napisaniu ostatniego postu okazało się, że niektórzy fizycy mogą mieć nawet problem z wyjaśnieniem, dlaczego podczas hamowania samochodem odczuwamy przeciążenie. Tragiczne, ale prawdziwe.

Podświadomie zakłada się, że winna jest zmiana szybkości ruchu względem nawierzchni. To zupełnie nie jest prawdą (zmiana szybkości względem względem czego?).
Pojazd porusza się poziomo, wzdłuż podłoża, a siła od podłoża działa wyłącznie pionowo, nie w kierunku ruchu. Te siły nie mogą oddziaływać na siebie, gdyż są skrzyżowane pod kątem prostym.

Pęd pojazdu względem nawierzchni jest zerowy, ponieważ prędkość pojazdu względem powierzchni, po której jedzie, jest zerowa, pojazd nie przybliża się ani nie oddala od niej.

Siły działające podczas przyspieszania i hamowania pochodzą z tzw. "stożka tarcia". Nie będę wyjaśniał czym jest, ten blog to nie encyklopedia (sprawdzałem - nie ma w Wikipedii, każdy zainteresowany musi poszukać książkę:) . Stożek ów powoduje podczas hamowania powstawanie siły (na kołach, a więc i na osiach) skierowanej pod kątem do kierunku jazdy, więc ma składową pionową i poziomą. Składowa pozioma stożka tarcia to siła, która odpowiada za zmianę szybkości pojazdu podczas hamowania. To właśnie ta siła działa na fotel, wyrywając go spod zadka.

Składowa pionowa stożka tarcia powoduje przyciśnięcie przodu samochodu do nawierzchni. Siły działające na przednie koła są znacznie większe, niż na tylne.

Filmik ukazujący co zostanie z kierowcy po zastosowaniu zasady zachowania pędu przez fizyków można obejrzeć na YouTube.

piątek, 23 października 2009

Mentalność fizyka

Przeglądając w internecie reakcje fizyków na zderzak Łągiewki (i nie tylko) dochodzę do wniosku, że mieliby poważny problem ze zrozumieniem działania czajnika z dzióbkiem.
Dla każdego chyba prócz naukowców jest oczywiste, że czajnik traci energię, kiedy dzióbek gwiżdże. Dla fizyka takie myślenie jest niedopuszczalne, bo przeczy zasadzie zachowania energii.

Nie żartuję, właśnie pokłóciłem się o to na grupie dyskusyjnej fizyki. Uśmiali się na sugestię, że jakieś urządzenie nie musi przestrzegać zasady zachowania pędu, wynikającej z zasady zachowania energii kinetycznej. Bo energia nie może sobie zniknąć.
Zgodnie z ich rozumieniem, kiedy zderzą się dwa jajka, to wymienią prędkościami i każde odleci w swoją stronę. Inaczej złamałoby to zasadę zachowania pędu.

Przecież zderzak kinetyczny jest podobnym układem otwartym, który traci energię. Najpierw energię z miejsca uderzenia (a skądby indziej, przecież uszkodzenia pojazdów podczas kolizji zaczynają się od miejsca uderzenia) akumuluje w wirującym elemencie (by rozpędzić wirnik o określonej masie i średnicy do określonej prędkości trzeba doprowadzić weń określoną energię), później traci - wirnik wskutek tarcia na łożyskach będzie zwalniał i stopniowo wydzielał nagromadzoną energię w postaci ciepła.
Skoro energia uderzenia została pochłonięta, nie działa na pojazd siła. Jeśli nie działa siła, nie ma przyspieszenia (przeciążeń).
Trochę tylko wydaje się dziwaczne odczucie osób siedzących w pojeździe, gdyż świat za oknem nagle się zatrzymuje i nie odczuwają uderzenia. Lecz gdyby zamalować szyby, wtedy wszystko się zgadza. Przesuwanie się pojazdu względem powierzchni ziemi nie ma znaczenia, bo ta powierzchnia w tym przypadku nie jest żadnym układem odniesienia (dla pojazdu i wszystkiego co w nim się znajduje, dla elementu zderzaka już jest, jeśli przeszkoda jest przytwierdzona do podłoża, ale zderzak to nie pojazd, tylko mechanizm oddzielający pojazd od przeszkody).
Jeśli to nie do końca jest jasne, można sobie wyobrazić przeciwna sytuację - to pojazd stoi nieruchomy, natomiast rozpędzona przeszkoda uderza w niego. Dla pasażerów skutki takiego uderzenia są identyczne. Jeśli pomiędzy pojazdem a przeszkodą znajdzie się "coś", co absorbuje całą energię uderzenia, to pojazd pozostanie nieuszkodzony, nie wystąpią w nim także przeciążenia.
W obydwu przypadkach (pojazd uderzający w przeszkodę i przeszkoda uderzająca w pojazd) działające siły są identyczne!

Nie wiem, z czym naukowcy mieli problem przez tyle lat, bo nawet przedszkolak by to zrozumiał.

Fizycy popełnili następujące szkolne błędy:
1) Traktowanie pojazdu jakby to był punkt materialny lub bryła doskonale sztywna.
2) Uważanie elementu zderzaka uderzającego w przeszkodę jako stanowiącego część karoserii.
3) Stosowanie zasady zachowania pędu do układu otwartego, który traci energię.
4) Przyjęcie podłoża jako układu odniesienia, choć w tym przypadku nim nie jest, nie ma żadnego wpływu na działające podczas kolizji siły.
5) Traktowanie energii kinetycznej jakby to była właściwość przypisana sama przez się do poruszającego się pojazdu, tylko z racji jego poruszania się (podobny błąd został popełniony przy formułowaniu Teorii Względności, ale to inny temat:).
Energię kinetyczną możemy co prawda obliczyć ze wzoru ek=(m*V*V):2, lecz prędkość V w tym wzorze to nie jest żadna prędkość absolutna (coś takiego nie istnieje), lecz prędkość względna, pojazdu względem przeszkody.

Należałoby przypomnieć, czym jest energia, to nie jest jakieś nie wiadomo co, posiadane przez ciało materialne i "pozbywane się" podczas uderzenia, które lezie sobie gdzieś. Energia, z definicji, to zdolność wykonania pracy.

W świecie rzeczywistym, z którym fizycy czasem tracą kontakt, uderzenie samochodu wygląda mniej więcej tak:
1) Poruszający się WZGLĘDEM PRZESZKODY pojazd uderza w tą przeszkodę.
2) Przeszkoda oddziałuje na pojazd W MIEJSCU UDERZENIA siłą F, której wartość jest zależna m.in. od masy pojazdu oraz prędkości z p.1 (pomijam w rozważaniach masę przeszkody i siły jej tarcia o podłoże). Stan przed działaniem siły nie ma znaczenia, ważne są tylko parametry samej siły (punkt przyłożenia, wielkość, kierunek itd.).
3) Siła rozchodzi się po karoserii w postaci fal naprężeń w materiale (blacha zachowuje się jak membrana głośnika, stąd huk podczas kolizji). Powodują one odkształcenia materiału, tym większe, im bliżej do miejsca uderzenia (działania siły), ponieważ osłabiają tą siłę. Siła powoduje również pojawienie się przyspieszenia (przeciążenia) w miejscach jej działania, zgodnie ze wzorem a=F/m.

Oprócz punktów 2 i 3 nic innego się nie dzieje w układzie, nie powstają żadne inne siły, prędkości czy przyspieszenia! Nie trzeba stosować żadnych innych obliczeń. Choć obliczenia byłyby bardzo skomplikowane, gdyż wymagają stosowania wzorów z zakresu wytrzymałości materiałów (trzeba przekształcić energię w siłę). Do przeprowadzania symulacji w rozsądnym czasie zderzeń pojazdów używa się superkomputerów o ogromnych mocach obliczeniowych. Z wzoru na pęd kulek się nie da:)
Specjalnie nie wspominam o podłożu, ponieważ w tym przykładzie nie ma ono żadnego znaczenia dla działających sił(!).

Nie trudno sobie wyobrazić co się stanie, jak coś w miejscu uderzenia pochłonie całą siłę albo przynajmniej ją osłabi do niewielkiej wartości. Obliczenia znacznie się upraszczają. Właściwie to nie ma żadnych obliczeń przy zerowej sile.

Poniżej wniosek patentowy, ukazujący budowę zderzaka kinetycznego:
Lucjan Łągiewka (US Pat. 2007/0007780 A1)

Awantura o coś tak prostego. I po co było wrzeszczeć o łamaniu praw fizyki?
Ciekawi mnie reakcja amerykańskich urzędników patentowych. Miejmy nadzieję, że ich fizycy też się ośmieszą...
(może lepiej nie, bo jeszcze odmówią udzielenia patentu z racji rzekomego wykorzystania sił nadprzyrodzonych)

--- dodano 24 października 2009 ---
Dzisiaj pogadałem sobie o zderzaku kinetycznym z innymi studentami z Politechniki Warszawskiej. Nie słyszeli o nim. Ale faktycznie, skutki działania na pozór wydają się niecodzienne, choć wyjaśnienie zasady działania nie stanowiło dla nikogo problemu, nie ma w tym nic tajemniczego. Przekształcanie energii kinetycznej w inne formy odbywa się od dawna w wielu urządzeniach mechanicznych, to żadne nietypowe zjawisko. Zderzak kinetyczny jest mechanizmem, prostym zresztą, więc trzeba go przeanalizować przy pomocy dziedziny nauki zwanej "mechaniką ogólną", natomiast sprężyny bada "mechanika techniczna" (a konkretnie jeden z jej działów - "wytrzymałość materiałów"). Najwyraźniej fizyka nie dysponuje aparatem pojęciowym i matematycznym do analizowania mechanizmów, zresztą technika to nie jej działka.
Ważna uwaga - z samą przeszkodą nie może się stykać żaden element karoserii samochodu.

--- dodano 25 października 2009 ---
Podczas "normalnego" uderzenia samochodu, siła z miejsca uderzenia rozchodzi się po samochodzie, więc ta siła (a przynajmniej jej część, która po drodze nie została pochłonięta/zamieniona w inne formy) działa na fotele kierowcy i pasażerów, jakby "wyrywając" je spod ich zadków. Czyli to nie ludzie siedzący w samochodzie lecą do przodu, tylko samochód wraz z fotelami spod nich ucieka.
Tak to wygląda z punktu widzenia działających sił, a to właśnie przebieg sił śledzi się analizując mechanizmy techniczne.
To, że z punktu widzenia świata zewnętrznego, wszystko wydaje się lecieć do przodu, nie ma znaczenia, gdyż żadne siły ze świata zewnętrznego nie oddziałują bezpośrednio na wnętrze pojazdu.

--- dodano 26 października 2009 ---
Fizyk stoi sobie na chodniku i widzi uderzający w coś samochód. Jego naukowy abstrakcyjnie matematyczny umysł od razu policzy, że kierowca samochodu w chwili uderzenia posiada pęd p=m*V.
Błąd tkwi w założeniu fizyka, iż jest pępkiem świata. W rzeczywistości nie dochodzi do żadnego bezpośredniego przekazywania siły pomiędzy fizykiem a kierowcą, więc ten wzór nie ma zastosowania, gdyż prędkość V to nie bardzo wiadomo wobec czego liczyć. Wobec przeszkody też nie, gdyż samochód nie jest bryła sztywną, jego konstruktorzy postarali się o to, by siła uderzenie nie trafiła bezpośrednio w kierowcę.
Miałby zastosowanie tylko i wyłącznie w przypadku, kiedy zaskoczony umysł fizyka nieświadomie wytworzy jakąś siłę psychokinetyczną, która działa na kierowcę.

Jeśli kierowca nie zetknie się bezpośrednio z przeszkodą, to liczenie jego pędu względem tejże przeszkody jest równie sensowne co względem Księżyca lub komety Halleya.

--- dodano 27 października 2009 ---
Niezrozumiałe okazało się stwierdzenie, że to siedzenie ucieka do tyłu spod kierowcy. Kiedy obserwujemy uderzenie samochodu, mamy wrażenie, że to samochód się zatrzymuje, a kierowca leci do przodu. Przypominam, że chodzi nam o obserwację sił działających na kierowcę. Wyobraźmy sobie, że przesuwamy kamerę wzdłuż trasy samochodu, aby kierowca był w kadrze. Nagle samochód, który uderza w przeszkodę, odskakuje do tyłu, kierowca nadal jest kadrze. Siła działa na samochód. Gdyby działała jakaś siła wyrzucająca kierowcę do przodu, to odczułby uderzenie w plecy siłą, która go wyrzuca. Czyli samochód w coś uderza przodem, a kierowca odczuwa uderzenie z tyłu. Rzecz jasna nic takiego się nie dzieje przy kolizjach.
Kolejny argument, że niby kierowca powinien poruszać się ze stałą prędkością względem podłoża. O ile wiem, nie ma żadnego prawa fizyki nakazującego utrzymywanie stałej prędkości wobec powierzchni, z którą nie łączą żadne siły. Miałoby coś takiego miejsce tylko w jednym przypadku, gdyby karoseria pojazdu uderzającego o przeszkodę przytwierdzoną do podłoża była bardzo sztywna. Jeśli zawiera jakieś elementy pochłaniające energię, to w obiektywie kamery poruszającej się ze stała prędkością względem podłoża zauważymy, że podczas uderzenia samochodu o przeszkodę kierowca cofa się razem z pojazdem względem ruchu obiektywu. Natomiast kierowca w tym momencie nie odczułby niczego, żadnego przeciążenia, gdyż nie działa na niego siła.
Trochę to wydaje się nieintuicyjne, dlatego ważne jest prześledzenie działających sił, gdyż inaczej można łatwo się pogubić w poszczególnych stopniach złożonego mechanizmu. Intuicja może zawodzić, bo nie odzwierciedla jakiejś obiektywnej rzeczywistości, tylko model oparty na naszych codziennych doświadczeniach (dlatego kiedyś uważano, że Ziemia jest płaska, a Słońce mniejsze od portu w Atenach, intuicja tak podpowiadała).
Sam parokrotnie padłem ofiarą pewnej iluzji - siedzę w samochodzie stojącym na czerwonym świetle, nagle widzę, że samochód się zaczyna toczyć w tył, niemal to czuję, więc wciskam z całej siły hamulec. Okazywało się, że to nie mój samochód się poruszał, cały czas stał w miejscu, to tylko samochód stojący obok lekko się poruszył do przodu.

PS. Przyszłym wynalazcom radziłbym pokazywać swoje dzieła inżynierom, nie fizykom. Szkoda nerwów na wojny ideologiczne. Jeśli ktoś nie ma doświadczenia w danej dziedzinie techniki, to może łatwo paść ofiarą iluzji. Znajomość podstawowych praw przyrody to za mało. Każdy fizyk wie, co to napięcie i natężenie prądu oraz rezystancja, zna prawa Kirchhoffa, ale jeśli mu dać schemat zawierający wiele oporników, oczek oraz gałęzi prądu, to się pogubi, nie da rady policzyć. A pierwszy lepszy elektryk po zasadniczej szkole nie będzie miał problemów, bo zna metody takich obliczeń. Fizyk wie, co to tranzystor, ale nie wie, jak dobrać parametry rezystorów polaryzujących go. Wie, co to przekładnia zębata, ale niby skąd ma mieć pojecie, jak powinien wyglądać ząb, ile zębów może mieć koło oraz jaką sprawność ma przekładnia ślimakowa. Działanie zderzaka Łągiewki jest dla inżyniera mechanika czymś prostym i oczywistym, fizyk nie wie nawet, co i jak liczyć. Wiele z pozoru prostych rzeczy z naszego otoczenia zawiera w sobie ogromną dawkę specjalistycznej wiedzy.

czwartek, 22 października 2009

Fruwająca prądnica - przykład

W poprzednim wpisie zasugerowałem możliwość zasilania statku zewnętrznymi polami magnetycznymi.

Jak wiadomo, Ziemia posiada własne pole magnetyczne, nie jest też nieruchoma, wiruje wokół własnej osi i pędzi po swojej orbicie. Słońce również posiada pole magnetyczne. Co do innych planet, nie mam pewności, źródła nie są zgodne. Galaktyka także ma swoje pola magnetyczne.

Niektóre teorie zakładają, że próżnia jest zbudowana z "pól skalarnych", to taka bezgradientowa (bezkierunkowa lub wielokierunkowa) odmiana magnetyzmu. Materia albo pole elektryczne może je zakłócić, co objawia się uporządkowaniem linii sił magnetycznych i powstaniem pola magnetycznego.

Gdyby w kosmosie rozwiesić ogromny pierścień z drutu i ustawić go pod kątem prostym do linii sił magnetycznych w danym miejscu, w pierścieniu popłynąłby prąd elektryczny. Oczywiście w statku nie byłoby żadnego pierścienia z drutu, to tylko przykład koncepcji.
Właściwie już teraz można by zastosować takie urządzenie do zasilania satelitów i stacji kosmicznych. By zwiększyć skuteczność należałoby pierścień doprowadzić do rezonansu z lokalnym polem magnetycznym (np. w pobliżu Ziemi to będzie 7Hz), poprzez przerwanie go w jednym miejscu i dołączeniu regulowanego kondensatora. Powstałby obwód rezonansowy LC, na kondensatorze wytworzy się napięcie.

Ilość wytwarzanej energii jest proporcjonalna do częstotliwości, natężenia pola magnetycznego, ilości zwojów i średnicy pierścienia.

Chyba nie powinienem zdradzać tego pomysłu, gdyż nie będę mógł go opatentować. Na szczęście nikt inny też nie:)

środa, 21 października 2009

Fruwająca prądnica

Naukowcy, którzy wynieśli dogmatyczne myślenie ze szkół, podświadomie zakładają, że pojazd kosmiczny musi mieć jakieś źródło energii, bo inaczej rzekomo złamałby święte prawo zachowania energii.
Rakieta ma chemiczne źródło energii w postaci paliwa, planowano budowę rakiet z napędem nuklearnym. W filmach "Star Trek" sięgnięto po największe obecnie możliwe do wyobrażenia źródło energii, czyli anihilację materii z antymaterią.
Cóż, żyjemy w Polsce, więc zgodnie ze zwyczajem skoro jakieś tam prawo przeszkadza, to trzeba pokombinować, jak je obejść:)
Niby się nie da obejść zasady zachowania energii, a jednak ma ogromną lukę. Tak oczywistą, że nawet nie wspomina się o niej w szkole:
ZASADA ZACHOWANIA ENERGII W UKŁADZIE DOTYCZY TYLKO UKŁADÓW ZAMKNIĘTYCH.

Okazuje się, że zastosowanie pędnika magnetycznego do napędu statku kosmicznego oznacza, iż z zasady działania taki napęd nie musi podlegać prawu zachowania energii, gdyż jest układem otwartym, następuje cyrkulacja energii z otoczeniem.

Zazwyczaj układy otwarte tracą energię, głównie w postaci ciepła, lecz by zyskiwały energię, wystarczy tylko odpowiedni pomysł. Przykładem jest zwykła bateria słoneczna, która wytwarza elektryczność.
Być może tak da się zaprojektować pędniki magnetyczne statku, by pobierały energię z otoczenia. Wszechświat jest ogromnym rezerwuarem energii, nic tylko brać.

Objaśnienie absurdów szkolnej fizyki zawarłem w poniższej książeczce:
Poszło w kulki, czyli nowa fizyka (PL)

sobota, 17 października 2009

Dlaczego na pokładzie statku elektromagnetyznego nie ma przeciążeń?

Jeśli stoimy na powierzchni ziemi, to widzimy jak samochód rusza, przyspiesza i oddala się. My niczego nie doświadczymy.
Jeśli jesteśmy w samochodzie, to widzimy, jak świat za oknem zaczyna się poruszać w tył. Można przyjąć, że to samochód jest punktem odniesienia. Tylko coś tu nie pasuje - to my w samochodzie doświadczamy przeciążeń, więc wiemy, że się poruszamy.

Nie bardzo rozumiałem naturę tego zjawiska, dlaczego siedząc w samochodzie nie widzimy, jak przechodnie pod wpływem przeciążenia przewracają się.

Jak od czasów Newtona wiadomo, każdy układ inercjalny jest dobry, nie ma preferowanego przez naturę. Można sobie wybrać taki, jaki pasuje, np. ułatwia obliczenia. Z nieinercjalnymi jest trochę bardziej skomplikowana sytuacja.

Można za układ odniesienia przyjąć Ziemię, wtedy Słońce, planety i gwiazdy krążą woków niej (po dosyć skomplikowanych orbitach).
Można za układ odniesienia przyjąć Słońce, wtedy to Ziemia i planety krążą wokół niego (po łatwiejszych do matematycznego opisania orbitach).

Wyobraźmy sobie uproszczony Wszechświat, w którym nic nie ma, prócz próżni i dwóch oddalających się statków z prędkością 0,9 prędkości światła, ruch jednostajny prostoliniowy. Nie ma innego układu odniesienia, więc możemy wybrać dowolny.

Jeśli spojrzymy ze statku A na statek B, będzie się oddalał z prędkością 0,9C, wystąpią na nim pozorne efekty relatywistyczne (tak jak istnieją "siły pozorne" w mechanice), czas się wydłuży, masa wzrośnie.
Jeśli spojrzymy ze statku B na statek A, sytuacja będzie analogiczna, to A się oddala, to na nim wystąpią efekty relatywistyczne.

Jeden ze statków zaczyna wykonywać manewry. Dlaczego przeciążenia wystąpią w nim, nie w drugim statku, skoro nie ma innych punktów odniesienia???

Podejrzewam, że winien jest PUNKT PRZYŁOŻENIA SIŁY przyspieszającej. Jeśli jest przyłożona siła do samochodu, to przekształcona energia powoduje przeciążenia. Analogicznie w samolocie myśliwskim, to siła jest przyłożona do samolotu i wciska pilota w fotel.

Zderzak Łągiewki wykazuje, że tą siłę możemy skierować na inny obiekt, np. wirującą masę lub wyrzucaną kulkę, wtedy nie doznamy przeciążeń podczas zwalniania.

Kluczowy w rozróżnianiu układu inercjalnego, w którym nie ma przeciążeń, od nieinercjalnego, w którym istnieje przyspieszenie, jest właśnie PUNKT PRZYŁOŻENIA SIŁY.

W przypadku pojazdu latającego z napędem elektromagnetycznym, siła napędzająca nie musi być przyłożona do kadłuba, może do świata zewnętrznego (!).
Czyli pojazd znajduje się w swoim własnym inercjalnym układzie odniesienia, nie doświadcza żadnych przeciążeń. To świat zewnętrzny się porusza. Pędnik elektromagnetyczny przyspiesza świat zewnętrzny, gdyż punkt przyłożenia siły jest do niego podczepiony, nie do statku.

Kiedy stoimy na powierzchni ziemi, na widok manewrującego statku nie przewrócimy się. Lecz tylko z powodu różnicy mas. Ta sama siła, przyłożona do kadłuba statku, nada mu ogromne przyspieszenie. Natomiast świat zewnętrzny ma o wiele większą masę od masy statku, więc jego przyspieszenie, którego doznamy, będzie niemierzalne, praktycznie zerowe. Ta siła rozłoży się na ogromną masę całego Wszechświata.

Jest jedna siła F wytwarzana przez pędnik statku.
Jeśli jest przyłożona do świata zewnętrznego, to doznaje on przyspieszenia a=F/m, gdzie m to masa świata zewnętrznego, w praktyce zbliżona do nieskończoności, więc przyspieszenie jest praktycznie zerowe.
Na zasadzie akcji i reakcji, statek podlega przyspieszeniu a'=F/m', gdzie m' jest masą statku. Jest ona niewielka, więc przyspieszenie ogromne. I... brak przeciążeń (!).

--- dodano 18 października 2009 ---
Miałbym ważną uwagę dla pilotów, szczególnie samolotów wojskowych. Gdyby kiedykolwiek zauważyli dziwny pojazd latający, nie posiadający skrzydeł ani dysz rakietowych i wykonujący manewry pozornie przeczące prawom fizyki, to pod żadnym pozorem nie powinni zbliżać się do niego!
Taki pojazd znajduje się we własnym inercjalnym układzie odniesienia, co oznacza, że wszelkie obiekty znajdujące się poza nim są w układzie nieinercjalnym. W efekcie działające przeciążenia mogą rozerwać nadlatujący samolot. A potem będzie na załogę obiektu, że niby dysponuje jakąś superbronią i ma wrogie zamiary:)

--- dodano 19 października 2009 ---
Gdyby kiedykolwiek doszło do powyższej sytuacji, świat nigdy by się o niej nie dowiedział. Rozumowanie wojskowych, służb bezpieczeństwa oraz polityków jest proste - uważają ludzi za skończonych idiotów, którzy na wieść o potencjalnym niebezpieczeństwie wpadną w panikę. Ludzie niby zaczną wrzeszczeć, biegać bez sensu oraz tratować się nawzajem. Lecz jak ludzie się faktycznie się zachowają, to sam Czytelnik na swoim przykładzie zobaczy.

Względność

We wpisie "Ostateczna granica" podjąłem temat względności ruchu.
Każdy słyszał legendę o Mikołaju Koperniku, który swoją teorią heliocentryczną "wstrzymał Słońce i ruszył Ziemię".

Proponuję przetestować jakiegokolwiek nauczyciela, dając mu wybór poprawnej z dwóch możliwości:
1) Ziemia krąży wokół Słońca.
2) Słońce krąży wokół Ziemi.

Która ewentualność jest prawdą?

Każdy bez wahania odpowie, że pierwsza.
Paradoks w tym, że formalnie obydwie są prawdziwe (!).

Otóż tak się jakoś składa, że Wszechświat nie ma centrum. Czyli nie ma jednego punktu odniesienia. By opisać jakikolwiek ruch, musimy to zrobić względem czegoś, wybrać układ współrzędnych. Możemy to zrobić absolutnie dowolnie, jak nam pasuje. Możemy Słońce uznać za punkt odniesienia, możemy też Ziemię, albo centrum galaktyki. Lecz opisywanie ruchu Słońca, planet i gwiazd względem Ziemi jest po prostu niewygodne z matematycznego punktu widzenia, bardzo komplikuje obliczenia.
Ruch Ziemi opisujemy jako podróż wokół Słońca, ruch człowieka na powierzchni Ziemi względem tej powierzchni, to po prostu wygodne i praktyczne. Ale ten sam ruch możemy opisać względem osi obrotu planety, wtedy okaże się, że siedząc pędzimy szybciej niż dźwięk w powietrzu, możemy też względem Słońca i czegokolwiek innego.

Rewolucja w poglądach Kopernika, a później Galileusza, polegała na czymś zupełnie innym, co przeraziło Inkwizycję.
Dotychczas obowiązywała nieco zmodyfikowana koncepcja Arystotelesa, w której Ziemia stanowi centrum Wszechświata i otoczona jest sferami, na których Bóg umieścił Księżyc, Słońce, planety i gwiazdy. Zewnętrzną sferą było Niebo, na jej powierzchni mieszkali aniołowie i Bóg. Jeśli ten obraz miałby się okazać nieprawdziwy, to gdzie był dom aniołów? Oznaczałoby to, że... Bóg nie istnieje.
Współczesne chrześcijańskie wyobrażenie zaświatów powstało stosunkowo niedawno. Według wcześniejszych dogmatów Jezus i Jego matka Maryja trafili do Nieba wraz z fizycznymi ciałami. To byłoby raczej trudne, gdyby Niebo nie było fizycznie istniejącym miejscem.

piątek, 16 października 2009

Nowa fizyka - c.d.

Ostatnio opisałem zderzak, który powoduje 'przepływanie' pędu (p=m*V) rozpędzonego obiektu na inny obiekt. Doświadczenie tego typu jest znane fizykom. Poniżej rysunek pokazujący zderzanie się sprężyste kulek, pochodzący ze strony Jakuba Wróblewskiego (rys.1):


Zderzak, kiedy został zaprezentowany wiele lat temu, wzbudził sporo kontrowersji, dochodziło do sporów pomiędzy teoretykami próbującymi wykazać, że jego działanie jest niemożliwe a praktykami, którzy widzieli działanie zderzaka.
Poza stekiem bzdur, wysuwanych przez teoretyków, mają oni jeden poważny argument. Skoro następuje zmiana prędkości (wyhamowanie) człowieka, to zgodnie z II Zasadą Dynamiki Newtona powinno działać na człowieka przeciążenie (a=F/m). Tak to już jest, jak się zakuwa na pamięć szkolne regułki, nie dochodząc, skąd się wzięły. Tak, panowie sceptycy, prawa dynamiki Newtona wielokrotnie wykazały swoją swoją słuszność, ale już niemal stulecie temu zostały tak jakby obalone przez mechanikę relatywistyczną.
Współczesna, uogólniona druga zasada dynamiki stwierdza, że "zmiana pędu ciała jest proporcjonalna do działającej siły wypadkowej".
Cóż to oznacza? Jeśli pęd ciała zostałby przekazany w całości innemu obiektowi, to na ciało nie działałaby siła wypadkowa. Wydaje się to dziwne i sprzeczne ze "zdrowym rozsądkiem", jak wiele zresztą ustaleń fizyki, począwszy od jednakowej prędkości spadania worka pierza i ołowiu (na ołów grawitacja działa większą siłą, więc powinien osiągać większą prędkość spadania).
Druga zasada dynamiki wynika z zasady zachowania pędu, a ta z kolei z zasady zachowania energii, która musi być spełniona w układach mechanicznych (co innego w fizyce kwantowej). Kto przeżył te nudne wyprowadzanie wzorów na lekcjach fizyki, teraz już wie, po co to było. By zrozumieć niektóre zjawiska, nie wystarczy pamiętać tylko gotowych wniosków.

Powyższy rysunek pokazuje, że pęd jednej kulki jest przekazywany drugiej w całości. Skoro tak, to jakim cudem miałoby dochodzić do przeciążeń pierwszej kulki? Skąd wzięłaby się na to energia, skoro poszła sobie do drugiej? Na rysunku pokazany jest pojemniczek z wodą, która nie wyleje się podczas uderzenia. Można oczywiście zastosować akcelerometr (czujnik przyspieszenia).
Na 'zdrowy rozsądek' też da się wytłumaczyć. Wystarczy zauważyć, że w chwili uderzenia nie mamy do czynienia z kilkoma obiektami, lecz z jednym, kulki stanowią całość. Nie są niczym ze sobą przymocowane, ale to nie ma znaczenia, w tej jednej chwili uderzenia są jednym obiektem.

Mało kto wie, że zasady podobne do działania zderzaka Łągiewki są od dawna stosowane w... motoryzacji. Pierwsza była firma Volvo.
O ile udawało się jakoś pochłonąć energię uderzenia czołowego, sytuacja ze zderzeniami bocznymi była o wiele gorsza. Nie można było zastosować bocznych stref zgniotu, ze względu na niewielkie odległości.
Z analizy tych wypadków wynikało natomiast, że ludzie wychodzili z nich bez widocznych obrażeń, dopiero kilka dni później nagle słabli i umierali. Sekcje zwłok wykazywały, że zgon następował w wyniku obrzęku mózgu.
Volvo zastosowało ciekawą konstrukcję nadwozia, która odprowadzała energię z miejsca uderzenia na inne części karoserii. To powodowało znaczne zmniejszenie przeciążeń działających na pasażerów. Jak podejrzewam, ta sztuczka jest powszechnie stosowana przy konstrukcji karoserii samochodowych, bo jest znana gdzieś od lat osiemdziesiątych.
Każdy zauważył, że samochody cechują się różnym stopniem bezpieczeństwa biernego (przy zderzeniach). Organizacja Euro NCAP przyznaje po crash-testach słynne gwiazdki. Ilość przyznanych gwiazdek (w praktyce od 3 do 5) wynika głównie z pomiarów przeciążeń. Zaraz, skoro samochody mają strefy zgniotu mniej więcej tej samej wielkości, więc zmiana szybkości następuje na właściwie tej samej długości, to skąd znaczne rozbieżności w pomiarach siły?
A już samochody Formuły 1 to całkiem zdają się przeczyć prawom fizyki - tam odkształcenia karoserii przy uderzeniach wynoszą nie metry, a pojedyncze centymetry. Przy ogromnych prędkościach pojazd rozpada się w pył, zostaje tylko nienaruszona kabina kierowcy, który wychodzi bez szwanku.

--- dodano 18 października 2009 ---
By zrozumieć działanie zderzaka z punktu widzenia mechaniki lub fizyki, należy się zastanowić, gdzie są inercjalne i nieinercjalne układy odniesienia. Czyli, gdzie działają siły sprawiając, że układ jest nieinercjalny i dzięki przyspieszeniu pojawia się bezwładność.
Przywykliśmy, że w uderzającym w coś samochodzie działają siły, więc dochodzi do przeciążeń. Wynalazek Łągiewki sprawia, że siła jest zamieniana na ruch obrotowy elementu zderzaka. Czyli w uderzającym samochodzie nie działa siła, więc... jest układem inercjalnym, nie ma w nim bezwładności. To nie jest złamanie praw Newtona, tylko ich sprytne obejście.
Energia uderzenia nie ucieka w nicość, jest kumulowana w wirującym elemencie.
Osobiście uważam, że zastosowanie tego wynalazku jest dosyć ograniczone i raczej nie nadaje się do zastosowań w motoryzacji ze względu na wymiary, masę i ograniczoną zdolność wchłaniania energii. Uderzenie przy zbyt wysokiej prędkości zmagazynowałoby tak dużą energię, że wirujący element mógłby zostać rozerwany, co stanowiłoby niebezpieczeństwo dla osób postronnych. Zderzak taki nie jest też skuteczny przy uderzeniach pod kątem.
Lecz zasada działania może okazać się przydatna w innych zastosowaniach. Szkoda, że opis pędnika nie został opublikowany.

czwartek, 15 października 2009

Nowa fizyka

W poprzednim wpisie pokazałem sposób na "obejście" teorii względności Einsteina. Wystarczyło tylko dodać do układu trzeci obiekt i uwzględnić trzeci punkt widzenia. Tą samą sztuczkę można zastosować dla innych zasad fizyki.

Wydawało by się, że fizyka opisuje podstawowe prawa natury. Dzięki niej wiemy, co jest możliwe, a co nierealne. Lecz te prawa zawierają drobniutkie niedopatrzenie, taką lukę, a mianowicie dotyczą interakcji tylko dwóch obiektów.
Parę przykładów:
- Zasada akcji i reakcji Newtona, np. zderzenie dwóch kulek;
- Przyciąganie grawitacyjne (dwa obiekty posiadające masę przyciągają się z siłą...);
- Przyciąganie i odpychanie elektrostatyczne;
- Przyciąganie i odpychanie magnetyczne.

Nie zawsze wiadomo co się stanie, jeśli do każdego z powyższych układów dodamy trzeci obiekt. Każdy wzór uwzględnia tylko dwa obiekty. Do większej ilości obiektów stosuje się zasadę superpozycji oddziaływań (sumuje się wektorowo poszczególne oddziaływania).

Lecz zawsze można poszukać takiego układu trzech i więcej obiektów, przy którym uzyskuje się efekty przeczące dotychczasowemu wyobrażeniu.
Przykładem są zderzenia trzech obiektów, w których jeden z nich może przejąć energię pozostałych. Tą ideę zastosował Lucjan Łągiewka w skonstruowanym przez siebie zderzaku. Wsiadł do samochodu Fiat 126P, nie zapiął pasów i wjechał w ścianę. Ani on, ani samochód, nie doznali żadnych uszkodzeń, cała energia została pochłonięta przez wirujące elementy zderzaka.

Poniżej fragment programu telewizyjnego "Nie do wiary":


Uważam, że badania interakcji trzech i więcej obiektów mogą dostarczyć zupełnie nowych praw fizyki, dla których dotychczas znane są tylko przypadkami szczególnymi. Kto wie, jakie to może otworzyć perspektywy.

środa, 14 października 2009

Ostateczna granica

Naukowcy zawodzą, że obiekt materialny (posiadający masę) nie może przekroczyć prędkości światła. Czyżby?
Wyobraźmy sobie uproszczony wszechświat, w którym nie ma nic oprócz jednej planety. Z tej planety wystartowały dwa statki (o tej samej konstrukcji) w przeciwnych kierunkach, każdy z nich osiągnął prędkość 0,6C (3/5 prędkości światła). Ludziki zamieszkujące planetę pokłóciły się, każdy naród chciał podbić pozostałe dla zysku, sytuacja wymknęła się spod kontroli i wysadziły planetę, tyle na tym zyskały. Mamy Wszechświat bez planety, za to z dwoma statkami, niczym więcej. Z jaką prędkością porusza się każdy z nich?

Tematykę podróży nadświetlnych omówiłem w krótkim tekście zamieszczonym na Scribd.com

--- dodano 17 października 2009 ---
Na grupie dyskusyjnej fizyki otrzymałem odpowiedź, że względna prędkość statków (czyli jednego wobec drugiego) wynosi 0,88C.
Czekam na odpowiedź, w którym z nich wystąpią zjawiska relatywistyczne.

czwartek, 8 października 2009

Gwiezdne statki - c.d.

Dzisiaj w radioodbiorniku usłyszałem wypowiedź pewnego astronoma, że podróże poza nasz układ planetarny nie będą nigdy możliwie z racji odległości itp.
Przeanalizujmy wątek logicznie, bo ktoś tu ma z tym problem:)

1) Kwestia komunikacji międzygwiezdnej. Fale elektromagnetyczne są zbyt powolne. To się zgadza. Więc są dwa rozwiązania, można albo pogodzić się z tą niemożliwością, popaść w marazm i marudzić, że nigdy się nie uda, albo podejść konstruktywnie do problemu. Jeśli fale radiowe mają jakieś tam ograniczenie, to trzeba zrezygnować z ich stosowania i poszukać innego wyjścia. Trudno je znaleźć, gdy się nie szuka. Jeśli jakaś tam teoria sprzed stulecia czegoś zabrania, to zawsze można zmienić teorię, gdyż każda jest tylko subiektywnym tworem umysłu.
Może są szybsze cząstki lub fale? Można pójść jeszcze dalej, zrezygnować z nośnika informacji. Sama informacja, bez fizycznej energii, jest tworem abstrakcyjnym, więc nie podlega ograniczeniom prędkości. To jak z tymi sprzężonymi elektronami, gdy coś się z jednym dzieje, to drugi natychmiast reaguje, niezależnie od odległości.

2) Kwestia konstrukcji statków. Są dwie możliwości napędu, choć wykorzystuje się tylko jeden. Jest nim napęd chemiczny, działający na zasadzie odrzutu czy też eksplozji. Na pierwszy rzut oka ma on wadę dyskwalifikującą - ograniczenia w ilości zabieranego paliwa. To jak ze statkiem morskim, który płynie dotąd, aż mu się paliwo skończy. Albo balon z otworem, który leci aż wyczerpie mu się powietrze pod ciśnieniem.
Drugą możliwością jest napęd elektromagnetyczny, ma tę zaletę, że materiał pędny nigdy mu się nie wyczerpie. Jest jak nadajnik radiowy, wysyła fale dopóki ma zapewniony dostęp energii. Albo analogia ze statkiem z silnikami elektrycznymi - paliwo się nie skończy, jedynie może się wyczerpać źródło energii. Zbiornik paliwa a źródło energii to zupełnie różne rzeczy, zbiorniki mają pojemność.
Ten drugi sposób ma chwilowo dwa ograniczenia, takie jak znalezienie sposobu zaprzęgnięcia pól elektromagnetycznych do napędu oraz budowa źródła energii. Choć na razie nie bardzo wiadomo jak to zrobić, ale przynajmniej wiadomo, w jakim kierunku prowadzić poszukiwania. A to już coś.

Jakoś naukowcy przez blisko pół wieku nie wiedzieli, co zrobić z odkrytymi falami elektromagnetycznymi, traktowali je jako ciekawostkę przyrodniczą, bez szans na praktyczne zastosowania. Najczulszy detektor, jaki znano, czyli koherer, miał bardzo słabe parametry i wymagał regeneracji po każdym załączeniu się (znaczy się, trzeba go było postukać). Dopiero uśmialiby się, gdyby ktoś im opowiedział o urządzeniu wielkości małej paczki papierosów, przez które można by idąc ulicą rozmawiać z inną osobą na innym kontynencie, w dodatku widzieć ją. Gdzie w czymś takim zmieścić koherer, iskrownik nadawczy, kilkudziesięciometrową antenę i akumulator ołowiowy.

Jeszcze jedno wiadomo o napędzie elektromagnetycznym, choć strach o tym pisać. Statek musi mieć kształt... dysku. To wynika z rozkładu energii na powierzchni kadłuba oraz naprężeń konstrukcji.
Na koniec wypadałoby mi wystosować apel do pisarzy oraz twórców filmów science-fiction, by nadawali przedstawianym statkom kosmicznym prawidłowy kształt. Rozumiem, że to fikcja, ale niech ma choć trochę realizmu.

środa, 7 października 2009

Gwiezdne statki

W książeczce wspominałem o idei napędu międzygwiezdnego.
Jest prosta – materia składa się z dwóch następujących po sobie cyklicznie faz, raz jest materią (cząstką), a raz myślą (falą).
Materialna cząstka znajduje się w znanej wszystkim trójwymiarowej przestrzeni kartezjańskiej, przedmioty mają swoje wymiary fizyczne. To właśnie je dostrzegamy.
Natomiast faza niematerialna, myśl, znajduje się poza przestrzenią, nie ma wielkości. Nie dostrzegamy jej, gdyż nie posiadamy odpowiednich narządów zmysłów (szyszynka jest słabo rozwinięta). Czasem tylko fizycy coś przeczuwają, ale nie rozumieją, o co chodzi w dualiźmie korpuskularno-falowym. Zależnie od obserwatora, cząstki subatomowe, a nawet materia, przejawiają właściwości falowe. Z drugiej strony, w obliczeniach inżynierskich często przechodzi się na płaszczyznę liczb zespolonych. Lecz liczby zespolone, leżące poza kartezjańskim układem współrzędnych, uważa się raczej za twór teoretyczny, pomimo poprawnych wyników przekształceń matematycznych.
Jeśli liczby zespolone odnoszą się do realnego tworu fizycznego, czyli materia składa się z dwóch różnych faz o przeciwwstawnych właściwościach, to w momencie fazy niematerialnej przestrzeń kartezjańska przestaje mieć znaczenie, czyli odległości przestają istnieć. W tym momencie można przedmiot (lub cały pojazd) przesunąć w potencjalnie dowolne miejsce przestrzeni kartezjańskiej, i w tym miejscu się objawi w kolejnej fazie swoich cząsteczek. De facto nie chodzi o jakiekolwiek przesunięcie w przestrzeni, nie o osiągnięcie jakiejś prędkości, gdyż pojazd w fazie niematerialnej jakby się już znajdował wszędzie, jednocześnie w całym Wszechświecie. Więc np. podczas startu z Ziemi już się znajduje nad planetą docelową.
Nie tylko pojazd, ale wszystko to, co istnieje, znajduje się wszędzie, nawet my. W ten sposób wszystko jest jednością, łączy się ze sobą.
Specjalnie pomijam techniczne sposoby realizacji takich podróży. Mogę tylko wspomnieć, że wymagają opanowania pewnego typu nieznanych jeszcze fal.
Celowo też używam określenie “myśl”, nie “fala”, gdyż w zasadzie to jest myśl. Nie ludzka, leczy myśl Wszechświata, polaryzująca pierwotną energię na dwa przeciwwstawne, lecz uzupełniające się bieguny, które wchodzą w interakcje ze sobą tworząc wszystko to, co istnieje.
Polinezyjskie przysłowie mówi: “myśleć znaczy stwarzać, dzisiejsze myśli to jutrzejsze zdarzenia”.