piątek, 30 kwietnia 2010

Potop

W powszechnym mniemaniu biblijny potop to padający sobie deszczyk, może jakaś tam sobie lokalna powódź w Mezopotamii. Jednak legendy o potopie są obecne w każdym zakątku Ziemi, to była seria potężnych kataklizmów na skalę globalną.

Pierwotnie (kilkadziesiąt tysięcy lat temu) średnica Ziemi była mniejsza od współczesnej o ok. 35-40%, grawitacja była również znacznie niższa. Umożliwiało to życie ogromnych zwierząt (i prawdopodobnie ludzi o wzroście ok. 4m), wiele z gatunków miało większą wersję. Jak wykazały symulacje, niektóre z tych zwierząt nie mogłyby przeżyć przy obecnej wielkości grawitacji, ich serca nie wytworzyłyby wystarczającego ciśnienia krwi. Większość form życia istniało równocześnie, a nie następowały po sobie jak to przewiduje teoria ewolucji - znajdowane są ślady i skamieniałości ludzi, dużych ssaków i dinozaurów w tych samych warstwach geologicznych, są również szkielety dinozaurów które jeszcze nie uległy skamienieniu i można z nich wydobyć DNA (po "setkach milionów" lat?)

Powierzchnia planety pokryta była płytkim praoceanem, lądy (lub jeden ląd) stanowiły znacznie mniejszy ułamek powierzchni niż obecnie, brak było wysokich wzniesień. Wokół planety rozciągała się gruba warstwa chmur, blokująca szkodliwe promieniowanie i stabilizująca klimat, zbliżony do subtropikalnego. Pionowa oś powodowała brak pór roku. Nie było wtedy ruchów płyt tektonicznych, podobnie zresztą jak na innych planetach Układu Słonecznego.

Kilka (5-10) tysięcy lat temu nastąpiła seria kataklizmów. Najpierw zderzył się z Ziemią ogromny obiekt (kometa, a raczej asteroida czy planetoida), przebił płaszcz planety. O jego wielkości świadczy dno Pacyfiku - całe jest zbudowane ze skały wulkanicznej powstałej niemal jednocześnie. Powierzchnia planety została rozbita na oddzielne płyty które utworzyły kontynenty, początkowo poruszały się stosunkowo szybko i obecnie zwolniły już do kilku centymetrów na rok. Tarcie spowodowało podgrzanie skał i ich uplastycznienie, przez co mogły ukształtować się góry.

Można wyróżnić kilka charakterystycznych obszarów wokół miejsca uderzenia:

  • A) Epicentrum. Temperatury wielu tysięcy stopni. Wszystko spłonęło, brak znalezisk.
  • B) Żar, spłonęły tkanki miękkie, zostały kości, czasem opalone na czarno, pogrzebane w mule naniesionym przez warstwy wody, który szybko stwardniał i zakonserwował kości.
  • C) Potop i obniżenie temperatury. Zachowały się zwierzęta z mięsem skórą i włosami.
  • D) Masowe mogiły, w których znajduje się naniesione przez wody przemieszane ciała zwierząt z połamanymi kośćmi, pogrzebane w szybko twardniejącym mule.

W wysokiej temperaturze i ciśnieniu ze szczątków wytworzył się węgiel i ropa naftowa.

Jakiś czas po pierwszym uderzeniu spadły mniejsze obiekty. Wszystkim towarzyszyły impaktowe trzęsienia ziemi, wybuchy wulkanów, pożary, wrzące wody oceanów, fale tsunami wysokie na kilometry, poimpaktowa noc i zima, śnieżyce, ulewy.

Zwiększyła się średnica i masa Ziemi, wzrosła grawitacja, oś przechyliła się o 20 stopni, pojawił się ruch precesyjny.

Mnóstwo dowodów przedstawionych jest w książkach Zillmera. Poniżej film ze strony NoEvolution.org:

Jak widać, są poważne wątpliwości odnośnie faktu istnienia ewolucji, a nawet długotrwałości życia na Ziemi (tych "milionów lat"). Jednak zwolennicy tej koncepcji nadal uważają, że jej przeciwnicy wierzą w nadprzyrodzone duszki, więc nie mogą mieć racji.

czwartek, 29 kwietnia 2010

Datowanie potas-argon

Metoda polega na pomiarze ilości izotopu potasu K40 w stosunku do powstającego podczas jego rozpadu argonu Ar40.

Jest to w pełni naukowa i absolutnie niepodważalna metoda datowania. Przykładowo, w 1992 roku dr Steven A. Austin pobrał próbkę z kopuły lawowej pochodzącej z wybuchu wulkanu Mount St. Helens (17 października 1980 roku). Została rozdrobniona, przesiana i poddana datowaniu radioizotopowemu w laboratorium Geochron w Cambridge, które nie zostało poinformowane o jej pochodzeniu. Oto wyniki dla próbek mających 12 lat:

  • pył skalny: 350000+/-50000lat.
  • mieszanka skaleni: 340000+/-60000lat.
  • mieszanka amfiboli: 900000+/-200000lat.
  • mieszanka piroksenów 1: 1700000+/-300000lat.
  • mieszanka piroksenów 2: 2800000+/-600000lat.

Inne przykłady datowania:

  • bazalt Hualalai (rok erupcji 1801): 1330000lat.
  • bazalt Etny (rok 122 p.n.e.): 170000lat.
  • bazalt Etny (rok 1792): 210000lat.
  • bazalt z Sunset Crater (rok 1065): 100000lat.
  • plagioklaz z Mt. Lassen (rok 1915): 80000lat.

Twórcy tej metody datowania najwyraźniej nie mieli pojęcia, że skały lubią wchłaniać argon. Po dziś dzień nie mają pojęcia, metoda nadal jest stosowana, bo udowadnia, że dinozaury teoretycznie żyły setki milionów lat temu, więc teoretycznie musi być dokładna.

Więcej przykładów opisuje w swoich książkach Hans-Joachim Zillmer. Miały powstać filmy dokumentalne dla niemieckiej telewizji, ale reżyserzy zostali zastraszeni, a jedyny nakręcony film zszedł z anteny.

Cóż, jeśli naukowcy nie potrafią znaleźć innej interpretacji możliwości powstania życia na Ziemi zaledwie kilkadziesiąt tysięcy lat temu niż tylko nadprzyrodzony cud, więc według nich to nie może być prawdą i należy ukryć wszystkie dowody, to miej nas Panie Boże w opiece.

wtorek, 27 kwietnia 2010

A dzięcioł sobie puka

Dzięcioł przypomina młot pneumatyczny - uderza dziobem w drzewo 20 razy na sekundę. Jednak nie dostaje wstrząsu mózgu.

Jego czaszka jest tak zabudowana, by siła uderzenia omijała mózg. Chwileczkę... fizyk nie zaakceptowałby tego wyjaśnienia. Teoretycznie nie ma znaczenia gdzie się zapodziała siła, przecież mózg zwalnia z pewnej prędkości do zera na kilkumilimetrowej drodze, przeciążenia muszą być. Tylko czy oby na pewno świat zewnętrzny jest dla mózgu punktem odniesienia? Przecież mózg nie styka się z nim bezpośrednio. Taki naturalny pierwowzór zderzaka Łągiewki.

Już sobie wyobrażam ewolucję tegoż ptaka, te tysiące nienormalnych dzięciołów walących głowami w drzewa, a nieliczne zmutowane co przeżywały przekazywały geny swoim dzieciom, aż gatunek po milionach lat doprowadził sposób walenia głową do perfekcji.

Język dzięcioła to też prawdziwy majstersztyk, wewnątrz czaszki owija się wokół głowy. Chyba musiał urosnąć od tego walenia.

---dodane 19 kwietnia 2010 roku---

Chyba pomyliłem się z tym językiem, jest zakorzeniony z tyłu głowy i wchodzi do dzioba poprzez dziurki od nosa.

poniedziałek, 26 kwietnia 2010

Dyrektywa RoHS

Unijna dyrektywa Restriction of Hazardous Substances (2002/95/EC), nakazująca m.in. eliminację ołowiu w stopach lutowniczych urządzeń elektronicznych. Coraz częściej się o niej słyszy, producenci się chwalą jej przestrzeganiem.

A nieoficjalnie każdy ekspert specjalizujący się w technikach lutowniczych przyznaje, że ten pomysł urzędników jest kompletnie bzdurny. To takie pozoranctwo, że niby coś się robi dla środowiska i przy okazji któraś z ponad tysiąca komisji może się wykazać.

Otóż ołów w stanie stałym jest kompletnie nieszkodliwy (ktoś się zatruł szkłem okiennym?), niebezpieczne są dopiero jego związki w żywności. A w urządzeniach elektronicznych jest przecież w stanie stałym i nie jest spożywany, w dodatku podlegają one obowiązkowi recyklingu. Eliminacja ołowiu powoduje natomiast znaczne problemy z jakością połączeń lutowanych, są słabsze i mniej trwałe (potrafią same się wykruszać). To powoduje znaczne ograniczenie niezawodności i czasu życia urządzeń elektronicznych.

niedziela, 25 kwietnia 2010

Buszujący z zbożu

Ostatnio coraz częściej pojawiają się "kręgi w zbożu". Jako że wszędzie piszą na ten temat same nonsensy, to może dorzucę swoje trzy grosze.

Załóżmy, że przynajmniej część z nich to wytwór cywilizacji pozaziemskich. Wnioski wydają się oczywiste:

  1. To forma sztuki. Figury geometryczne same w sobie celowo nie mogą niczego oznaczać, gdyż żadna inteligencja pozaziemska nie podzieliłaby się z ludźmi swoją wiedzą. Jak głoszą legendy, kiedyś próbowali, ale ludzie zamiast pilnie się uczyć zaczęli skuteczniej się mordować nawzajem, co doprowadziło niemal do zagłady życia na Ziemi przy pomocy Potopu (ludzie zostali uznani za zagrożenie).
  2. To demonstracja możliwości technicznych owych cywilizacji. Gdyby podróże międzygwiezdne  były jakimś większym kłopotem, nikomu nie chciałoby się organizować takich pokazów. To oznacza, że te podróże nie są większym przedsięwzięciem niż dla ludzi wyjazd na zakupy. Może ludzie domyślą się, że nie są pępkiem wszechświata.
  3. To informacja, że nie mają wrogich zamiarów. Gdyby chcieli zaatakować, to dokonaliby tego już dawno temu, przecież dotarcie do Ziemi to żaden kłopot.
  4. Oswajanie ludzi z własną obecnością i badanie reakcji społeczeństwa, aby ustalić nadejście momentu, w którym mogą się oficjalnie ujawnić nie wzbudzając chaosu.

Wielka mi tajemnica.

sobota, 24 kwietnia 2010

Ewolucja, cz.4

Drążę temat ewolucji.

Podobno naukowcy potrafią prześledzić ewolucję gatunków wstecz na podstawie znajdywanych szczątków. Rzeczywistość jak zwykle odbiega od wyobrażeń.

Współcześnie żyje kilka milionów gatunków, choć wiele z nich to właściwie podgatunki, zróżnicowane ze względu na środowisko (np. komary z londyńskiego metra nieco się różnią od tych z powierzchni).

Odkryto około 250 tysięcy gatunków kopalnych, z czego 95% to organizmy morskie (w tym kręgowce), 4,75% to rośliny i algi, pozostałe 0,25% to zwierzęta lądowe (w tym ssaki). Czyli znaleziono szczątki około tysiąca kopalnych gatunków lądowych, w tym 1300 szkieletów dinozaurów. Naukowcy szacują, że to zaledwie 1..0,1% wszystkich wymarłych gatunków.

Jak na moje oko stwierdzenie, że na podstawie co tysięcznego elementu jakiegoś zbioru można wysuwać absolutnie pewne wnioski co do całości zbioru, to raczej podejście oparte na wierze, nie zaś na faktach. Znanych faktów jest po prostu zbyt mało.

Przykład przytaczanego "dowodu" na istnienie ewolucji: Wykonano odwiert wiertłem rurowym w dnie oceanicznym, sięgający wgłąb do warstw "datowanych" na 8 milionów lat. W tym okresie czasu liczba komór w ostatnim zwoju otwornic Globorotalia conoidea spadła z 4,8 komory/skręt do 3,3 komory na skręt. To wartość średnia, czyli w populacji żyjącej jednocześnie była zróżnicowana liczba komór, ten typ tak ma. Przykład obrazuje, na jakich poszlakach zbudowano teorię ewolucji.

Tak sobie myślę, może śliczne ptaki-nieloty z wysp tropikalnych nie wyewoluowały na nich z gatunków fruwających, ale po prostu gdzie indziej zostały pożarte przez drapieżniki. A otwornice z większą ilością zwojów łatwiej opadały na dno.

Temat jest rozwojowy, a początkowo uważałem, że teoria ewolucji jest nie do podważenia.

-----

Może parę słów o tym, jakie motywy mogą skłaniać do tworzenia nowych gatunków w laboratoriach.

Po pierwsze to forma sztuki, samorealizacji, pasja tworzenia, dokładnie taka sama jak przy malowaniu obrazów lub komponowaniu muzyki. Mieszkańcy świata, który rozwiązał problemy z zapewnieniem przeżycia, mają sporo wolnego czasu na rozwijanie zainteresowań i umiejętności. Wielu ludzi jeszcze tego nie rozumie, stąd m.in. kontrowersje związane z "kręgami w zbożu", które ewidentnie są działalnością artystyczną (ktokolwiek je tworzy). Jest ścisła korelacja pomiędzy zamożnością społeczności a kreatywnością.

Drugi powód to kluczowe znaczenie inżynierii genetycznej w społeczeństwach przyszłości. Te badania i szkolenie nowych kadr to byłby jeden z najważniejszych priorytetów dla władz, o ile mają odrobinę pomyślunku. A eksperymenty na własnej planecie czasem są niebezpieczne, jeden gatunek może rozwalić cały ekosystem z powodu braku naturalnych wrogów.

Podobnie jak niegdyś Darwin, wyszedłem wpierw z teoretycznych założeń, później szukam ich potwierdzenia. Lecz tym razem teoria mówi, że powinniśmy znajdować gatunki sztucznie stworzone przez ludzi z innych planet. I jest całkiem logiczna.

XXI to wiek genetyki - owoce dowolnych kształtów, kolorów i smaków, najprzeróżniejsze zwierzęta domowe, kwiaty i trawniki w przydomowych ogródkach. Jedynym ograniczeniem będzie wyobraźnia. Wcześniej czy później ktoś wpadnie na pomysł, że takie "produkty" to  szansa na niezły biznes. I są całkowicie biodegradowalne, nie zanieczyszczają środowiska.

-----

cdn.

wtorek, 20 kwietnia 2010

Ewolucja, cz.3

W poprzednim wpisie przedstawiłem pewne fakty, podważające teorię ewolucji.
Jeśli ludzie, trylobity, duże ssaki i dinozaury żyły jednocześnie, a nie po sobie, to po prostu nie ma czasu na długotrwałą ewolucję. Jednak problem jest z datowaniem, gdyż ono wskazuje na czasy sprzed setek milionów lat. To oznacza kilka możliwości:

  1. Ludzie wraz z dużymi ssakami żyli na Ziemi miliony lat temu, w epoce dinozaurów. Mało prawdopodobna koncepcja, gdyż w międzyczasie zdążyliby utworzyć zaawansowaną cywilizację, wyeksploatować zasoby i pozostawić góry śmieci.
  2. Datowanie jest błędne, epoka dinozaurów skończyła się w jakimś kataklizmie zaledwie kilka-kilkanaście tysięcy lat temu.

Współcześnie w geologii obowiązuje teoria, czy raczej niepodważalna zasada Charlesa Lyella, wedle której zmiany na powierzchni są niewielkie i długotrwałe, odbywają się pod wpływem stale działających sił. Ładnie uzupełnia się z teorią Charlesa Darwina, razem tworzą trzon współczesnej nauki.

Skamieniałości datuje się na podstawie warstw skalnych, w których są znajdywane (zakłada się powolne i stopniowe narastanie warstw), a warstwy skalne na podstawie znajdowanych skamieniałości. Jeśli skały potrafią szybko się formować, a w przeszłości miały miejsce kataklizmy na skalę globalną, to te datowania są guzik warte.

Istnieje drugi sposób datowania, który ma zastosowanie wyłącznie w przypadku skał magmowych. Chodzi o metodę izotopową, a konkretnie określenie zawartości uranu U238 (o czasie połowicznego rozpadu 700mln.lat) w stosunku do produktów jego rozpadu. Nie bardzo wiem, jak zmierzono ten czas, bo w praktyce można zaobserwować tylko jego wycinek, jego matematyczna interpolacja nie byłaby zbyt precyzyjna, ale zakładam, że tak jest. Bo jeśli zmierzono go na podstawie badania skał datowanych metodą geologiczną, to byłby niezły galimatias:)

Oczywiście metoda izotopowa da dokładne wyniki tylko w przypadku, gdy poziom izotopu jest mniej więcej stały w czasie. Kataklizmy, pył kosmiczny, a tym bardziej wybuchy nuklearne mogą zaburzyć to datowanie. Jest też inna możliwość, która właśnie przyszła mi do głowy - wewnątrz Ziemi występują roztopione skały, lecz nie jest to jednorodna mieszanka, różne rodzaje nie mieszają się ze sobą ze względu na inny skład i gęstość. To jakby do szklanki wlać różne płyny, rozwarstwią się, a następnie dosypać soli. Podobnie wewnątrz Ziemi, mogą występować "prądy" skalne (nie chodzi o elektryczne, analogia do prądów w morzach), różniące się między sobą zawartością izotopu U238. Ciekawe, jakie wyniki datowania dałyby badania współczesnych skał wulkanicznych i czy różniłyby się w zależności od ich składu i geograficznego miejsca pobrania?

Pojawia się kolejne pytanie - dlaczego przez dziesięciolecia i stulecia badacze nie zauważyli, że nasz świat jest znacznie młodszy niż to się wydaje?

Ależ zauważyli! I to dawno temu. Mniej więcej do połowy XIX wieku powszechnie było wiadomo, że tysiące lat temu nastąpił jakiś kataklizm, który wywołał potop. Ślady były wszędzie, jak choćby głazy narzutowe, żwiry czy morskie muszle na szczytach gór. Skamieniałe szkielety dinozaurów uważano za szczątki przedpotopowych potworów. Byli również zwolennicy koncepcji młodej Ziemi.

Jednak te koncepcje były za bardzo religijne, zbyt przypominały historie biblijne. A nauka chciała zerwać z religią, próbowano wyjaśniać świat bez konieczności odwoływania się do czynnika nadprzyrodzonego, bo przecież musiał być "nadprzyrodzony" - zbyt daleko możliwości "Boga" wykraczały poza wyobraźnię ówczesnych ludzi (a nawet wykraczają poza wyobraźnię współczesnych ludzi).

Kościół uważał skamieniałe muszle na szczytach gór jako pewny dowód na biblijny potop, w XVIII wieku Wolter opisywał je jako przedmioty zgubione przez pielgrzymów. W 1787 roku szwajcarski adwokat Bernard Friedrich Kuhn opublikował teorię, według której granitowe bloki w Jurze Szwajcarskiej zostały naniesione przez lodowce. W 1812 roku Georges Cuvier przedstawił swoją teorię wielokrotnych katastrof. W 1823 roku William Buckland jako jeden z ostatnich przedstawił koncepcję potopu w swojej książce. W 1830 roku Charles Lyell opublikował teorię, według której świat zmienia się bardzo wolno dzięki działaniu stałych sił. W 1837 roku Lois Agassiz nakreślił obraz globalnego zlodowacenia (problem - nierównomierny zasięg lodowca, w Europie sięgały po 50 równoleżnik, w Ameryce po 40 równoleżnik, na Syberii po 75 równoleżnik). W 1865 roku Thomas Jamieson przedstawił teorię, wedle której lodowiec wywiera nacisk i odkształca skorupę ziemską, przez co morskie fale mogłyby nanosić skorupki na szczyty górskie. Nowe koncepcje w geologii zbiegły się z wydaną w 1859 roku przez Charlesa Darwina książką "O powstawaniu gatunków". Teoria Darwina bez teorii Lyella nie mogłaby istnieć, obydwie wzajemnie się wspierały w nowym światopoglądzie długotrwałego formowania się Ziemi i powstawania na niej życia.

---dodane 21 kwietnia 2010 roku---

Zastanawiało mnie, że datowanie na podstawie zawartości różnych izotopów podobno daje spójne wyniki z datowaniem na podstawie U238. Kwestia określenia czasu ich połowicznego rozpadu jest tutaj kluczowa - właściwie to skąd o tym wiadomo? Bo na pewno nie poprzez obserwacje przez setki milionów lat. Jeśli czas rozpadu najpierw określono na podstawie badań kamieni o "znanym" dzięki datowaniu geologicznemu wieku i w ten sposób wyskalowano metodę, to wyniki będą spójne, choć zupełnie dowolne. Przykładowo skała, która ma 100mln.lat, wiadomo to na podstawie badań izotopowych, warstwy w której ją znaleziono oraz skamieniałości, czyli trzy niezależne datowania. W rzeczywistości równie dobrze może mieć np. 10 tyś.lat, błąd datowania wynika z oparcia każdej z metod na pozostałych, nie zaś niezależnym wzorcu odniesienia.

---dodane 22 kwietnia 2010 roku---

Naukowcy datowali metodą węgla C14 wiek pewnego mięczaka, wyszło im 2300lat ("Science", t.141, 16 sierpnia 1963 roku, s.634-637), w przypadku innego datowania wyszło im 27000lat ("Science", t.244, 6 kwietnia 1984 roku, s.58-61). Problem w tym, iż obydwa zwierzęta były żywe. To by było na tyle, odnośnie wiarygodności metod datowania izotopowego.

-----

cdn

poniedziałek, 19 kwietnia 2010

Ewolucja, cz.2

Nie ulega wątpliwości, że teoria ewolucji jest logiczna i spójna, zdaje się w sposób jasny i klarowny wyjaśniać pochodzenie gatunków.

W historii nauki było już kilka takich eleganckich teorii, tylko niektóre fakty nijak nie chciały do nich pasować, wydawały się być pozornie bez sensu, aż znalazły wyjaśnienie w postaci nowych teorii, wywracających do góry nogami dotychczasowy światopogląd.

Dowodów na błędność teorii ewolucji nie znajdzie się w oficjalnych publikacjach naukowych, nie są przepuszczane przez recenzentów, przez co powstaje wrażenie, iż ich w ogóle nie ma. Ba, naukowcy nawet posuwają się do prób zastraszania mediów próbujących je ujawniać, co przypomina fanatyzm religijny i nie świadczy o obiektywności.

Jednym z najsensowniej piszących autorów nie zgadzających się z teorią ewolucji jest Hans-Joahim Zillmer, podane przykłady pochodzą z jego książki "Pomyłka Darwina. Zadziwiające dowody podważające teorię ewolucji" (Darwinis Irrtum. Vorsintflutische Funde beweisen: Dinosaurier und Menschen lebten gemeinsam):
  • Skąd i jak materiał genetyczny wziął się w komórce?
  • Skamieniałe ślady dinozaurów (>60mln.lat - w nawiasach oficjalne datowania), obok nich stóp ludzkich (w tym półmetrowe, czyli ludzi o wzroście ok. 4m) i dłoni, psich łap, tygrysów szablozębnych, wszystko w jednej warstwie skalnej, co świadczy ich koegzystencji. Znajdywane są nad rzeką Paluxy koło GlenRose, hrabstwo Somervell w Teksasie.
  • Skamieniałe drewno, koralowce, zęby rekinów, trylobity, fragmenty czaszek wielkich ssaków, ślady dinozaurów, wszystko znalezione w jednej warstwie skalnej.
  • Skamieniałe paprocie wysokości 20-30m, przebijające się przez kilka warstw skalnych, co świadczy, że musiały się formować bardzo szybko.
  • Skamieniały palec kobiety, widoczny paznokieć, kości i mięśnie. Znaleziony w pobliżu Chalk Moutain. 
  • Młotek ze skamieniałym trzonkiem, uwięziony w piaskowcu (>40mln.lat), wykonany z nieznanego stopu żelaza odpornego na korozję: 96,6%Fe, 2,6%Cl, 0,7%S, brak węgla i krzemu. Znaleziony w masywie górskim Llano Uplift w pobliżu miasteczka London w Teksasie.
  • Skamieniałe odciski ludzkich stóp w butach, jeden z przedstawia rozgniecionego piętą trylobita (>400mln.lat). Znalezione 68km na północny wschód od Delta w stanie Utah.
  • Gwóźdź znaleziony wewnątrz litego bloku skalnego.
  • Gliniana figurka wewnątrz skały.
  • Złote włókno wewnątrz skały. Znalezione w Millo w Anglii.
  • Metalowe jaja z grawerowanymi rowkami, obracające się wokół osi w ciągu 128 dni. Znalezione w kopalni pirofitu (>2,8mld.lat) w południowej Afryce.
  • Kamienna geoda (500tyś.lat) z jakimś przyrządem technicznym. Olacha w Kalifornii.
  • Skamieniałe ślady stóp człowieka. Pensylwania.
  • Odcisk buta w pokładzie węgla. Fisher Canyon w hrabstwie Pershing w Newadzie.
  • Naparstek w bryłce węgla.
  • Łyżka w bryłce węgla.
  • Stalowy kociołek wewnątrz bryły węgla.
  • Stalowy sześcian o masie 785g, ze stopu żelaza, węgla, niklu i z domieszką siarki, znaleziony w bloku trzeciorzędowego węgla.
  • Ośmiokaratowy złoty łańcuch w złożu węgla. Morrisonville w Illinois.
  • Śruba w skale.
  • Moneta w skale.
  • Skamieniałe ślady olbrzymich ludzi i ludzka czaszka w pobliżu śladów brontozaura. Australia.
  • Skamieniałe ślady dinozaurów i emu. Znalezione w Australii na południowy wschód od Winton.
  • Skamieniałe ślady dinozaurów i ich szkielety oraz ludzkich stóp. Turkmenistan.
  • Ludzki włos wystający z bloku skalnego piramidy Cheopsa.
  • Szczątki 4-metrowego pancernika, w pobliżu jego skóry obrobione przez człowieka. Znalezione w Patagonii, w Ameryce Południowej.
  • Szczątki małpy człekokształtnej Giganthopitecus albo ludzkich, o wzroście 4 metry. Znalezione na indonezyjskiej wyspie Jawa.
  • Pięściaki i skrobaki wielkości 32x22cm i wadze ok. 4kg. Znalezione w Syrii i Afryce.
  • Kamienie przedstawiające dinozaury i ludzi z przyrządami optycznymi. Znaleziono kilkanaście tysięcy w Ica w Peru, lecz zostały uznane za falsyfikat, gdyż tubylcy sprzedają turystom ich niedoskonałe kopie jako pamiątki.
  • U teropodów, rzekomych przodków ptaków, brakuje innych palców niż u ptaków.
  • W skamielinach występują zamknięte małże, co oznacza, że nie zginęły śmiercią naturalną, lecz w wyniku kataklizmu. Są skamieliny ryb trzymających mniejsze w pysku, skamieniałe robaki i ślimaki. Skamieniałe muszle znajduje się na szczytach gór.
  • Skamieniałe szkielety dinozaurów znajduje się w wierzchnich warstwach skalnych, na powierzchni, a nawet są łapane w rybackie sieci (przypadek u wybrzeży Sumatry).
  • Skamieniałe szkielety dinozaurów leżą sobie na pustyni Gobi w Mongolii.
  • Skamieniały mamut znaleziony w kopalni węgla. Hohhot w Mongolii.
  • Latimeria (>60mln.lat), żywa skamieniałość, rzekome ogniwo pośrednie pomiędzy rybami a zwierzętami lądowymi. Nie przeszkadzały jej niefunkcjonalne płetwy w połowie przekształcone w nogi, więc nie uległa żadnym zmianom ewolucyjnym (brak mutacji?) i została złowiona u wybrzeży RPA. 
  • Dziobak.
  • Zwierzęta zamarznięte w lodzie z żołądkami pełnymi trawy, często uduszone czy z pokruszonymi kośćmi. Znajdowano mamuty, bizony, konie, króliki, wiewiórki, rosomaki, ryjówki, nosorożce, tygrysy szablozębne, drzewa owocowe. Świadczy to o bardzo gwałtownej zmianie klimatu, prawdopodobnie wskutek kataklizmu.
  • Głazy narzutowe i żwiry, które uformowały się podczas epoki lodowcowej, znajdowane są również na terenach, które nigdy nie ulegały zlodowaceniu, np. SanDiego w Kalifornii.
  • Badania materiału genetycznego pobranego ze skamieniałych szkieletów ssaków wykazały, iż większość z nich żyła ok. 100mln.lat temu (Sudhir Kumar i Blair Hedges z Pennsylvania State University, "Nature" 392/1998).
  • Wapień przypomina szybko stwardniały beton, zawiera te same składniki (cement uzyskuje się z prażonego wapienia).
  • W granicie znajduje się ślady (halo) po izotopach polonu Po210, bez śladów pierwiastków rodzicielskich, o czasie połowicznego rozpadu 140 dni. Co świadczy, iż granit tworzy się bardzo szybko, w ciągu dni a nawet godzin.
  • Skały osadowe (młodsze) często leżą sobie pod skałami magmowymi (starszymi).
  • Brak pęknięć w skorupie ziemskiej spowodowanego wypiętrzaniem się gór. Więc mogły one powstać w wysokiej temperaturze panującej podczas kataklizmu, kiedy skały były miękkie.
  • Rzeki niosą materiał erozyjny do mórz. W ciągu 15mln.lat spłukałyby wszystkie góry, więc nie mogą mieć one od 70mln. do 3mld.lat.
  • Zasoby ropy naftowej i węgla znajdują się w pobliżu miejsc uderzeń ogromnych meteorytów (np. Teksas, Zatoka Perska, Morze Północne).
  • Zamknięty krąg dowodowy (samopotwierdzający się dowód) w datowaniu skał i skamieniałości. W geologii datuje się warstwy skalne na podstawie znalezionych w nich skamielin, a  skamieliny datuje się na podstawie warstw skalnych, w których są znajdowane.
Jeśli te dowody na niepoprawność teorii ewolucji oraz istnienie niedawnego kataklizmu (4,5-10tyś.lat temu) okażą się autentyczne (a wszystko wskazuje na to, że są), to niedopuszczalne jest ich ukrywanie w imię jakiejś ideologii. Nauka nie polega na ukrywaniu niewygodnych faktów, lecz zbieraniu wszystkich i dopiero na ich podstawie wyciąganiu wniosków. Nawet jeśli to oznacza korekcję lub obalenie poprzednich teorii.

Co będzie, jeśli okaże się, że teoria ewolucji jest błędna? Ano nic szczególnego, inną możliwością jest sztuczna terraformacja Ziemi. Już teraz naukowcy z NASA prowadzą badania nad możliwością przeniesienia życia na Marsa, poczynając od glonów wytwarzających tlen. Równie dobrze ten sam proces mógł kiedyś zajść w przypadku Ziemi.
150 lat temu, a nawet 20 lat temu, takie rozważania byłyby czystą fantastyką, niemożliwą do zrealizowania. Współczesna nauka już umożliwia tworzenie nowych gatunków w laboratoriach, są także prowadzone badania nad nowymi sposobami odbywania podróży kosmicznych (lot na Marsa i z powrotem rakietą napędzaną chemicznie byłby dosyć karkołomnym przedsięwzięciem).

To o sztucznej terraformacji mówią wszystkie Święte Księgi i legendy ludzkości. Ot, choćby początek Biblii: "...z tego, co było na początku...", błędnie tłumaczony jako "...na początku...", by ukryć, iż Ziemia istniała PRZED przybyciem na nią "Boga".
Obalenie teorii ewolucji nie oznaczałoby bynajmniej zwycięstwa religii nad nauką, wręcz przeciwnie, dla istniejących religii to byłby poważny problem.

Problem w tym, że każda religia uważa, iż ma monopol w reprezentowaniu interesów Boga na Ziemi, wiążą się z tym przywileje oraz prestiż kasty kapłanów. Jeśli okaże się, że ów "Bóg" nie jest bytem nadprzyrodzonym, tylko przykładowo władcą lokalnej federacji planetarnej, to dostojnicy kościelni mieliby twardy orzech do zgryzienia - jak tu wytłumaczyć swoim owieczkom, że nie rozumieli słów własnej Księgi, rzekomo przekazanej akurat im na wyłączność?

"Wtedy Jahwe rzekł: Duch mój nie może zawsze pozostawać w człowieku, gdyż RÓWNIEŻ on jest istotą cielesną."
Księga Rodzaju 6.3

---dodane 20 kwietnia 2010 roku---

Oto ten młotek sprzed 40 milionów lat, druga fotografia przedstawia zawartość skały po rozbiciu:

-----

cdn.

piątek, 16 kwietnia 2010

Mleko a zdrowie

Od lat prowadzone są różne kampanie na rzecz picia mleka przez dzieci.



Wszyscy wiedzą, że mleko jest zdrowe.
Ale czy na pewno? Bo nie jest dla większości populacji świata.

Mleko zawiera laktozę, którą człowiek dzięki laktazie (enzym) rozkłada na łatwo przyswajalne cukry: glukozę i galaktozę.
Szkopuł tkwi w tym, że ten enzym przestaje być wytwarzany po zakończeniu okresu niemowlęctwa, mleko staje się równie niestrawne co trawa czy liście - wywołuje biegunkę, wzdęcia i skurcze.
Istnieją jednak pewne populacje ludzkie, u których mutacja genu (zmiana zaledwie jednej litery kodu DNA) sprawiła, iż pozostaje on aktywny po okresie dzieciństwa. Ci ludzie bez problemu mogą żywić się mlekiem.

Ludzie zaczęli proces udomowiania krów 7-9 tyś. lat temu w Sudanie. Mutacja genu pojawiła się w okresie 3-8 tyś. lat temu, jeszcze 7 tyś. lat temu organizmy Europejczyków były nietolerancyjne wobec laktozy. Współcześnie mlekiem mogą żywić się niektóre pasterskie populacje europejskie, ze Środkowego Wschodu i afrykańskie (Masajowie i Tutsi), u nich występowanie zmutowanego genu szacuje się na 50-90%, są też populacje azjatyckie i afrykańskie niemal go pozbawione (gen u 1-20%).

Lepiej nie próbować częstować produktami mlecznymi gości z Dalekiego Wschodu i Afryki. A jeśli dziecko nie chce pić mleka, też lepiej nie zmuszać.

-----
Ja tam lubię mleko.

środa, 14 kwietnia 2010

Ewolucja, cz.1

Po wstępnym zapoznaniu się z tematyką nie mam wątpliwości, że żywe organizmy posiadają zdolność do ewolucji, mogą przechodzić w czasie nieraz znaczące zmiany.

Przykładem są izolowane miejsca, jak wyspy oceaniczne. Powstały one w wyniku wypiętrzania się dna morskiego, więc pierwotnie nie posiadały życia, dopiero musiało ono przybyć z kontynentów. Tamtejsze gatunki to często endemity (nie występujące nigdzie indziej), a charakterystyczne jest to, czego nie ma - drzew, płazów, gadów, ssaków i ryb słodkowodnych, czyli tych, które mają problemy z przebyciem oceanu. Występują natomiast ptaki (często nieloty), owady i stawonogi.

Kilka lat temu odkryto jaskinię w Rumunii, która była zamknięta przez setki tysięcy lat. Także tam znaleziono nowe gatunki.

Bardzo mało prawdopodobne, by w powyższych przykładach gatunki powstały sztucznie, ktoś musiałby się bardzo natrudzić, aby zrobić wrażenie ich naturalnego pochodzenia.

Jednak nasuwają się też pewne wątpliwości odnośnie ewolucji:

1) Brak ogniw pośrednich, będących bezpośrednimi przodkami dwóch (i więcej) gatunków. Naukowcy doskonale o tym wiedzą, tłumaczą ich brak bardzo małym prawdopodobieństwem znalezienia. W zamian proponują "zastępcze ogniwa pośrednie", obrazujące cechy, jakie miałyby hipotetyczne ogniwa.
Przykładem jest archeopteryx lithographica, wykazujący zarówno cechy gadzie jak i ptasie. Z całą pewnością nie jest ogniwem pośrednim, gdyż wygląda raczej jak mieszanka cech obydwu grup, posiada cechy gadzie (uzębione szczęki, długi kostny ogon, pazury, oddzielne palce skrzydeł, szyję z tyłu czaszki) z nielicznymi cechami ptasimi (duże pióra, przeciwstawny kciuk w stopach).

2) Nie do końca jasna jest sytuacja z doborem płciowym w odmianie polegającej na preferencji samic w wyborze partnera. W takim przypadku samce mają najbardziej niezwykłe kolory, ozdoby i zachowania, ewidentnie zmniejszające ich możliwość przeżycia w naturalnym środowisku. Znacząco za to zwiększają szanse na rozmnażanie.

3) Jako przykład ewolucji, lecz wywołanej sztucznie przez człowieka, podane jest powstanie udomowionych gatunków roślin i zwierząt, takich jak: psy (obecnie ponad 150 ras), koty, krowy, owce, świnie, indyki (niezdolne do samodzielnego rozmnażania), gołębie, bawełna, banany, kukurydza, pomidory, brokuły, kalarepa, brukselka, kalafior, kapusta, zboża...

I tu nasuwają mi się wątpliwości. Kluczową kwestią jest, czy znaleziono szczątki przodków tych organizmów, czy można w czasie prześledzić ich ewolucję.
Do powstania i utrzymania się ludzkiej cywilizacji potrzebne jest opanowanie hodowli oraz rolnictwa. Bez tego warunku ludzie prowadziliby koczowniczy tryb życia, nie mogłyby funkcjonować bardziej skomplikowane struktury społeczne. Koczownicy zajmują się zbieractwem i łowiectwem, nie są ogrodnikami.
Utworzenie udomowionych gatunków zajęłoby stulecia, jeśli nie więcej (prawdopodobniej wielokrotnie dłużej niż najdłużej istniejące w historii państwa), bez perspektyw na powodzenie (prymitywni ludzie nie byliby w stanie przewidzieć efektu końcowego takiej sztucznej selekcji, do czasów Darwnia nawet nie wiedzieli, że gatunki mogą się zmieniać). Pomimo przeciwności podjęli ten trud, po wielu pokoleniach w końcu się udało, mogły powstać pierwsze cywilizacje, pojawił się alfabet. I... ZAPOMNIELI (!).

To wielkie osiągnięcie człowieka zostało przez niego samego przypisane podarunkowi od "bogów z nieba".
Nie tylko to, bo i inne kwestie kluczowe dla funkcjonowania cywilizacji, jak prawo, zwyczaje, organizacja struktur społecznych itd. Sumerowie wprost opisują rządy "bogów", społeczeństwo żydowskie było zorganizowane według nauk "Boga". Podobnie jest ze społeczeństwami muzułmańskimi (w tym przypadku kapłani często wykazywali się nadgorliwością w interpretacji Koranu i pozabraniali dozwolonych w nim rzeczy).

Nie bez powodu krowa jest w Indiach świętym zwierzęciem, stanowi bardzo cenny podarunek dla ludzkości. Tylko czy oby na pewno wiadomo od kogo?

---dodane---
Okazuje się, że pszenica posiada sześć chromosomów i powstała wskutek serii krzyżówek trzech gatunków.
Natomiast banany są hybrydami dwóch dzikich gatunków (tzw. specjacja poliploidalna), z dwoma zestawami chromosomów jednego z nich i jednym drugiego. Niesparowany chromosom wytworzył wewnątrz banana w ciemne cętki, będące zatrzymanymi w rozwoju zalążkami nasion. Banany są bezpłodne, rozmnażają się wyłącznie poprzez sadzonkowanie.
Najprawdopodobniej obydwa gatunki są sztuczne. Przyjmuje się, że zostały stworzone przez prymitywnych ludzi, wymachujących dzidami i modlących się do kamieni. Bo niby któż inny mógł wykazać się wtedy taką wiedzą dotyczącą genetyki?
-----
cdn.

wtorek, 13 kwietnia 2010

Sondy

20 sierpnia i 5 września 1977 roku ziemianie wysłali w kosmos dwie sondy noszące nazwę Voyager. W 1986 roku opuściły one Układ Słoneczny niosąc przesłanie do istot z innych światów. Każdy z Voyagerów ma przymocowaną miedzianą pozłacaną płytę gramofonową, zawierającą 118 fotografii, 90 minut muzyki, dźwiękowy esej zatytułowany "Dźwięki Ziemi" (The Sounds of Earth), pozdrowienia w niemal sześćdziesięciu językach oraz języku wielorybów, a także pozdrowienia od prezydenta Stanów Zjednoczonych:
"Statek Voyager został skonstruowany przez Stany Zjednoczone Ameryki. Stanowimy społeczność 240 milionów ludzkich istot wśród ponad 4 miliardów zamieszkujących planetę Ziemia. My, ludzie, jesteśmy nadal podzieleni na narody i państwa, lecz państwa te szybko stają się jedną globalną cywilizacją.
Powierzamy tę wiadomość przestrzeni kosmicznej. Być może przetrwa ona miliardy lat, podczas gdy nasza cywilizacja ulegnie głębokim przemianom, a powierzchnia Ziemi może bardzo się zmienić. Wśród 200 milionów gwiazd w Galaktyce Drogi Mlecznej niektóre - a być może liczne - mogą mieć planety zamieszkane przez zdolne do podróży kosmicznych cywilizacje. Jeżeli któraś z tych cywilizacji przechwyci Voyagera i potrafi odczytać zapisaną wiadomość, oto nasze przesłanie:
Jako prezydent małego, odległego świata załączamy próbkę naszych dźwięków, naszej nauki, naszych obrazów, naszej muzyki, naszych myśli i naszych uczuć. Próbujemy przeżyć nasze czasy, aby dotrwać do waszych. Mamy nadzieję, że pewnego dnia rozwiążemy trapiące nas problemy i dołączymy do społeczności cywilizacji galaktycznych. Niniejszy zapis wyraża naszą nadzieję, determinację oraz dobrą wolę w olbrzymim i groźnym wszechświecie.
"
Jimmy Carter
Prezydent Stanów Zjednoczonych Ameryki
Biały Dom
16 czerwca 1977

oraz Sekretarza Generalnego Organizacji Narodów Zjednoczonych:
"Jako sekretarz generalny Organizacji Narodów Zjednoczonych zrzeszającej 147 państw, które reprezentują niemal wszystkich ludzi zamieszkujących Ziemię, przesyłam pozdrowienia w imieniu mieszkańców naszej planety. Wyruszamy poza nasz Układ Słoneczny w poszukiwaniu pokoju i przyjaźni; aby uczyć innych, jeżeli zostaniemy powołani, lub dać się uczyć, jeżeli będziemy mieli to szczęście. Dobrze wiemy, że nasza planeta i wszyscy jej mieszkańcy to jedynie drobna cząstka niezmiernego, otaczającego nas wszechświata, i z pokorą oraz nadzieją stawiamy ten krok."
Kurt Waldeheim
sekretarz generalny Organizacji Narodów Zjednoczonych

Jednak odbiorcy tych wiadomości byliby rozczarowani. Politycy deklarują przyjaźń, a sami wywołują wojny. Cóż można by się spodziewać po ludziach, jeśli nie szanują nawet przedstawicieli własnego gatunku, tylko dlatego że posiadają mniej przedmiotów.
Kilka dni temu katastrofie rządowego samolotu zginął Prezydent RP i kilkadziesiąt innych osób. Politycy z całego świata gdy tylko ujrzą oko kamery wylewają krokodyle łzy, w końcu ponoć zginęły "elity". Trochę cynicznie to napisałem, lecz nie bez powodu. Codziennie na świecie umierają ludzie z powodu głodu i wojen, pies z kulawą nogą się tym nie zainteresuje bo oko kamery jest skierowane gdzie indziej.
Politycy to nie żadne "elity", ich zadaniem jest administracja państwem w imieniu obywateli, służba ludziom a nie wywyższanie się. Wygrali przetarg w postaci wyborów, są pracownikami, a nie "władzą", każdy człowiek z ulicy jest ich pracodawcą. Tak wygląda sedno demokracji, tym różni się od poprzednich ustrojów.

W życiu właściwie nie ma się nic do stracenia, więc można wybrać dowolną drogę.

---dodane 26 kwietnia 2010 roku---

Wśród informacji zawartych na płytach były nazwiska kongresmenów zajmujących się sprawami NASA, sami zażądali by ich uwieczniono.

poniedziałek, 12 kwietnia 2010

Ustrój geniokratyczny a komunizm

Efekty działania takiego ustroju mogą przypominać niektóre ideały komunizmu: brak większej własności prywatnej, brak gospodarki rynkowej a nawet pieniądza, obowiązek państwa w zakresie zapewnienia podstawowych warunków bytowych swoim obywatelom.

Jednak są zasadnicze różnice. Komunizm jest ustrojem wypromowanym przez ruchy broniące praw robotniczych na przełomie 19 i 20 wieku. Jednak w świecie przyszłości nie może być klasy robotniczej i chłopskiej, gdyż jest zastępowana przez automaty. Geniokracja stawia na intelekt, nieskrępowany rozwój jednostki, nie na głupotę. Historia pokazała jak sprawdził się ustrój robotniczy, w którym wszyscy byli równi, a ci co wystawali byli wyrównywani do reszty.

Współczesna gospodarka rynkowa także nie sprawdzi się na dłuższą metę. Upatruje celu życia człowieka w zdobywaniu dóbr, które podlegając zasadzie planowanego zużycia są zastępowane przez kolejne dobra (stare stają się "niemodne" lub psują się, ich konstruktorzy celowo nie przewidują możliwości wymiany zużywających się podzespołów). Efektem tej pogoni jest narastanie przepaści pomiędzy ludźmi, powstawanie gór śmieci oraz gwałtowne wyczerpywanie się zasobów naturalnych planety.

W świecie bez pieniądza, do jakiego doprowadziłaby geniokracja, pojawiłby się problem motywowania ludzi do jakiejkolwiek działalności. Ale chyba sam by się rozwiązał - zgodnie z piramidą Abrahama Maslowa po zaspokojeniu potrzeb fizjologicznych oraz bezpieczeństwa ludzie zaczną wykazywać kolejne potrzeby: przynależności do grup, szacunku i uznania, a na samym szczycie pojawia się potrzeba samorealizacji.
Wystarczy więc zaspokoić potrzeby bytowe i można motywować ludzi zapewniając im warunki do nieskrępowanego rozwoju, możliwość wspinania się po szczeblach hierarchii licznych organizacji, na ich szczycie byliby najzdolniejsi. To byłoby społeczeństwo artystów, sportowców, inżynierów i naukowców, przecież nikt nie chce być gorszy od innych.
Przypadki kompletnego nicnierobienia byłyby rzadkością, świadczyłyby raczej o jakiejś chorobie (np. depresji), bo zdrowy człowiek miałby wrażenie, że marnuje swoje życie.

sobota, 10 kwietnia 2010

Sens życia i cierpienia

Usłyszałem w radiu wypowiedź jakiegoś kapłana na ten temat i czarno widzę przyszłość ludzkości.
Może sam spróbuję wyjaśnić, jak się sprawy mają, bez mistycyzowania.

Z cierpieniem to o tyle prosta sprawa, że jest to efekt fizjologiczny. Człowiek ma układ nerwowy, który przenosi sobie różne impulsy, z czego niektóre są nieprzyjemne, powodują pewien dyskomfort. Podobnie jest z cierpieniem psychicznym, to po prostu nierównowaga chemiczna mózgu. Cierpienie może zakłócać obiektywność postrzegania świata. I tyle, nie ma żadnego ukrytego sensu cierpienia.
Są leki antydepresyjne, można zmienić dietę, przespacerować się albo zwierzyć zaufanej osobie, w zależności od przypadku.
Wcale nie spłycam tematyki, choć odczucia cierpiących osób wydają się im rzeczywiste, to są jedynie subiektywnym doznaniem. Inne osoby z otoczenia ich nie odczuwają, czego czasem nie potrafi zrozumieć cierpiąca osoba, wydaje jej się, że "wszyscy wiedzą". Choć w takim wyjaśnieniu jest również pozytyw - należy z dystansem podchodzić do własnego cierpienia, gdyż nie jest czymś obiektywnym.

Natomiast z sensem życia i śmierci to ciekawe zagadnienie. By go zrozumieć, należałoby zauważyć, że ludzie nie są samotnymi wyspami, stanowią integralną część gatunku. To cały gatunek jest żywą istotą, człowiek zaledwie jej wyspecjalizowaną komórką. Nadrzędne jest dobro całego gatunku, jedynie w tej przynależności człowiek może odnaleźć cel swojego istnienia. Człowiek jest śmiertelny, to gatunek ma przetrwać i się rozwijać.

Ta przynależność człowieka do gatunku to nie żadna ideologia ani filozofia, lecz fizyczne, niezrywalne połączenie. Jak wykazały badania, które przeprowadził Rupert Sheldrake, istnieje coś, co nazwał "polem morfogenetycznym". To rodzaj pamięci kolektywnej gatunków. Więc nie tylko Wszechświat zapamiętuje zdarzenia w polu kwantowym, nie tylko poszczególny umysł używa tej formy pamięci, lecz dzięki temu wszystkie umysły są ze sobą połączone.
(biolodzy nadal mają problem z akceptacją teorii pola morfogenetycznego, gdyż jej autor nie potrafił uzasadnić czym z punktu widzenia fizyki jest ta pamięć)

Wysiłek włożony przez pojedynczego człowieka we własny rozwój nie idzie na marne, wzbogaca on pamięć kolektywną gatunku. Człowiek może przestać istnieć, jego pamięć i tak zostaje włączona w kolektyw i służy ogółowi. Jak widać, wojny z przedstawicielami własnego gatunku z zasady są czymś niedorzecznym, nie ma żadnych "oni" i "my", oni są częścią nas a my częścią ich.

Historia pokazuje, jak to w praktyce działa. Pojawia się nowa idea, później ogromny wysiłek włożony przez jednego lub kilku ludzi w jej realizację. Po wielu trudnościach w końcu się udaje, a każdemu kolejnemu człowiekowi powtórzenie tego nie sprawia już trudności.

Dzisiaj podróże samolotem są czymś banalnym, a ilu romantyków przez stulecia poświęciło życie by zrealizować swoje marzenie?

Sensem istnienia jest przemiana. Mechanizmem przemiany jest poświęcenie cząstki.

---dodane---
Miałbym prośbę do naukowców, którzy kiedyś zechcą eksperymentować z tworzeniem inteligentnych form życia. One okażą bardzo niebezpieczne, znajdą sposób na wydostanie się i będą mordować. To kwestia pustej kolektywnej pamięci gatunkowej, będą formą inteligentnych zwierząt. Trzeba bestiom zostawić kilkaset (666) pokoleń do nabrania ogłady, może wyjdą na ludzi.
Najlepszą klatką będzie daleka planeta i przypilnowanie, by za szybko nie odkryły tajemnicy podróży międzygwiezdnych.

piątek, 9 kwietnia 2010

Nieskończoność mała i duża a mechanika kwantowa

Od kiedy zapoznałem się kilka lat temu z raeliańską koncepcją nieskończoności małej i dużej łazi mi ona po głowie i gryzie. Coś jest z nią nie tak, tylko co. Chyba już wiem.

To połączenie DWÓCH zupełnie różnych kwestii, które przypadkiem zlały się w jedną. Może Rael czegoś nie zrozumiał, może Jahwe celowo zostawił pewne niedopowiedzenia, by nadmiernie nie przyspieszać rozwoju techniki.
Oto one:

1) Koncepcja nieskończonej ilości równoległych wszechświatów, różniących się skalą - wielkości i czasu.
Ciekawą teorię ekspandującej skali wszechświata (EST) przedstawił dr John Masreliez. Wyjaśnia ona istnienie zjawiska przesunięcia ku czerwieni widma gwiazd bez konieczności istnienia początku Wszechświata oraz Wielkiego Wybuchu, a przy okazji godzi mechanikę kwantową z relatywistyczną.

2) Nieskończoność małą i dużą należałoby rozumieć nieco inaczej.
Wyobraźmy sobie atom, składa się z mniejszych cząsteczek, te cząsteczki z jeszcze mniejszych, a najmniejsza cząsteczka jest Wszechświatem, który składa się z gwiazd, planet, atomów i tak w nieskończoność.
Wyobraźmy sobie Ziemię składającą się z atomów, okrąża Słońce, Słońce jest jedną z niezliczonych gwiazd, gwiazdy tworzą Wszechświat, który z kolei jest najmniejszą cząsteczką jakiegoś atomu, i tak w nieskończoność.

Na podstawie aktualnego stanu wiedzy można stwierdzić, że to nie może być prawdą. Inaczej każda cząstka subatomowa byłaby inna, gdyż każdy Wszechświat czymś by się różnił. A fizycy udowodnili, że cząsteczki subatomowe nie mają tożsamości, są identyczne, zastąpienie jednej z nich inną tego samego typu nie zmieni stanu kwantowego materii.

Nowsze teorie dotyczące fizyki kwantowej sugerują również, że cząsteczki subatomowe są falami, rodzajem zaburzenia pola kwantowego. Więc jak miałyby być wszechświatami?

A jednak!

Spoglądając w głąb materii ujżelibyśmy Wszechświat. Lecz to nie byłby żaden Wszechświat równoległy, tylko... NASZ Wszechświat, w którym właśnie sobie żyjemy.
Trochę trudno sobie to wyobrazić, ale tak właśnie wygląda hologram - najmniejsza jego cząstka zawiera kompletną informację o całości obrazu.
A konkretniej to pole kwantowe, którego zaburzeniem jest materia, ma właściwości hologramu. Stąd możliwość występowania oddziaływań nielokalnych (z nieskończoną prędkością) w świecie subatomowym. Stąd też stan ich superpozycji (nieskończony), który przyjmuje konkretną wartość dopiero w momencie obserwacji.

-----
Podsumowując - w nieskończoności małej i dużej istnieją Wszechświaty, lecz są one naszym jednym Wszechświatem. To, co na górze, odpowiada temu co na dole...

---dodane 10 kwietnia 2010 roku---
To bardzo niebezpieczna wiedza, co tłumaczyłoby zastosowane środki bezpieczeństwa. Ot, kilka przykładów: podróże kosmiczne trwające sekundy, przenikanie murów, odczytywanie myśli, manipulacja myślami, a nawet zabójstwa na odległość.

---dodane 12 kwietnia 2010 roku---
Możliwe również, że równoległe wszechświaty różniące się skalą są w jakiś sposób połączone z naszym.

czwartek, 8 kwietnia 2010

O powstawaniu gatunków, czyli ewolucja kontra inżynieria genetyczna

[Na kolejne części tego wpisu trzeba trochę poczekać, bo zebranie argumentów zwolenników i przeciwników ewolucji nieco potrwa. Zależy mi na wyrobieniu sobie bezstronnej opinii.]

Właśnie zdobyłem książkę - Jerry A. Coyne "Ewolucja jest faktem" (Why evolution is true?).
Skusił mnie napis na okładce, że trzeba być głupim, by wątpić w prawdziwość ewolucji. Więc przekornie postanowiłem zwątpić, porównać teorię ewolucji z innymi możliwościami.

-----
Jakie mogą być inne teorie? Nie ma zbyt wiele możliwości:

1) Teoria kreacji. Tu muszę zgodzić się z ewolucjonistami i z góry odrzucić tą teorię, ale ze względów formalnych. Zakłada ona istnienie "nadprzyrodzonego bytu", co jest samo w sobie sprzecznością. Otóż wraz z postępem badań świat jest coraz lepiej poznany, coraz mniej miejsca zostaje dla nadprzyrodzoności.
Nie zaprzeczam istnieniu cudów, wręcz przeciwnie, według mnie one istnieją, ale po prostu naukowcy jeszcze nie potrafią ich wytłumaczyć. To, co wydaje się być fenomenem, może stać się zalążkiem nowych dziedzin nauki i techniki, jak to kiedyś było ze wskazówką galwanometru poruszającą się przy machaniu magnesem w pobliżu przewodnika.
Wbrew pozorom koncepcja istnienia "nadprzyrodzonego bytu" nie ma nawet uzasadnienia w tekstach Biblii, Koranu i Księgi Mormona, kto nie wierzy może je przeczytać, ale po uprzednim obejrzeniu kilku odcinków StarTreka czy jeszcze lepiej Gwiezdnych Wrót (chodzi o oswojenie z pewnymi koncepcjami i urządzeniami, z którymi większość ludzi nie ma na co dzień do czynienia).

2) Teoria deewolucji. Znalazłem ją kiedyś w pewnym opowiadaniu science-fiction. Miliony lat temu inteligentne istoty podobne do wielkich (ok. 1m) ameb podróżowały po Wszechświecie dzięki psychokinezie. Jedna z grup dotarła na Ziemię, lecz wskutek promieniowania ich DNA uległo uszkodzeniu, zaczęły się dzielić i tworzyć wielokomórkowe organizmy. Po milionach lat ta degeneracja osiągnęła kompletne dno w postaci człowieka.
Ciekawe, w dodatku zgodne z teorią ewolucji i tłumaczy, skąd wzięła się pierwsza żywa komórka.

2i1/2) Wyższe (inteligentne) formy życia tworzą niższe. Odwrócone drzewo ewolucji, opisane w hinduskich Wedach. Czyli życie nie rozwija się z prymitywniejszych form, wprost przeciwnie, to prymitywniejsze powstały wskutek [sztucznego] przekształcenia doskonalszych.

3) Teoria terraformerów. Zakłada, że jakieś istoty stworzyły nowe gatunki w drodze inżynierii genetycznej. Aktualnie koncepcja ma drobny mankament - ludzie nie znają sposobów na odbywanie podróży międzygwiezdnych w sensownym czasie, tak jak w epoce balonów nie było pewności co do możliwości budowy maszyny latającej cięższej od powietrza (samolotu), a w epoce pierwszych rakiet (okres międzywojenny) nie było pewności co do możliwości działania silnika rakietowego w próżni, ani czy kiedykolwiek maszyna opuści atmosferę, nie spali się po drodze w jonosferze o temperaturze tysięcy stopni (w końcu okazało się, że gaz jest tak rozrzedzony, iż prędzej coś w nim zamarznie). Ale zawsze tak jest, dopóki człowiek czegoś nie dokona, nie ma pewności czy się uda.
Główny argument przeciwników to konieczność powstania inteligentnej formy życia, która zapoczątkowała ten łańcuch. Ale spekulacjami na ten temat nie będę się w tej chwili zajmował, chodzi o powstawanie gatunków na Ziemi, a nie powstanie życia w ogóle gdzieś we Wszechświecie.

Dalsze rozważania będą dotyczyć porównania teorii "naturalnej" ewolucji z teorią inżynierii genetycznej.

-----
Kolejną ważną kwestią, o której należałoby wspomnieć, to istnienie dwóch rodzajów ewolucji:

1) Makroewolucja, czyli samoistne przekształcanie się jednych gatunków w drugie. To kość niezgody obydwu teorii.

2) Mikroewolucja, czyli niewielkie zmiany w obrębie jednego gatunku, związane m.in. ze zmianą środowiska, izolacją populacji czy działaniem czasu, lecz bez przekraczania granicy międzygatunkowej. Co do istnienia mikroewolucji raczej nie ma wątpliwości, nikt tego nie kwestionuje. Szkoci wyjątkowo często mają rude brody, ale nadal są ludźmi. Bardzo często mikroewolucja prowadzi nie do dostosowania się, lecz do genetycznej degeneracji niewielkich populacji.

-----
Klasyczna teoria ewolucji jest oparta na sześciu filarach:

1) Dobór naturalny. Czym jest to próbowali pokazać naziści. Natomiast w przyrodzie występuje również altruizm, zdarzają się przypadki uratowania ludzi przez delfiny czy psy. Może pies nie jest bystry, ale chyba dostrzeże, że jego pan nie jest psem i uratowanie go nie przedłuży psiego rodu. Nie zaprzeczam istnieniu doboru naturalnego jako takiego, lecz jego cel jest inny - zapobieganie rozprzestrzenianiu się genów słabszych osobników, czyli... zmianom genotypu gatunku, jego degeneracji. Więc dobór naturalny zapobiega ewolucji.
Natomiast zjadanie przez drapieżników nie jest doborem naturalnym, tylko ograniczaniem populacji do rozsądnych granic (co zapobiega nierównowadze w przyrodzie) oraz formą eutanazji. Wydaje się, że długie życie jest dobre. Lecz ludzie nie mają naturalnych wrogów i żyją coraz dłużej dzięki poprawie warunków sanitarnych oraz medycynie. Na starość właściwie śmierć im obojętnieje, swoje przeżyli a każdy kolejny dzień oznacza zmaganie się z dolegliwościami. Podobnie jest ze zwierzętami w przyrodzie, dla nich zbyt długie życie także wiązałoby się z cierpieniem, czasem lepiej już dać się pożreć drapieżnikowi i uratować potomstwo. Oczywiście nie sugeruję przeprowadzania eutanazji na starcach, to tylko przykład opisujący zmiany kondycji psychicznej i fizycznej wraz z wiekiem, młodemu człowiekowi śmierć wydaje się straszna, staremu już nie. Pewna znana mi staruszka trafnie to ujęła:
"Pan Bóg dobrze wiedział co robi wymyślając starość. Gdyby nie bolała, to ludziom nie chciałoby się umierać".

2) Gradulizm. Długotrwałe zmiany DNA pod wpływem mutacji. Ponoć trwa tysiące pokoleń, jako przykład podane jest owłosienie mamutów. Jak rozumiem, przodkowie mamutów byli nieowłosieni i nie zamarzli w międzyczasie. Bo zmiany klimatyczne bywają wynikiem kataklizmów i nie ma czasu na tysiące pokoleń. Mutacje z reguły są szkodliwe. Nie wszystkie też gatunki muszą się zmieniać - niby co, niektóre nie mutują? Dawniej do upadłego zaprzeczano istnieniu "żywych skamieniałości", gdyż ewidentnie przeczyły ewolucji, teraz ewolucjoniści cicho siedzą i potwierdzają udowodniony fakt, że niektóre gatunki nie zmieniają się, gdyż są już doskonale dostosowane do środowiska. Choć nie łatwo byłoby znaleźć niedostosowane.

3) Specjacja. Tendencja do rozszczepiania się linii, kiedy z jednego gatunku mogą powstać dwa wskutek rozdzielenia populacji. Mikroewolucja zachodzi z pewnością, ale czy makroewolucja? Natomiast tworzenie nowych gatunków w laboratorium również polega na pobraniu DNA osobnika danego gatunku i jego niewielkim modyfikacjom, w celu nadania wymaganych cech. Często bierze się geny różnych gatunków i tworzy nowy, można odnieść mylne wrażenie, że z tego jednego dwa powstały, tylko kolejność w czasie się nie zgadza.

4) Wspólne pochodzenie. Cechy wspólne, jak reakcje chemiczne, budowa DNA. Świadczą ponoć o pochodzeniu ze wspólnego przodka. Co do pokrewieństwa wszystkich form życia na Ziemi nie ma wątpliwości. Tylko, czy ów przodek był pojedynczą komórką powstałą spontanicznie miliony lat temu, czy może życie we Wszechświecie (a przynajmniej w naszej galaktyce) ma wspólne źródła?

5) Filogeneza. Można utworzyć drzewo ewolucyjne, hierarchiczną strukturę. To jeden z najważniejszych argumentów za istnieniem ewolucji, gdyż podobno nie można zaobserwować porządku w przypadku klasyfikacji sztucznych obiektów, które nie wyłoniły się w drodze ewolucji.
Ale przecież żywa istota to nie znaczek pocztowy, inżynieria genetyczna nie polega na tworzeniu nowego gatunku całkowicie od podstaw, całego DNA, tylko na drobnych modyfikacjach już istniejących genów, nadaniu im wymaganych cech. Wraz z postępem umiejętności Stwórców te cechy będą coraz bardziej wyrafinowane, dlatego starsze gatunki wydawałyby się prymitywniejsze, a nowsze byłyby modyfikacjami poprzednich.
Coś mi się wydaje, że drzewo ewolucyjne można utworzyć dla samochodów, będzie pokazywać zmiany konstrukcji w czasie od prymitywnych do bardziej zaawansowanych oraz w przestrzeni, w zależności od klimatu i stanu dróg. Kształty karoserii również ewoluowały i specjalizowały się.

6) Inne mechanizmy, np. przypadkowe zmiany proporcji genów.

-----
Niedoskonałości gatunków są przytaczane jako potwierdzenie ewolucji, która nie poradziła sobie z przystosowaniem do środowiska, świadomy projektant rzekomo nie popełniłby błędów.
W takim razie proponuję przespacerować się do sklepu i znaleźć towary, które nie posiadają żadnych wad. A są nie tylko wady konstrukcyjne w projekcie czy późniejsze w produkcji, często gusta klientów się różnią i coś, co dla jednego jest wadą, dla drugiego staje się zaletą, projektanci muszą również pogodzić estetykę wyrobu (design) z jego funkcjonalnością, fantazję z księgowością. Zapewne ewolucjoniści nigdy nie zaprojektowali żadnej konstrukcji i nie zdają sobie sprawy ze sprzeczności, jakie muszą godzić inżynierowie, efekt końcowy zawsze jest wynikiem pewnego kompromisu.

Kolejność pojawiania gatunków się również nie jest przypadkowa. Naukowcy rozważający możliwości stworzenia życia na Marsie planują najpierw przenieść tam glony, by wytworzyły skład atmosfery niezbędny do funkcjonowania bardziej złożonych istot. Glony były również pierwszymi organizmami wielokomórkowymi na Ziemi.

Natomiast zróżnicowanie geograficzne gatunków nie musi świadczyć o ewolucji, może oznaczać tylko istnienie kilku zespołów Stwórców pracujących w różnych rejonach świata.

=====
Wniosek - jedynym niepodważalnym dowodem na istnienie ewolucji byłoby udowodnienie długotrwałości formowania się gatunków.
-----
cdn.

wtorek, 6 kwietnia 2010

Reinkarnacja (i nie tylko)

Właśnie czytam ciekawą książkę Lynne McTagget "Pole - W poszukiwaniu tajemniczej siły wszechświata" (The Field - The quest for the secret force of the universe). Zawiera przegląd nowatorskich teorii naukowych dotyczących materii, energii, czasu, przestrzeni, życia i świadomości.

Poniżej jeden z fragmentów, wyjaśniający pamięć "poprzednich wcieleń":
"[Ervin] Laszlo uważa, że pojęcie "rozszerzania" częstotliwości może wyjaśniać niektóre zagadkowe i bardzo szczegółowe doniesienia na temat ludzi przechodzących terapię regresyjną lub twierdzących, że pamiętają swoje przeszłe życie, zjawisko obserwowane głównie wśród małych dzieci. Badania EEG mózgów dzieci poniżej pięciu lat pokazują, że funkcjonują one raczej w trybie alfa - u dorosłych określanym jako stan zmienionej świadomości - niż w normalnym stanie świadomości dojrzałej. Dzieci są otwarte na znacznie większą ilość informacji zawartej w polu niż przeciętny dorosły. W rezultacie dziecko znajduje się w stanie permanentnej halucynacji. Jeśli małe dziecko twierdzi, że pamięta przeszłe życie, przyczyną tego może być niezdolność do odróżnienia własnych doświadczeń od informacji innych ludzi, zmagazynowanych w polu punktu zerowego. Jakaś pospolita cecha - powiedzmy upośledzenie lub szczególny dar - może wywołać skojarzenie i dziecko wychwytuje tę informację, jakby była ona "pamięcią" jego własnego, przeszłego życia. To nie reinkarnacja, ale zaledwie przypadkowe dostrojenie się do czyjejś radiostacji przez kogoś, kto ma zdolność odbioru dużej liczby stacji w dowolnej chwili."

Polecam książkę każdemu, kto chce być na bieżąco ze stanem współczesnej nauki, nie ograniczać się tylko do koncepcji opisanych w oficjalnej literaturze naukowej. Ukazuje ogromną przepaść pomiędzy tym, co piszą "uznani" profesorowie, nabijający sobie licznik wyprodukowanej makulatury bez ryzyka związanego z nowatorstwem, a aktualnym stanem badań. Bo system, w którym ocenia się pracę naukowca na podstawie tego, co, gdzie i w jakiej ilości zapisał, od dawna szwankuje.

poniedziałek, 5 kwietnia 2010

Reforma mieszkaniowa

Zastanawiały mnie ostatnio ceny mieszkań w dużych miastach typu Warszawa. Są astronomiczne.
Współczesny człowiek niewątpliwie ma prawo do dachu nad głową, przecież nikt sobie nie wybuduje szałasu. Przewidując tą sytuację Ustawodawca wprowadził "mieszkania socjalne". W praktyce wiadomo jak wyszło, długo się czeka, w tych lokalach mieszka najgorszy element. A normalni ludzie są zmuszeni brać wieloletnie kredyty (nikt nie chce mieć pijaków i złodziei za sąsiadów) i gonić za każdym groszem. Ponoć praca uszlachetnia, ale są też granice wytrzymałości ludzkiego organizmu oraz psychiki. Im dłużej ludzie są zmuszeni pracować, tym mniej wolnych miejsc pracy i większe bezrobocie.

To wszystko rzekomo w imię "wolnorynkowej gospodarki", a w praktyce chodzi o interesy wąskiej grupy spekulantów, których stać na inwestowanie w zakup wielu mieszkań, co podnosi ceny i zmniejsza dostępną ich ilość.

Łatwo sobie poradzić z tym środkami prawnymi, trzeba tylko chcieć. Oto propozycje:

1) Istnienie mieszkań socjalnych na przyzwoitym poziomie. Byłyby one budowane przez gminę (czy nawet państwo) ze środków własnych i wynajmowane każdemu chętnemu, który spełnia dwa warunki - stać go na opłacenie czynszu oraz żadna z zamieszkujących osób nie wynajmuje innego mieszkania socjalnego ani nie ma własnościowego w promieniu 50 km. Nie może on też wynająć tego mieszkania komuś innemu, co byłoby kontrolowane. Metraż zależny od ilości osób w zamieszkującej je rodzinie (dwa pokoje + kolejny na dziecko lub dwoje)
Zyski z czynszów zasilałyby budżet gminy. Wysokość czynszu trzeba by tak ustalić, by nie dopuścić do tych mieszkań ludzi najuboższych, którzy często je dewastują, np. wyniosłyby 1/3 lub nawet 1/2 średniej pensji w danej okolicy (zawsze mogą zamieszkać dwie osoby). Firmy mogłyby płacić czynsze w imieniu swoich pracowników.

2) Drugą kategorią mieszkań socjalnych byłyby bezczynszowe, położone poza obrębem zabudowań miejskich, przeznaczone dla każdego, kogo z jakiś powodów nie stać na opłacenie czynszu. Nie byłyby to "normalne" mieszkania, tylko coś na wzór ula czy japońskiego hotelu. Sześciokątne cele (w przekroju pionowym), budowane z prefabrykatów, z jednym wejściem chronionym czytnikiem odcisków palca, w środku łóżko, krzesło, stolik, szafa, źródło światła, wbudowany w ścianę terminal komputerowy połączony z siecią (bez możliwości instalacji własnego oprogramowania, zawsze można użyć prywatnego laptopa). Wszystko wandaloodporne, w przypadku zniszczenia wystarczyłoby pomalować i wstawić nowe meble (łóżko, szafę, stolik i krzesło). Nie potrzebowałyby nawet okien, światło dzienne można rozprowadzać po pomieszczeniach światłowodami z kolektora na dachu budowli. Może jeszcze stołówka. Do tego monitoring okolicy.

W przypadku przeprowadzki do nowej miejscowości, np. ze względów zawodowych, trzeba by zwrócić poprzednie mieszkanie, wtedy dostaje się kolejne.

Oczywiście mogą i powinny być też mieszkania oraz domy prywatne, dostępne na rynku. Kto chce większy komfort i stać go na to, to czemu nie. Natomiast pozostawienie kwestii mieszkań wyłącznie "rynkowi" przynosi równie opłakane skutki jak pozostawienie bez nadzoru ceny paliw, energii elektrycznej, wody i innych niezbędnych mediów, z których musi korzystać współczesny człowiek, czy tego chce czy nie.

---dodane---
Chyba właśnie wynalazłem nowy typ budynku. Po publikacji pomysłu nie ma mowy o przyznaniu patentu, ale trudno. Procedury patentowe i tak są zbyt kosztowne jak dla mnie.

Te sześciokątne cele wzorowane na pszczelim plastrze można wytwarzać w fabrykach (trzeba znaleźć materiał, np. laminat szklany, jakieś tworzywo czy nowoczesny beton).

Wystarczy je później dowieźć ciężarówkami na miejsce, ustawić w kompleksy kilkudziesięciu, kilkuset czy nawet kilku tysięcy, w kilku warstwach (3 i więcej pięter). Następnie trzeba by je połączyć ze sobą, dodać na zewnątrz schody oraz podesty z barierkami, podłączyć do mediów. Całość roboty to kwestia... kilku dni i już kilka tysięcy osób znajdzie mieszkanie. Koszty produkcji byłyby minimalne w porównaniu tradycyjnym budownictwem, nawet tym z wielkiej płyty.

---dodane---
Poprawka - wystarczy, by przeciwległa do wejścia ściana była z matowego tworzywa przepuszczalnego dla światła. Ewentualnie lustrzanego, ze środka można by patrzyć na zewnątrz, z zewnątrz wnętrze byłoby niewidoczne.
Natomiast podesty na zewnątrz są zaletą, biorąc pod uwagę jak wyglądają klatki schodowe bloków.

niedziela, 4 kwietnia 2010

Fizyka podróży międzygwiezdnych

Możliwość pokonywania odległości międzygwiezdnych w czasie liczonym w sekundach wynika ze znanych od dziesięcioleci praw fizyki kwantowej. Na świecie najwyraźniej naukowcy mają problem w połączeniu ich ze sobą, w Polsce jest jeszcze gorzej, często w ogóle nie znają tych praw.

Oto one:
1) Generowanie materii z pola kwantowego (tzw. próżni). Cząsteczki subatomowe nie powstały dawno temu raz na zawsze, one są ciągle podtrzymywane w istnieniu przy pomocy energii punktu zerowego.
2) Brak tożsamości cząsteczek subatomowych. Chodzi o to, że w układzie można dowolną z cząsteczek subatomowych zastąpić inną cząsteczką tego samego typu, wtedy stan układu się nie zmieni. Czyli cząsteczki subatomowe tego samego typu są identyczne ze sobą.
3) Zjawisko nielokalności pola kwantowego. Znane jest doświadczenie z "bliźniaczymi elektronami" - kiedy jeden z nich podlega jakiemuś wpływowi, w tym samym czasie reagują obydwa, niezależnie od dzielącej je odległości. Mamy tu do czynienia z transmisją informacji z nieskończoną szybkością. Wynika to z tego, że na pewnym poziomie (wymiarze) odległości nie istnieją, wszystko znajduje się tak jakby w jednym miejscu.

Można by powiedzieć, że dotyczy to tylko cząsteczek subatomowych, w makroświecie to nie działa. Ale przecież nie ma powodu, by nie działało, właściwości obiektu (np. statku kosmicznego) są sumą właściwości cząsteczek składowych.

Pojawiają się koncepcje dotyczące "teleportacji" cząsteczek subatomowych, są już przeprowadzone pierwsze eksperymenty udowadniające taką możliwość. Naukowcy jak zwykle coś pokręcili i uważają, że aby teleportować duży obiekt należy rozłożyć go na cząsteczki i teleportować każdą z osobna, a później złożyć je ze sobą. To już było pokazane w filmach "StarTrek". W praktyce rozłożenie obiektu na cząsteczki a później złożenie go jest trochę skomplikowane, na tyle by nigdy się nie udało.

Jakoś nikt nie wpadł na oczywisty pomysł, że można w ten sposób teleportować całość, pod warunkiem że będzie w czymś w rodzaju stanu koherentnego (spójnego), w rezonansie. Można to uzyskać dzięki działaniu odpowiednio ukształtowanego pola magnetycznego wysokiej częstotliwości.

---
Tak sobie tylko teoretyzuję.
Tego ani wielu innych eksperymentów przeprowadzić nie mogę, bo po prostu nie mam dostępu nawet do podstawowych przyrządów (te nieliczne które mam nie działają przy częstotliwościach mikrofalowych).
W Radomiu zostać nie mogę, bo tubylcy często nie wiedzą czym jest elektryczność i boją się Szatana (kto może wyjeżdża i tacy zostają), wyjechać też nie mogę, bo wszędzie obawiają się, że im zabiorę wszystkie miejsca pracy - w tym kraju o przyszłości człowieka decyduje miejsce urodzenia zapisane w dowodzie.
Dlatego tak często poruszam tematykę tych podróży, jak nie ma dokąd udać się w poziomie, zawsze zostaje kierunek pionowy.

---dodane 7 kwietnia 2010 roku---
W 2003 roku fizycy wierzyli, że nigdy nie uda się teleportować kompletnego atomu. W 2004 roku austriackim naukowcom z Uniwersytetu w Innsbrucku udało się teleportować atomy wapnia, natomiast naukowcy z National Institute of Standards and Technology w Boulder w Kolorado teleportowali atomy berylu.
Ostatnio usłyszałem o teleportacji promienia laserowego, ale nie znam szczegółów.
Wystarczy połączyć fakty, materię z właściwościami promienia lasera (koherencją) i już jest poszlaka do opracowania teleportacji dużych obiektów.
Już Louis de Broglie odkrył, że materia jest falą.

sobota, 3 kwietnia 2010

Chronowizor

W latach 60-tych XX wieku benedyktyn, ojciec Pelegrino Ernetti, skonstruował urządzenie służące do rekonstrukcji zdarzeń z przeszłości w postaci dźwięków i trójwymiarowych obrazów.

Francois Brune, który znał zakonnika osobiście, opisał wyniki swoich poszukiwań we właśnie wydanej książce "Chronowizor - urządzenie do badania przeszłości" (Le chronoviseur). Oto jedyny opis, jaki uzyskał od konstruktora:
"Nic ci to nie da, ale mogę bez większego ryzyka zaspokoić twoją ciekawość. Aparat składa się z trzech części. Pierwszą stanowią liczne, połączone ze sobą anteny, wykonane ze stopów zawierających wszystkie metale, zdolne wychwytywać wszelkie długości fal. Druga część to selektor pracujący z prędkością światła. Można go ustawić - w swoistym obwodzie zamkniętym - na wybranej osobie, dacie i miejscu. Dzięki temu urządzenie śledzi później tego człowieka przez cały czas. Trzecią częścią jest po prostu aparat umożliwiający rejestrowanie uzyskanych obrazów i dźwięków."

Urządzenie zostało zdemontowane na polecenie Watykanu. Nie są znane dalsze szczegóły konstrukcyjne, nie przetrwały jakiekolwiek inne opisy, rysunki czy fotografie.
Prawdopodobnie do wyświetlania obrazów służył rodzaj kulistej komory mgłowej. Można było obserwować dane zdarzenie z dowolnego punktu widzenia (perspektywy), nie tylko rozgrywające się w przeszłości czy w dużej odległości, ale nawet w najbardziej prawdopodobnej przyszłości. Obraz nie był zbyt wyraźny.

Ów przykład pokazuje, jaki potencjał tkwi jeszcze w technice. I niebezpieczeństwo, kiedy dostanie się w niepowołane ręce. Tego typu urządzenia są bardzo proste konstrukcyjnie, a dają niesamowite możliwości. Cóż, wystarczająco zaawansowana technika nie różni się od magii.

Koncepcja "pamięci Wszechświata" pojawiła się już tysiące lat temu w hinduskich Wedach, zwana była Kroniką Akaszy. Biblia i Koran również wspominają o księdze, w której wszytko jest zapisane.
Współcześnie występuje w niektórych teoriach dotyczących fizyki kwantowej oraz biofizyki. Według nich mózg nie zapamiętuje informacji w postaci połączeń sieci neuronowej, lecz jest rodzajem przekaźnika, zapisującego w polu kwantowym informacje przyjmujące postać wzorów interferencyjnych fal. Badania udowodniły, że wspomnienia nie są umiejscowione w konkretnych partiach mózgu.
Teorie te wyjaśniają również przeżycia w stanie śmierci klinicznej, polegające na obserwowaniu swojego ciała z zewnątrz oraz wydarzeń w sąsiednich pomieszczeniach. Otóż to nie żaden duszek fruwa sobie wokół, tylko mózg przestając funkcjonować uzyskuje dostęp do informacji zapisanych w polu kwantowym. Dzięki jego holograficznym właściwościom i zjawisku nielokalności nawet najmniejszy obszar przestrzeni (próżni) zawiera informacje o całości Wszechświata.
Natomiast w buddyzmie warunkiem koniecznym do oświecenia jest oczyszczenie umysłu z wszelkich myśli.

czwartek, 1 kwietnia 2010

Przesłanie Raela

Być może niektórzy obawiają się zwerbowania przez ową rzekomo "niebezpieczną sektę" poprzez samo przeczytanie książki lub nie mają czasu na lekturę, więc spróbuję streścić w kilku słowach ich poglądy.

Otóż mieszkańcy innych światów dawniej dla własnego bezpieczeństwa i w celach wychowawczych udawali "bogów", a współcześnie chętnie nawiązaliby oficjalne kontakty z ludzkością, lecz nie bardzo mają z kim. Ludzie u władzy okazują się być debilami i krętaczami, a ci bardziej rozgarnięci nie posiadają wystarczających wpływów by zapewnić bezpieczeństwo planetom gości.

Natomiast coraz częstsze ostatnio pokazywanie się statków ma na celu oswojenie ludzi z ich obecnością, by zminimalizować szok kulturowy przy pierwszym kontakcie.

I to cała tajemnica.

-----
Jacy naprawdę są politycy jest oczywiste dla kogoś znającego podstawy psychologii i mowy ciała. Prości ludzie może i dają się nabierać na te przedstawienia teatralne, lecz wystarczy minimalna wiedza, by ich przejrzeć.

Na czym polega ryzyko kontaktu może wyjaśni wymyślone przed chwilą opowiadanie:
Pewien z wyglądu frajer kupuje sobie laptopa na wyprzedaży, wraca do domu i jego samochód nagle wlatuje w dziurę czasoprzestrzenną. Przenosi się w czasy międzywojenne, a na jego ślad wpadają agenci wywiadów największych mocarstw. Rozpoczyna się bezwzględne polowanie, gdyż ów laptop i wiedza użytkownika mają kluczowe znaczenie militarne w przyszłej wojnie światowej (np. łamanie szyfrów wroga)...
To byłby nawet ciekawy scenariusz filmowy. Ale chodzi o to, że coś, co dla bardziej zaawansowanych istot jest banalną codziennością, dla prymitywniejszych wydaje się być sensacją.